Najprzewielebniejsza Ewidencjo
25 maja 2011 | 09:00 | Milena Kindziuk / ms Ⓒ Ⓟ
Zbliżamy się do 30. rocznicy śmierci kard. Stefana Wyszyńskiego, która przypada 28 maja. Wybrane fragmenty książki „Prymas Tysiąclecia” Mileny Kindziuk przybliżą tę wybitność postać. Dziś 9 odcinek z 12.
Po śniadaniu Prymas przyjmował gości na audiencjach. Wszystkich, którzy o to prosili. Nie zdarzyło się, by komuś odmówił. Chętnie pocieszał innych. Kiedy dostrzegał smutek w oczach, klepał takiego biedaka po ramieniu albo obejmował. Umiał rozładować napięcie.
Kiedyś przyszedł do Księdza Prymasa profesor, zdenerwowany sytuacją polityczną. Z przerażeniem w oczach zapytał: „Ojcze, co z nami będzie?” A Ksiądz Prymas przytulił go i odparł:
”Bracie, Bóg jest, a ty z Nim”.
Wykorzystywał każdą chwilę, nie lubił marnować czasu. – Był tytanem pracy mimo słabego zdrowia – podkreślał ks. Hieronim Goździewicz, kierownik Sekretariatu Polski. – Prymas był też niezwykle systematyczny. Wszystkie akta były drobiazgowo uporządkowane w teczkach. Każda odpowiednio oznaczona. Wieczorem kładłem zwykle teczki na biurku z napisem: „do wglądu” lub „do podpisu”. Rano po Mszy św. odbierałem wszystkie teczki z podpisami i z decyzjami.
Umiał sobie zorganizować pracę. Prowadził kalendarium prac wykonanych z dokładnym określeniem terminów. – Kalendarz leżał na biurku – wspominał ks. Goździewicz – tak aby co dzień rano można było sobie przypomnieć, jakie audiencje, jakie wyjazdy duszpasterskie, jakie prace przypadają na dany dzień.
– Z Prymasem Wyszyńskim pracowało się dobrze, lubił zorganizowaną pracę, był bardzo stanowczy i konkretny, stabilny w osądach, nie zmieniał raz podjętej decyzji. To mi pasowało, umieliśmy się „zgrać” – opowiada kard. Glemp. I dodaje: – Niekiedy Prymas Wyszyński chciał poznać moje zdanie na określony temat, wysondować, jaką mam opinię. Czynił to zręcznie, przejawiając wielką troskę o Kościół. Ja natomiast nigdy mu nie przytakiwałem, tylko wprost mówiłem, co myślę. I to się podobało Prymasowi, chociaż często nasze opinie się różniły, a ja bywałem nawet krytyczny.
Niezależność myślenia i otwartość w wyrażaniu poglądów była jedną z cech, którą Wyszyński bardzo cenił.
Prymas także odpowiadał na każdy list. Jak mówił do swego sekretarza: „Z naszego domu nikt nie może wyjść z żalem lub urazą”. Zwykle po południu jeździł na wizytacje do parafii. Lubił spotkania z ludźmi. Niekiedy zdarzały się zabawne sytuacje. Kiedyś jeden z wiernych przywitał go, mówiąc:
„Najprzewielebniejsza Ewidencjo”.
Innym razem, gdy zbliżał się do drzwi kościoła, przedstawiciel parafii zdjął czapkę i wydusił z siebie: „Ojcze nasz, który jesteś w niebie”. Po chwili szybko dodał: „Oj, psia mać, w pacierz zaszedłem”.
Kiedyś kilkuletnia dziewczynka podeszła do Prymasa i pochwaliła się nową sukieneczką. Wyszyński stał przy niej kilka minut i podziwiał sukienkę. Chętnie też wracał później do tych wydarzeń i wspomnień.
Jedz, bracie…
Kiedy nie było wielkich uroczystości, spotkań, wyjazdów, brał również udział w zakończeniu rekolekcji dla lekarzy, prawników czy duszpasterstw akademickich. W okresie Bożego Narodzenia zawsze organizował opłatek dla studentów. Siostry smażyły pyszne pączki z nadzieniem różanym.
A Prymas słynął z tego, że … osobiście nadziewał te pączki na widelec i częstował nimi gości.
– Chodziliśmy na te pączki do Prymasa raz w roku, zawsze w styczniu – opowiada Krzysztof Gołębiowski, który jako student należał do Duszpasterstwa Akademickiego przy kościele Świętego Krzyża w Warszawie. – Była nas ponad setka. Do Pałacu Prymasowskiego wchodziliśmy głównym wejściem, po czym w szatni musieliśmy powiesić płaszcze i zmienić obuwie, tak by nie nanieść śniegu, lub błota do domu Prymasa. Potem przechodziliśmy do sali audiencyjnej. Po chwili wchodził kardynał Wyszyński, a my witaliśmy go śpiewem kolędy „Bóg się rodzi” (lub innej). Kto mógł, siadał na krzesłach, część na podłodze. Odbywał się program artystyczny, a po nim głos zabierał Ksiądz Prymas. Na koniec był poczęstunek. Na długich stołach stały patery z piramidami pączków – z owocem dzikiej róży. Zdarzało się nieraz, że Ksiądz Prymas, gdy zobaczył, że u kogoś na talerzu nie było pączka, brał go widelcem z patery i podawał tej osobie, mówiąc z powagą: „Jedz, bracie, żebyś nie wyszedł głodny od Prymasa!” – Prymas dbał o to, by pączki na talerzach się mnożyły, toteż siostry wciąż je donosiły – opowiada Barbara Dembińska. Kiedyś na zakończenie takiego spotkania Prymas powiedział do studentów:
„Poczekajcie, jeszcze każdy z was dostanie ode mnie kromkę chleba”.
Rozległ się głośny jęk albo i pomruk, bo nikt już nie był w stanie nic zjeść. Tymczasem okazało się, że chodziło o książkę kardynała Wyszyńskiego pt: Kromka chleba – były to rozważania na każdy dzień roku!
I każdy student rzeczywiście opuścił rezydencję przy Miodowej z jedną Kromką chleba.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.