Drukuj Powrót do artykułu

Jaki jest pontyfikat Benedykta XVI?

14 kwietnia 2009 | 14:52 | tk/ ju. Ⓒ Ⓟ

19 kwietnia przypadnie 4. rocznica wyboru kard. Josefa Ratzingera na papieża. Z tej okazji pytamy o główną linię dotychczasowej posługi papieża oraz o przyczyny krytyki z jaką Benedykt XVI spotyka się także w Kościele.

 

Ewa K. Czaczkowska, „Rzeczpospolita”
fot. Marcin Wójcik – fotoKAI

„Benedykt XVI zdaje się „iść w głąb”, co zresztą było apelem Jana Pawła II na początek trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa” – uważa Ewa Czaczkowska.
„Po czterech latach pontyfikatu Benedykta XVI widać, że priorytetem papieża jest pogłębienie wiary Kościoła. Gdy Jan Paweł II (nie uciekniemy od porównań) postawił na rozszerzanie wiary, pielgrzymując z Dobrą Nowiną na krańce świata geograficznego i kulturowego, Benedykt XVI zdaje się „iść w głąb”, co zresztą było apelem Jana Pawła II na początek trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa. Drogą, jaką obrał ku temu jest m.in. „reforma reformy” liturgii, o której mówił jeszcze jako kardynał. Rozumie ją, jak się wydaje, jako powrót do tradycyjnych, przedsoborowych form, które są oczywiście czymś więcej, bo sposobem myślenia o Kościele.

Widać też, że papieżowi, który jest sceptykiem, gdy chodzi o dialog międzyreligijny, bardzo leży na sercu jedność chrześcijan, stąd np. intensywny dialog z prawosławiem, ukłony wobec władz chińskich i zniesienie ekskomuniki czterech biskupów lefebrystów.

Trudnym doświadczeniem dla papieża musi być krytyka z jaką spotyka się na zewnątrz, ale i wewnątrz Kościoła. Powody jej są różne. Część wynika po prostu ze zwykłej nieznajomości nauczania Kościoła. Z przekonania, że naciski opinii publicznej, tak jak dzieje się to w społeczeństwach demokratycznych, mogą sprawić, że Kościół zmieni swoje nauczanie w kwestiach moralności seksualnej. Jan Paweł II na początku pontyfikatu też był z tego powodu na Zachodzie mocno krytykowany, ale gdy okazało się, że jest charyzmatykiem, a w dodatku człowiekiem „medialnym”, ta krytyka zelżała. Benedykt XVI nie ma zdolności łatwego nawiązywania kontaktu z tłumami i z mediami, stąd jak sądzę będzie mu trudniej przełamać tę niechęć. Ale również dlatego, że w Europie zaostrza się dyktatura relatywizmu, o którym to zjawisku kard. Ratzinger mówił przed ostatnim konklawe.

Natomiast części krytyki wewnątrzkościelnej, związanej ze sposobem zdjęcia ekskomuniki z czterech biskupów lefebrystów można było uniknąć. Winę za to ponosi kuria watykańska, która nie przygotowując na ten gest katolików po prostu ich zlekceważyła”.


fot. archiwum KAI Zbigniew Nosowski, redaktor naczelny miesięcznika „Więź”
fot. archiwum KAI

„Główny priorytet Benedykta XVI to czynienie Boga bardziej widzialnym w świecie, który zdaje się Go odrzucać” – uważa Zbigniew Nosowski.
„Cztery lata pontyfikatu Benedykta XVI zaowocowały m.in. pojawieniem się różnego rodzaju głosów krytycznych dotyczących papieskiego nauczania czy decyzji.

Jest krytyka laicka. Jej przedstawiciele albo całkowicie odrzucają Boga, albo widzą dla Niego miejsce wyłącznie w sferze prywatnej. Dlatego odrzucają też wszelkie podejmowane przez Benedykta XVI działania na rzecz obecności religii w życiu publicznym – czasem negują je wprost, czasem poprzez karykaturalne przedstawianie papieskiego nauczania (ostatnio choćby „redukcja do prezerwatywy” w przypadku pielgrzymki afrykańskiej), czasem poprzez wojowniczy, „misyjny” ateizm.

Ale są też głosy krytyczne wewnątrz Kościoła. Mają one różny charakter. Wszyscy wewnątrzkościelni krytycy zgodziliby się, jak sądzę, z głównym priorytetem pontyfikatu Benedykta XVI, jakim jest czynienie Boga bardziej widzialnym w świecie, który zdaje się Go odrzucać. Różnią się jednak, czasem radykalnie, co do wizji sposobów realizacji tego dążenia – zwłaszcza na ile głoszenie Boga w zsekularyzowanym świecie powinno się odbywać przeciwko temu światu, a na ile w dialogu z nim.

W świecie zachodnim medialnie najbardziej wyraźną krytyką wewnątrzkościelną jest sceptycyzm, a niekiedy nawet odrzucenie obecnego pontyfikatu, płynące ze stanowisk progresistycznych. Powiada się tu, że Benedykt XVI pragnie cofnąć Kościół na pozycje sprzed II Soboru Watykańskiego.

Inni wewnątrzkościelni krytycy nie kwestionują kierunku działań papieża, dostrzegają jednak poważne błędy w działaniach Kurii rzymskiej, która zamiast wspierać Benedykta XVI, stała się mu kulą u nogi i obniża jego autorytet. Jest to jednocześnie krytyka papieża, który zaniedbał reformę Kurii i nie potrafi nią w nowoczesny sposób zarządzać. Przykładem takiej postawy może być konserwatywny publicysta George Weigel, który właśnie opublikował artykuł zatytułowany „Papież kontra Watykan”.

Jest też zjawisko krytyki teologicznej, która wskazuje, że w obecnym pontyfikacie za mało uwzględniana jest kolegialność wszystkich biskupów. Papież podejmuje istotne decyzje całkowicie samodzielnie, a światowi biskupi z zaskoczeniem dowiadują się o nich z mediów. Kwestia niedostatków kolegialności od dawna jest czołowym problemem podczas kolejnych synodów biskupów. W ostatnich dwóch latach problem ten ujawnił się zwłaszcza w przypadku decyzji o „uwolnieniu” Mszy trydenckiej i zniesieniu ekskomunik dla lefebrystów. W obu kwestiach mieliśmy do czynienia z protestami (bardziej czy mniej publicznymi) także ze strony biskupów, którzy bynajmniej nie są postępowcami. To pokazuje, że problem z kolegialnością ma charakter poważny.

Przy okazji warto wspomnieć inne niebezpieczne zjawisko – także dla samego Benedykta XVI – jakim jest obecna w niektórych kręgach konserwatywnych narastająca tendencja do przeciwstawiania obecnego pontyfikatu (przedstawianego jako twardy, ortodoksyjny i jednoznaczny) poprzedniemu. W tej wizji Jan Paweł II stał się symbolem rozmywania czystości wiary poprzez dialog międzyreligijny, sprowadzanie liturgii do wymiaru widowiska, a katechezy i ewangelizacji do medialnego show. Niekiedy pojawia się już nawet neologizm „wojtylianizm” jako symbol dialogowości, z którą jakoby Benedykt XVI zerwał.

Do każdej z tych postaw należy, moim zdaniem, podchodzić w odmienny sposób, rozróżniając w nich to, co może być trafne i słuszne, od tendencyjności motywowanej ideologicznymi skrzywieniami samych krytyków”.

 

Adam Szostkiewicz, publicysta tygodnika „Polityka”
fot. Mariusz Kubik – www.wikimedia.org

„Kościół za Benedykta cofa się do epoki Piusa XII, a to w XXI w. ślepy zaułek” – uważa Adam Szostkiewicz.
„Pontyfikat Benedykta XVI miał być chwilą oddechu po długim i pełnym wydarzeń pontyfikacie Karola Wojtyły. Nie jest – ani dla papieża Ratzingera, ani dla Watykanu i Kościoła Powszechnego. W epoce błyskawicznego obiegu informacji Kościół jest stale na celowniku mediów i pod obserwacją opinii publicznej przez media współ-kształtowanej. Z tej perspektywy patrząc, pontyfikat Benedykta XVI nie wypada korzystnie. Nie ma porównania z czasami geniusza komunikacji społecznej, jakim był Jan Paweł II. A pewnym paradoksem jest to, że papież Ratzinger marnuje w tym sensie dorobek Wojtyły.

Papież Wojtyła musiał długie lata ,,oswajać’’ media, aż w końcu wyrobił sobie w nich pozycję tak silną, że nawet najbardziej areligijne lub antyklerykalne nie mogły ignorować jego słów i czynów. Benedykt XVI miał w porównaniu z Janem Pawłem dużo lepszą pozycję startową, a idzie od porażki do porażki. Jak nie Ratyzbona, to Williamson, jak nie Pius XII, to AIDS. Piękne encykliki, szczere wyznanie winy w liście do biskupów, gesty w rodzaju spotkania z Hansem Kuengiem, nie zdołały poprawić wizerunku Ratzingera jako rządcy Kościoła.

W oczach świata poza-katolickiego i częściowo w samym Kościele rzymskim umacnia się wrażenie, że ten pontyfikat skupia się na umacnianiu katolickiej ortodoksji, tak jakby Kościół ten był samotną wyspą, a jego wierni wybrańcami Noego. Cała ,,reszta’’ wygląda na mniej ważną. Takie podejście może się podobać katolickim integrystom (i podobnie fundamentalnym nurtom w prawosławiu czy protestantyzmie), ale są oni w Kościele mniejszością. Poza nimi odbierane jest ono jako odejście od tej interpretacji dzieła soborowego, która otwarła Kościół na świat i uratowała go przed losem skansenu. Sam byłem pod wrażeniem Josepha Ratzingera jako wybitnego intelektualisty i lidera Kościoła, ale z latami jego pontyfikatu czar minął, a sprawa lefebrystów była dla mnie momentem prawdy: Kościół za Benedykta cofa się do epoki Piusa XII, a to w XXI w. ślepy zaułek”.

Paweł Milcarek, filozof, publicysta, redaktor naczelny kwartalnika „Christianitas”
fot. Marek Kudelski – fotoKAI

„Mamy Papieża-nonkonformistę” – uważa Paweł Milcarek.
„Od pierwszych chwil pontyfikatu Benedykta XVI twierdziłem, że będzie to pontyfikat radykalizmu ortodoksji. Pontyfikat, w którym za podstawową wartość uznaje się wyznawanie wiary, a wbrew relatywizmowi podnosi się każdy dialog do poziomu „bezczelnego” wymagania, by szanowana była przede wszystkim prawda.

O Janie Pawle II mawiano, że nie za bardzo liczył się z dyplomacją – ale Benedykt XVI jest chyba jeszcze bardziej „niedyplomatyczny”, właśnie w tym mówieniu prawdy „w porę czy nie w porę”. Dyplomacja polega m.in. na tym, że się pilnuje, co i kiedy „można” lub „wolno” powiedzieć – ale obecny Papież pilnuje przede wszystkim tego, by nie zamilczeć tego, o czym milczeć nie można i nie wolno.

Czy Benedykt XVI jest konserwatystą? Nie sądzę, przynajmniej w sensie kogoś kto gros swoich wysiłków poświęca tzw. zachowaniu własnej tożsamości. Głównym słowem-kluczem dla tego pontyfikatu nie jest „bycie sobą” (tożsamość), lecz posłuszeństwo Słowu (Logosowi, który chce być głoszony). Chodzi o logikę, w której zatrzymanie tylko dla siebie – czy dla „swoich” – skarbu powierzonej prawdy jest rozumiane jako sprzeczne z samą naturą prawdy i z samą istotą przyjścia Słowa na świat. Znamienne, w jaki sposób Papież tłumaczył którejś grupie biskupów konieczność misji: nie tylko chrześcijanie, ale wszyscy ludzie mają prawo, aby im głosić Chrystusa – nie wolno im tego prawa ograniczać. Podobna zasada pojawiła się wtedy, gdy Benedykt XVI polecił, aby katolikom nie ograniczać prawa do kontaktu z wielką tradycją liturgiczną Kościoła łacińskiego – bo ta tradycja to nie znak plemienny, lecz szlak pochodu Słowa przez historię.

Ojciec Święty ma wyostrzoną świadomość tego, że „nie może nie głosić” – i stąd biorą się jego kłopoty zarówno ze światem niechętnym Kościołowi, jak i ze światem chcącym od Kościoła tylko „świętego spokoju” – jak i z katolikami chcącymi odgrywać rolę przyzwoitek laickiej nowoczesności (i zaniepokojonych, że zbyt często przychodzą sytuacje, w których trzeba się opowiedzieć). Mamy Papieża-nonkonformistę. Nikt jednak nie zaprzeczy, że Papież zachowuje w tym wszystkim wprost anielską pokorę, a na jego uśmiechniętej twarzy można zawsze wyczytać wielki pokój”.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.