Według Boga czy według świata?
19 października 2011 | 12:33 | Ks. Ignacy Soler Ⓒ Ⓟ
Miły przyjacielski ksiądz podarował mi książkę Pawła Milcarka „Według Boga czy według świata?” Kiedy sam kupuję książkę dla siebie prawie zawsze ją czytam. Książkę podarowaną nie zawsze. Tą przeczytałem od deski do deski, a kiedy już ją skończyłem miałem mieszane uczucia. Jestem raczej krytycznie nastawiony wobec takiego sposobu wyrażania się. A dlaczego? Książka – z całym szacunkiem i uznaniem dla autora – pachnie trochę jak don Quichote, autor ma kota na punkcie tematu Mszy tradycyjnej, a nie udanej liturgii posoborowej. Jak mówią włosi – e un po fissato – wydaje się trochę zafiksowany tym tematem. Postaram się wyjaśnić mój punkt widzenia.
W trakcie czytania tej książki myślałem: jestem dziwnym księdzem. Mam ponad trzydzieści lat kapłaństwa, odprawiam Mszę świętą codziennie i ani razu nie opuściłem jej mimo że czasami chorowałem, ale nie tak ciężko, bym nie mógł jej odprawić. Za tę łaskę tutaj i teraz dziękuję mojemu Bogu. Poza tym, mniej więcej połowę tego czasu poświęcałem na odprawianie mszy świętych dwa razy dziennie z powodów duszpasterskich. A więc jak 45 lat kapłaństwa! Większość tych eucharystii odprawiałem po łacinie, bez wątpienia wiele więcej niż po polsku czy po hiszpańsku (też odprawiałem po włosku i po angielsku, ale jako wyjątek). Więcej niż połowę tych ponad piętnastu tysięcy Mszy odprawiałem używając modlitwy eucharystycznej pierwszej, czyli kanonu rzymskiego. Również modliłem się wszystkimi innymi modlitwami eucharystycznymi z wyjątkiem modlitwy eucharystycznej dla dzieci, ponieważ nigdy nie miałem ku temu sposobności. Druga modlitwa eucharystyczna nie ma u mnie pierwszeństwa. O wiele więcej razy odprawiałem Mszę tyłem do ludzi, czyli nie 'coram populo’. A wszystkie one były eucharystiami Pawła VI. Koncelebracji mało było u mnie, ledwie kilka razy w roku. Mszę Tradycyjną, czyli w obrządku łacińskim, w sposób nadzwyczajny, odprawiałem za pozwoleniem Benedykta XVI około 15 razy i musiałem uważnie do tego się przygotować.
A więc, jeżeli cały czas odprawiałem Mszę Pawła VI, używając języka łacińskiego, kanonu rzymskiego, będąc ukierunkowany z ludem ku Chrystusowi na krzyżu, to oznacza, że właściwie nie na tym polega reforma soborowa. A więc o co w niej właściwie chodzi? Według mnie polega ona na 'fructuosa participatio’, a kiedy uczestniczenie jest owocne? Z mojego punktu widzenia wtedy, kiedy człowiek wychodząc z kościoła po Mszy świętej zmienia swój sposób podstępowania. Nie jestem liturgistą, ale teologiem i uważam, ze trzeba odkryć liturgię życia codziennego. Prawdziwy kult Boga polega na tym, by w sercu i w duchu uznać Boga jako Pana mojego życia w każdej sytuacji życiowej. Mieć posłuszne i pokorne serce. Prawdziwy kult dajemy Bogu kiedy widzimy Go w miejscu pracy, w rodzinie, wśród zajęć życia społecznego, politycznego, ekonomicznego, utożsamiając się z Chrystusem, postępując tak jak Chrystus. Chrześcijanin powinien być wtedy drugim Chrystusem, samym Chrystusem i w swoich okolicznościach życia codziennego odprawiać własną eucharystię. Msza święta chrześcijanina, który uczestniczy w codziennej ofierze ołtarza i przyjmuje komunię, powinna trwać dwadzieścia cztery godzin na dobę.
Uważam, że tam tkwi duch soborowy, który bez wątpienia został natchniony przez Ducha Świętego. Autor Milcarek w swojej książce ma wiele trafnych punktów, ale nie wszystkie. Nie jest dobrze używać mocnego słowa „syndrom poaborcyjny”, by określać uczucia księdza, który przestał odprawiać starą Mszę, kiedy był zobowiązany odprawiać ją w nowy sposób. Nie ma wątpliwości, że było to obowiązkowe. Św. Josemaría, który określił Mszę Pawła VI w swojej katechezie ustnej jako Mszę mało pobożną, powiedział, że ponad osobistą pobożnością trzeba być posłusznym. Nie ma wątpliwości, że na pierwszym miejscu trzeba słuchać głosu sumienia, a Msza święta dopóki jest Mszą musi być odprawiana w łonie Kościoła według obrzędów ustanowionych przez władzę kościelną. Św. Escrivá z bólem serca odprawiał nową Mszę, ale tak się starał, że w sercu, bez słów, powtarzał te przepiękne stare modlitwy już nie aktualne. Otwierając swoje serce swoim dzieciom duchowym mówił, że nigdy przedtem nie powtarzał tak wielu aktów miłości, zadośćuczynienia, adoracji, jak wtedy kiedy zmienił sposób odprawiania.
Dalsza historia o założycielu Opus Dei na ten temat jest znana. Don Alvaro, najbliższy współpracownik św. Josemaríi i jego następca, spotykał pod koniec lat sześćdziesiątych arb. Bugniniego i powiedział mu, że nasz założyciel dużo cierpi z powodu nowych zmian i nie podoba mu się ten nowy kierunek. Bugnini powiedział, że jako stary kapłan ma prawo odprawiać Mszę według starej formy. Don Alvaro tłumaczył, że założyciel nie chciał prosić o żaden przywilej, na co Bugnini: – On o nic nie prosi, ale niech ma świadomość, że można tak odprawiać i ja daję na to pozwolenie. Kiedy don Alvaro wrócił do Villa Tevere (siedziba centralna Dzieła w Rzymie) opowiedział św. Josemaríi tok rozmowy z osobą najbardziej odpowiedzialną za reformę liturgiczną. Założyciel przestał wtedy odprawiać Mszę Pawła VI i do końca życia odprawiał Mszę tradycyjną.
„Według Boga, czy według świata?” Stara czy nowa? Szczerze mówiąc wszystko jedno: jedna i druga to ta sama Msza. Najważniejsze, by odprawiać pobożnie, ze świadomością, iż sprawa jest Boska, z przekonaniem, że każda Msza jest 'sicut prima, sicut ultima, sicut unica’, jakby była pierwszą, ostatnią i jedyną. Autor Milcarek pisze, że z reformą liturgiczną po Soborze „rozbito dotychczasową strukturę Mszy”. Znowu moje osobiste doświadczenie: miałem pierwszą komunię 27 maja 1962 r., więc uczestniczyłem wiele razy w Mszy tradycyjnej. Pamiętam jak w niedzielę zawsze nosiłem marynarkę i wiązałem sobie krawat, co było trudną sprawą. Również pamiętam, że w domu, razem z braćmi, szukaliśmy Mszę świętą w własnych mszalikach. Miałem jako podarunek pierwszej komunii wspaniały mszalik „Regina” po łacinie i po hiszpańsku. Do dzisiaj również pamiętam, że najtrudniejsze było znaleźć prefację, ponieważ było ich kilka i nigdy nie wiadomo było jakiej będzie używał ksiądz. Myślałem, że byłoby prościej gdyby istniała tylko jedna prefacja. Bez mszaliku nie chodziliśmy nigdy na Mszę. Do czego dążę? Do tego by powiedzieć, że uczestnicząc aktywnie jako dziecko, które szczególnie nie znało się na liturgii, i które było świadkiem wszystkich zmian, zawsze miałem poczucie i przekonanie, że Msza jest taka sama, że struktura się nie zmieniła. Dziecko sądzi: w rzeczywistości coś się zmieniło, ale były to mało znaczące sprawy: Msza w swojej strukturze podstawowej ciągle pozostawała ta sama.
Spowiadałem w jakimś kościele w Warszawie. Nie było penitentów i mogłem słuchać homilii: wspaniała nauka, doskonała dykcja, niesamowita historia. Ksiądz naprawdę miał dar słowa. Ciągle nie było penitentów, a byłem ciekawy: patrzyłem jak odprawia Mszę świętą. Rzeczywiście kanon drugi, wszystko szybko, bez namaszczenia, klękając bez adoracji, wyglądał jak barman przy barze. Nie sądzę jego serca ani jego intencji, ale czyny było można, ponieważ były widzialne: to dla mnie bardzo przykre. A przede wszystkim kontrast: wspaniała liturgia słowa a tak kiepska liturgia eucharystyczna, tak niewiele pobożności eucharystycznej. Byłem kilka lat później w Krakowie. Wszedłem przypadkowo do kościoła kapucynów na krótką modlitwę. A tam stary ksiądz odprawiał Mszę świętą Pawła VI z ogromnym namaszczeniem, każde słowo było jak ogień. A jak klękał ten staruszek! Wydawało się, że chciał klęknąć i cały czas tam pozostać. Nieprzypadkowo jest napisane w czerwonym literze (a wiemy, że uczciwy kapłan czyta to, co jest tam napisane, 'el cura honrado lee lo colorado’ to rubrica, mimo że najważniejsze jest to, co jest napisane w kolorze czarnym), że kapłan 'genuflexus adorat’.
Msza w sposób zwyczajny czy nadzwyczajny powinna zawsze być odprawiana z wielką wiarą, miłością i pobożnością. Dbanie o szczegóły liturgiczne to delikatność wobec Boga, ponieważ Msza święta nie należy do nas, lecz należy do Niego. Pobożność, pobożność, pobożność! Pobożność eucharystyczna musi istnieć tak dla kapłanów jak i dla świeckich, niezależnie od sposobów odprawiania lub uczestniczenia. Jeżeli dobrze traktujemy sprawy Boskie, później również dobrze będziemy traktować sprawy ludzkie: sprawiedliwość i miłosierdzie wobec każdego naszego brata człowieka. Mimo wszystko, książkę Milcarka polecam, warto ją przeczytać. A za ten podarunek dziękuję mojemu księdzu przyjacielowi.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Ks. dr Ignacy Soler, urodzony w Alcañiz, w Hiszpanii (1955). Na Uniwersytecie Complutense w Madrycie ukończył studia matematyczne (1977). Stopień naukowy doktora nauk teologicznych uzyskał w 1983 na Uniwersytecie Navarry w Pamplonie. W 1981 został wyświęcony na kapłana prałatury personalnej Opus Dei. Od 1994 mieszka w Polsce.