Palestyńczycy oczekują od papieża pomocy w rozwiązaniu konfliktu z Izraelem
08 maja 2009 | 08:24 | kw (KAI) / ju. Ⓒ Ⓟ
Prof. Selim Chazbijewicz opowiedział w rozmowie z KAI o krajobrazie Ziemi Świętej przed wizytą Benedykta XVI.
Zdaniem imama gminy w Gdańsku, w latach 1998-2008 współprzewodniczącego Rady Wspólnej Katolików i Muzułmanów, tworzy się obecnie nowy izraelski naród, a fundamentalizm islamski wśród Palestyńczyków jest zjawiskiem nowym. Obie strony pragną zaś pokoju.
Do jakiego Izraela i Autonomii Palestyńskiej przyjeżdża Benedykt XVI?
– Do walczącego Izraela i walczącej Palestyny. Izrael gotuje się także do wojny z Iranem. Taka informacja została nadana, choć być może jest to takie pokerowe zagranie. Natomiast konflikt między Izraelem i Palestyńczykami będzie się toczył do czasu, kiedy nie zostanie uregulowany terytorialny status Palestyny.
Walka na trwałe wpisała się w ten region. Właściwie od 1936, pierwszego powstania Arabów przeciwko Brytyjczykom, konflikt trwa tam stale – z mniejszymi lub większymi przerwami. Papież jedzie więc do Ziemi Świętej, która walczy.
Jakie są szanse rozwiązania tego konfliktu, czy one w ogóle istnieją?
– Szanse istnieją. Pokój przyniosłoby powstanie niepodległej Palestyny. Oczywiście, nie jest to możliwe w granicach rezolucji z 1947 r. Izrael nie odstąpi terenów zajętych w 1948 r. Byłoby to natomiast możliwe w granicach z 1967 r. Pozostaje jednak do ustalenia status Jerozolimy. Najlepiej byłoby, gdyby została ona wolnym miastem, swojego rodzaju świętym terytorium dla wszystkich wyznawców monoteizmu. Jest to niestety niewykonalne. Uważam natomiast za możliwe nadanie Jerozolimie statusu autonomii w ramach Izraela. Nie po to prowadzi się wojnę, by oddawać terytoria, które się zdobyło. Dzieje się tak od początku świata. Możliwe są jednak autonomie. W takiej autonomicznej Jerozolimie głos doradczy w zarządzie miastem mogliby mieć zarówno Palestyńczycy jak i przedstawiciele Watykanu. To byłoby rozsądne.
Myśli Pan Profesor, że sami Palestyńczycy poszliby na takie rozwiązanie?
– Trudno powiedzieć. Wśród Palestyńczyków działają różne siły polityczne, to nie jest jednolita masa. Palestyńczycy – jak wszyscy ludzie – są indywidualnościami, zarówno pod względem politycznym, jak każdym innym. Palestyna nie istnieje poza tym w próżni: różne światowe i regionalne mocarstwa próbują realizować tam swoje wpływy polityczne, np. Rosja, Iran, USA i Arabia Saudyjska. Ideologicznym wpływem Arabii Saudyjskiej jest chociażby cały ruch Hamasu. Ten tzw. w Europie fundamentalistyczny islam jest niczym innym jak konsekwencją wahabizmu, doktryny dominującej w Arabii Saudyjskiej. Doktryna ta odpowiada nie wszystkim muzułmanom, ale poniekąd jest narzucona.
Na tę skomplikowaną sytuację nakłada się jeszcze historyczny konflikt między Arabami i Persami…
– Historycznym konfliktem jest też konflikt Turków i Persów oraz Turków i Arabów. Proszę nie zapominać, że Turcja i Persja toczyły ze sobą wojny przynajmniej od XIV w. Historycznym jest także konflikt w stosunkowo niedalekim regionie między Turkami i Ormianami. Mało tego, mamy też konflikt – nie polityczny, ale religijny – między ormiańskim obrządkiem z dawnej Cylicji, tzw. Małej Armenii, a obrządkiem z Armenii właściwej. Jest także problem Assyryjczyków, Kurdów, Druzów, Jezydów oraz wielu innych mniejszości etnicznych i religijnych. W tym całym labiryncie dyplomacja Watykanu musi się odnaleźć i prowadzić politykę względnej równowagi.
Czy wizyta Benedykta XVI nie będzie takim stąpaniem po polu minowym?
– Niewątpliwie będzie. Taka jest jednak rola papieża. Głowa Kościoła rzymsko-katolickiego – będącego globalną siłą nie tylko religijną, ale również polityczną – taką rolę musi grać. Benedykt XVI oprócz tego, że dla chrześcijan jest wikariuszem Chrystusa, jest także przywódcą globalnym.
Tymczasem w Izraelu władzę objął nowy rząd, prawicowy i dążący raczej do siłowego rozwiązania konfliktu.
– Izrael nie podejmie próby siłowego rozwiązania konfliktu bez przyzwolenia Stanów Zjednoczonych. A ze strony USA nie widać na razie takich tendencji. Próba siłowego rozwiązania ma krótkie nogi. Do społeczeństwa izraelskiego, bez względu na opcję polityczną władzy, zaczyna powoli docierać, że innego wyjścia jak pokój nie ma. Ułożenie stosunków z Arabami stanowi dla nich konieczność. Trudno żyć ciągle w świadomości oblężonego obozu.
Nie należy zapominać, że na terenie Izraela na dobrą sprawę wykształcił się nowy naród – Izraelczyków. Żydzi z diaspory postrzegają często rzeczywistość polityczną zupełnie inaczej niż obywatele państwa żydowskiego. O ile wcześniej Izrael był taką ekspozyturą Żydów z diaspory, to obecnie powstaje nowy izraelski naród, który swoją obecność w regionie widzi inaczej. To można już zauważyć w literaturze i w kinematografii, a sztuka zawsze jest przejawem świadomości zbiorowej. Mimo wszystko Żydzi woleliby raczej dialog niż wojnę.
Poza tym nowym narodem znalazła się jednak cała rzesza wykluczonych – Palestyńczycy.
– Tak, ale – jak już mówiłem – oni też dzielą się między sobą. Podczas swojego pobytu w Jerozolimie byłem np. na arabskim uniwersytecie al-Kuds. To uczelnia arabskojęzyczna, a oprócz tego są anglojęzyczne. Pracują tam Arabowie, którzy są lojalnymi obywatelami Izraela. Nie wszyscy bowiem Palestyńczycy są wykluczeni oraz chcą wojny i walki. Spotykałem się z profesorami tego uniwersytetu i muszę powiedzieć, że nie sprawiali oni wrażenia wykluczonych. Oczywiście, jest to pewna elita, niemniej jednak takie generalizowanie wydaje mi się błędne.
Należy pamiętać, że obozy dla Palestyńczyków były świadomie podtrzymywane przez państwa ościenne. Przecież zarówno Egipt, Syria jak i Jordania, gdyby naprawdę miały wolę polityczną, dawno by ten problem uchodźców rozstrzygnęły. W Jordanii, kraju muzułmańskim, ci Arabowie-Palestyńczycy którzy nie pochodzą z miejscowych grup plemiennych są obywatelami drugiej kategorii.
To, że państwo Izrael nie ufa Arabom, jest poniekąd normalne. U nas też muzułmanie nie cieszą się pełnym zaufaniem. Mówię o imigrantach, a nie o polskich Tatarach. Jest to kwestia współpracy.
Czego Palestyńczycy, w szczególności muzułmanie, oczekują od katolickiego papieża?
– Palestyńczycy są w większości muzułmanami, ale pośród nich jest też wielu chrześcijan różnych obrządków. W II i III wieku, gdy pierwsze wspólnoty chrześcijańskie rozwijały się na terenie Palestyny, żyły już tam plemiona arabskie. Patrząc historycznie to Arabowie byli w pewnym sensie pierwszymi chrześcijanami. Myślę, że Palestyńczycy oczekują od papieża, światowego przywódcy, pomocy w rozwiązaniu konfliktu z Izraelem. Papiestwo w XIX i XX w. grało rolę koncyliacyjną, papież pełni funkcję pośrednika, kogoś, kto doprowadza do porozumienia stron. Myślę, że wizyta Benedykta XVI stanie się zaczynem kolejnej dyskusji i kolejnego dialogu, które mogą doprowadzić do uspokojenia nastrojów.
Palestyńczycy nie oczekują zatem od papieża poparcia dla powstania niepodległego państwa palestyńskiego?
– Oczekują. Nie sądzę jednak, by Benedykt XVI na coś takiego się zdecydował. Będzie przebywał na terytorium Izraela i dlatego musi uwzględnić zdanie gospodarzy. Trudno do kogoś przyjechać i mówić mu, żeby oddał kawałek terytorium. Jest do dla Benedykta XVI bardzo trudna rola. Jan Paweł II wybrnął z tego w sposób genialny, ale jego następca jest innego rodzaju osobowością. Jan Paweł II będąc w Izraelu i na terytorium Palestyny wykonał gesty dialogu religijnego, które były pierwsze, świeże i nowe. Myślę tu np. o wizycie w meczecie w Damaszku. Te gesty były na tyle szokujące dla ówczesnej opinii publicznej, że w zasadzie niczego innego nie musiał czynić i mówić.
Na ile ten konflikt między Żydami i Arabami ma podłoże religijne?
– Jeszcze ojcowie dzisiejszych bojówkarzy Hamasu byli marksistami. W latach 70. i 80. W szeregach Organizacji Wyzwolenia Palestyny czy innych arabskich ugrupowań walczących z Izraelem nikt nawet nie wspominał o islamie. Z chwilą upadku Związku Radzieckiego i komunistycznej ideologii musiały one znaleźć sobie formę zastępczą. Religia jest więc w tym przypadku formą ideologii politycznej, która zastępuje marksizm, szeroko podówczas rozpowszechniony w arabskich społeczeństwach.
Ale ten marksizm, jak rozumiem, nie był tak ateistyczny jak europejski?
– Marksizm jest zawsze marksizmem, nie znam wierzących marksistów. Ktoś może mniej lub bardziej tolerować zjawiska religijne, ale nigdy się za nimi nie opowie. Można być ewentualnie wierzącym socjalistą lub mieć lewicowe poglądy wyznając daną religię. Dlatego siły polityczne w Palestynie głosiły konieczność powstania świeckiego państwa narodowego. Dopiero niedawno pojawiła się ideologia państwa muzułmańskiego. Powstała ona w ideologicznej pustce powstałej po kompromitacji marksizmu.
To wszystko jest działaniem ideologów. Trudno stwierdzić, jak wyglądało państwo muzułmańskie w VII czy VIII wieku. W tym czasie wszystko było religijne, a rozróżnienie na sferę świecką i religijną nie istniało. Niemniej jednak, w oryginalnej doktrynie islamu nie ma zalecenia, by wprowadzać dyktaturę religijną. Podobnie sytuacja wyglądała w Europie do rewolucji francuskiej – prawo religijne było prawem państwowym.
Po ojcach komunistach przyszło pokolenie dzieci fundamentalistycznego islamu?
– Tak właśnie jest. Jest to ruch odwrotny do tego, który obserwujemy w Europie. Przyzwyczailiśmy się do takiego kierunku, że ojcowie ortodoksyjnie w Boga wierzą, a dzieci w ramach buntu pokoleniowego już nie.
Jakie zatem ma znaczenie religia w tym konflikcie?
– Konfliktu żydowsko-palestyńskiego nie widzę w kategoriach religijnych, lecz narodowych. Także Izrael był zakładany przez świeckich syjonistów, czyli żydowskich socjalistów i nacjonalistów, którzy niewiele mieli wspólnego z religią. To teraz jest tam wielu żydów ortodoksyjnych czy chasydów. Natomiast ruch przez dziesięciolecia dążący do utworzenia Izraela był świecki. Kierowała nim żydowska inteligencja lewicowa z Europy, która na te tereny przyjeżdżała. Muzeum powstania Izraela jednoznacznie o tym świadczy. Teodor Herzl, główny ideolog syjonizmu, nie przewidywał nawet wprowadzenia języka hebrajskiego.
Czy wizyta papieża zmieni położenie Palestyńczyków chrześcijan? Wiemy, że są teraz w bardzo trudnej sytuacji.
– Nie wiem, czy zmieni. Być może przyczyni się do uspokojenia nastrojów i jakoś ułatwi im życie. Sytuacja chrześcijan w Ziemi Świętej jest bardzo trudna, żyją oni między zadawnionymi konfliktami. Jeżeli papieska wizyta ich położenie zmieni, to w niewielkim stopniu.
Czy w tym całym kotle religijnym i politycznym jest jeszcze miejsce dla chrześcijan?
– Jeszcze raz podkreślam, że Arabowie zanim stali się na tym terytorium muzułmanami, byli chrześcijanami. W Ziemi Świętej jest jeszcze wielu wyznawców Chrystusa, choć teraz z niej uciekają. Dlatego zadanie papieża polega na tym, by ten proces powstrzymać. Tradycja kościelnej dyplomacji liczy 2 tysiące lat i Watykan powinien to wykorzystać. Byłoby wielką szkodą, gdyby chrześcijanie uciekli, a w regionie zostałyby tylko dwie fanatyczne grupy muzułmanów i judaistów. Ruchy fundamentalistyczne odbiegają od tradycji klasycznych wersji islamu i judaizmu, otwartych i tolerancyjnych. Na naszych oczach rodzi się nowy rodzaj fanatyzmu – fanatyzm dzieci będący buntem przeciwko marksizmowi ojców.
Rozmawiał Kamil Wielecki
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.