Perpetua i Felicyta (cz.6)
03 lipca 2011 | 14:07 | Zapiski tunezyjskie / ju. Ⓒ Ⓟ
Było to więzienie, gdzie ostatnie swoje chwile spędziły Wibia Perpetua (arystokratka) i Felicyta (jej niewolnica), które 7 marca 202 lub 203 roku wraz z grupką chrześcijan poniosły śmierć męczeńską.
Razem trzech mężczyzn i dwie kobiety, choć w liturgii Kościoła znane są przede wszystkim owe dwie kobiety, wszyscy rzuceni na pastwę dzikich zwierząt, dobici przez gladiatorów, jak głosi podanie ich męczeństwa. Dlaczego zginęli? Czas ich śmierci to okres, gdy chrześcijaństwo było postrzegane jako wrogie ludziom – odrywanie się od normalnego kultu publicznego tradycyjnych bogów i cesarza, odrzucanie pełnienia godności publicznych i służenia w wojsku nie podobało się rządzącym. Drażniące były też dla im współczesnych nastroje apokaliptyczne – czekanie na rychłe przyjście Mesjasza, charakterystyczne dla tamtych czasów.
O ich śmierci w odwiedzanej przeze mnie Kartaginie wiemy bardzo dużo. Jest ona ponoć świetnie spisana i stanowi jedno z lepiej opisanych świadectw męczeństwa w Kościele. Jest to również świadectwo przenikania chrześcijaństwa do wyższych klas społecznych – na początku jedynie klasy stojące niżej w hierarchii nie miały problemów z wiarą w Jezusa.
Tak dużo o tym wydarzeniu wiemy dlatego, że opisała je – na kilka godzin przed własną śmiercią – sama Perpetua. Jest to niesamowita autobiografia. Jak na tamte czasy ważna uwaga – to dzieło napisane przez niewiastę! Do naszych czasów dotarło pismo zredagowane (z drobnym komentarzem); niektórzy przypuszczają, że redakcja została dokonana przez samego Tertuliana. Trudno tutaj przytaczać całą treść dzieła – wiemy m.in., że 22-letnią Perpetuę złapano w chwili, gdy karmiła swoje dziecko – odebrano je i ją samą wtrącono do więzienia.
Pisze w swoim pamiętniku, że jest udręczona okropnym upałem (taki jest lipiec w Tunezji) oraz nieznanymi losami dziecka. Tak jest zapisane w oryginale: „Wibia Perpetua, wywodząca się ze znakomitego domu, starannie wychowana i wydana za mąż stosownie do swego stanu. Miała ona żyjących jeszcze rodziców, dwóch braci, z których jeden, tak jak i ona, był katechumenem oraz niemowlę przy piersi. Lat miała około 22. Odtąd ona sama będzie opowiadała jak wyglądało jej męczeństwo; spisała je własnoręcznie, tak jak je znosiła”.
Prowadzi również m.in. dialog z ojcem (korzystam teraz z moich doskonałych wykładów z patrologii oraz książki imć Drączkowskiego): „Po kilku dniach rozeszła się pogłoska, że będziemy przesłuchiwani. Przyszedł też z miasta i mój ojciec, sterany zgryzotą. Podszedł do mnie i pragnąc mnie odwieść, powiedział: «Córko, miej litość dla mojej siwizny; ulituj się nad ojcem, jeżeli jestem godzien, byś mnie ojcem nazywała. Bo jeśli moje ręce ciebie wypiastowały i doprowadziły do kwiatu wieku w jakim się znajdujesz, jeśli ukochałem ciebie bardziej, niż braci twoich, to nie skazuj mnie na hańbę wśród ludzi. Pomyśl o swoich braciach, pomyśl o swojej matce i ciotce, pomyśl o swoim dziecku, które nie będzie mogło żyć po twojej śmierci. Porzuć swoje postanowienie, abyś nas wszystkich nie zgubiła. Bo jeżeli cokolwiek się tobie przydarzy, to nikt z nas nie ośmieli się nawet swobodnie rozmawiać». W ten sposób mówił – z miłości do mnie – jak ojciec.
Całował też moje ręce, rzucał mi się do nóg i pośród łez nie nazywał mnie już swą córką, lecz panią. Mnie także było ogromnie go żal, bo tylko on jeden z całej rodziny nie mógł się cieszyć z mojego męczeństwa. Pocieszałam go mówiąc: «W sądzie stanie się to, co Bóg da, bo wiedz, że my nie należymy do siebie, ale do Boga». Ojciec odszedł jednak zasmucony”. W ten sposób jej ojciec próbował ją odwieść od śmierci.
Znane jest również jej powiedzenie „garnek jest garnkiem i ma służyć jako garnek”, co ma oznaczać, że chrześcijanin jest chrześcijaninem i ma dawać świadectwo jako chrześcijanin, dlatego przyjmuje swoje męczeństwo, w dodatku wspierając dzielnie innych, m.in. swoją przyjaciółkę Felicytę, która zresztą była brzemienna w trakcie aresztowania: „Dzień, w którym miało się odbyć widowisko, był już bliski i Felicyta przeżywała wielką obawę, że jej męczeństwo może zostać odroczone właśnie z powodu brzemienności; prawo bowiem zabraniało wykonywania egzekucji na kobietach ciężarnych. Obawiała się też, że może przelać swą nieskalaną i niewinną krew później, razem z jakimiś pospolitymi zbrodnia-rzami. Jej współtowarzysze w męczeństwie także byli bardzo tym zasmuceni; obawiali się, że ona, taka dobra przyjaciółka i towarzyszka, może pozostać w tyle, sama jedna wędrująca drogą ku tej samej nadziei. Na dwa dni przed igrzyskami wszyscy jednomyślnie połączyli się we wspólnej błagalnej modlitwie do Pana. Natychmiast po jej ukończeniu Felicyta zaczęła odczuwać bóle porodowe.
A ponieważ był to poród przedwczesny, w ósmym miesiącu, a więc z natury rzeczy bardzo ciężki, jeden ze strażników powiedział: «Jeżeli teraz tak cierpisz, to co zrobisz, kiedy będziesz rzucona zwierzętom, które zlekceważyłaś, kiedy odmówiłaś złożenia ofiary». Ona odrzekła: «Teraz ja cierpię to, co cierpię; tam zaś będzie we mnie cierpiał ktoś inny za mnie, ponieważ i ja będę cierpiała za niego». I urodziła dziewczynkę, którą jedna z sióstr wychowała jak własną córkę”.
Okrutny szczegół dotyczący śmierci Perpetuy to fakt, że zginęła po ataku wściekłej krowy – podobno płeć osoby musiała zgadzać się z płcią zwierzęcia, które miało je zabić. Oto historia kobiety, której mogiłę odwiedziłem w Kartaginie w piękny słoneczny dzień.
(…)
Jak nie myśleć odwiedzając miejsce męczeństwa Perpetuy i Felicyty; jak nie myśleć o tych młodych kobietach, które nie bały się śmierci, ale po prostu za Chrystusa oddały życie? Czy ja miałbym na tyle siły, by zrobić to samo? To nie jakaś tam decyzja. To wybór żyć albo nie żyć dla kogoś, kto zaczyna dopiero cieszyć się życiem! Jak oni to robili, że byli takimi właśnie ludźmi? Mi tak ciężko być dobrym podczas jednego tylko dnia, a oni na kartach Kościoła zapisali się jako dobrzy na wieczność – święci. Nie dorastam temu Kościołowi świętych do pięt. I właśnie za to go kocham. Właśnie w tych momentach kocham go wyjątkowo – bo przecież mogę być jego częścią! „Nie patrz na nasze grzechy, lecz na wiarę swojego Kościoła” – z jaką nadzieją wypowiadam te słowa podczas każdej Mszy św., malutki, aż boję się, że zniknę. Kocham Kościół za tych ludzi świętych, których nie ma wśród nas, ale i tych żyjących; kocham Kościół za to, że ma taką siłę, taką mądrość nieprzemijającą, taką miłość, taką moc, by nieustannie rodzić takich ludzi, których ślady dotykam tutaj. Miejsca mają coś w sobie – dotykają nas, uwalniając uczucia…
***
Książkę można nabyć w Salezjańskim Ośrodku Misyjnym. Można zadzwonić: 22 644 86 78, napisać mailem: misje@salezjanie.pl, albo zamówić przez sklepik internetowy: www.adopcja2.salezjanie.pl/sklep/
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.