Abp Nycz: Nie możemy zamykać się w religijności „kapliczkowej”
30 stycznia 2009 | 13:17 | Marcin Przeciszewski // ro Ⓒ Ⓟ
Abp Kazimierz Nycz w wywiadzie dla KAI mówi o priorytetach pracy duszpasterskiej w coraz bardziej laicyzującym się mieście, jakim jest stolica Polski. Kreśli wizję Kościoła, która nie ma nic wspólnego z zamkniętym kręgiem, a jego głównym zadaniem jest ewangelizacja zewnętrznego świata. Ostrzega przed religijnością „kapliczkową”, która ma niewiele wspólnego z autentycznym głoszeniem Chrystusa.
Jego zdaniem biskup XXI wieku musi być bardziej podobny do biskupów z pierwszych wieków chrześcijaństwa, bowiem „dziś trzeba zmierzyć się z wyzwaniami zlaicyzowanego świata Europy Zachodniej, który coraz bardziej jest obecny i w Polsce”.
Za najważniejszy swój priorytet wymienia współpracę ze świeckimi. „Brakuje właściwych wzorców duchowości świeckich: jak być w pełni katolikiem, nie duchownym, lecz świeckim „z krwi i kości” – wyjaśnia.
Drugim jego priorytetem jest rodzina. Arcybiskup zapowiada reformę duszpasterstwa rodzinnego, a szczególnie kursów przygotowujących do życia w małżeństwie. Kolejny priorytet to młodzież. Abp Nycz zapowiada podwyższenie wieku przyjęcia sakramentu bierzmowania, kiedy człowiek będzie bardziej dojrzałym.
Pytany o ustawę bioetyczną, przypomina, że w nauczaniu Kościoła nie ma miejsca na kompromis. Dodaje, że „od tej płaszczyzny moralnej trzeba odróżnić płaszczyznę prawa stanowionego. Ta jest miejscem działania polityków, także będących katolikami. Dziedzina eksperymentów biomedycznych, w tym zapłodnienia pozaustrojowego wymaga uporządkowania prawnego – gdyż istniejące obecnie bezprawie nie tylko nie służy obronie niezbywalnej godności człowieka, ale prowadzi do zamrażania, selekcjonowania i zabijania zarodków ludzkich.”
Metropolita warszawski mówi też o radykalnie nowej koncepcji budowy świątyni Opatrzności Bożej oraz ujawnia szczegóły najbliższego Dnia Dziękczynienia.
A oto pełen tekst rozmowy KAI z abp. Kazimierzem Nyczem:
KAI: Co to znaczy być Biskupem w Polsce w XXI wieku? W czym streszcza się istota jego misji? Jak łączyć funkcję pasterską z urzędowym wymiarem tej posługi?
Abp Kazimierz Nycz: W każdym okresie historii oczekiwania wobec biskupów i księży wynikały z jednej strony z niezmiennej misji Kościoła, z drugiej zaś z odczytywanych aktualnych „znaków czasu”. Między sposobem pełnienia posługi biskupa XXI stulecia a poprzednich wieków faktycznie jest sporo różnic. Wydaje się, że biskup XXI wieku musi być bardziej podobny do biskupów z pierwszych wieków chrześcijaństwa.
KAI: W jakim sensie?
– Biskup jest posłany by głosić Ewangelię wierzącym i niewierzącym. Musi być nie tylko ojcem i pasterzem swej diecezji, ale umieć działać w świecie, który nie zna Chrystusa. Na naszym posługiwaniu odbija się to, że długo towarzyszyła nam błoga świadomość, że społeczeństwo składa się w 100 procentach z ludzi wierzących. Tymczasem dziś trzeba zmierzyć się z wyzwaniami zlaicyzowanego świata Europy Zachodniej, który coraz bardziej jest obecny i w Polsce.
Natomiast wspólne – dziś i dawniej – jest to, co jest istotą posługi biskupiej. Zawsze jest to pasterz Kościoła partykularnego, który swoją misję pełni w jedności z Biskupem Rzymu. Prowadzi powierzony sobie Lud Boży po drogach zbawienia. Do jego misji należy: przepowiadanie Słowa Bożego, funkcje liturgiczno-kapłańskie oraz funkcja pasterska, czyli kierowanie Ludem Bożym na danym terenie.
Jeśli chodzi o sposób wypełniania tej posługi, to trzeba to dobrze przemyśleć, w kontekście nowych wyzwań, jakie stawia obecne stulecie. Sądzę, że takie określenia jak pasterz, ojciec, starszy brat, przewodnik, bardziej odpowiadają naszym czasom, zwłaszcza jeśli w ich tle jest świadectwo apostoła. Osobiście nie czuję się dostojnikiem i pewnie nie potrafię nim być, lecz próbuję być pasterzem i ojcem. Nie zamierzam celebrować biskupiego urzędu, nie o to przecież chodzi. Swej posługi nie chciałbym sprawować w sposób paternalistyczny, lecz braterski.
KAI: Obejmując Archidiecezję Warszawską – niemal już dwa lata temu – zapowiadał Ksiądz Arcybiskup, że chce być „aż” i „tylko” biskupem diecezji, w odróżnieniu od poprzedników, na których barkach spoczywało tysiąc innych, kościelnych i narodowych spraw.
– Po dwóch latach potwierdzam: Chcę być „aż” i „tylko” biskupem tej diecezji. Moi poprzednicy też pewno tego pragnęli, ale musieli inaczej – takie były czasy. Podziwiam kardynała i Prymasa Wyszyńskiego i Prymasa Józefa Glempa, za to, że potrafili być równocześnie biskupami dwóch archidiecezji (warszawskiej i gnieźnieńskiej), Prymasami Polski oraz Przewodniczącymi Konferencji Episkopatu. Podziwiam ich za zdolność ogarnięcia tak różnych problemów, za pracowitość, gdyż sama archidiecezja warszawska wymaga dużej pracy.
KAI: Na jakich szczególnie polach? Jak można scharakteryzować duchowo-religijną panoramę archidiecezji?
– W archidiecezji warszawskiej w jej obecnym kształcie, mimo, że jest jedną z najmniejszych terytorialnie, występują bardzo zróżnicowane problemy, społeczne, cywilizacyjne, kulturowe, polityczne i inne. Liczy półtora miliona mieszkańców. Trudno do końca ocenić ilu jest przedstawicieli cywilizacji innych niż chrześcijańska, ilu niewierzących, ilu takich, którzy całkowicie zerwali z Kościołem. Z pewnością dużo więcej niż w innych rejonach Polski. To jest duże wyzwanie ewangelizacyjno-misyjne dla kapłanów i katolików świeckich.
W Archidiecezji obok tych problemów są inne, w których realizuje się misja Kościoła. Duża koncentracja świata polityki, instytucji państwowych, samorządowych, naukowych, kulturalnych. Cały świat ogólnopolskich mediów. To duża praca dla parafii, ruchów i stowarzyszeń katolickich, ale także dla księży, biskupów pomocniczych, a także dla mnie. Obok tego wszystkiego są rejony diecezji, gdzie wielkie miasto styka się z niedawnymi terenami wiejskimi i tu dokonuje się gwałtowna urbanizacja, niełatwa dla duszpasterstwa. Są wreszcie rejony tradycyjnie rolniczo-sadownicze. Taka jest ta panorama ogólna.
KAI: Czym się ona jeszcze charakteryzuje?
– Wbrew powszechnemu przekonaniu, porównaniu z innymi terenami Polski, w Warszawie jest dużo mniej księży w stosunku do liczby mieszkańców. W konsekwencji są naprawdę zapracowani. Jeśli w diecezjach południowych liczba wiernych na jednego księdza (diecezjalnego i zakonnego) waha się w granicach ok. tysiąca, przeciętna w Polsce tysiąc trzysta, to w Warszawie przekracza dwa tysiące.
Stolica gwałtowanie się rozwija, przypływają wciąż nowe fale ludności. Większość parafii warszawskich oscyluje między 15 a 25 tysięcy, i to nie one spędzają mi sen z oczu. Zaplecze tych parafii jest bardzo dobre, zarówno od strony kościołów, jak i budynków parafialnych. Jest sporo szkół katolickich w pomieszczeniach kościelnych. Odległości między kościołami są niewielkie. Problemem jest kilka parafii, które są powyżej trzydziestu tysięcy i te trzeba podzielić. Natomiast zadaniem najtrudniejszym są powstające nowe osiedla w Warszawie i na jej obrzeżach. Tu koncentrujemy naszą uwagę, by się nie spóźnić z duszpasterstwem.
Jako biskup dużą cześć czasu chcę poświęcać kapłanom. Bez księży biskup nic nie potrafi zrobić. Jest to jedyny sposób na to, aby Kościół był żywy. Próbujemy z księżmi biskupami mieć czas dla księży, spotykać się z nimi w ramach formacji duchowej i pastoralnej, dekanalnej i w parafiach, wykorzystując każdą dobrą okazję. To oni w parafiach uobecniają wspólnotę uczniów Chrystusa i duszpasterzując razem ze świeckimi animują Kościół.
Chodzi o to, aby parafie te były żywymi wspólnotami wiary, zdolnymi do oddziaływania na zewnątrz. W każdej parafii – na czym niesłychanie mi zależy – jest sporo działających grup i ruchów skupiających ludzi świeckich. Przypominam księżom, aby grupy te nie obejmowały tylko bardzo młodych, lecz cały, wielopokoleniowy laikat. Aby formowały go do apostolstwa „ad intra” i „ad extra”. Uważam, że dziś szczególny nacisk należy położyć na apostolstwo „ad extra” – ewangelizację otaczającego świata.
KAI: Mówi Ksiądz Arcybiskup o misji „ad extra”, czyli aktywności świeckich nie tylko wewnątrz parafii, ale o potrzebie wyjścia z Dobrą Nowiną do zewnętrznego świata. Mam wrażenie, że polscy katolicy – nawet w tych najlepszych parafiach – bardzo rzadko sobie to uświadamiają.
– Jeśli jakaś grupa zajmuje się tylko formowaniem samych siebie, a nie myśli o szerszych celach apostolskich, prędzej czy później stanie się kółkiem wzajemnej adoracji. To ciepełko jest wygodne, ale w chrześcijaństwie chodzi o coś innego. Prof. Stefan Swieżawski, działacz przedwojennego „Odrodzenia”, a później przyjaciel kard. Wyszyńskiego, a także Karola Wojtyły, mówił, że trzeba rozbijać „kapliczki prywatnej pobożności” – aby katolik czuł się zobowiązany do zaangażowania w życie społeczne. Niestety taką „kapliczkową” pobożność kształtuje wiele parafii. Uważają, że misja Kościoła kończy się w obrębie świątyni.
Tymczasem ksiądz w swej parafii jest w stanie dotrzeć do tych 30 proc. mieszkańców, którzy chodzą do kościoła. Misja „ad extra” musi być prowadzona przez przygotowanych do tego świeckich. Bez świeckich i bez dobrej współpracy księży z nimi – parafia będzie pełnić swą rolę w ograniczony sposób. W ślad za tym jej dynamizm będzie słabnąć. Wierni będą się starzeć i z każdym rokiem będzie ich mniej.
Ludzie wciąż mają zakodowane w świadomości, że religia to rzecz prywatna. Kiedyś wkładali im to do głów komuniści, dziś nurty laickie. Uważa się, że zadania chrześcijanina kończą się na drzwiach kościoła, ewentualnie na drzwiach domu rodzinnego. A kiedy wchodzą w życie społeczne, czy do Sejmu, czy też prowadzą biznes, wydaje się im, że tam już nie obowiązują reguły chrześcijańskie.
Kiedy wizytuję parafie, spotykam czasem lokalnych działaczy parafialnych, czy samorządowych, mówiących w taki sposób jak gdyby byli „półduchownymi”. Dążenie świeckich, aby zastępować księdza, jest ucieczką z własnego pola misji. Paradoks polega na tym, że często księża wypowiadają się o życiu społecznym czy politycznym zastępując w tym świeckich, natomiast świeccy zamiast otwarcie iść do świata chcą być jak najbliżej ołtarza i kryć się w jego bezpiecznym cieniu. Brakuje właściwych wzorców duchowości świeckich: jak być w pełni katolikiem, nie duchownym, lecz świeckim „z krwi i kości”. Potrzebujemy więcej świętych i błogosławionych polityków, ludzi życia społecznego. Tacy ludzie Bogu dzięki są, może za mało ich ukazujemy, a może oni sami gdzieś się chowają ze swoim chrześcijaństwem.
KAI: Jak Ksiądz Arcybiskup ocenia stan wiary Warszawiaków?
– Warszawa stoi niżej od średniej ogólnopolskiej. Na południu Polski co niedziela chodzi do kościoła ok. 70 proc. wiernych, w Warszawie 30 – 33 proc.
Ten niski wskaźnik wynika nie tylko z postępującej tu laicyzacji, ale i z faktu, iż znaczny procent ludzi, którzy w Warszawie pracują i nawet zamieszkują parafię, z którą autentycznie są związani, mają daleko stąd. Tam jeżdżą w piątek po skończonym tygodniu pracy. Duży procent mieszkańców pozostaje anonimowy i nie zakorzenia się w tutejszym środowisku, bądź zakorzenia się dopiero po latach.
Od czasów wojny i Powstania Warszawskiego, kiedy ludność stolicy została niemal totalnie rozproszona, przybywają kolejne fale imigrantów. Zaledwie 15 – 20 proc. mieszkańców zaliczyć można do kategorii „rodowitych warszawiaków”, uczestniczących w życiu parafii z dziada pradziada. Liczna jest kategoria ludzi przyznających się do niewiary, co w wielkim, anonimowym mieście jest o wiele łatwiejsze. Mamy też duże grupy wiernych innych wyznań, czy w ostatnim okresie przybyszów z Azji: Chińczyków i Koreańczyków. Tak więc naturalna społeczność ludzi wierzących jest tu szczuplejsza niż na innych terenach.
KAI: W adwentowym liście do kapłanów Ksiądz Arcybiskup wymienił jako priorytety duszpasterstwo rodzin, młodzieży i studentów…
– Najważniejsza jednak jest współpraca ze świeckimi. Chciałbym, aby nie było podziałów na „my księża” i „wy świeccy”, a parafia nie kojarzyła się z instytucją usług duchowych, lecz tworzyła wspólnotę w centrum lokalnej społeczności.
W realiach takiego miasta jak Warszawa, bez pomocy świeckich parafia nie spełni swych zadań. Niezbędna jest reprezentatywna rada duszpasterska: w jej składzie powinni znaleźć się przedstawiciele parafialnych środowisk i wspólnot, a nie tylko ludzie bliscy proboszczowi. Usilnie proszę księży, aby powoływali rady w swych parafiach.
Drugi priorytet to rodzina. W Polsce jest z nią coraz gorzej. W ciągu 20 lat zaszły głębokie zmiany – na niekorzyść. Każdego roku zawieranych jest ok. 200 tys. małżeństw, a 60 tys. się rozwodzi. Dotyka to co trzecie małżeństwo.
Jeszcze poważniejszym problemem jest przestawienie hierarchii wartości rodzinnych. Dziecko i jego wychowanie – co przez wieki było priorytetem – zostało zepchnięte na dalszy plan. Wartością naczelną dla młodych jest szybka kariera. Praca pochłania kilkanaście godzin dziennie, a decyzję o urodzeniu dziecka odkłada się na kolejne lata. Jest to jedna z przyczyn małej dzietności rodzin. Dzietność mamy obecnie najmniejszą w Europie. Sprawdzają się słowa Jana Pawła II z 1991 r., który ostrzegał: „Uważajcie by dziecko nie stało się zbędnym i kosztownym dodatkiem do życia rodzinnego!”.
KAI: Co Ksiądz Arcybiskup stara się zrobić dla rodziny na gruncie Kościoła warszawskiego?
– Bardzo mi zależy aby podnieść poziom kursów przedmałżeńskich. Winny one odbywać się w formie pogłębionych spotkań, gdzie jest możliwość dialogu z udziałem psychologa, czy doświadczonych małżeństw. Ważne jest dalsze przygotowanie do małżeństwa w rodzinie i w katechezie szkolnej i parafialnej.
Druga sprawa – do jakiej zachęcam księży – to tworzenie punktów oparcia dla rodzin w parafii. Kiedy przychodzi kryzys małżeństwa, najskuteczniej pomóc mogą inne rodziny. W ramach duszpasterstwa rodzin nie można ograniczać się do ogólnego poradnictwa. Potrzebna jest szczególna wrażliwość na rodziny z problemami. Pomocą mogą być grupy Domowego Kościoła, czy inne kręgi rodzin. Spowiednik natrafiający na problemy małżeństwa powinien mieć gdzie tych ludzi posłać. Powiedzieć nie tylko: „módl się!” ale „spotkaj się z bardziej doświadczonymi małżonkami, oni ci pomogą”.
Kolejny priorytet to studenci. W Polsce studia wyższe kończy 50 proc. populacji. Za czasów PRL-u w Warszawie było 70 tys. studentów, dziś jest ich 300 tys. Dlatego tak ważne są duszpasterstwa akademickie. Nie wystarczą tylko te „z pierwszej półki”, jak dominikańskie czy jezuickie, święta Anna, św. Jakub. Niezbędne są kręgi duszpasterstwa akademickiego w parafiach, tam gdzie studenci mieszkają, gdyż niewielki procent studentów mieszka dziś w akademikach. Błagam księży by je tworzyli. Jeśli młody człowiek spędzi kilka lat w takiej grupie, pozostawi to w nim trwały ślad.
Duszpasterstwo studentów nie wystarczy, pracę w tej formie zacząć trzeba na poziomie szkół licealnych, by nie przerwać formacji młodych. My tymczasem intensywnie zajmujemy się młodzieżą do momentu bierzmowania. Oprócz katechizacji w szkole spotykamy się z młodzieżą w parafii w małych grupach, dbamy o ich rozwój. Na początku liceum się to urywa. Tymczasem jak się kogoś zgubi w parafii przed maturą, później się go już nie odnajdzie w kościele.
Na tym odcinku chcemy podjąć różne działania w obu warszawskich diecezjach, wspólnie z abp. Henrykiem Hoserem. Postanowiliśmy przygotować materiały duszpasterskie, które odpowiadałyby potrzebom młodych. Myślimy też o dłuższym przygotowaniu do bierzmowania, z możliwością bierzmowania bardziej dojrzałej młodzieży w liceum.
KAI: A czy dostrzega Ksiądz Arcybiskup załamanie religijności wśród młodzieży? Socjologowie twierdzą, że polska młodzież jest mniej religijna od rodziców.
– Młodzi prawie zawsze są mniej religijni niż starsi. To jest stara prawidłowość. Pamiętam, że o nas 40 lat temu też tak mówiono. Problem w tym, czy w tej dziedzinie nie nastąpiło jakieś przyspieszenie. Nie można mówić o załamaniu. Dostrzegam poszukiwanie wartości wśród młodych, ale i zagubienie, zwłaszcza na płaszczyźnie moralnej. W świadomość młodzieży bardzo silnie wkrada się zasada, która leży u podstaw moralności dzisiejszego świata – że sam chcę stanowić co jest dobre, a co złe. Nie respektuję prawdy o dobru, która istnieje poza mną.
KAI: Jak temu przeciwdziałać?
– Powinniśmy ukazywać zasady moralności chrześcijańskiej jako wartość, a nie tylko jako obowiązek i system zakazów i nakazów. Robię coś nie dlatego, że Kościół tak nakazuje. Kościół coś przypomina, gdyż jest to dobre dla człowieka, a ja to czynię dlatego, że jestem przekonany, że to jest dobre.
KAI: Czyli respekt dla wartości jako drogi do szczęścia?
– W tym momencie dotykamy definicji szczęścia. Leszek Kołakowski powiedział: „Szczęście jest ubocznym skutkiem dobra”. Jeżeli człowiek za wszelką cenę dąży do szczęścia, a nie do dobra, to często szczęście definiuje jako przyjemność. A to są dwie różne rzeczy.
I w tę pułapkę wpadają młodzi ludzie, a zwłaszcza ukształtowani przez tzw. wychowanie bezstresowe. Obiecuje się młodemu człowiekowi, że będzie szczęśliwy bez wysiłku. Nie pokazuje się mu trudnego i pełnego stresów życia, lecz mówi: będziesz szczęśliwy, zawsze będzie ci przyjemnie. Gdy człowiek tego nie osiąga, wpada w depresję, albo szuka namiastek szczęścia. Mówiąc o młodzieży mówiłbym raczej o zjawisku „falowania religijności” w różnych okresach życia. Jesteśmy bardziej religijni będąc dziećmi, później to słabnie, a wreszcie znów szukamy wiary. Spadająca religijność młodzieży nie koniecznie musi oznaczać laicyzację.
KAI: Dużą rolę przywiązuje Ksiądz Arcybiskup do nowych ruchów apostolskich. Latem zorganizowały one „Sydney w Warszawie”. Jaka powinna być rola tych środowisk w ewangelizacji stolicy?
– Mam nadzieję, że współpraca ruchów będzie kontynuowana, choćby w formie Rady Ruchów Katolickich. Oprócz Sydney trzeba by wymienić wiele innych ważnych wydarzeń, zorganizowanych przez środowiska świeckich, chociażby Orszak Trzech Króli na Placu Zamkowym W tym roku kolejnym etapem tej współpracy będą wydarzenia w czerwcu na Placu Piłsudskiego i w Wilanowie: 30-lecie pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski oraz II Dzień Dziękczynienia, przygotowywane przez Centrum Opatrzności Bożej, Centrum Myśli Jana Pawła II, Ruch Światło Życie i wszystkie ruchy.
Chcemy żeby w przyszłości ruchy te włączyły się w „Misję Miast”, czyli tydzień ulicznej ewangelizacji, organizowany przez wspólnotę „Emmanuel”. Poprzedzić ją musi przynajmniej dwuletnia praca przygotowawcza. Chciałbym by włączyły się w to liczne parafie po obu stronach Wisły.
KAI: Na jakich jeszcze polach Ksiądz Arcybiskup zacieśni współpracę z diecezją praską i jej pasterzem abp. Hoserem?
– Obaj wychodzimy z założenia, że wielość problemów duszpasterskich w obu diecezjach jest podobna. Zorganizowaliśmy już wspólne dodatki do „Gościa Niedzielnego” i do „Niedzieli”. Praski tygodnik „Idziemy” funkcjonuje w obu diecezjach. Ideałem byłoby jedno radio katolickie dla obu diecezji, nad czym też pracujemy.
Mamy też pomysły jeśli chodzi o katechizację. Przygotowujemy wspólną serię podręczników katechezy dla uczniów z obu diecezji. W przeciągu 3 lat licząc od 2010 r. – kiedy wszystkie przedszkolaki wejdą do szkól – będą gotowe nowe wspólne podręczniki. Opracowujemy wspólne materiały przygotowujące do bierzmowania.
KAI: Wielkie miasto to duży procent niewierzących i poszukujących. W Warszawie ważną rolę w dialogu z niewierzącymi – już od lat trzydziestych – odegrało środowisko Lasek. Jak ta inspiracja jest dziś kontynuowana w życiu archidiecezji?
– Gdyby w diecezji istniało 15 takich środowisk jak Laski w swoim najlepszym okresie, to cel dialogu z poszukującymi i z niewierzącymi zostałby dużo lepiej zrealizowany. Chodzi mi o eklezjologię Soboru Watykańskiego II. Myślę o zarysowanych na Soborze „kręgach przynależności i przyporządkowania” do Kościoła. Składają się nań po pierwsze ci, którzy są ochrzczeni i pozostają w pełnej łączności z Kościołem. Po drugie ochrzczeni, ale nie mający związku z Kościołem. Następnie ochrzczeni, ale przynależący do innych Kościołów (cała sprawa ekumenizmu), wyznawcy innych religii, niewierzący, ludzie dobrej woli.
Najwyższy czas, aby księża i wierni uświadomili sobie, że ludzie należący do poszczególnych kręgów nie żyją gdzieś w krajach misyjnych, lecz w obrębie naszej parafii. I jesteśmy wezwani do ewangelicznego dialogu ze wszystkimi. Musimy zrozumieć, że są to często nasi parafianie, o których zapomnieliśmy, a przecież ponosimy za nich ewangelizacyjną odpowiedzialność. Tu nie chodzi o zaborczość ze strony Kościoła, ani o żaden prozelityzm. Należy ku nim wyjść, nie z nachalnym, ale delikatnym głoszeniem Jezusa Chrystusa.
Trzeba też umieć zobaczyć człowieka w jego duchowej pojemności. Dawać mu tyle, ile potrafi przyjąć. Nie należy z ewangelizacji robić przesytu, który odpycha. Laski umiały i umieją to wyważyć. Te proste siostry skupione wokół Matki Róży Czackiej i ten mądry ksiądz Władysław Korniłowicz byli ludźmi nie bojącymi się dialogu, ale nie w formie irenizmu. Nigdy nie stracili własnej tożsamości. Dzisiaj często uciekamy od dialogu, zamykamy się, gdyż boimy się stracić tożsamość. Często dlatego, że jest ona kiepska i słaba. Mówienie zaś na ambonie wyłącznie o zagrożeniach – nie jest głoszeniem Ewangelii. Ewangelia jest radosną Nowiną.
Kościół musi być otwarty. Winna być to mądra otwartość, której towarzyszy umiejętność oczyszczania się z tych negatywów, jakie mogą napływać z zewnątrz.
KAI: Jako biskup diecezji, jest Ksiądz Arcybiskup odpowiedzialny za księży. Czego od nich wymaga? Jakie cechy winny charakteryzować dobrego duszpasterza?
– Im dłużej jestem księdzem i biskupem tym bardziej widzę, jakie to są cechy, sprawiające, że ludzie idą za kapłanem. To co powiem jest pewnie banalne. Spotykałem księży, którzy nie byli wybitnymi intelektualistami, byli po prostu dobrymi, głęboko wierzącymi ludźmi. Ksiądz najpierw musi być ciepłym i normalnym człowiekiem, który na tym fundamencie zyskuje zaufanie, a dopiero potem prowadzi do Boga. Ludzie to natychmiast odczytują. Ksiądz nas lubi, ksiądz nas szanuje. To pierwsza sprawa.
Druga, to pobożność księdza, którą się wyczuwa. Z prawdziwej pobożności rodzi się autentyczność. Człowiek taki żyje po bożemu, a to, co mówi, płynie z serca i zapada w serca. Mądrze to się nazywa, że ksiądz jest świadkiem Boga, modlitwy, Transcendencji.
Trzecia rzecz to dyspozycyjność. Ludzie nie będą słuchać i cenić księdza, który nie ma dla nich czasu. Księdzem jest się przez 24 godziny. Jan Paweł II ostrzegał przed „etatyzacją” powołania.
Idealnie jest, jeśli te trzy cechy występują razem u tej samej osoby i są podparte gruntowną wiedzą, wykształceniem i kulturą. Wtedy mówimy o spójnej postawie konkretnego kapłana. Benedykt XVI, kiedy był w Warszawie powiedział księżom, że wierni nie oczekują od nich, by byli ekspertami w ekonomii, finansach czy budownictwie. Oczekują aby księża byli ekspertami w dziedzinie życia duchowego. To się streszcza w słowach: pasterz, ojciec i starszy brat.
KAI: A jak jest z powołaniami w archidiecezji warszawskiej? W całej Polsce spadają.
– Nie chcę zapeszyć, gdyż nie mieliśmy w ostatnich latach żadnego spadku. W 2008 r. zgłosiło się 28 kandydatów do naszego seminarium diecezjalnego oraz 12 do seminarium Redemptoris Mater. Połowa nowych kleryków to ludzie po wcześniejszych studiach świeckich. Większość z nich przeszła formację w ruchach. Najwięcej ma za sobą przeszłość ministrantów i lektorów. To charakterystyczne!
Jednak należy być czujnym. Szukamy nowej koncepcji duszpasterstwa powołań. Nie mogą to być „akcje”, lecz modlitwa przez cały rok. Apelowanie do młodych o przyjęcie powołania jako drogi życia, niezależnie, czy jest realizowana w kapłaństwie czy małżeństwie. Ktoś kto jest przygotowany do bycia ojcem czy matką, jest równie dobrze przygotowany do bycia księdzem czy zakonnikiem.
KAI: Myśli Ksiądz Arcybiskup o uruchomieniu diakonatu stałego?
W sposób roztropny będę dopuszczał tę możliwość. Warunkiem do wyświęcenia stałego diakona musi być to, że konkretny proboszcz widzi taką potrzebę w parafii i jest przygotowany do współpracy.
KAI: Ksiądz Arcybiskup odziedziczył ideę budowy świątyni Bożej Opatrzności. Udało się zapalić do niej rodaków pod hasłem „Dnia Dziękczynienia”.
– Przyszedłem, kiedy budowa świątyni była zaawansowana. Była wybudowana do wysokości 25 metrów. Wszedłem w te „buty”. Postanowiłem jednak zmienić sposób promowania idei świątyni Opatrzności poprzez promocję postawy dziękczynienia. Wszyscy za mało dziękujemy. Rozpoczynamy więc od zwykłego słowa „dziękuję”. Kiedy jestem zdolny dziękować na płaszczyźnie międzyludzkiej, mogę dziękować Bogu za to, co się dzieje wokół mnie i za to, co przynosi On w historię. Będę chciał dziękować Opatrzności Bożej.
Główny akcent stawiamy na dziękczynienie za ostanie 30 lat od wyboru papieża i odzyskania wolności. Chodzi o to wszystko, co się wydarzyło na skutek „Solidarności” i kolejnych pielgrzymek Jana Pawła II. Jako datę Dnia Dziękczynienia wybraliśmy czerwiec, gdyż w tym miesiącu wydarzyło się w Polsce najwięcej, były papieskie pielgrzymki do Polski, a w czerwcu 1989 r. zaświtała wolność na płaszczyźnie narodowo-państwowej.
Towarzyszy temu nowe podejście do budowania świątyni. Pierwszym krokiem było rozdzielenie świeckiej i kulturalnej misji w Centrum Opatrzności Bożej, od misji sakralnej. Do wsparcia projektu Centrum – w ramach którego istnieje świątynia – udało się zaangażować poważnych sponsorów, pomoc Państwa oraz – dzięki przychylności biskupów i księży proboszczów – pomoc wiernych we wszystkich parafiach w Polsce. Dzięki temu w ubiegłym roku udało się wybudować pomieszczenia narracyjnego muzeum Jana Pawła II i Kardynała Wyszyńskiego. Muzeum pełni też rolę stropu świątyni. Zostały nam jeszcze do zbudowania ciągi komunikacyjne i kopuła.
KAI: Muzeum Jana Pawła II i kard. Stefana Wyszyńskiego – jak słyszymy – ma ambicję stać się muzeum bardziej ambitnym od waszyngtońskiego centrum Jana Pawła II.
– Jesteśmy skromni i z nikim nie chcemy konkurować. Zajmuje się tym 18-osobowy międzynarodowy zespół. Tworzą go historycy, muzealnicy i teologowie, m. in. George Weigel i Rocco Buttliglione. Będzie to muzeum narracyjne, przekazujące nowoczesnymi środkami uniwersalny wymiar pontyfikatu Jana Pawła II i posługi Prymasa Tysiąclecia. Jednocześnie papież zastanie ukazany jako ktoś, kto wyrasta z kontekstu polskiej historii i kultury.
Czuję potrzebę takiego przekazu, gdyż dla młodego pokolenia jest to wiedza historyczna. Przeciętny młody Polak nic, albo całkiem niewiele wie o kardynale Wyszyńskim. Taki sam los czekać będzie Jana Pawła II, o ile nie zaczniemy w sposób zrozumiały go pokazywać. Nie tylko historię, ale co z jego nauczania jest dziś do wykorzystania, a co może być programem na jutro.
KAI: Jak przebiegać będzie najbliższy „Dzień Dziękczynienia”?
– Przypadające na 7 czerwca br. obchody będą szersze niż przed rokiem. Złożą się nań rocznice: 20-lecia wolności, 30-lecia pierwszej pielgrzymki do Polski oraz 10-lecia pobytu Jana Pawła II w Parlamencie.
W wigilię „Dnia Dziękczynienia” na Placu Piłsudskiego odbędzie się ogólnopolskie czuwanie modlitewne. Liczymy na ponad 30 tys. młodzieży z całej Polski. Będą to uczestnicy Ruchu Światło Życie z całego kraju. Towarzyszyć temu będzie poświęcenie 9-metrowego krzyża na placu Piłsudskiego, wystawionego przez władze Warszawy. W miejscu, gdzie Jan Paweł II dwukrotnie odprawiał Mszę Świętą: w 1979 i w 1999 roku. Młodzi pozostaną tam przez noc, a rano wyruszą na Pola Wilanowskie. Tam zostanie odprawiona Msza św. będąca centralnym punktem obchodów. Liczymy na odzew tego II Dnia Dziękczynienia w całej Polsce.
KAI: Jaką rolę duszpasterską widzi Ksiądz Arcybiskup dla świątyni pw. Opatrzności Bożej?
– Widzę ją jako szczególne sanktuarium. Mam nadzieję, że ludzie będą tam przychodzić jako do miejsca modlitewnego dziękczynienia. Dziękczynienia za to, co się dzięki Opatrzności Bożej dokonało w ich życiu oraz w historii naszej Ojczyzny. Może nauczymy się bardziej w duchu dziękczynienia przeżywać swoje życie i nasze narodowe rocznice. A w przeżywaniu tego dziękczynienia pomogą te trzy wymiary, obecne w Centrum Opatrzności Bożej: Świątynia, Muzeum Jana Pawła II i Kardynała Wyszyńskiego oraz Panteon wielkich Polaków. Do tego należy też Instytut Jana Pawła II.
KAI: W ostatnich miesiącach grupa katolickich prawników – z inspiracji posła, który był redaktorem naczelnym katolickiego miesięcznika – przygotowała projekt ustawy bioetycznej. Jakie jest stanowiska Księdza Arcybiskupa w tej sprawie?
– Stanowisko Kościoła wyraził komunikat Zespołu Ekspertów Konferencji Episkopatu Polski ds. Bioetycznych z 22 grudnia. Kościół zawsze będzie przypominał niezmienną naukę o niezbywalnej godności człowieka w każdym momencie życia. Ta niezbywalna godność człowieka obejmuje także sposób jego poczęcia. Kościół mówi, że zapłodnienie in vitro jest moralnie niegodziwe i podaje argumenty na rzecz takiego stanowiska. Jest to nauczanie niezmienne i profetyczne, jest to apel moralny do sumień, rodziców, lekarzy, naukowców, polityków. W tej płaszczyźnie moralnej żaden kompromis nie jest możliwy.
Od tej płaszczyzny moralnej trzeba odróżnić płaszczyznę prawa stanowionego. Ta jest miejscem działania polityków, także będących katolikami. Dziedzina eksperymentów biomedycznych, w tym zapłodnienia pozaustrojowego, wymaga uporządkowania prawnego, gdyż istniejące obecnie bezprawie nie tylko nie służy obronie niezbywalnej godności człowieka, ale prowadzi do zamrażania, selekcjonowania i zabijania zarodków ludzkich.
Do stanowiących prawo w Polsce także odnoszą się zasady najnowszej instrukcji watykańskiej Dignitas Personae oraz wskazania zawarte w Oświadczeniu kościelnego Zespołu Ekspertów. Czytamy tam, że „gdy podejmuje się inicjatywę pierwszego unormowania, wszyscy posłowie zatroskani o ochronę praw człowieka powinni podjąć działania zmierzające do całkowitego zakazu tej metody. Gdyby jednak takie rozwiązanie prawne zostało odrzucone, ich etycznym obowiązkiem jest aktywność w całym procesie legislacyjnym, tak aby maksymalnie ograniczyć szkodliwe aspekty regulacji”.
Jestem przekonany, że polskim parlamentarzystom nie zabraknie mądrości i odwagi, by stanąć wobec tego poważnego wyzwania. Że nie zwycięży interes poszczególnych partii, że nie zgubi się po drodze dobro człowieka i troska o jego godność. Że poważne inicjatywy nie zostaną ośmieszone i nazwane ciemnogrodem. Wreszcie, że nie zwycięży postawa odłożenia sprawy ad „calendas grecas” i niezmierzenia się z poważnym wyzwaniem w imię świętego spokoju. Kto odpowie za śmierć tysięcy ludzkich istnień? Trzeba zrobić wszystko, aby ustanowić prawo chroniące życie człowieka i jego godność.
Rozmawiał Marcin Przeciszewski
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.