Bujając w obłokach
28 października 2011 | 11:26 | Wolontariusze Don Bosco Ⓒ Ⓟ
Jest 22 października. Kilka dni temu dotarłam do Peru. Jest mi tu tak dobrze, że moje serce krzyczy z radości. Dzielą nas tysiące kilometrów, więc pewnie nie słyszycie. Dlatego zamienię ten krzyk w słowa.
Trudno było wyjeżdżać z Polski. Nie lubię pożegnań. Siląc się na uśmiech ostatni raz pomachałam najbliższym. Kilka minut przed wejściem do samolotu dotarły do mnie sms-y od Wojtka z Ugandy oraz Asi i Kasi z Zambii. Rozpłakałam się. Tak po prostu. Ze wzruszenia.
W samolocie poczułam się bezdomna. Powoli docierało do mnie, że zostawiłam wszystkich i wszystko. Miałam świadomość, że nie wrócę za tydzień ani za dwa, ani nawet za miesiąc. Peru było jeszcze daleko.
Po piętnastu godzinach podróży zobaczyłam pierwsze, limskie zabudowania. Wystarczyło jedno spojrzenie i poczułam się jak w domu. Nowym domu. I znowu się rozpłakałam. Tym razem ze szczęścia.
Na lotnisku musiałam tłumaczyć dlaczego mam tyle cukierków, czekolady, kredek, kolorowych papierów, farb i książek. Celnicy obawiali się chyba, że mam zamiar to wszystko sprzedawać. Ze zrozumieniem przyjęli jednak fakt, że to prezenty dla dzieciaków z Casa Don Bosco i zostawili moje walizki w spokoju.
Nie mogłam się doczekać Limy. Przywitała mnie dźwiękiem klaksonów, salsą, kolorami tęczy, nawoływaniem taksówkarzy, słodkim zapachem owoców. Nie wiem co takiego jest w tym mieście. Z jednej strony przeraża, z drugiej fascynuje. Chłonęłam wszystko. Każdy kawałek. Oddychałam Limą. Chciałam przemierzyć ją wzdłuż i wszerz, wejść do każdego domu, uśmiechnąć się do każdego dziecka, dotknąć spojrzeniem każdego człowieka.
Po załatwieniu wszystkich formalności w urzędach ruszyłam do Calki. Autobus mknie sennie przez to samo miasto, które przemierza w jednym bucie rozczochrany chłopiec. Przy oknie siedzi śniada Indianka z warkoczami sinymi jak dym z komina w zimowy wieczór. Krajobraz zmienia się jak w kalejdoskopie. Pustynia, po której wałęsa się bezdomny pies. Kartonowe domki, które może złożyć większy podmuch wiatru. Plaża do której jak potulne baranki przytulają się fale. I wreszcie Andy – drapieżnik czający się do skoku. Tajemnicze. Nieoswojone. Groźne.
Peru odsłania przede mną swoje oblicze jak Madonna z Częstochowy.
Na wysokości 4ooo m zaglądam słońcu w oczy. Wydaje mi się, że nie można już wyżej wjechać, jednak autobus pnie się do góry. Powoli. Jak ślimak, któremu nigdzie się nie śpieszy. Za oknem chłopak o smutnych oczach gra w piłkę z krowami.
Po dwudziestu dwóch godzinach podróży dojeżdżam do Cuzco. Jeszcze godzina i będę w Calce.
Katarzyna Sterna
22 października
Peru, Calca
Katarzyna Sterna (12.07.1977) – pochodzi z Józefowa w województwie mazowieckim. Skończyła studia pierwszego stopnia na Politechnice Białostockiej na kierunku architektura wnętrz i studia drugiego stopnia na Uniwersytecie Warszawskim w Centrum Studiów Latynoamerykańskich. Jej hobby to literatura latynoamerykańska, kino hiszpańskojęzyczne, rower i języki obce. Na misji w Peru spędzi rok. Razem z Anną Kowalską będzie pracowała jako wychowawca na placówce salezjańskiej w Calce.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Sylwia dostała nawigację, która nie pokazuje radarów. Kasia wyjechała na misję, która nie jest specjalna. Kamila otrzymała moc, która w słabościach się doskonali. Paulina odmienia się przez przypadki. Klaudia drepce z salezjańską radością. Karolina przez rok przygotowań nie nauczyła się mówić w języku bemba. Asia otworzyła się na Dom Księdza Bosco dla Chłopców Ulicy. Justyna i Renata są inne i mają różne talenty i umiejętności. Magda pracuje w mieście, w którym urodził się Zbawiciel. Wszystkie wolontariuszki usłyszały głos, który mówił do nich: Pójdź za Mną! Wyjechały na roczną misję w ramach Międzynarodowego Wolontariatu Don Bosco, aby świadczyć o miłości Jezusa.W 2014 roku na misje wyjechały: Renata Gawarska - pochodzi z Kuklówki Zarzecznej, ma 27 lat, pracuje na Madagaskarze, w Mahajanga. Justyna Kowalska – pochodzi z Ostrołęki, ma 25 lat, pracuje na Madagaskarze, w Mahajanga. Sylwia Młyńska – pochodzi z Łap, ma 22 lata, pracuje w Zambii, w Mansie. Katarzyna Socha – pochodzi z Kamienia koło Rzeszowa, ma 25 lat, pracuje w Zambii, w Mansie. Karolina Gajdzińska – pochodzi z Warszawy, ma 25 lat, pracuje w Zambii, w Chingoli. Paulina Pawłowska – pochodzi z Olsztyna, ma 24 lata, pracuje w Zambii, w Chingoli. Kamila Maśluszczak – pochodzi z Hrubieszowa, ma 25 lat, pracuje w Zambii, w Lufubu. Klaudia Kołodziej – pochodzi z Ropczyc, ma 26 lat, pracuje w Zambii, w Lufubu. Joanna Studzińska – pochodzi z Lęborka, ma 29 lat, pracuje w Peru, w Limie. Magdalena Piórek – pochodzi z Twardogóry, ma 25 lat, pracuje w Palestynie, w Betlejem.