Drukuj Powrót do artykułu

Praca dziennikarza jak praca sapera

20 września 2013 | 07:49 | awo / pm Ⓒ Ⓟ

Chcemy pokazywać świat i człowieka przez pryzmat wartości chrześcijańskich. Z wielkim przekonaniem, że wizja świata i człowieka proponowana przez chrześcijaństwo jest najlepsza – mówi w rozmowie z KAI redaktor naczelny "Gościa Niedzielnego" ks. Marek Gancarczyk.

Tygodnik, którym kieruje od 10 lat obchodzi właśnie 90-lecie swego istnienia. Duchowny przyznaje, że praca dziennikarza jest jak praca sapera, gdyż „co tydzień, a mając do dyspozycji serwis internetowy, to właściwie co 5 minut, można wylecieć na jakiejś minie, podając np. nieprawdziwą informację”.

Poniżej pełny tekst wywiadu.

Rozmowa z ks. Markiem Gancarczykiem, redaktorem naczelnym „Gościa Niedzielnego”

KAI: „Gość Niedzielny” ma 90 lat. Czym obecne numery różnią się od tych pierwszych?

– Paradoksalnie, różnic nie ma zbyt wiele. Oczywiście inny jest sposób łamania, na innym papierze „Gość” jest drukowany, ale to przecież sprawy trzeciorzędne. Idea, która towarzyszyła zakładaniu pisma, nie zmieniła się: „Gość” ma nie tylko informować, lecz także podtrzymywać i rozbudzać wiarę.

Nawet pod względem reklam niewiele się zmieniło. Było dla mnie wielkim zaskoczeniem, kiedy zobaczyłem, że już w pierwszych numerach znalazły się komercyjne reklamy oraz zachęta skierowana do potencjalnych klientów. Widać, że twórcy „Gościa” od początku myśleli o podstawach ekonomicznych tego dzieła. A że wtedy nie było kolorowo, a teraz jest – to w gruncie rzeczy detal.

KAI: Jak się przebywa drogę od tygodnika stricte katolickiego do pisma opinii?

– Nawet nie zauważyłem, że przeszliśmy jakąś drogę. Od początku wiedziałem, że „Gość” powinien mieć formę zbliżoną do obecnej, tzn. zajmować się wszystkimi dziedzinami życia. Że ma to być pismo dla katolików, którzy – zaczynając od spraw fundamentalnych, czyli związanych z wiarą, interesują się wszystkimi zagadnieniami – polityką, gospodarką, kulturą.

KAI: W jakich słowach określa Ksiądz wizję „Gościa Niedzielnego”, jego priorytety, cele?

– Chcemy pokazywać świat i człowieka, ale przez pryzmat wartości chrześcijańskich. Z wielkim przekonaniem, że wizja świata i człowieka proponowana przez chrześcijaństwo, przez Jezusa, jest najlepsza. Do tej wizji świata chcemy przekonać jak najwięcej osób.

KAI: Za co jesteście chwaleni, a za co krytykowani?

– O to trzeba zapytać kogoś innego, nie mnie. Nie chciałbym się chwalić. Mogę zaś powiedzieć, że najczęściej nie jestem zadowolony z naszej pracy.

Oczywiście jesteśmy też krytykowani, czasem słusznie. Mam w zwyczaju powtarzać, że praca dziennikarza jest podobna do pracy sapera. Co tydzień, a mając do dyspozycji serwis internetowy, to właściwie co 5 minut, można wylecieć na jakiejś minie, podając np. nieprawdziwą informację.

Nie boję się tego, że zostaniemy skrytykowani za takie czy inne opinie lub poglądy. Boję się podania nieprawdziwych informacji. W dobie internetu o pomyłkę jest łatwiej niż kiedyś. Powielanie niesprawdzonych informacji jest chlebem powszednim serwisów. Paradoksalnie internet, ułatwiając dostęp do informacji, wyprowadził odbiorców na manowce, gdzie trudno odróżnić prawdę od fałszu, czy też rzeczy istotne od błahych.

KAI: „Gość Niedzielny” to dziś już nie tylko wydanie papierowe tygodnika wraz z lokalnymi edycjami, ale też obecność w internecie: od portalu Wiara.pl po Gosc.pl czy serwisy społecznościowe. Jakie są dalsze plany?

– Niedługo wystartujemy z dosyć solidną agencją fotograficzną. Kilkudziesięciu dziennikarzy „Gościa” z całej Polski robi sporo zdjęć. Do tej pory nie potrafiliśmy dobrze wykorzystać tego bogactwa. Nowa baza fotograficzna ma to zmienić. A być może również zewnętrzni odbiorcy sięgną po nasze zdjęcia.

Bardziej istotne jest jednak to, że od niedawna próbujemy w archidiecezji katowickiej połączyć siły „Gościa Niedzielnego”, szczególnie „Gościa Katowickiego”, z siłami naszego radia diecezjalnego.

KAI: Z tego, co wiem, ma miejsce unia personalna, bo Ksiądz został również prezesem Radia eM. Jakich efektów Ksiądz się spodziewa? Co z tego połączenia sił wyniknie?

– Jak już wspomniałem, efekty powinny być widoczne przede wszystkim na poziomie lokalnym, czyli archidiecezji katowickiej. Chciałbym, żeby informacje pozyskiwał i później przekazywał za pośrednictwem różnych mediów jeden zespół redakcyjny. Dzięki temu dziennikarze będą mogli przekazywać więcej wiadomości.

KAI: W jednym z wywiadów powiedział Ksiądz, że „katolickość nie musi być przeszkodą w zdobywaniu czytelnika”. Liczba waszych czytelników rośnie.

– Powiem więcej, nie tylko nie przeszkadza, ale jest atutem. Z dwóch powodów: po pierwsze dlatego, że chrześcijańska wizja świata i człowieka jest absolutnie najlepsza. Problem w tym, czy my tę najlepszą wizję potrafimy w odpowiedni sposób ludziom przedstawić.

Po drugie, pokazując świat przez pryzmat chrześcijaństwa, w dużym stopniu jest się oryginalnym na rynku medialnym. Wprawdzie w ostatnim czasie powstały konserwatywne tygodniki, więc nie jesteśmy już jedynymi czy nielicznymi, ale żaden z nich tak wyraźnie jak „Gość” nie zajmuje się wiarą czy duchowością, przez co na tym polu nie są dla nas konkurencją.

KAI: Ważną kwestią jest też język, jakim się pisze na tematy religijne – czy jest on przystępny i zrozumiały.

– Staramy się mówić ludzkim głosem, zwłaszcza w tekstach traktujących o wierze i Kościele. Jadąc dziś autem, słuchałem w radiu rozmowy z księdzem, w której pojawiły się takie zwroty jak „podejmiemy obowiązki”, jak by tego samego nie można było powiedzieć prościej, np. „zrobimy to”. A mówił to młody ksiądz.

KAI: Jaką inspiracją do tego, by mówić po ludzku o sprawach wiary, może być papież Franciszek?

– Papież Franciszek jest zjawiskiem, którego nie potrafię jeszcze zrozumieć. On naciska na takie klawisze, które przez ostatnie lata nie były w Kościele używane. Ludzi Kościoła pobudza w ten sposób do myślenia, a stojących daleko jakoś pociąga. Czasami daje to zabawne efekty. W niedawnej rozmowie Tomasza Terlikowskiego z Kamilem Sipowiczem temu drugiemu zupełnie nie przeszkadzało to, że Franciszek głosi całą naukę zawartą w Katechizmie. Wyglądało to trochę tak, jakby przekonywał Terlikowskiego, że papież jest jednak wspaniały. Cóż za czasów dożyliśmy!

Nie znam języka włoskiego, więc nie rozumiem tego, co Franciszek mówi na żywo, ale i tak lubię go słuchać. Sposób mówienia, barwa głosu są ujmujące. Być może to jeden z powodów, co prawda drobnych, ale jednak mających wpływ na to, że Franciszek spotyka się z tak dobrym przyjęciem świata.

Kto wie, czy drugim elementem mogącym wytłumaczyć fenomen Franciszka nie jest decyzja Benedykta XVI o ustąpieniu. Musiała być związana z ogromnym cierpieniem. Takich decyzji nie podejmuje się przecież ot tak. Cierpienie, które Benedykt XVI ofiaruje, jak wierzę, za swojego następcę, także może przynosić dobre owoce.

KAI: Księdza poprzednik ks. Stanisław Tkocz zwracał uwagę na potrzebę istnienia wokół redakcji środowiska, które byłoby wsparciem dla realizacji misji tygodnika. Jak obecnie wygląda aktywność czytelników i sympatyków „Gościa Niedzielnego”?

– Naszym autentycznym środowiskiem są czytelnicy. Niedawno zadzwonił do redakcji mężczyzna, przedstawił się z imienia i nazwiska, znałem go z pierwszej parafii, w której pracowałem. Był tak wzruszony, że nie potrafił wypowiedzieć do końca swojej kwestii. A wzruszenie brało się stąd, że chciał pogratulować 90. rocznicy. Jak się zwierzył, już w 1956 r. jako listonosz roznosił „Gościa Niedzielnego” po domach.

Z kolei jedna z czytelniczek powiedziała mi, że nauczyła się czytać na „Gościu Niedzielnym”. W czasie II wojny światowej, gdy nie ukazywało się nic po polsku, przeglądała przedwojenne egzemplarze „Gościa”, jakie mieli w domu, i właśnie na nich uczyła się czytać. Do dzisiaj pamięta, jak wyglądały.

Jest też grupa młodszych osób, które, jak to ktoś żartobliwie powiedział, „nawróciły się” na czytanie „Gościa Niedzielnego”. Od czasu do czasu przychodzą do nas tego rodzaju e-maile, w których ktoś pod wpływem impulsu pisze, że „nawrócił się” na czytanie „Gościa” i teraz sięga po niego regularnie.

KAI: A czy wychowaliście sobie czytelników z grona sympatyków „Małego Gościa Niedzielnego”?

– Być może tak jest, że „Mały Gość” wychowuje do czytania „Gościa Niedzielnego”. Ale wychowuje też w szerszym rozumieniu tego słowa. Najlepszym przykładem jest stała współpracowniczka redakcji „Małego Gościa” Iza Paszkowska, która regularnie odpisuje na setki listów młodych czytelników. W niektórych wypadkach korespondencja toczy się przez całe lata, od dzieciństwa aż po dorosłość. Do tego stopnia, że są sytuacje, rzadkie, ale jednak, iż bywa zapraszana na ślub czytelniczki, z którą korespondowała.

KAI: Gość w dom, Bóg w dom…

– Chciałbym, żeby nadal tak było. Co prawda krytycznych tonów w „Gościu” nie brakuje, to jednak starając się opisać świat takim, jaki on jest, nachylamy się w kierunku tego, co budzi nadzieję. W najnowszym numerze znajdzie się tekst o dorosłych, którzy w Berlinie zdecydowali się na przyjęcie chrztu. A wszystko pokazane jest na tle zatrważającej rzeczywistości, w której rocznie tysiące chrześcijan występują z Kościoła.

KAI: Czy wobec tego wśród czytelników nie odzywa się czasem tęsknota, by nie czytać już więcej o przejawach zła, ale o czymś dobrym?

– Tego rodzaju sygnały do nas docierają. Ktoś ostatnio powiedział: „Czytam was dlatego, że wy piszecie o tym, co mówi Duch do Kościoła, potraficie zwrócić uwagę na te miejsca w naszym Kościele, które najbardziej żyją”. Podkreślam, to nie moje słowa, ale jeżeli rzeczywiście „Gość” jest pismem, które potrafi odczytać, co Duch mówi do Kościoła, to niezmiernie się z tego cieszę.

KAI: A czy w waszej misji jest miejsce na konkurencję?

– Nie powiem nic odkrywczego. Jako przekonany wolnorynkowiec uważam, że zdrowa konkurencja jest dobra, bo pobudza do wysiłku, do myślenia. To prawda, że wywalczyliśmy sobie miejsce wśród tygodników opinii nie tyle apelami „proszę nas zauważyć”, choć tym też, ale przede wszystkim – jakością.

W zdrowej gospodarce rynkowej, podkreślam – w zdrowej, pozycję można sobie wyrobić jakością. I jeżeli mamy do czynienia ze zdrową i wolną konkurencją, to zawsze na wierzch wypłynie to, co jest po prostu dobre. Jeżeli tak się nie dzieje, nie tylko w mediach, lecz także w innych dziedzinach życia, to dlatego że wolna konkurencja z różnych powodów jest poważnie zakłócona czy ograniczona.

KAI: Co daje Waszemu tygodnikowi przynależność do Izby Wydawców Prasy, Związku Kontroli Dystrybucji Prasy itp.?

– Korzyść jest taka, że nasze deklaracje o sprzedaży są weryfikowane przez zewnętrzną instytucję. Dzięki temu jedziemy na tym samym wózku, co pozostałe tytuły. Przynależność do związku pozwala nam powiedzieć: nie mamy tutaj nic do ukrycia. Deklaracje o sprzedaży są prawdziwe.

KAI: Czego życzyć „Gościowi” na następne 90 lat?

– Na pierwszym miejscu Bożego błogosławieństwa, bo tylko wtedy praca redakcji będzie przynosić dobre owoce.

Po drugie, żeby nam nie zabrakło entuzjazmu do pracy. Każde zajęcie może być wyczerpujące, ale media zmuszają do nieustannej kreatywności oraz trzymania ręki na pulsie przez okrągłą dobę, stąd niebezpieczeństwo szybkiego wyczerpania.

Po trzecie wreszcie, stałej świadomości, że nie pracujemy tylko, by zarobić pieniądze na życie. Ale że bierzemy udział w batalii, której stawką może być – nie waham się tego powiedzieć – zbawienie człowieka. To oczywiście Jezus Chrystus już raz na zawsze nas zbawił, ale nawzajem możemy sobie pomagać albo przeszkadzać na drodze do tego, żeby żyć
w łasce uświęcającej.

Rozmawiała Anna Wojtas

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.