PRZEWODNIK KATOLICKI: „Nowe jutro” dla Kuby
Rok: 2011
Autor: Media katolickie
Ks. Paweł wierzy, że to Pan Bóg zaprowadził go na misję kubańską. Z wielkim przekonaniem opowiada o błogosławionym w skutki własnym spotkaniu z Janem Pawłem II, który wzbudził w nim odwagę do takiego przedsięwzięcia. Poza tym „to coś naprawdę wzruszającego – wyznaje – a zarazem jakże mobilizującego móc czytać autobiografię założyciela naszego zgromadzenia św. Antoniego Marii Klareta, który w latach 1851–1856 był arcybiskupem Santiago de Cuba i odnajdywać nazwy miejscowości, gdzie kiedyś on – jak ja dziś – głosił Ewangelię. Albo czy to nie wspaniałe móc odnaleźć w jednej z ksiąg parafialnych jego własnoręczny podpis z wizytacji kanonicznej, czy widzieć jak jego opisy są zbieżne z tym, co widzą moje oczy”.
Z ks. Pawłem Szulcem, misjonarzem w Hawanie rozmawia ks. Piotr Gąsior
Z kim w Hawanie można współpracować, a na kogo trzeba uważać?
– Na misjach człowiek pokornieje i uczy się większej otwartości. Nasi współpracownicy nie zawsze są mocno związani z Kościołem. Liczymy na współpracę z tymi, którzy przejawiają wolę do jej podjęcia. Później staramy się pomóc w podejmowaniu różnych zadań przez formację. Bardzo często taki proces staje się dla danej osoby drogą do Boga. Owszem, zdarza się, że nie wszyscy ludzie mają do końca szlachetne intencje. Jednak i oni zawsze mogą liczyć na naszą modlitwę, dialog i wyciągniętą dłoń.
Dlaczego w domach czy na plebanii konieczne są kraty?
– Okazja czyni złodzieja niezależnie od szerokości geograficznej. Wielu ludzi na Kubie ledwie wiąże koniec z końcem i to rodzi czasami ekstremalne zachowania. Niektórzy rabunek traktują niemal jak zawód. Jest też inny powód: ze względu na klimat, wysoką temperaturę i wilgotność okna nie mają szyb, więc potrzebne są kraty.
Czego ludzie boją się najbardziej?
– Chciałoby się odpowiedzieć, że przyszłości, ale myślę, że dla Kubańczyków „jutro” jest pełne nadziei. Oni czekają na „nowe jutro” dla siebie, swoich rodzin, dla ojczyzny. Są lęki codzienne: czy zdołam dostać się na jakikolwiek środek lokomocji i zdążę do pracy i są lęki poważne: przed wyrażaniem w sposób wolny tego, co się myśli i czuje.
Naprawdę każda parafia ma swojego opiekuna stróża w postaci stałego funkcjonariusza tutejszych służb bezpieczeństwa?
– Wiemy, że istnieją anioły, które się zbuntowały przeciwko Bogu i działają na szkodę człowieka. Czy docierają także na Kubę? Chyba tak, bo to przecież stworzenia inteligentne i są ich podobno całe zastępy. Czy mogłyby się ucieleśnić? Nie wiem. Zostawmy to…
Czy wolno prowadzić duszpasterstwo, np. urządzając procesje, odwiedzając chorych w szpitalach, służąc jako kapelan w wojsku?
– Z odwiedzinami chorych w szpitalach nie ma problemów. Wystarczy, że rodzina poprosi o wizytę księdza. Zawsze spotykałem się z życzliwością lekarzy czy pielęgniarek. Natomiast ani w szpitalach, ani w wojsku nie ma stałych kapelanów. A wszelkie publiczne akty religijne muszą uzyskać specjalne pozwolenie departamentu do spraw wyznań.
Dlaczego tak mało osób uczestniczy życiu parafii?
– Nie wnikając w zawiłości historyczne, kulturowe i socjologiczne, wystarczy powiedzieć, że Kuba to nadal kraj misyjny. Ludzie we wspólnotach to ci, którzy otrzymali solidną formację chrześcijańską w szkołach prowadzonych przez Kościół jeszcze przed rewolucją. Ale jest to pokolenie, które już wymiera. Nadal zakorzenione są bardzo mocno schematy mentalnościowe sprzed rewolucji, że Kościół jest dla ludzi bogatych i tylko dla ludności białej. Okres po rewolucji to ateizacja. A wszystko to w bliskości bardzo silnego i zawsze obecnego na Kubie synkretyzmu religijnego. Musimy więc powtórzyć za Janem Pawłem II: Potrzeba nowej ewangelizacji. Zwłaszcza na Kubie.
Jak wygląda katechizacja na wyspie?
– Uczestnictwo dzieci jest bardzo nieregularne. Powodem są np. rozwiedzeni rodzice, wiele dzieci raz jest u mamy, a raz u taty. Program szkolny jest przeciążony różnego rodzaju zajęciami dodatkowymi, które sprawiają, że dzieci mają niewiele czasu dla siebie, a więc także, aby uczestniczyć w tym, co proponuje Kościół. Po ukończeniu podstawowej edukacji udają się do internatów i w tym momencie kontakt z rodziną i Kościołem jest jeszcze rzadszy.
Jak księża docierają do dorosłych?
– Życie codzienne, praca, troska o rodzinę pochłaniają dorosłym bardzo wiele czasu. W warunkach polskich trudno sobie wyobrazić, że na przykład ktoś wraca do domu, a tu nie ma światła czy wody albo w piekarni zabrakło chleba. Myśląc o formacji ludzi dorosłych, trzeba powiedzieć, że to właśnie katechizowane dzieci stanowią dla nas drogę do dorosłych.
W tych trudnych warunkach bytowych ważna jest na pewno praca charytatywna Kościoła.
– Praktycznie każda parafia realizuje działalność charytatywną. Są parafie, przy których działają stołówki dla ubogich. W innych rozdzielamy produkty żywnościowe. Dzieciom, które przychodzą na niedzielną Mszę i katechezę, oferujemy śniadania.
Wiem, że na Kubie jest niewielu kapłanów. Dlaczego, zdaniem Księdza, brakuje powołań kapłańskich?
– Kiedy Jezus mówi o potrzebie modlitwy o powołania, umiejscawia ten temat w kontekście żniw. Myślę, że gdyby dzisiaj miał mówić o tym samym w warunkach kubańskich, to usytuowałby problem w kontekście siejby, a nie żniw. I może powiedziałby: Proście Pana, aby wyprawił wielu siać ziarno prawdy, miłości, sprawiedliwości, nadziei i wiary. Na plon przyjdzie pewnie jeszcze długo poczekać. Ale siać trzeba bez zwątpienia, że jednak będzie plon.
Przy tak trudnych warunkach pracy duszpasterskiej istnieje zapewne także problem narzeczonych i małżeństw.
– Sytuacja jest podobna jak z innymi praktykami religijnymi i powołaniami. Młode dziewczyny nie mają zaufania do mężczyzn, jeżeli chodzi o wierność. Istnieją problemy rasowe. Niezdolność do dotrzymywania danego słowa, do poświęcenia. Głęboko zakorzenione przekonanie, że Kościół jest dla kobiet, a nie dla mężczyzn. Oto nasze problemy. Istnieje też problem demograficzny związany z tym, że większość emigracji kubańskiej stanowią mężczyźni. Na wyspie w znacznym stopniu dominują więc kobiety. W ciągu 10 lat spotkałem tylko jedno małżeństwo ludzi młodych. Pozostałe pary to osoby starsze, którym zależy na kanonicznym unormowaniu już istniejącego związku.
Chrześcijaństwo kojarzy nam się ze świętowaniem uroczystości religijnych, przeżywaniem ich w rodzinnym gronie. W ilu kubańskich domach obchodzi się święta Bożego Narodzenia?
– Na Kubie dopiero od czasu wizyty Jana Pawła II uznano 25 grudnia za dzień wolny od pracy. Nie oznacza to jednak, że stał się on znaczącym świętem. Ludzie nie wiedzą, co należy świętować. Przede wszystkim problem jest w tym, że bardzo mocno zakorzeniły się w nich obchody końca roku czy triumfu rewolucji, które przypadają na ten sam czas. Jest to bardzo aktualne wezwanie misyjne. Staramy się zachęcić do przeżywania świąt, wprowadzamy zwyczaj posiłku rodzinnego. Ale jest to trudne, bo w wielu domach czasem tylko jeden członek rodziny jest katolikiem, a inni nie. W kościołach jest odpowiedni wystrój, szopka, koncert kolęd, jasełka, odprawiana jest Pasterka. W niektórych domach pojawia się choinka. Mam nadzieję, że z czasem przestanie to być tylko moda na inny wystrój domu, ale stanie się to znakiem przeżywanego autentycznie chrześcijaństwa. Oby nie wróciły czasy, kiedy posiadanie w domu choinki było przestępstwem.
Czy można oficjalnie błogosławić domy wiernych?
– Tak. I myślę, że jest to najwłaściwsza droga w pracy duszpasterskiej. Ludzie mają wiele błędnych wyobrażeń o Kościele, o Panu Bogu, wiele przesądów. Bezpośredni kontakt zawsze daje okazję, aby coś wyjaśnić, zachęcić, przełamać bariery.
Na Kubie trzeba się na pewne rzeczy uodpornić. Trzeba na przykład pamiętać, że…
– …tu się nie mówi: proszę pana czy pani, lecz towarzyszu/towarzyszko. Trzeba przywyknąć do tego, że tu nikt nie traktuje na serio zegarka. Piętnaście minut czy 24 godziny opóźnienia to dla Kubańczyków żaden problem. Trzeba jeszcze pamiętać, że to bardzo dowcipny naród i że ludzie potrafią wymyślić żart nawet na kanwie śmierci kogoś bliskiego. Ważne jest wreszcie i to, że Kubańczyk wie wszystko najlepiej.
Jaki ma Ksiądz kontakt z Polską?
– Rozmowy telefoniczne są bardzo drogie. Około 6 dolarów za minutę. Najczęstszy kontakt to poczta elektroniczna. Z tradycyjnymi listami bywa różnie. Wiem, że niektórych nigdy nie otrzymałem.
Czy zdarzyły się deportacje duchownych katolickich z Kuby?
– W ostatnim dziesięcioleciu chyba nie, aczkolwiek ja kilka lat temu, na skutek manipulacji i fałszywych donosów, znalazłem się w grupie księży, których miano zamiar wydalić. Nasze pozwolenia na pobyt są krótkoterminowe. Ciągle trzeba prosić o przedłużenie. I to jeszcze jedna z tych spraw, do których trzeba się przyzwyczaić.
Czy poza tym kubańskie władze komunistyczne bardzo Kościołowi „dokuczają”?
– Nie, dopóki Kościół przestrzega ustalonych przez nich reguł, np. nie wypowiada się na tematy społeczne.
Jak długo jest Ksiądz na wyspie?
– Jestem tu ponad 11 lat. Powód mojego przyjazdu był prosty: zaistniała potrzeba, aby zasilić personalnie jedną z naszych klaretyńskich wspólnot, a ponieważ było to po wizycie na Kubie Jana Pawła II, władze wydawały trochę więcej pozwoleń na przyjazd misjonarzy. Wcześniej trwało to latami.
Gdzie Ksiądz dotychczas pracował?
– Kiedy przybyłem na Kubę, nasze Zgromadzenie Misjonarzy Klaretynów miało cztery placówki: dom formacyjny dla postulantów i duszpasterstwo w Hawanie, parafie i centra misyjne w Santiago de Cuba i Guantánamo oraz parafię Guaimaro w diecezji Camaguey wraz z kilkunastoma punktami dojazdowymi, które mogłyby stanowić oddzielne parafie. Był to teren ok. 4000 km2 na dwóch księży. Miałem być tym trzecim, który ich wspomoże. Po 3 miesiącach spędzonych w Hawanie uznano, że Pablo ya habla en español bastante bien (Paweł już mówi po hiszpańsku dosyć dobrze) i wysłano mnie na „front”. To były prawdziwe misje. Może bez afrykańskiej egzotyki, ale za to z tym, co to słowo naprawdę oznacza: z pierwszym pukaniem do drzwi domów, budzeniem zaufania, zawieraniem przyjaźni i pierwszymi rozmowami o Bogu. Przepracowałem tam pięć lat, które wspominam ze wzruszeniem. Potem zostałem przeniesiony do Hawany. Tutaj mam nieco inne zadania: zapewnienie funkcjonowania domu formacyjnego i duszpasterstwo, które trochę przypomina pracę w polskiej, wielkomiejskiej parafii.