„Odkrywajmy bogactwo drugiego człowieka”
06 września 2009 | 13:00 | Tomasz Królak / ju. Ⓒ Ⓟ
Pokój to nie tylko brak wojny, ale także codzienne odkrywanie innych ludzi, wartości drugiego człowieka – mówi w rozmowie z KAI Alberto Quatrucci, sekretarz generalny rzymskiej Wspólnoty św. Idziego.
Można powiedzieć, że dialog międzyreligijny jest „znakiem firmowym” Wspólnoty św. Idziego. Właściwie dlaczego, jak to się zaczęło?
Alberto Quatrucci: Rzeczywiście, przed 41 laty postawiliśmy na dialog międzyreligijny, nie tylko ekumeniczny. Przede wszystkim chodziło o dialog z judaizmem i islamem, ale także religiami Wschodu – buddyzmem i hinduizmem.
W październiku 1978 r. mieliśmy doskonałe spotkanie z Janem Pawłem II, który rozpoczynał wówczas swój pontyfikat, odśpiewaliśmy mu „Sto lat”… Papież zaczął przygotowywać spotkanie międzyreligijne w Asyżu, do którego doszło 27 października 1986 roku. Chodziło mu o to, by przedstawiciele różnych religii świata byli ze sobą i – chociaż nie wspólnie, aby uniknąć jakiejkolwiek konfuzji, ale w tym samym czasie – modlili się o pokój. To był zupełnie nowy wymiar spotkań międzyreligijnych. Bo chociaż odbywały się one także przedtem, i to w różnych częściach świata, to Asyż wniósł zupełnie nowego ducha, właśnie poprzez bycie razem i modlitwę o pokój wznoszoną w tym samym czasie. Miałem to szczęście, że na kilka miesięcy przed tym spotkaniem pracowałem jako wolontariusz w sekretariacie Papieskiej Rady ds. Dialogu Międzyreligijnego. Duch spotkania asyskiego niezwykle współgrał z ideami Wspólnoty św. Idziego. To był ten sam duch, to samo przekonanie, że szacunek dla drugiego i przyjaźń są bardzo ważnym pomostem ponad jakimikolwiek barierami, ponieważ tworzą rodzaj zaufania. Bez zaufania nie jest możliwe zrozumienie siebie nawzajem. Prawdziwa głębia modlitwy i odkrywanie dialogu dokonuje się dzięki zaufaniu i jest jedynym sposobem wzmocnienia naszej własnej tożsamości religijnej. Jedynie w dialogu mogę wzmocnić moją tożsamość religijną. Właśnie: wzmocnić, a nie utracić! Tylko wówczas, gdy naprawdę jestem chrześcijaninem, mogę zrozumieć islam.
Ale żeby prowadzić dialog potrzeba gotowości obydwu stron. Mam wrażenie, że ta gotowość jest dziś większa ze strony chrześcijan niż muzułmanów. Mylę się?
– Cóż, to jest oczywiście ryzyko, ale nie tylko w odniesieniu do dialogu chrześcijańsko-islamskiego, ale dotyczy przecież samego świata chrześcijan, czyli dialogu ekumenicznego.
Ale to dialog z islamem wydaje się dziś najważniejszy jeśli chodzi o przyszłość świata.
– Z jednej strony: owszem, jest bardzo ważny, ale z drugiej strony – nie jestem przekonany, że najważniejszy. Pamiętamy co pisały niektóre media 5,10 lat temu: nad Europę nadciąga wyzwanie islamu, który stanie się drugim wyznaniem po katolicyzmie. To nieprawda. Jakie jest drugie pod względem liczby wiernych wyznanie we Włoszech? Nie islam, lecz prawosławie. Niemniej, rzeczywiście relacje islamu z nowoczesnym światem to poważny problem. Ale chcę podkreślić jedną rzecz: jako chrześcijanin nie podejmuję dialogu jedynie pod warunkiem, że ten drugi chce tego samego wobec mnie. Dialog jest częścią mojej wiary a nie opcją; dialog jest częścią misji Kościoła. Dialog porównać można do miłości. Papież napisał „Deus Caritas est” – Bóg jest miłością. Kocham cię, nawet jeśli ty mnie nie kochasz. Dialog nie jest więc rodzajem negocjacji politycznych, lecz wolną propozycją, ofertą. I tu właśnie tkwi sedno problemu, ponieważ w naszym świecie odczuwa się brak takich wolnych propozycji, panuje w nim bowiem mentalność wolnego rynku. Widać ją także wewnątrz Kościoła. Na czym polegała siła Jana Pawła II? Na ryzyku podjęcia dialogu ze wszystkimi, bez wyjątku. To jest siła Kościoła, także dzisiaj. Nasz świat oczekuje na ponowne odkrycie duchowości, ponieważ bez tego, bazując wyłącznie na ekonomii i finansach, ten świat upadnie.
Wspominał Pan o ryzyku dialogu. Czy szczególnie ryzykowne nie było pierwsze spotkanie międzyreligijne w Asyżu w 1986 r.?
– Tak, oczywiście i to z różnych powodów. Przede wszystkim dlatego, że w pewnym sensie było to pierwsze tego rodzaju doświadczenie. Po drugie także dlatego, że papież zaapelował do przywódców wszystkich państw na świecie o wstrzymanie w tym jednym dniu wszelkich działań zbrojnych. Ostatecznie posłuchał go niemal cały świat, choć nie wszyscy. Ale to było ryzyko: oto papież apeluje do świata, ale przecież świat nie musi być mu posłusznym… Cóż, życie chrześcijanina jest ryzykiem. Nasza siła wynika z gotowości do niego. Jedyny sposób by nie ryzykować, to spędzić cały dzień w łóżku (śmiech). Oczywiście, chodzi o ryzyko dla sensownej sprawy, a nie jako cel sam w sobie.
Myślałem jednak o ryzyku z punktu widzenia Kościoła. Według części watykanistów nie kto inny jak kard. Ratzinger miał być przeciwny idei Jana Pawła II, dopatrując się w niej niebezpieczeństwa synkretyzmu. Tak było?
– Nie sądzę. Wielu kardynałów rzeczywiście było przeciw, ale nie kard. Ratzinger. I to z kilku powodów. Po pierwsze wiemy przecież, jaki rodzaj relacji panował między Janem Pawłem II a kard. Ratzingerem – były nadzwyczajne i dotyczyło to także spojrzenia na dialog międzyreligijny. Dwa lata temu, już jako papież Benedykt XVI, uczestniczył on w międzyreligijnym spotkaniu w Neapolu, „potwierdzając” ducha Asyżu i zachęcając do jego kontynuowania. Pamiętajmy, że bardzo wiele przemówień Jana Pawła II nt. dialogu międzyreligijnego pochodzi także od Ratzingera, bo jego myśl jest częścią teologii Jana Pawła II.
Strach przed przed utratą naszej tożsamości jest dowodem słabości a nie siły. Jeśli boję się dialogu z innymi religiami, to znaczy, że w swej tożsamości religijnej czuję się słaby, że jest ona ufundowana raczej na wymiarze społecznym a nie duchowym.
Na zakończenie spotkania w Asyżu w 1986 r. Jan Paweł II zachęcił do kontynuowania ducha Asyżu, ducha dialogu. Kiedy odwiedziliśmy go wkrótce potem i pytaliśmy, co teraz powinniśmy robić, odparł: kontynuujcie to, każdego roku! Chociaż niektórzy kardynałowie patrzyli na to nieprzychylnie. Mogliśmy liczyć nie tylko na papieskie błogosławieństwo ale i autentyczną współpracę. Pomiędzy Janem Pawłem II a Wspólnotą św. Idziego panowały szczególne relacje, duch wzajemnej współpracy.
Czy podobnie układają się stosunki z Benedyktem XVI?
– Tak, chociaż Jan Paweł II i Benedykt XVI to dwie odmienne osobowości, to naturalne. Papież zgodził się wygłosić specjalne telewizyjne przesłanie dla uczestników krakowskiego spotkania.
Czego właściwie spodziewa się Pan po tegorocznym spotkaniu „Ludzie i Religie” i dlaczego wybraliście właśnie Kraków?
– Podczas ubiegłorocznego, międzyreligijnego spotkania na Cyprze, kard. Dziwisz, z którym łączy Wspólnotę wieloletnia przyjaźń, zaprosił nas gorąco do miasta Jana Pawła II. Polska już po raz drugi gości spotkanie „Ludzie i religie”. Po raz pierwszy miało ono miejsce w Warszawie, przed 20 laty, z okazji 50. rocznicy wybuchu II wojny światowej. Obecnie spotykamy się w 70. rocznicę wybuchu wojny i 20. rocznicę upadku komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej. Przybywamy do miasta Jana Pawła II, odbędziemy pielgrzymkę do b. obozu Auschwitz-Birkenau. Będzie to dzień pamięci i modlitw w intencji pokoju, które kierować będziemy także podczas uroczystości na krakowskim Rynku. Obecne spotkanie obfituje więc w różne, wymowne elementy.
Choć dialog międzyreligijny jest bardzo ważny, to chcemy też postawić pytanie, co znaczy być chrześcijaninem w Europie – dziś. Chcemy zapytać o to w gronie różnych osobistości ze świata religii ale też nauki, kultury, polityki. Zapytamy o sens wartości życia w rozumieniu poszczególnych religii; dyskutować będziemy o eutanazji i wielu kwestiach etycznych a także o wyzwaniach ekonomicznych, choćby dlatego, że obecny kryzys ekonomiczny przemienia także mentalność współczesnego świata; podejmiemy temat bardzo niebezpiecznej przepaści ekonomicznej pomiędzy Europą i Afryką itd.
Spotkanie „Ludzie i Religie” określa się także jako Kongres dla Pokoju. Jakie są realnie szanse na to, że taka idea wpłynie na losy globu? Czy nie jest to nadzieja zbyt wygórowana?
– Jestem przekonany, że dialog międzyreligijny, jak każdy rodzaj dialogu, jest czymś ważnym i niezbędnym. Nie chodzi w nim jednak o podejmowanie jakichś radykalnych kroków, ale „nasycanie” świata duchem pokoju. Co to bowiem znaczy: pokój? Nie oznacza jedynie braku wojny – choć to oczywiście byłoby także wspaniałe – ale przede wszystkim tworzenie nowej jakości współżycia, życia razem. Jest to codzienne odkrywanie innych ludzi, wartości drugiego człowieka.
Czy uważa Pan, że chrześcijanie, muzułmanie i Żydzi mogliby przemówić zbliżonym głosem na temat coraz to nowych wyzwań bioetyki oraz w sprawie aborcji czy eutanazji?
– Mam nadzieję i liczę na to, także w kontekście spotkania krakowskiego. Bardzo bym chciał, byśmy rozpoczęli wspólną debatę wokół tych kwestii.
Rozmawiał Tomasz Królak
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.