„Mimo trudności przybywa powołań”
22 września 2009 | 12:27 | st, tom, rl / ju. Ⓒ Ⓟ
Jednym z newralgicznych problemów każdego Kościoła lokalnego jest kwestia powołań. W Republice Czeskiej kandydaci do kapłaństwa przygotowują się w dwóch Wyższych Seminariach Duchownych: w Pradze oraz Ołomuńcu.
Obydwa mają charakter interdiecezjalny. W Ołomuńcu kształcą się alumni z diecezji ołomunieckiej, brneńskiej oraz ostrawsko-opawskiej. Natomiast w stolicy – z praskiej, pilzneńskiej, litomierzyckiej, Hradec Kralove i Czeskiech Budziejowic.
Od roku 2000 rektorem jest tam pochodzący z diecezji opolskiej ks. Artur Matuszek. Przebywa on w Republice Czeskiej od roku 1992 i wcześniej pracował jako duszpasterz w diecezji praskiej.
Jak wygląda sytuacja powołaniowa w czeskiej prowincji czy ogólnie w Republice Czeskiej?
Ks. Artur Matuszek: Mogę mówić tylko o seminarium praskim. Jest dobrze i źle. Źle bo mało jest powołań kapłańskich. W naszym seminarium w nowym roku szkolnym będzie się przygotowywało 22 kandydatów dla pięciu diecezji. Z drugiej strony jest lepiej, bo od kilku lat obserwujemy, że co roku więcej kandydatów zgłasza się do seminarium. Jeżeli przed czterema laty było sześć osób kandydatów to w tym roku mamy dwanaście nowych zgłoszeń. Kandydaci rozpoczną przygotowania w konwikcie teologicznym w Litomierzycach, w ramach tzw. roku zerowego.
W seminarium jest obecnie w sumie 25 alumnów, licząc z tymi, którzy będą na różnych praktykach. Kilku kleryków studiuje również w Rzymie. Kościół w Republice Czeskiej ma bowiem jeszcze trzecie seminarium, które znajduje się w Wiecznym Mieście. Tam oba seminaria, praskie i ołomunieckie, co roku wysyłają kilku kleryków. Przebywają tam również księża, którzy odbywają w Rzymie studia specjalistyczne.
A jak wygląda kadra naukowa seminarium?
– To pytanie jest nie do końca do mnie. Mimo, że wydział teologiczny i seminarium mieszczą się w jednym budynku, są to dwie oddzielne instytucje. Takie było również życzenie kard. Vlka, by formatorzy seminaryjni nie byli w formalny sposób związani z wydziałem teologicznym.
Wydział teologiczny jest częścią uniwersytetu, na którym studiują klerycy. Co więcej samo seminarium również jest częścią uniwersytetu, z tym, że jest traktowane jako akademik dla tych studentów teologii, którzy przygotowują się do kapłaństwa.
Czy wynikają z tego jakieś konsekwencje prawne, np. jeśli chodzi o finansowanie seminarium?
– Dostajemy dotację, która nie pokrywa jednak nawet 8 proc. naszych wydatków. Zgodnie z przepisami państwowymi dotowany jest tylko posiłek wydawany studentowi. Ponieważ mamy małą liczbę studentów, niewielka jest też liczba wydanych posiłków. Stąd dotacja jest niewielka. Ciężar kosztów utrzymania seminarium, w ponad 90 proc., ponoszą diecezje.
Wróćmy jeszcze na chwilę do sytuacji powołaniowej. Jakie czynniki sprzyjają powołaniom? Co, decyduje o drodze powołania kandydatów, co ich umacnia?
– Sytuacja jest zmienna, w zależności od diecezji i roku. Można zaobserwować zwiększającą się liczbę kandydatów starszych wiekiem, około 30 roku życia. Mają często za sobą kilka lat pracy zawodowej, osiągnęli wyższe wykształcenie. Więcej jest również kandydatów, których w Czechach określamy mianem „konwertytów”. Nie są to ludzie, którzy zmienili wyznanie, ale tacy, którzy wychowani byli bez wiary, choć w kraju o korzeniach chrześcijańskich. W którymś momencie swojego życia dosięgnęła ich łaska wiary. Niektórzy od razu, a inni nieco później po swoim nawróceniu zaczęli myśleć o kapłaństwie i zgłosili się do seminarium. Takich kandydatów przybywa.
Coraz miej jest kandydatów, którzy przychodzą do seminarium bezpośrednio po maturze. Zmniejsza się również grupa alumnów pochodzących z tradycyjnych rodzin katolickich.
Jakie problemy mają ludzie, dla których odkrycie wiary wiąże się z osobistym nawróceniem, brakiem zakorzenienia w tradycji.
– Istnieje pewna trudność, którą napotykają te osoby, które uwierzyły w wieku dojrzałym. Jest ona związana z ich wyobrażeniami o tym, co chrzest, wiara wniosą do ich życia. Oczekują, że w momencie przyjęcia chrztu czy sakramentu bierzmowania staną się innymi ludźmi. W którymś momencie przychodzi rozczarowanie, bo widzą, że aż tak bardzo się nie zmienili. To jest ciągle ten sam człowiek ze swoimi słabościami. To pierwsze bolesne i gorzkie przebudzenie. Potem przychodzi drugie: idealizowanie społeczności wierzących i Kościoła. Dla nich Kościół, wspólnota to niemal raj na ziemi. Wchodząc we wspólnotę Kościoła odkrywają, że są to ludzie pełni różnych słabości, niedoskonałości, że Kościół jest instytucją kierowaną przez ludzi. Pojawia się rozczarowanie i zgorszenie. Jest to etap, przez który musi przejść każdy nowonawrócony, by pogodzić się z własną słabością, jak również tą, którą dostrzega u innych wierzących, u ludzi Kościoła. Często odbija się to na szukaniu ich własnej drogi życiowej, ponieważ w pierwszym etapie po nawróceniu każdy z nich chce oddać w sposób wielkoduszny całe swoje życie służbie Ewangelii, Panu Bogu i najczęściej myśli o powołaniu zakonnym albo pójściu do seminarium. Później natomiast przychodzi moment załamania, zgorszenia. Jest to kryzys, który każdy konwertyta musi przejść. Dlatego jest praktyką, że nie przyjmuje się do zakonów czy seminarium ludzi krótko po nawróceniu. Trzeba odczekać jakiś czas, aż dojrzeją, aż nadejdzie moment przebudzenia się do rzeczywistości, jaką są sami i jaką jest Kościół. Wtedy dopiero zdolni są do podjęcia dojrzałej decyzji, która oparta jest na bardziej racjonalnych przesłankach.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.