1000km, 2,5 dnia i 16 godzin
18 kwietnia 2012 | 09:24 | Wolontariusze Don Bosco Ⓒ Ⓟ
Uwielbiam Zambię za to, że tak lubi wszystko świętować! Ostatnio dzięki temu trafił nam się piękny długi weekend. Najpierw był Dzień Kobiet, później Dzień Młodzieży –dni ustawowo wolne od pracy. Nie było więc co się długo zastanawiać – spakowałyśmy plecaki i ruszyłyśmy w drogę!
Przystanek pierwszy – Dzień Kobiet. Wraz ze wszystkimi nauczycielami z naszej Open Community School spędzamy go na pikniku, w Parku niedaleko Lusaki. Zamknijcie oczy i spróbujcie sobie wyobrazić – ciepłe promienie afrykańskiego słońca padają na wasze twarze, dookoła rozpościerają się krajobrazy niczym z bajki. W oddali dostrzegacie zwierzęta przychodzące nad brzeg jeziora, aby ugasić pragnienie. Zebry biegają po sawannie. Tuż obok, w cieniu palm, znajduje się basen, zachęcający do chłodnej kąpieli. Śpiew ptaków miesza się z dźwiękami zambijskiej muzyki. Nauczyciele płci męskiej z naszej szkoły przygotowują pyszny lunch.
Nauczycielki spędzają czas na wspólnych zabawach integracyjnych, przy których jest mnóstwo śmiechu. Czego chcieć więcej? Jest pięknie. Staram się cieszyć każdą chwilą. I jednego jestem pewna – Dzień Kobiet spędzony w Zambii na długo pozostanie w mojej pamięci!
Wszystko co piękne szybko się jednak kończy. Dochodzi godzina piętnasta. Wraz z Kasią opuszczamy to sielankowe miejsce i udajemy się w stronę „Dworca Autobusowego”, aby dojechać do naszego drugiego celu – Kazembe.
Długa jazda mini busem, potem jeszcze spory kawałek do przejścia. „Zdążymy na bus, czy nam odjedzie?”, mętlik myśli krąży po naszej głowie. Co chwila nerwowo spoglądamy na zegarek. Do szesnastej pozostały już tylko dwie minuty. Nasze nogi przyspieszają tak, jakby chciały oderwać się od ziemi i polecieć. Jesteśmy. Ufff, nasz bus jeszcze nie odjechał. Okazało się, że czekali tylko na nas. Podbiegamy zadowolone z biletami. Kierowca obrzuca nas niemiłym spojrzeniem i rzuca w naszą stronę: „Co to jest, żebyście wy, biali z Europy nie pilnowali czasu!”. Uśmiechamy się zawstydzone i czym prędzej zajmujemy nasze miejsca w busie. Jedno z naszych siedzeń jest całkowicie wyrwane, nad nami jest dziura w dachu, ale zawsze przecież mogło być gorzej, więc nie narzekamy.
Niektórzy pasażerowie siedzą wzdłuż przejścia – na wiadrach, kartonach, na podłodze. Rozglądam się po busie próbując doliczyć się ile jedzie w nim osób. Niestety zamiast głów widać wszędzie bagaże, które każdy trzyma na swoich kolanach i we wszystkich możliwych wolnych miejscach, jakie udało się znaleźć. Dostrzegam zgrzewki piwa, materace, krzesła i wielkie wory z mealy meal (z którego przygotowuje się shimę). Autobus sprawia wrażenie jakby zaraz miał pęknąć w szwach! Całkowicie obładowany, jakimś cudem rusza.
Jazda dłuży mi się niemiłosiernie. Próbuję spać, ale co chwila przeraźliwy dźwięk klaksonu przywraca mnie do rzeczywistości (korzystają tu z niego, aby odstraszać zwierzęta z drogi).
Dochodzi północ. Jest zimno. Krople deszczu kapią na moją rękę. Zaspanymi oczami patrzę na drogę, która rozpościera się przed nami. Jest dziurawa niczym szwajcarski ser. Za oknem leje deszcz, jest potworna mgła. Widoczność maksymalnie na 3 metry, ale naszemu kierowcy to nie przeszkadza – gna prawie 100km/h.
Próbując zasnąć modlę się w myślach, abyśmy jakimś cudem dojechali do celu cali i zdrowi. W końcu zasypiam. Budzę się na dobre o 4 nad ranem.
Dochodzi ósma rano. Minęło właśnie 16 godzin odkąd wsiadłyśmy do busa. Zaspane i ledwo żywe w końcu dotarłyśmy do celu.
Joanna Grubińska, Zambia, Lusaka, 2 kwietnia 2012 (pm)
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Sylwia dostała nawigację, która nie pokazuje radarów. Kasia wyjechała na misję, która nie jest specjalna. Kamila otrzymała moc, która w słabościach się doskonali. Paulina odmienia się przez przypadki. Klaudia drepce z salezjańską radością. Karolina przez rok przygotowań nie nauczyła się mówić w języku bemba. Asia otworzyła się na Dom Księdza Bosco dla Chłopców Ulicy. Justyna i Renata są inne i mają różne talenty i umiejętności. Magda pracuje w mieście, w którym urodził się Zbawiciel. Wszystkie wolontariuszki usłyszały głos, który mówił do nich: Pójdź za Mną! Wyjechały na roczną misję w ramach Międzynarodowego Wolontariatu Don Bosco, aby świadczyć o miłości Jezusa.W 2014 roku na misje wyjechały: Renata Gawarska - pochodzi z Kuklówki Zarzecznej, ma 27 lat, pracuje na Madagaskarze, w Mahajanga. Justyna Kowalska – pochodzi z Ostrołęki, ma 25 lat, pracuje na Madagaskarze, w Mahajanga. Sylwia Młyńska – pochodzi z Łap, ma 22 lata, pracuje w Zambii, w Mansie. Katarzyna Socha – pochodzi z Kamienia koło Rzeszowa, ma 25 lat, pracuje w Zambii, w Mansie. Karolina Gajdzińska – pochodzi z Warszawy, ma 25 lat, pracuje w Zambii, w Chingoli. Paulina Pawłowska – pochodzi z Olsztyna, ma 24 lata, pracuje w Zambii, w Chingoli. Kamila Maśluszczak – pochodzi z Hrubieszowa, ma 25 lat, pracuje w Zambii, w Lufubu. Klaudia Kołodziej – pochodzi z Ropczyc, ma 26 lat, pracuje w Zambii, w Lufubu. Joanna Studzińska – pochodzi z Lęborka, ma 29 lat, pracuje w Peru, w Limie. Magdalena Piórek – pochodzi z Twardogóry, ma 25 lat, pracuje w Palestynie, w Betlejem.