Homilia abp. Wiktora Skworca z Mszy pogrzebowej Wojciecha Kilara (dokument.)
04 stycznia 2014 | 16:01 | ap Ⓒ Ⓟ
Publikujemy treść homilii metropolity katowickiego abp. Wiktora Skworca, wygłoszonej dziś w katedrze Chrystusa Króla w Katowicach podczas Mszy pogrzebowej Wojciecha Kilara.
W niedzielę, w pierwszy dzień tygodnia, gdy Kościół świętuje zmartwychwstanie Chrystusa, odszedł do Domu Ojca Wojciech Kilar. Zakończył się adwent jego życia, narodzinami do wieczności, w święto św. Rodziny, z którą Zmarły był duchowo związany synowskimi więzami wiary i miłości.
„Wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi”- stwierdził św. Paweł w czytaniu mszalnym i wyjaśnił, że otrzymaliśmy ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać Abba – Ojcze! Słowa te odnosimy dziś, w dniu pogrzebu, do śp. Wojciecha. Prowadził go Duch Boży po tej ziemi drogami niełatwymi; i ostatecznie zamknął je cierpieniem jak klamrą. Było ono już obecne u początku jego życia, kiedy, po szczęśliwym i dostatnim dzieciństwie, musiał opuścić lwowską ojcowiznę i znalazł się na Górnym Śląsku, który stał się dla niego oraz wielu mieszkańców utraconych kresów nowym miejscem na ziemi, a z czasem ojczyzną umiłowaną.
„Wkomponował” się Wojciech Kilar w Górny Śląsk, aż do pełnej identyfikacji z tą ziemią i jej mieszkańcami, gdzie zdobył wykształcenie muzyczne, gdzie znalazł dom i szczęśliwe lata swego małżeństwa z umiłowaną żoną Barbarą… Sam dał o tym czasie takie świadectwo: „Pomyślałem sobie, że to jest także jedna z wielkich rzeczy, którą dał mi Pan Bóg, że wygnany z mojego miasta Lwowa, trafiłem właśnie tutaj. I jestem przekonany, że byłbym innym człowiekiem, który niezbyt by mi się dzisiaj podobał, gdyby nie właśnie Śląsk. I to w wielu aspektach… Ale rzeczywiście nie mogłem lepiej trafić!”
A Górny Śląsk był szczodry w okazywaniu wzajemności. Miasto Katowice dało honorowe obywatelstwo, uniwersytet, z inspiracji Wydziału Teologicznego, doktorat honoris causa a górnośląski Kościół nagrodę Lux ex Silesia – bo był światłem ze Śląska, chociaż urodzonym we Lwowie, światłem zapalającym i inspirującym… I na ziemi naznaczonej pracowitością mieszkańców Wojciech Kilar pracowicie tworzył: „Komponowanie, jak sam mówił, jak każda praca, jak pisanie czy rzeźbienie, jest uciążliwym procesem. Ale mimo, że jest to proces meczący, to jednak fakt, że chodzi o pisanie „Magnificat” czy „Veni Creator” oznacza ogromną radość, szczęście, że możemy być z tymi tekstami świętymi nie tylko w kościele. Nie tylko w modlitwie, ale także w naszej pracy”.
Śp. Wojciech, jak my wszyscy zresztą, żył w czasach estetyki hałasu, która proponuje: „zastąpić Homera trzęsieniem ziemi, Horacego kamienną lawiną, wydobyć z trzewi to, co jest w trzewiach przerażenie i głód i jeszcze obnażyć drogi pokarmu, oddechu, pożądania” (por. Zbigniew Herbert, Pan Cogito a pop).
Mistrz Wojciech, przeciwnie – był głosem dotykającym tajemnicy, a jego muzyka metronomem wszechświata, egzaltacją powietrza i niebieską medycyną (por. Zbigniew Herbert, Pana Cogito przygody z muzyką). Przemawiał do nas owocami swojej twórczości, o której nie tylko żałobne klepsydry piszą w samych superlatywach. Przemawiał do nas tym, czym samy żył, a co ubierał w alfabet nut. Przemawiał do nas językiem serca, pełnym emocji, uczuć, wątków narodowych i patriotycznych, religijnych i ludowych. Tworzył nawet muzyczne komentarze do bieżącej sytuacji a dziś już historycznych wydarzeń. Tak właśnie odczytywaliśmy w pamiętnym roku 1981 „Exodus”, opisujący lud Izraela, który po przejściu przez Morze Czerwone śpiewa na cześć Jahwe pieśń chwały, bo swą potęgę okazał. Punkty styczne z sytuacją Polaków były oczywiste – wtedy w tamtym roku – śpiewaliśmy solidarnie na cześć Pana, bo swa potęgę okazał i odnowił oblicze ziemi, tej ziemi!
Kiedy w 1983 roku zapukaliśmy do drzwi domu pana Wojciecha, aby poprosić o utwór na dzień obecności Jana Pawła II w Katowicach – nie odmówił. A wziąwszy pod uwagę historyczny kontekst, jakim była 300 rocznica wiedeńskiej victorii, ubrał w muzykę słowa króla Jana III Sobieskiego „Venimus, vidimus, Deus vicit”, które wyśpiewane w pamiętnym dniu 20 czerwca 1983, tu w katedralnym kościele, w obecności Ojca Świętego i Kompozytora, były umacniającym wszystkich przesłaniem, iż w każdej sytuacji ostatecznie Bóg zwycięża.
Jego umiłowanie ojczyzny miało niezwykły punkt ciężkości, a była nim Jasna Góra, gdzie bywał częstym gościem; gdzie nie tylko lokował swoje patriotyczne uczucia i religijne przeżycia. Tam też czerpał siły i nadzieję jako człowiek modlitwy różańcowej i brewiarzowej, jako człowiek autentycznie głębokiej duchowości. To z niej czerpał inspirację dla swej twórczości, która przenosi na wyżyny ducha i przynosi doświadczenie sacrum.
Drodzy, tu zgromadzeni! Kościół pielgrzymujący przez ziemię i przez historię, jest Kościołem błogosławieństw; dla niego wytycza Pan wąską drogę, która prowadzi do życia (por. Mt 7,14). Do tego Kościoła należał śp. Wojciech i żył w klimacie ewangelicznych błogosławieństw; żył ich pełną treścią i ładunkiem nadziei; także tej ostatecznej, która przekracza kres dni z metafizyczną pewnością, iż otwierają się w jedną stronę, na wieczność, jak ten cmentarny krzyż na grobie śp. Wojciecha i jego małżonki Barbary, wycięty w kamieniu; krzyż – brama – do królestwa błogosławionych na wieki. Znak manifestujący pewność wiary śp. Wojciecha. A ta wynikała również z bliskiego mu doświadczenia, o czym sam mówił, że nawet w życiu mistrzów i laureatów oklaski milkną i światła gasną; a oni zostają na scenie życia sam na sam ze sobą; ze swoją przeszłością i teraźniejszością i pytaniem o przyszłość? Wydaje się, że w tym ludzkim doświadczeniu śp. Wojciech odnalazł siebie na zawsze w światłości Ewangelii i objawił nam to w „Missa pro pace”. Jakoś przypomniał nam, że tylko człowiek wierzy i tylko człowiek tworzy muzykę, która „nie może pochodzić z pustki; jedynie z prawdy, która uobecnia się w natchnieniu kompozytora” (J. Ratzinger).
Bracia i Siostry! „Wszyscy ci których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi”. Po tych słowach trzeba dotknąć drugiej płaszczyzny pielgrzymowania Wojciecha Kilara; przestrzeni ducha, gdzie świadomość synostwo sprawia, że stajemy się dziedzicami tak wielu dóbr. Jako zewnętrzni obserwatorzy życia śp. Wojciecha możemy stwierdzić, iż Bóg zwyciężał w jego życiu, co konkretnie oznaczało coraz głębsze odkrywanie prawdy Ewangelii i życie duchem Ośmiu Błogosławieństw. Pierwsze błogosławieństwo – błogosławieni ubodzy w duchu – zawiera w sobie wszystkie pozostałe: śp. Wojciech był ubogim w duchu, wszystko przypisywał Bogu, a nie sobie. Był błogosławiony, bo się smucił i płakał z powodu niesprawiedliwości. Był łaknącym sprawiedliwości dla siebie i Ojczyzny; był świadczącym miłosierdzie ręką hojną, a dyskretną. Swoją muzyką czynił pokój. Ze swego czystego serca dawał siebie.
Kiedyś kompozytorowi wydawało się, że odkrył kamień filozoficzny. Stwierdził, „że nie ma nic piękniejszego, niż trwający w nieskończoność dźwięk czy współbrzmienie, że to jest właśnie najgłębsza mądrość, a nie te nasze sztuczki z allegrem sonatowym, fugą, harmonią”. Dziś chciałoby się dopowiedzieć, że ma nic piękniejszego niż ludzkie życie wpisane w wieczność Boga i Jego miłość, która – słowami Dantego i muzyką „Sinfonii de motu” – „wprawia w ruch słońce i gwiazdy”. Nie ma nic piękniejszego niż życie, które ma swój początek i kres w źródle życia – w Bogu. Dlatego jakby na finał życia śp. Wojciecha mocno zabrzmiały jego dziękczynne hymny – Magnificat (2006) i Te Deum (2008).
Wierzymy, że życie śp. Wojciecha zatoczyło koło, zamknęło się jak dobrze skomponowana sonata, że było jak kręgi na wodzie obudzone w nieskończonych głębiach, początkiem, który rośnie, układa się w słoje, stopnie, fałdy, by skonać u Bożych nieodgadnionych kolan, na rękach kochającego Ojca (por. Zbigniew Herbert, Brewiarz).
Moi drodzy, w jednym z wywiadów był Wojciech pytany o to, jak chciałby być zapamiętany po śmierci. Odpowiedział: „Jako dobry człowiek: ktoś kto wniósł odrobinę nadziei, odrobinę radości, a może nawet odrobinę wiary w życie świata". Mistrzu Wojciechu, Twoje pragnienie się spełniło. Jesteś tak zapamiętany i tak będziesz pamiętany. Pozostawiłeś nam jeszcze, jak dar, owoce Twojej pracy i życie, jak wiarygodne świadectwo, że droga Ośmiu Błogosławieństw nie prowadzi donikąd, że przynosi owoc obfity. Błogosławieni. Niech to ewangeliczne słowo sprowadzi na Twoje zgasłe życie Bożą interwencję, która dokona cudu przemiany w życie ostatecznie wieczne, które jest Miłością. Drogi nam wszystkim Wojciechu, dobry człowieku, błogosławiony kompozytorze wiecznej muzyki, Odpoczywaj w pokoju. Amen.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.