Halloween – moda, która przeminie
29 października 2015 | 16:29 | prof. Izabela Bukraba-Rylska / br Ⓒ Ⓟ
Halloween to moda, która przeminie – uważa prof. Izabela Bukraba-Rylska, kierownik Zakładu Socjologii Wsi Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN. Badaczka kultury wiejskiej ubolewa, że klasa współczesnych menadżerów nie jest w stanie czerpać inspiracji z rodzimej kultury, a jedynie przetwarzać obce wzorce kulturowe.
Stary zwyczaj dawnych Celtów przeniesiony z ultrakatolickiej Irlandii do Stanów Zjednoczonych w połowie XIX wieku po około stu latach ponownie zaatakował Stary Kontynent, a w ostatniej dekadzie również Polskę. Tym razem utożsamiany jest nie tylko z pogaństwem czy nawet z kultem szatana, ale widzi się w nim też przejaw kultury amerykańskiej, zwłaszcza w jej odmianie bardzo popularnej. Zależnie więc od sposobu definiowania zjawiska, różnie definiowane są i zagrożenia z nim wiązane. Dla osób wierzących stanowi wyraźne odstępstwo od religii chrześcijańskiej, dla przeciwników ekspansywnej amerykanizacji jest kolejnym przykładem jej rosnących wpływów, a w oczach zwolenników nieco bardziej wysublimowanych form ludycznych będzie dowodem na obniżający się poziom przeciętnego uczestnika kultury.
Dla socjologa przyuczonego do stosowania tak zwanej zasady współczynnika humanistycznego (czyli obowiązku postrzegania faktów społecznych w ten sposób, jak jawią się one ludziom działającym w określony sposób) sprawa nie przedstawia się więc jednoznacznie. Może on bowiem opisywać problem z rozmaitych punktów widzenia i co najwyżej konstatować, jakie to skutki za sobą pociąga (na przykład rozrost sfery komercyjnej związanej z zakupami akcesoriów towarzyszących licznym w tym dniu imprezom) albo odnotowywać nasilenie bądź słabnięcie popularności tego zwyczaju w społeczeństwie. Może też zastanawiać się nad przyczynami upowszechniania się lub słabnięcia danego fenomenu oraz ewentualnie snuć ostrożne prognozy co do jego kariery w przyszłości. Natomiast, jak się uważa, socjolog nie powinien oceniać tego, co dzieje się w społeczeństwie ani wyrażać swoich własnych poglądów. A skoro tak, to choćby z czystej przekory przejdźmy właśnie do tych kwestii.
Po pierwsze więc, upodobanie bądź awersja do Halloween zdradza wyraźne cechy pokoleniowe: gorliwemu imprezowaniu w przeddzień Wszystkich Świętych oddają się przede wszystkim ludzie młodzi poczynając od dzieci w wieku szkolnym, a kończąc na trzydziesto(paro)latkach. A jest to kohorta (mówiąc językiem demografów), której rodzice najpierw angażowali się w walkę o zmianę ustroju, a następnie w walkę o przetrwanie w warunkach tego nowego ustroju. Minione ćwierćwiecze – zwane okresem transformacji – boleśnie zweryfikowało oczekiwania znacznej części społeczeństwa. Jego wysiłki, podejmowane przecież w imię solidarności, wiary i poczucia narodowego, zaowocowały skrajnymi nierównościami ekonomicznymi (właściwymi dla drapieżnego kapitalizmu XIX-wiecznego lub dla krajów afrykańskich, ale nie dla współczesnego europejskiego państwa budującego społeczną gospodarkę rynkową), atakami na wolność sumienia i na religię tak gwałtownymi, jakie pamiętamy chyba tylko z okresu stalinizmu i negowaniem tożsamości narodowej, co zaowocowało samowydziedziczaniem się kulturowym i żałosną „mikromanią”, opisywaną przez prof. Ryszarda Legutkę. Jest rzeczą oczywistą, że w takich warunkach nastąpiła erozja spójności społecznej (także w wymiarze ciągłości międzypokoleniowej), a na miejsce rodzimych tradycji wkroczyły – niestety, promowane też przez szkoły – zbanalizowane formy zachodniej kultury masowej, łącznie z jej wrogimi religii przejawami.
Po drugie, musi budzić zdziwienie fakt, że w okresie, kiedy od wielu lat na wszelkie sposoby odmieniane są w Polsce słowa innowacyjność, kreatywność i gospodarka oparta na wiedzy, w sposób widoczny i bolesny zabrakło tego wszystkiego akurat w odniesieniu do najbardziej przyszłościowego, zdaniem np. Jeremy`ego Rifkina, sektora gospodarki, jakim w XXI wieku mają być przemysły kultury. Ich idea opiera się na wykorzystaniu lokalnych, regionalnych i narodowych elementów dziedzictwa kulturowego przez wykorzystanie, przetworzenie i komercjalizację, głównie przy pomocy nowoczesnych technik (zwłaszcza gry komputerowe), co według specjalistów względnie łatwo i tanio generuje nowe miejsca pracy, przyczynia się do integracji społecznej, nie niszczy środowiska i w dodatku wyraźnie przekłada się na wzrost PKB.
Niestety, kompromitująco niskie nakłady na naukę oraz kolejne reformy szkolnictwa wyższego – motywowane regulacjami europejskimi, a pozbawiające polskie uczelnie resztek autonomii i zmierzające do wyeliminowania kadry dobrych naukowców na korzyść nowej generacji pracowników, których dorobek będzie niczym więcej niż artefaktem wprowadzanych przepisów – prowadzą do tego, iż nawet tzw. polska klasa kreatywna okazuje się raczej klasą kompradorską. Młodzi, dynamiczni ludzie zatrudniani w zagranicznych korporacjach są zdolni jedynie do przetwarzania cudzych pomysłów i dostosowywania ich do potrzeb rodzimego rynku, ale już nie do prawdziwie twórczej pracy godnych tego miana „symbolicznych analityków”, którzy zechcieliby i potrafili wytwarzać w pełni oryginalne produkty w oparciu o własny narodowy kanon kultury. To między innymi dlatego zamiast prasłowiańskich Dziadów (jeśli już ktoś koniecznie chciałby sięgnąć do pogańskich, zamiast chrześcijańskich korzeni) będziemy obserwować w tym roku, jak i w poprzednich, korowody przebierańców, maskarady i parady dziwadeł, które budzą głównie niesmak lub uśmiech politowania.
I po trzecie: co z tego wyniknie? Myślę, że w sumie niewiele. Halloween to po prostu moda, która wreszcie się znudzi i zostanie zastąpiona inną modą. Nie obawiałabym się też tego, że spowoduje ona jakieś istotne spustoszenie w mentalności osób oddających się namiętnie tego rodzaju zabawom, bo – poza aspektem estetycznym – nie widzę tu większego zagrożenia. Dlaczego? Ponieważ wszystko to jest traktowane nadzwyczaj powierzchownie, koncentruje się wokół akcesoriów czy strojów i jest mało prawdopodobne, że ktokolwiek z uczestników halloweenowej imprezy potrafiłby powiedzieć choćby dwa sensowne zdania na temat głębszych treści tego zwyczaju.
Tylko trochę smutno, że tyle samo (albo jeszcze mniej) mamy do powiedzenia, jeśli idzie o sens Dnia Zadusznego, że dzieciaki w polskich szkołach nie mają okazji doświadczyć fascynujących przeżyć, jakich dostarczyłaby im zrobiona samodzielnie inscenizacja obrzędu Dziadów według scenariusza Adama Mickiewicza wraz z wyjaśnieniem ich sensu i że polska gospodarka nie potrafi skapitalizować narodowego dziedzictwa kulturowego, np. popularyzując polskich świętych i czerpać z tego wymiernych korzyści. No ale słowo „kapitał”, jak przypomina Hernando de Soto, pochodzi od słowa „capito”, czyli myślenie lub głowa, wymaga więc przede wszystkim ruszenia głową, twórczego myślenia.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.