„Skubany ten Jezus” – kryzys języka religijnego
12 grudnia 2003 | 13:55 | jw //per Ⓒ Ⓟ
Polski język religijny znajduje się w stanie głębokiego kryzysu, który może wynikać z kryzysu wiary, doświadczenia religijnego i życia wspólnotowego – mówili uczestnicy dyskusji „Język instytucji religijnych i życia wewnętrznego”.
Spotkanie, zorganizowane 10 grudnia na Uniwersytecie Kard. Stefana Wyszyńskiego, było częścią trzydniowego sympozjum „Kryzys mowy we współczesnym piśmiennictwie i międzyludzkiej komunikacji”.
*”Skubany ten Jezus, tak czterdzieści dni bez jedzenia”*, „Matka Boża wymięka, słysząc pozdrowienie anielskie i słowa Elżbiety”, „Jeśli będę byle jaki, szatan mnie będzie olewał” – to fragmenty autentycznych wypowiedzi ludzi Kościoła, które przytoczyła podczas konferencji dr Dorota Zdunkiewicz-Jedynak z Uniwersytetu Warszawskiego. Jej zdaniem, w mowie kościelnej mamy obecnie do czynienia z „pomieszaniem języków”. Zanika dawna hierarchia, wyraźnie odróżniająca rzeczy święte i świeckie. Język natchniony, wysoki miesza się z ubogim, prymitywnym, a nawet wulgarnym.
Za ważną przyczynę takiej kondycji słowa w Kościele można uznać wpływ kultury masowej, która schlebia swojemu konsumentowi. – Bardzo symptomatycznym zjawiskiem współczesności jest pragmatyczny, żeby nie powiedzieć instrumentalny stosunek do języka, traktowanego wyłącznie jako narzędzia do sterowania odbiorcą, a nie jako miejsca spotkania z drugim człowiekiem – powiedziała Zdunkiewicz-Jedynak. Zamiast rozmowy coraz częściej pojawia się „mówienie pod kogoś”, dostosowane do oczekiwań odbiorcy.
– Czy to nie za daleko? – zastanawiała się językoznawca, cytując wypowiedzi ewangelizatorów takie, jak: „Jezu, k…, nie daj się! No walnij mu”. – Czy kompromis, na jaki godzi się Kościół, aby zaistnieć w takim miejscu, nie jest zbyt bolesny, dotkliwy? – pytała. – Czy, aby być czytelnym, rzeczywiście musi się zniżyć do sfery profanum?
*Zdunkiewicz-Jedynak uważa*, że przyczyna „pomieszania języków” tkwi w zbyt powierzchownym odczytaniu przesłania Soboru Watykańskiego II, zalecającego uwspółcześnienie języka religijnego. Wielu mylnie zrozumiało to jako wezwanie do „upotocznienia” mowy. Echem tego są obawy, czy język religijny ma szansę zaistnieć w zgiełku kultury masowej i rozpaczliwe apele – takie jak ks. Bronisława Malińskiego – żeby „wypowiedzieć Ewangelię językiem rozumianym przez człowieka ulicy”. Zbyt dosłowne potraktowanie takiego nakazu owocuje czasem pomysłami – karkołomnymi, zdaniem prelegentki – żeby traktować kościelną posługę słowa w kategoriach reklamy.
Dr Zdunkiewicz-Jedynak ubolewała nad zatrważającym zanikiem znajomości wyrażeń i zwrotów biblijnych, takich jak „wieża Babel”, „umywać ręce”, „apokalipsa”, „rzeź niewiniątek”, „uczynek samarytański”, czy „golgota”. – Współcześnie ludzie obawiają się mówienia o doświadczeniu religijnym, nie znajdując właściwych słów na jego opisanie i dyskutowanie o nim – powiedziała. Wtedy korzystają najczęściej z gotowych formuł. Jednak jak można mówić językiem naturalnym, osobistym i wolnym od klisz językowych, kiedy nawet katechizmy, czyli „podręczniki życia religijnego” posługują się skostniałymi schematami i pusto brzmiącym szablonem leksykalnym oraz ignorują zjawiska, które zachodzą w świecie? – pytała.
Jak przezwyciężyć kryzys? Zdaniem polonistki, najlepsza recepta to „mówienie własnym głosem”. – Jeśli otaczająca nas kultura niesie treści w znacznej mierze zhomogenizowane, to sposób na przekroczenie stanu kryzysu słowa w życiu religijnym tkwi właśnie w odmiennym języku – takim, który daje się poznać na ujednoliconym tle – stwierdziła. Język religijny powinien zachować odrębność stylistyczną, ale jednocześnie powinien być spontaniczny i autentyczny, tzn. zanurzony w osobistym doświadczeniu współczesnego człowieka i prowokujący to doświadczenie.
*Sytuacja kryzysu słowa jest paradoksalna* – im głębszy problem, tym większa gotowość słuchania „innej” mowy – wymykającej się szablonom. Stąd – zdaniem Zdunkiewicz-Jedynak – takie zainteresowanie ruchami New Age, które przyciągają m.in. uduchowionym sposobem mówienia. Zapewne także dlatego tak wielu słuchaczy ma Jan Paweł II. – Kryzys może być szansą – podkreśliła polonistka. Jej zdaniem, język religijny stoi właśnie u progu zmiany. Kryzys rozumiany jako przełom, zapowiedź nowego towarzyszy od początku europejskiej cywilizacji i językowi religijnemu.
– Ksiądz, który mówi: „skubany ten Jezus” nie tylko okazuje brak szacunku. On bardziej głosi samego siebie niż Chrystusa – zauważył o. Jacek Salij OP. Taki kaznodzieja chce przede wszystkim uzyskać od audytorium etykietę „fajnego”, bo traktuje swoich słuchaczy poważniej niż Tego, którego głosi.
– Czy rzeczywiście największym zagrożeniem jest banalizacja i desakralizacja języka? – polemizował redaktor naczelny miesięcznika „Więź” Zbigniew Nosowski. – Referat, który usłyszałem, pokazywał Kościół, jakiego nie znam – mówił. Jego zdaniem, dużo bardziej powszechne jest posługiwanie się językiem zamkniętym we własnym systemie. A przykłady podane przez dr Zdunkiewicz-Jedynak to – jego zdaniem – dramatyczne próby przełamania schematu.
%img_l(1)*Uważa, że Przystanek Jezus to ważne doświadczenie* na drodze poszukiwań współczesnego języka religijnego. Zdaniem Nosowskiego, mamy w Polsce przykład umiejętnego wyrażania treści religijnych w sposób właściwy dla kultury masowej – zespół Arka Noego.
W języku religijnym wielkim niebezpieczeństwem jest hermetyczna mowa wspólnot, kompletnie niezrozumiała dla ludzi z zewnątrz. „Konwiwnecja’, „deuterokatechumenat”, „KODA” – to wszystko słowa dla „wtajemniczonych”. – Jako redaktor pisma religijnego tępię słownictwo teologiczne. Proszę powiedzieć, kto poza teologami mówi o „ekonomii zbawienia” i „przepowiadaniu”? – powiedział Nosowski.
Specyfika języka kościelnego, a zwłaszcza stosowanie tytułów, jest tak wielka, że Nosowski przyznał, iż jako „zawodowy katolik” jest często proszony o pomoc w zaadresowaniu listu do biskupów. „Ekscelencja”, „eminencja”, „najczcigodniejszy” – to określenia zupełnie hermetyczne.
*O. Jacek Salij uważa*, że kluczem do znalezienia dobrego języka religijnego jest zakorzenienie tego, kto go używa, w religijnej rzeczywistości. Znany teolog opowiedział scenę, której był kiedyś świadkiem w pociągu: chłopiec, któremu matka pokazała krowę za oknem, patrzył na szybę i nie mógł dostrzec tego, co było za szybą.
– Jestem jak najdalszy od lekceważenia „szyby”, jaką jest język – podkreślił. Mowa powinna dobrze pokazywać rzeczywistość, która się za nią znajduje. Ale nie można się na niej zatrzymywać! – Prawdy religijnej nie da się uchwycić w wiecznotrwałym języku – przyznał. – Nie dlatego, że świat się zmienia, ale dlatego, że tę prawdę trzeba najpierw przeżyć.
– Kryzys słowa nie jest niczym unikalnym, ale jeszcze nigdy w dziejach słowo nie musiało tak bardzo rywalizować z obrazem – stwierdził redaktor naczelny kwartalnika „Fronda” Grzegorz Górny. Współczesne społeczeństwa opierają swoją wiedzę o świecie nie na faktach i rozumowaniu, ale na obrazach. Np. mieszkańcy USA zapytani w sondażu o wojnę w Wietnamie, w większości nie potrafili powiedzieć, o co w niej chodziło, ale potrafili dokładnie opisać obrazy, które widzieli w telewizji i gazetach.
*Uznał to za bardzo niebezpieczne zjawisko*, bo – cytował za Erichem Frommem – myślenie obrazami paraliżuje zmysł krytyczny, a uruchamia emocje, zmysły i podświadomość. Nie sprzyja to wierze, która – jak mówił św. Paweł – rodzi się ze słuchania. Wiarę definiuje się ją jako przylgnięcie do Boga wolą i rozumem. – Nasza „cywilizacja księgi” to więcej niż metafora – mówił Górny, ubolewając nad ekspansją kultury obrazkowej.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.