Czechy: „Kościół ukryty” – wywiad z jedynym żonatym księdzem obrządku łacińskiego
19 września 2009 | 12:31 | st,tom / maz Ⓒ Ⓟ
O problemach Kościoła w komunistycznej Czechosłowacji oraz o wyświęceniu na kapłanów nie tylko celibatariuszy mówi ks. Jan Kofroň.
Jednym z problemów Kościoła w Czechach była działalność tzw. Kościoła podziemnego a po upadku komunizmu możliwość jego połączenia z Kościołem działającym oficjalnie. Obok celibatariuszy święcenia kapłańskie, z powołaniem się na specjalne uprawnienia nadane przez Stolicę Apostolską udzielano także mężczyznom żonatym, z zaznaczeniem, że mają pełnić posługę w obrządku greckokatolickim (którego zresztą często nie znali).
Za głównego animatora „Kościoła ukrytego” uważany jest bp Felix Maria Davídek (1921-1988). Sakrę przyjął tajnie w 1967 r. Po inwazji państw Układu Warszawskiego w sierpniu 1968 doszedł do wniosku, że system komunistyczny będzie trwał bardzo długo. W sumie do grupy tej należało około 15 tajnie wyświęconych biskupów i około 160 księży. W roku 1992 Stolica Apostolska przygotowała normy postępowania w tych wypadkach. Natomiast w 1997 Kongregacja dla Kościołów Wschodnich poinformowała o uregulowaniu kwestii 22 księży żonatych, którym pozwolono pełnić posługę w obrządku bizantyńsko-słowiańskim. Mogą się także okresowo ubiegać o pozwolenie sprawowania posługi w obrządku łacińskim (birytualizm).
Jedynym żonatym kapłanem obrządku łacińskiego w Republice Czeskiej jest ks. Jan Kofroň, który 12 maja 2008 przyjął warunkowo święcenia z rąk bp Václava Malégo. Wcześniej – w 1988 został wyświęcony w Kościele działającym konspiracyjnie dla Kościoła greckokatolickiego. Od 1997 jest sekretarzem bp Malégo. Od roku pełni równocześnie posługę duszpasterską w szpitalu psychiatrycznym w Pradze-Bohnicach oraz w działającym w tej dzielnicy stolicy Czech hospicjum.
Jaka była Księdza droga do kapłaństwa?
Marzyłem o kapłaństwie od 13 roku życia, chociaż nie było to wówczas marzenie całkiem dojrzałe. Gdy miałem 24-25 lat, zanim się jeszcze zakochałem doszedłem do wniosku, że moją drogą jest małżeństwo. Później miałem kontakt z salezjaninem, któremu ok. roku 1972 odebrano tzw. pozwolenie państwowe. Pracował jako zmywacz witryn sklepowych i działał w warunkach konspiracyjnych. Po jakimś czasie zaprosił mnie do małej grupy młodych par. Był to człowiek, który łatwo nawiązywał kontakty. Powiedział mi, że istnieje droga do kapłaństwa dla mężczyzn żonatych. Około roku 1977 zapytano mnie, czy byłbym otwarty na taką drogę. W maju 1980 przyjąłem święcenia diakonatu, zaś kapłańskie w roku 1988.
Jak było możliwe łączenie obowiązków wynikających z przyjętych święceń z tymi, które wynikały z życia rodzinnego?
Obrana przez mnie droga obejmowała całą rodzinę. Moja małżonka razem z małżonkami innych współbraci przechodziła podobną formację i podejmowała te same studia, co przyszli diakoni czy kapłani. Nie było to łatwe, gdyż z biegiem lat narodziło się nam czworo dzieci. Trzeba pamiętać, że pracowałem wówczas jako sprzątacz, żeby wyżywić rodzinę. Musiałem więc wstawać wcześnie rano, żeby posprzątać biura, a wieczorem odbywałem studia.
Nasz styl życia miał charakter wspólnotowy. Dzieliliśmy nasze troski. Była to wspólnota modlitwy i liturgii. Pamiętajmy, że w tamtym czasie było w Pradze może ze trzech wartościowych księży. W tej sytuacji uświadomiliśmy sobie, że niesiemy odpowiedzialność za Kościół i wychowanie swoich dzieci. Próbowaliśmy odpowiedzieć na wyzwania czasów w których żyliśmy. Chcieliśmy, by wszyscy w pełni uczestniczyli w liturgii sprawowanej w mieszkaniu prywatnym, by brali udział w przygotowaniu homilii, którą wygłaszał rzecz jasna diakon lub kapłan. Przygotowywaliśmy śpiewy itd. a także agapę. Jeśli idzie o życie sakramentalne – zawsze mieliśmy nabożeństwa pokutne przygotowujące do Sakramentu Pojednania. Obejmowały one odpowiednie czytania z Pisma św., ale także wyznanie win. Dopiero później w spowiedzi indywidualnej następowało wyznanie grzechów i rozgrzeszenie. Trwało to bardzo długo – 3-4 godzin. Był też czas na milczenie. Bez wątpienia nie chodziło o atmosferę dyskusji czy debaty, a raczej zapewnienie: będą się za ciebie modlił.
Mimo to narażaliście się na duże niebezpieczeństwo….
W latach siedemdziesiątych terror nie był już tak silny jak w latach pięćdziesiątych. Przełomem była „Praska wiosna” 1968 r. Przez kilka miesięcy prasa codziennie informowała o zbrodniach komunizmu. Były wywiady z ofiarami i katami. Już o 8 rano nie można było wówczas zdobyć gazet. W ciągu kilku miesięcy komunizm uległ dyskredytacji. Ci którzy po tym okresie pozostali w partii, to byli karierowicze albo też ludzie pozbawieni inteligencji. Po roku 1968 system nie był już tak straszny, chociaż za sprawowanie Mszy św. w mieszkaniu, bez pozwolenia władz groziła kara 2 lat więzienia. Natomiast tajnie święconym biskupom groziło większe niebezpieczeństwo. Jeden z nich siedział 6 lat, fałszywie oskarżony o przestępstwa gospodarcze. Natomiast naszej praskiej grupy zasadniczo nie dotknęły jakieś poważniejsze represje. Jednego z kolegów w roku 1985 oskarżono o nielegalne powielanie tekstów teologicznych. Wiadomość dotarła za granicę, doszło do skandalu i w końcu zrezygnowano z procesu. Trzeba powiedzieć, że pewien strach był. Miałem świadomość, że jestem obserwowany.
Czy sytuacja jaka nastała po „aksamitnej rewolucji” stała się dla księdza w pewnym sensie rozczarowaniem?
Oczywiście obalenie reżimu komunistycznego wiązało się dla nas z wielkim entuzjazmem. Zrodziły się oczekiwania. Jeśli można mówić o rozczarowaniach – to fakt, że Rzym interesował się jedynie stroną prawną – dopuszczalność i ważność tych święceń. Nie stawiano pytań o kwestię eklezjologiczną. Potrzeba zmusiła nas do przemyślenia na nowo jak żyć autentycznie jako chrześcijanie. My nie zdawaliśmy sobie sprawy, że należymy do Kościoła, którym kierował bp Felix Davídek. Dotarło to do nas dopiero po listopadzie 1989 r. Konspiracja była bardzo głęboka. W gronie naszych profesorów było szereg wybitnych osób: ks. prof. Josef Zverina, obecny kard. Miloslav Vlk, Nowy Testament wykładał nam późniejszy biskup budziejowicki, Antoni Liška, bp Dominik Duka. Oni nie zdawali sobie sprawy do jakiego grona przemawiają, bo dużo było takich grup studyjnych. W tym okresie ten, kto stawiał pytania był podejrzewany o współpracę z SB więc nie zadawali zbędnych pytań. Byliśmy przekonani, że w naszym przypadku działają nadzwyczajne uprawnienia Stolicy Apostolskiej i udzielane nam święcenia są możliwe i ważne. W tamtych warunkach nie istniał problem inkardynacji.
Jak ksiądz ocenia rozwiązanie problemów związanych z działalnością „Kościoła ukrytego”?
Ks. Jan Kofroň: Rozwiązanie tych problemów nie było wolne od pewnych napięć i bólów. Muszę powiedzieć, że nie miałem wątpliwości co do swych święceń w 1988 r. Codziennie rano odprawiałem przed pracą nabożeństwo Drogi Krzyżowej. Pomogło mi to sformułować podanie do Stolicy Apostolskiej, w którym zaznaczyłem, że nie mam wątpliwości co do ważności święceń, ale gotów jestem przyjąć święcenia „sub conditione”, by publicznie pełnić posługę kapłańską. Zdaję sobie sprawę jak bardzo jest ona bowiem potrzebna. Zaznaczyłem, że pragnę służyć umierającym w hospicjum. W końcu uroczystość święceń przed rokiem była bardzo piękna i nie mam dziś żadnych problemów w swym sumieniu, choć niektórzy z moich dawnych współbraci uważają to wręcz za świętokradztwo. Cieszę się z mojej posługi. Wszędzie jestem przyjmowany bez jakichkolwiek problemów, co w naszym zsekualryzowanym społeczeństwie nie jest takie oczywiste.
Rozmawiali: Krzysztof Tomasik i Stanisław Tasiemski OP.
Papieska wizyta a problemy czesko-niemieckie »
Kościół w Czechach – bogata tradycja, niełatwa współczesność »
Wywiad: Spotkanie w Pradze pozwoli zrozumiec stosunek papieza do ekumenizmu »
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.