Ks. Dunin-Borkowski: „Dwie wieże” to zdrada Tolkiena
20 lutego 2003 | 10:55 | Ks. Jacek Dunin-Borkowski //ad Ⓒ Ⓟ
Ekranizacja II części trylogii „Władca pierścieni” to zdrada Tolkiena – uważa znawca książek tego autora ks. Jacek Dunin-Borkowski. Publikujemy pełny tekst jego recenzji.
Od momentu ukazania się drukiem sagi tolkienowskiej do dziś krytycy literatury byli pełni krytycyzmu wobec dzieła angielskiego filologa. Brzmi to dziwnie teraz, gdy %img_l(0)uważamy „Władcę Pierścieni” za klasykę. Na pewno ocena zależy od przyjętych kryteriów. Tolkien nie chciał tworzyć nowatorskiego dzieła literackiego, nie interesowały go eksperymenty formalne. Chodziło mu przede wszystkim o *stworzenie świata pełnego piękna*, dobra, cnót rycerskich, szlachetności.
Chciał wprowadzić czytelnika w świat piękna przenikającego do głębi i tworzył go świadomie w opozycji do przemian w kulturze, które już wtedy wyraźnie zauważał. Sprzeciwiał się nie tyle II wojnie światowej, w czasie której trwało pisanie ostatecznej wersji „Władcy Pierścieni” – tę uważał za potworną, lecz jednak epizodyczną – ale procesowi przemian w ludzkiej mentalności. Demokracja traktowana nie jako system wyborczy, ale jako wartość sama w sobie przyniosła poczucie że wszyscy są w każdym aspekcie równi, także w aspekcie swoich gustów. To, co podłe, małe, powszechne, przeciętne woła wielkim głosem, domaga się i otrzymuje znak równorzędności z tym co wielkie, mądre, piękne, wymagające.
Tolkien wraz z gronem przyjaciół C.S. Lewisem, R.L. Greenem nie znosił tych przemian w kulturze, protestował przeciwko nim i starał się im przeciwdziałać, np. starając się o zapobiec zmianom w programie nauczania na uniwersytecie w Oksfordzie, gdzie Lewis i Tolkien wykładali, zmianom zmierzającym do uproszczenia studiów i do wyrzucenia rzeczy, które są mniej utylitarnie potrzebne, czyli dużej części wykształcenia klasycznego.
Mistrzowi z Oksfordu udało się zbudować *świat alternatywny wobec coraz bardziej tandetnego świata rzeczywistego*. Sama książka to tylko mała część jego żmudnej pracy, która zawierała w sobie także całkowite stworzenie języków Śródziemia i kompletnej mitologii ludów je zamieszkujących. Tworzenie tego wspaniałego świata było także aktem religijnym, chociaż autor świadomie nie zamieścił we „Władcy Pierścieni” jakichkolwiek odniesień do religii tamtych ludów.
Tolkien był bardzo głęboko i żywo *wierzącym katolikiem*, a zdawał sobie sprawę, że tworzy dzieło fascynujące. *Nie chciał, aby ludzie zachwyceni Śródziemiem fascynowali się jego z konieczności pogańską religią*. Jednak „Władca Pierścieni” zawiera to, co ważne w postawach chrześcijańskich i w przeżywaniu chrześcijaństwa. Szczególnie zaś podkreślone są te elementy chrześcijańskiego życia, które są w opozycji do obecnego nieszczęsnego demokratyzmu kultury. Pokora, konieczność posłuszeństwa, odpowiedzialność silnych i mądrzejszych za słabszych i głupszych, prawdziwy i szlachetny arystokratyzm ducha, rola ofiary, waga przyjęcia powołania, nawet takiego, które człowieka przerasta.
Śródziemie to nie tyle dekoracje do rozgrywającej się mistrzowsko zarysowanej fabuły. Raczej fabuła jest pretekstem do pokazania świata nie takiego, jaki znamy, lecz takiego, jakim być powinien. Wszechobecny w dziele Tolkiena mit złotego wieku jest teologiczny. Świat wyszedł od Boga i od Boga – odszedł. Dlatego coraz bardziej się degraduje. Epoka Śródziemia zachowała jeszcze część pierwotnego piękna i mocy, szczególnie w elfach, w czarodziejach a także w największych ludzkich rodach. Jednak dalsze zmalenie i od-pięknienie jest nieuniknione. Dzieło Tolkiena to wynik niezgody na skarlałego człowieka i zbrzydzony, nieludzki, a właściwie nie-boski, świat. To jednocześnie źródło tęsknoty za innym światem.%img_r(1)
Teraz powstają kolejne filmy zatytułowane tak, jak książki Tolkiena i jest przerażające, że *filmy te wcielają w sobie to wszystko, z czym Tolkien walczył tworząc swoje dzieło*.
Jest oczywiste, że scenariusz filmowy nie może być kopią książki. Zmiany i skróty są konieczne. Problem jednak w tym, że zmiany wprowadzone przez Jacksona i jego współscenarzystów, przekreślają zamysł Tolkiena, gubią skarby zawarte w książce i, co paradoksalne, zmniejszają wartość samej fabuły filmowej czyniąc ją niekonsekwentną. Jackson próbuje budować napięcie zwiększając maszkarowatość negatywnych postaci, obleśność zwierząt i liczebność wrogich armii. Wyraźnie reżyser nie zniżył się do przeczytania rad mistrza Hitchkocka. Uznał, że im więcej straszności na ekranie, tym będzie straszniej. Wynik nie jest dramatyczny, ale śmieszny.
Fabuła Władcy Pierścieni nie mogła być całkowicie zmieniona – więc narojone przez siebie armie reżyser musi poddać przeważającej sile trzech śmiałków, latający smok ucieka trafiony mała strzałą z łuku, słonio-hienowate potwory na który jeżdżą śliniące się Uruk-hai giną pod jednym ciosem małego mieczyka. Fantastyczny *świat Tolkiena jest fascynujący*, konsekwentny i piękny. *Horrorowy świat Jacksona – nudny*, bezsensowny i niekonsekwentny.
Jackson robi kolejny horror dla masowego odbiorcy. Albo sam nie rozumie, albo uważa, że odbiorca nie zrozumie tolkienowskich postaci. Tworzy jakieś papierowe stworki. Przemiany i walkę wewnętrzną Golluma pokazuje schematycznie przez zmiany wyglądu, jakby rzeczywiście ten niewolnik pierścienia był dwoma osobami. Z Faramira, jednej z najszlachetniejszych postaci książki, robi tchórza i bezdusznego urzędnika.
Zupełnie niewiarygodnie spłaszczona została bodaj najbardziej skomplikowana postać książki – czarodziej Saruman. Tokienowski Biały Czarodziej panuje na innymi istotami przede wszystkim dzięki potędze swojego słowa. Do każdej psychiki potrafi znaleźć klucz – pochlebstwo, groźba, podsycanie namiętności lub uderzanie w kompleksy. W filmie zaś znajdujemy głębię i poetykę godną horroru klasy D – Saruman wyłazi z brzucha owładniętego przez siebie króla Theodena. Dodatkowo mamy jeszcze perły humoru amerykańskiego reżysera – pytanie czy Sam jest „ochroniarzem” Froda, albo elf Legolas zjeżdżający po schodach na skateboardzie. Rzeczywiście, subtelność Tolkiena i jego inteligencja w całej okazałości!
W filmie *są świetne fragmenty*. Tak właśnie jak w amerykańskiej pizzy – smakowite kąski Tolkienowski prozy tu i tam się uchowały. %img_r(2)Gandalf – wspaniale oddane połączenie jego dobrodusznej twarzy i ukrytej mocy. Frodo – zwyczajny i trochę elficzny (chociaż zbliżenia „duuużych brązowych oczu” trochę nadużywane). Jednak cały film jest zaprzeczeniem, całkowitą zdradą zamysłu Tolkiena.
Tolkien chciał stworzyć świat, który miał mieć, jak pisze: „zamierzony przeze mnie ton, chłodny i czysty, powinien tchnąć naszą atmosferą (klimatem i głębią północnego zachodu) (…) i odznaczać się (…) delikatnym, ulotnym pięknem (…) Powinien być «wysoki» pozbawiony prostactwa i odpowiedni dla dojrzalszego umysłu, pochodzącego z kraju od dawna zanurzonego w poezji”.
Jeśli odwrócić o 180 stopni wszystkie tolkienowskie określenia – będziemy mieli dokładną charakterystykę filmu Jacksona.
_Podkreślenia pochodzą od redakcji_
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.