Nigeria: ocaleni z porwania w katolickiej szkole wspominają koszmar i uwolnienie
23 grudnia 2025 | 05:00 | o. jj | Abudża/Nowy Jork Ⓒ Ⓟ
AP Photo/Sunday AlambaPorwanie z 21 listopada, w którym uprowadzono 253 dzieci oraz 12 pracowników szkoły St. Mary’s Catholic School, było największym tego typu zdarzeniem w Nigerii od czasu, gdy w 2014 roku zbrojna grupa Boko Haram porwała 276 dziewcząt z miejscowości Chibok, co wywołało światową kampanię na rzecz ich uwolnienia.
To wydarzenie pokazuje, jak bardzo bezpieczeństwo w kraju uległo degradacji, mimo lat publicznych protestów. Porywacze często wybierają szkoły z internatem, które są jedyną szansą na edukację dla ubogiej ludności wiejskiej, takie jak St. Mary’s, gdzie większość uczniów pochodzi z rodzin rolniczych o skromnych dochodach.
Od lat słychać ostrzeżenia dotyczące zagrożeń dla chrześcijan w Nigerii, podsycane falą ataków i porwań dokonywanych przez uzbrojone grupy i islamskich bojowników. Jednak cierpią Nigeryjczycy wszystkich wyznań, bo coraz częsciej zdarzają się masowe porwania dla okupu.
Rozmowy dwojga amerykańskich dziennikarzy amerykańskiego dziennika “New York Times” z biura w Afryce Zachodniej, z rodzicami, przedstawicielami Kościoła katolickiego oraz z uczniem, Stephenem, który tamtej nocy zdołał uciec, ukazują społeczność zdruzgotaną atakiem i rozczarowaną reakcją rządu. Rodzice otrzymali niewiele informacji o dzieciach, które wciąż są przetrzymywane, i wielu obawia się, że władze ponownie ograniczą się do zamykania szkół zamiast ich zabezpieczania.
W noc porwania Markus Philip, rolnik mieszkający kilka kilometrów od szkoły, obudził się około północy, słysząc ryk motocykli. Podbiegł do okna i, jak mówi, naliczył blisko 50 motocykli jadących w stronę Papiri, gdzie jego jedyne dziecko, dziesięcioletnia Rita, uczyła się w internacie St. Mary’s. Philip próbował ostrzec mieszkańców Papiri, dzwoniąc do nich, ale nikt nie odbierał. Wyszedł więc na drogę i ukrył się, czekając, aż motocykle wrócą. Po długim czasie przejechał samochód z dwoma uzbrojonymi mężczyznami stojącymi na dachu. A potem dobiegł go dźwięk przypominający pasterzy pędzących bydło, wybijających kurz. Gdy odgłos się zbliżał, serce mu zamarło. To była grupa dzieci otoczona przez uzbrojonych mężczyzn, pieszo i na motocyklach. „Biegnijcie!” – krzyczeli w języku hausa. Nie widział Rity w tym chaosie. A potem zniknęli. „Gdybym miał broń, ruszyłbym za nimi” – powiedział w wywiadzie. „Wolałbym umrzeć, niż stracić córkę”.
Wspomniany uczeń Stephe na początku myślał, że śni. Usłyszał głosy i uderzenia wewnątrz internatu w katolickiej szkole w gdzie się uczył, opowiadał. Otworzył oczy. Obok jego łóżka przechodził uzbrojony mężczyzna. 18-latek rzucił się pod łóżko, ale było już za późno. Napastnik wyciągnął go na zewnątrz, gdzie jego siostra, kilkoro pracowników szkoły, trzech najlepszych przyjaciół oraz setki innych dzieci, niektóre miały zaledwie cztery lata, leżały na ziemi. Wielu było ubranych tylko w bieliznę. Uzbrojeni mężczyźni związali ręce starszym uczniom, a po północy wypędzili ich przez bramę niczym stado bydła.
Stephen opowiadał dalej, że był częścią tej kolumny dzieci, które w ciemnościach maszerowały drogą, starsze rodzeństwo niosło najmłodszych, mijali wioski i targ. Porywacze krążyli motocyklami tam i z powrotem, poganiając uczniów. Wśród nich była trzynastoletnia siostra Stephena, Fibi. Została ona posadzona na jednym z motocykli i chłopak zastanawiał się, jak sobie poradzi. Potem przyszła jego kolej. Motocykl jechał wolniej i gdy tylne koło ugrzęzło w głębokim piasku, Stephen, jak mówi, zobaczył swoją szansę. Zsunął się niezauważony, a kierowca odjechał w noc. Gdy jego koledzy ze szkoły i siostra zmierzali ku niewoli, Stephen pobiegł z powrotem tą samą drogą. W końcu znalazł znajomego rodziny, który zawiózł go do domu. Zobaczył matkę, płaczącą na zewnątrz z sąsiadami. Pobiegła do niego i objęła go.
Rodzice z około 50 wiosek obsługiwanych przez szkołę – rozsianych na obszarze stanu Niger, w północno-zachodniej części kraju, w pobliżu ogromnego zbiornika wodnego, budzili się, słysząc wiadomości o porwaniu. Większość z nich to biedni rolnicy, którzy jednak z trudem zbierali pieniądze, aby posłać dzieci do szkoły znanej z tego, że kształci przyszłych lekarzy i prawników.
Elizabeth Samuel próbowała dowiedzieć się, co stało się z jej najmłodszym synem, 16-letnim Lamkusu, wysokim i łagodnym chłopcem. O drugiej w nocy krewni zapukali do okna, budząc ją wiadomością o porwaniu. Jej mąż pojechał do szkoły i wrócił z torbami Lamkusu. Nie była w stanie nawet na nie spojrzeć. Przez kolejne tygodnie pani Samuel nie mogła ani jeść, ani spać. Dowiedziała się, że Lamkusu został schwytany, gdy pomagał innym dzieciom przeskoczyć ogrodzenie, by uniknąć porwania. Początkowo, jak przyznała, „byłam na niego zła. Mówiłam: ‘Dlaczego zrobił coś takiego, zamiast ratować własne życie?’ Ale potem pomyślałam, że zrobił dobrze”.
Słyszała o rodzinie, która zapłaciła okup w wysokości 30 mln nair nigeryjskich (ok. 20 tys. dol.) za dwóch braci. Sama jednak, jako pracownica służby zdrowia i drobna rolniczka uprawiająca orzeszki ziemne, nie była nawet w stanie zapłacić semestralnej opłaty Lamkusu w wysokości 124 dol. „Wiem, że mnie na to nie stać” – powiedziała. „Sprzedam wszystko w domu, a i tak nie uzbieram nawet miliona”.
Wielu rodziców spodziewało się, że wojsko odbije ich dzieci. Tymczasem, jak twierdzili, żołnierze przybyli następnego ranka i ignorując informacje o drodze ucieczki porywaczy, ruszyli w przeciwnym kierunku. „To nie było nieporozumienie” – powiedział ks. Musa John Gado, wikariusz generalny diecezji prowadzącej szkołę. „Tylko Bóg wie, dlaczego tak postąpili”.
Przedstawiciel nigeryjskiego ministerstwa obrony ani żaden urzędnik stanowy nie odpowiedzieli na prośby o wyjaśnienie. „Traktują nas po prostu jako wieśniaków, ludzi z odległych terenów” – powiedział Markus Philip. „Mamy niski poziom wykształcenia i nikt nie ma odwagi się za nami wstawić”.
Gdy w niedzielę uwolniono 99 uczniów, władze stanowe nagle stały się widoczne. Następnego dnia urzędnicy zaprezentowali straumatyzowane, zdezorientowane dzieci przed kamerami w stolicy stanu. Rodziców nie poinformowano o uwolnieniu dzieci: dowiedzieli się o tym, oglądając wiadomości.
Po tym, jak w mediach społecznościowych pojawiły się informacje o uwolnieniu części uczniów, pani Samuel i pan Philip pojechali 160 mil do stolicy stanu, mając nadzieję, że Lamkusu i Rita będą wśród nich. Podjechał konwój opancerzonych samochodów, potem autobusy, z których wysypały się dziesiątki dzieci, ubrane w nowe stroje.
Pani Samuel powiedziała, że bała się patrzeć, obawiając się, że nie zobaczy syna. W końcu jednak odwróciła głowę i go dostrzegła. „To moje dziecko!” — wykrzyknęła i zaczęła chwalić Boga.
Obok niej pan Philip rozpaczliwie przyglądał się twarzom dzieci. Rity jednak nie było. Inne dzieci powiedziały mu, że Rita nadal jest przetrzymywana, razem z większością młodszych uczniów. Mówili, że porywacze ją karmią, ale nie był w stanie pytać o więcej. „Zacząłem się trząść” – powiedział. „Nie wiedziałem, co się właściwie dzieje. Na końcu po prostu usiadłem i zamilkłem. Tylko to mogłem zrobić”.
Pani Samuel mogła uściskać Lamkusu tylko przez chwilę, zanim zabrano go na zdjęcia do mediów społecznościowych gubernatora. Po zakończeniu ceremonii pozwolono jej porozmawiać z nim przez kilka minut. Lamkusu opowiedział, że około stu porywaczy kazało dzieciom iść pieszo przez busz przez wiele godzin. Najmłodsi jechali na tylnym siedzeniu i w bagażniku samochodu, który widział pan Philip. Gdy dotarli do obozu porywaczy, Lamkusu został zamknięty z innymi starszymi dziećmi i nauczycielami w pomieszczeniu tak małym, że musieli spać na zmianę. W niedzielę, mówił, nagle posadzono ich na motocyklach, przewieziono do parku narodowego i przekazano innej grupie uzbrojonych mężczyzn. Dopiero gdy mężczyźni kupili im jedzenie, dzieci uwierzyły, że są to żołnierze, którzy przyjechali zabrać je do domu.
Może minąć dużo czasu, zanim dzieci wrócą do nauki. Po ataku na St. Mary’s osiem stanów, w tym Niger, nakazało zamknięcie wszystkich szkół z powodu braku bezpieczeństwa. Wielu rodziców sprzeciwia się temu, domagając się zamiast tego realnej ochrony szkół.
Dzieci polityków często uczą się za granicą, zauważył pan Philip, ale dla ubogich rolników edukacja w szkole katolickiej jest jedyną opcją. „Zamykanie szkół nie jest rozwiązaniem tego problemu” – powiedział. Na razie całą nadzieję na uwolnienie córki pokłada w wierze i gorącej modlitwie. Nazwał ją na cześć św. Rity, patronki spraw beznadziejnych. „Ona jest jak cel mojego życia, nawet czymś więcej niż celem” – powiedział i dodał: „Ona jest moją nadzieją”.
Cytowane przez BBC 22 grudnia władze nigeryjskie poinformowały, że udało się uwolnić pozostałych 130 uczniów i nauczycieli ze szkoły St. Mary.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.

