Drukuj Powrót do artykułu

Życie w Sudanie

30 czerwca 2011 | 01:00 | S. Teresa Roszkowska / ms Ⓒ Ⓟ

Sytuacja w Sudanie Południowym przed oficjalnym ogłoszeniem niepodległości 9 lipca daleka jest od normalności. Flagę i Hymn Narodowy już mamy, ale w kraju brakuje jeszcze prawdziwego pokoju – podkreślają Sudańczycy.

Czym sobie zasłużyłem, że chcesz mnie zabić? Dlatego że jestem czarny i urodziłem się w górach? – wołał człowiek z przystawionym do skroni pistoletem.

Flagę i Hymn Narodowy już mamy, ale w kraju brakuje jeszcze prawdziwego pokoju. Wielu ludzi umiera niewinnie. Już coraz bliżej tego historycznego dnia, kiedy będzie ogłoszone istnienie nowego wolnego państwa – Sudanu Południowego – pisze siostra Teresa Roszkowska, salezjanka pracująca na misjach w Sudanie.

W styczniu 2011 przeprowadzono referendum, w wyniku którego zadecydowano o oddzieleniu Sudanu Południowego od reszty kraju. Na południu większość społeczeństwa to chrześcijanie, natomiast północ jest muzułmańska. W walkach cywilnych między północą a południem zginęło 1,5 miliona ludzi. 2 miliony ludzi musiało opuścić swoje domy.

Konflikt w Darfurze rozprzestrzenia się na Abay, Kordofan i Nuba Mountain. Obrzeża Khartoumu wciąż usłane są obozami z ludźmi czekającymi na powrót na południe kraju. Są pozostawieni samym sobie. Na pustynnym piachu, w obozie ludzie rodzą się i umierają.

Dość często jadę do obozu, w którym większość osób pochodzi z naszej oraz z sąsiedniej parafii. Dzieci te chodziły kiedyś do naszych szkół. Pomagamy im na ile możemy, mimo że trzeba to robić w bardzo dyskretny sposób – pisze misjonarka.

Dostarczanie jedzenia, mleka, czy odżywek dla dzieci nikt nie może zabronić. Trudniej jest z leczeniem chorych. Wcześniej było to zabronione, teraz się zmieniło. Wódz obozu rejestruje chorych i wynajętym przez siostry autobusem, przewożeni są na placówkę sióstr salezjanek. Tam są badani i otrzymują leki. Nie mają czym płacić, są leczeni za darmo.

Rodziny z obozu, do którego jeździ siostra Teresa, są już na pustyni 7 miesięcy. Przed kilkoma tygodniami przemieszczono pewną grupę rodzin z tego obozu do miejsca skąd odjeżdżają pociągi. Żeby otrzymać w nim miejsce znowu trzeba czekać przynajmniej miesiąc. Ludzie są cierpliwi – czekają, ale są pełni lęku, bo czas jest krótki. Strach udziela się wszystkim. My też się biomy – pisze siostra. Nie wiemy co zrobią z ludźmi, którzy będą jeszcze na północy po 9 lipca, kiedy to mają ogłosić powstanie nowego państwa.

25 czerwca 2011
S. Teresa Roszkowska, salezjanka

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.