150 lat temu Giuseppe Verdi wykonał po raz pierwszy swoje Requiem
20 maja 2024 | 17:58 | KAP, tom | Mediolan Ⓒ Ⓟ
150 lat temu, wieczorem 22 maja 1874 roku, w Mediolanie miało miejsce europejskie wydarzenie kulturalne najwyższej rangi. Maestro Giuseppe Verdi wykonał swoją „Messa da Requiem” w kościele San Marco. Przybyła publiczność z kraju i zagranicy. 60-latek był już gwiazdą uznaną na całym świecie. Dwa i pół roku wcześniej, podczas otwarcia Kanału Sueskiego i na zaproszenie egipskiego króla, jego opera „Aida” miała swoją premierę w Kairze.
W Mediolanie Verdi i setki gości upamiętniały zmarłego rok wcześniej pisarza Alessandro Manzoniego, uważanego za narodowego pisarza i poetę wciąż młodego Królestwa Włoch. Verdi, sam gorący zwolennik ruchu zjednoczenia Włoch, skomponował Requiem na cześć Manzoniego.
Kiedy maestro stanął przed 120-osobowym chórem i 100-osobową orkiestrą, w kościele zapada martwa cisza. Gdyby nie wiolonczeliści wydobywający wyciszone dźwięki ze struny swoich instrumentów, nie zdawano by sobie sprawy, że utwór już się rozpoczął. Potem, wciąż pianissimo, dołączają altówki i skrzypce. „Requiem aeternam”, chór wypowiada pierwsze słowa modlitwy wstępnej: „Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci”. Teksty katolickiej mszy requiem dostarczyły kompozytorowi libretta do „opery w stroju liturgicznym”, tak jak lubił i sam ujął w słowa Verdi: „zwięźle i wzniośle, bez zbędnych słów”.
Niebo czy piekło, życie czy śmierć
Verdi już w swoich operach pokazywał, jak ludzie konfrontują się ze sobą i swoim losem. W Requiem stawką po raz kolejny jest całe życie. Wszystko albo nic – niebo albo piekło, życie albo śmierć. Podobnie jak wielu patriotycznych rodaków, Verdi mógł sprawiać wrażenie antyklerykała, tym bardziej, że papież sprzeciwiał się zjednoczeniu Włoch, ale był wierzący. Według znanego niemieckiego dziennikarza muzycznego Maxa Nyffelera, „śmierć jest tak wszechobecna w twórczości kompozytora, jak jej przeciwieństwo, miłość jako najwyższy wyraz życia”. Verdi musiał doświadczyć obu w młodym wieku.
Po zaledwie dwóch latach małżeństwa zmarli kolejno jego córka, syn i żona. W 1840 roku, w wieku 27 lat, został bez rodziny. Ból i współczucie towarzyszyły mu przez całe życie, podobnie jak wątpliwa nadzieja na życie pozagrobowe. Verdi wplótł odpowiednią paletę uczuć i myśli w swoje Requiem – z szeptami i pizzicato, kotłami i trąbkami.
Po części mszy, introicie i wezwaniu „Kyrie eleison” (Panie, zmiłuj się), cicho błagalnym i rozpaczliwie wołanym przez solistów i chór, następuje „Dies irae”, „dzień gniewu”. „Ten dzień”, w którym „świat rozpada się w proch”, opada z dynamicznym fortissimo. Pożary, burze, trzęsienia ziemi i grzmoty – Verdi łączy „tutti”, tworząc muzyczną „scenografię czasów ostatecznych”. Podczas słuchania wyłania się akustyczna wersja obrazu Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej, podzielona na poszczególne obrazy, od nagiego strachu przed śmiercią do niepewnej, kruchej nadziei na odkupienie. Strach przed zbliżającym się „królem straszliwych mocy” jest inscenizowany fortissimo przez instrumenty dęte blaszane i basowe, podobnie jak błaganie: „Ocal mnie, źródło dobroci”, które stopniowo pojawia się w partiach wokalnych.
Strach przed zemstą i nadzieja na odkupienie
Według biografów Verdi był człowiekiem wierzącym, ale przyznawał się też do wątpliwości. Według Nyffelera tę postawę słychać również w Requiem. Verdi „odważył się spojrzeć w nowoczesną otchłań nicości bez religijnej liny bezpieczeństwa”. Niemniej jednak zawsze po nich następuje zwrot ku chrześcijańskiemu przesłaniu nadziei.
Soliści przedstawiają dramat śmierci i żałoby, strach przed zemstą i nadzieję na odkupienie z perspektywy duszy zmarłego. Chór robi to dla pogrążonych w żałobie i całej ludzkiej społeczności. Ale ponieważ jest to msza requiem dla włoskiego poety narodowego Manzoniego, jego rodacy mogą czuć się jej adresatami. Sam kompozytor jest obecnie włoską ikoną. Kiedy zmarł w Mediolanie w 1901 roku, 300 000 ludzi oddało mu ostatni hołd.
Ze względu na wielki sukces, jego Requiem zostało również wykonane kilka razy w mediolańskiej La Scali wkrótce po premierze. Później odbyły się wykonania w Paryżu i Wiedniu. Choć początkowo nie obyło się bez kontrowersji, Requiem Verdiego, trwające niecałe półtorej godziny, i tak za długo jak na mszę, stało się dziełem przeznaczonym do sal koncertowych. „Malarstwo tonalne z najbardziej intensywnymi kolorami i bez najmniejszej białej plamy”, napisała holenderska teolog Mariele Wulf. Jej zdaniem „Verdi przeciwstawia nicości śmierci całą paletę ludzkich uczuć i boskiego zbawienia. Mniej niż wszystko nie jest możliwe w obliczu tej muzyki” .
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.