Historyk o stanie wojennym
13 grudnia 2001 | 14:23 | Rozmawiała Joanna Woleńska //ad Ⓒ Ⓟ
O okolicznościach wprowadzenia stanu wojennego i postawy Kościoła wobec tego faktu opowiada KAI historyk i politolog z UJ dr Antoni Dudek.
*Reakcja polskich biskupów na ogłoszenie stanu wojennego była – zdaniem niektórych ludzi „Solidarności” – zbyt słaba i za mało wyrazista.*
– Ależ ta reakcja była wyrazista! Kościół powiedział, że trzeba unikać rozlewu krwi, i prosił, żeby nie podejmować protestów. Jednak faktycznie część opozycji była tym rozczarowana. Odebrała wypowiedzi biskupów jako działanie na korzyść władz, co zdawało się potwierdzać tonujące nastroje kazanie Prymasa Józefa Glempa z 13 grudnia, które wielokrotnie odtwarzano w kontrolowanych przez komunistów środkach społecznego przekazu. Późniejsze posunięcia kard. Glempa – zwłaszcza jego spotkania z generałem Wojciechem Jaruzelskim, szefem Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego – były niekiedy odbierane jako osłabianie oporu społecznego. Jesienią 1982 r. podziemne struktury „Solidarności” wezwały do strajku 5 listopada, a w przeddzień Prymas Glemp spotkał się z Jaruzelskim.
Zostało to odebrane jako zdystansowanie się od apelu związku i wsparcie dla władz. Te reakcje znalazły wyraz m.in. w atakach na Prymasa na łamach paryskiej „Kultury” i niektórych pism wychodzących w konspiracji.
Cała kontrowersja dotyczyła rozłożenia akcentów, bo przecież nikt nie oczekiwał od Prymasa Glempa, że będzie wzywał do demonstracji ulicznych. Kościół musiał odgrywać w tej szczególnej, trudnej sytuacji rolę polityczną, a w polityce wszystko się sprowadza do wyważenia akcentów.
*Nie wszyscy biskupi i księża byli jednak jednomyślni w sprawie tego, jak Kościół powinien zareagować na stan wojenny.*
– W Episkopacie pojawiły się na tym tle różnice – np. ordynariusz przemyski abp Ignacy Tokarczuk w oficjalnych wystąpieniach zdecydowanie potępiał stan wojenny i postulował bardziej zdecydowaną postawę duchowieństwa i wiernych wobec ekipy PRL. Z dokumentów, które znam, wynika, że władze doskonale zdawały sobie sprawę z różnic, które istniały na tym tle.
Księżą przyjmowali również różne postawy – od tych, którzy zdecydowanie związali się z opozycją (ks. Jerzy Popiełuszko jest najbardziej znany, ale w całym kraju było – według różnych szacunków – od kilkudziesięciu do ponad 100 kapelanów podziemnej „Solidarności”), poprzez zdecydowaną większość, która zareagowała podobnie jak Prymas Glemp, aż do tych, którzy związali się z władzami i zaczęli działać np. w reżimowym ruchu Caritas. Tych ostatnich było najmniej, ale jednak mówimy tu o kilkudziesięciu osobach.
*Z czego wynikała strategia, którą w końcu przyjął Kościół w stanie wojennym?*
– Najważniejszy był powód natury moralnej. Prymas uważał, że Polsce grozi wojna bratobójcza, której trzeba za wszelka cenę zapobiec. Dlatego zaapelował nawet, żeby nie stosować siły przeciwko represjom. Po drugie Prymas spodziewał się, że wcześniej czy później władze wznowią dialog społeczny. Kościół starał się o to od początku stanu wojennego. Biskupi starali się o cofnięcie represji, bo wiedzieli, że im ostrzejsze będą prześladowania, tym trudniej będzie kiedyś doprowadzić do rozmów.
Był jeszcze trzeci powód – ściśle związany z interesami samego Kościoła. Gdyby biskupi zdecydowanie poparli stronę opozycyjną, prawdopodobnie na Kościół spadłyby represje. Może nieporównywalne z tymi, jakie dotknęły przywódców Solidarności, może nie zamykano by księży w więzieniach. Niemniej Kościół byłby poddany szykanom, które przecież doskonale znał z poprzednich lat.
*W końcu żaden ksiądz nie był jednak internowany?*
– Ówczesne władze unikały metod z czasów stalinowskich. Zdarzały się jednak dolegliwe rewizje, straszenie, zatrzymania na 48 godzin, później pobicia przez „nieznanych sprawców”.
*Reakcja Kościoła na stan wojenny to także odwiedziny księży u internowanych działaczy „Solidarności”. Od początku stanu wojennego biskupi nalegali, aby władze pozwoliły na te wizyty.*
– W Polsce było 49 ośrodków internowania i na początku rodziny nie wiedziały nawet, dokąd zawieziono ich bliskich. Księżą byli więc pierwszymi kurierami, dostarczali informacje i listy, zawozili paczki. No i nieśli nieocenione wsparcie moralne i duchowe. Później właśnie wokół Kościoła skupiała się ogromna akcja pomocy internowanym i – chyba jeszcze ważniejszej – pomocy rodzinom, które znalazły się przecież w dramatycznej sytuacji.
W pierwszych dniach po ogłoszeniu stanu wojennego domy księży stały się schronieniem dla wielu działaczy „Solidarności”. W Białymstoku cały zarząd regionu, który uniknął aresztowania, siedział na jednej plebanii. Podobnie było we Wrocławiu.
*Jak Pan dzisiaj sądzi – czy biskupi mieli rację, wzywając do zachowania pokoju?*
– Jeśli spojrzymy na to wszystko w dzisiejszej perspektywy, widzimy, że mieli rację. Dzięki temu, że uniknęliśmy wojny domowej, osiem lat po stanie wojennym odbył się Okrągły Stół. Bez pośrednictwa Kościoła nigdy by nie doszło do tego porozumienia.
Pokojowa strategia przyniosła samemu Kościołowi wielki sukces w latach 80. Choć nie było w Polsce wolności, prasa katolicka rozwinęła się tak jak nigdy. Nigdy wcześniej ani później w XX wieku nie wybudowano tylu kościołów, co właśnie w latach 80. Wreszcie między Kościołem a środowiskami inteligenckimi i akademickimi nawiązały się wtedy zupełnie wyjątkowe relacje. Wielu niewierzących albo niepraktykujących zbliżyło się do katolicyzmu. Sporo osób później odeszło, ale i niemało zostało w Kościele do dzisiaj.
*Czy odpowie Pan na pytanie, którego się nie zadaje historykom – co by było, gdyby Kościół zachował się inaczej?*
– Przypuszczam, że mielibyśmy dużo więcej takich tragicznych wydarzeń, jak pacyfikacja kopalni „Wujek”. Stan wojenny nie zostałby przecież zniesiony, więc jeśli nawet większa część społeczeństwa zdecydowałby się na stawianie oporu, władze i tak by się nie cofnęły. Byłoby więcej cierpień i ofiar. A na Kościół niewątpliwie spadłyby bardzo surowe represje.
*Generał Jaruzelski od lat lansuje tezę mniejszego zła, a wizytą w Watykanie niemal w przeddzień rocznicy 13 grudnia próbuje wywołać wrażenie, że on i Jan Paweł II mają podobne poglądy na tę sprawę.*
– Jestem przekonany, że Ojciec Święty nigdy nie traktował tego rozwiązania – jak by sobie tego życzył gen. Jaruzelski – w kategoriach mniejszego zła. Z punktu widzenia nauki katolickiej zło jest zawsze złem, nie można go stopniować. A to, co robi w tej chwili gen. Jaruzelski, to próba niebezpiecznej relatywizacji.
*Spotkał się Pan na pewno z plotką, że Ojciec Święty tuż przed 13 grudnia wiedział o stanie wojennym i zgodził się, że nie ma innego wyjścia, bo nad polską granicą stoją wojska radzieckie.*
– W opublikowanym niedawno przez Petera Rainę tomie dokumentów o stosunkach polsko-watykańskich można znaleźć relację bp. Dąbrowskiego z rozmowy z Ojcem Świętym w Watykanie jakieś 10 dni po wprowadzeniu w kraju stanu wojennego. Jan Paweł II wyraził swoje niezadowolenie z tego, że jest niedoinformowany. Skarżył się, że jedynym źródłem wiadomości jest dla niego prasa zachodnia. Generał Jaruzelski nie chwalił się nigdy, że zdradził się Papieżowi ze swoimi zamiarami, choć skądinąd wiadomo, że jego wysłannik Kazimierz Barcikowski pojechał 13 grudnia nad ranem do Prymasa Glempa z wiadomością o stanie wojennym. Papież został boleśnie zaskoczony stanem wojennym.
Myślę, że wiedza Ojca Świętego na ten temat była na takim samym poziomie, jak wiedza większości z nas. Wiele osób – niekoniecznie ze świata polityki – podejrzewało, że kiedyś może dojść do radykalnych posunięć „władzy ludowej”.
Natomiast plotka, jakoby Papież wiedział o stanie wojennym, powstała chyba przez pomylenie dwóch podobnych dat – grudnia 1980 r. i grudnia 1981 r., czyli tzw. kryzysu interwencyjnego ze stanem wojennym. Zbigniew Brzeziński, który był doradcą prezydenta Jimmy’ego Cartera ds. bezpieczeństwa narodowego, opisał ten kryzys we wspomnieniach. Pod koniec 1980 r. wojska radzieckie zaczęły się gromadzić się nad polską granicą w ramach ćwiczeń. Doszło wtedy do szeregu interwencji dyplomatycznych – wtedy m.in. Carter wysłał list do Leonida Breżniewa z protestem przeciwko ewentualnej napaści na Polskę. Brzeziński prosił również Papieża o pomoc dyplomatyczną, którą on – jak wiadomo – podjął. Rok później Brzeziński nie był już wysokim urzędnikiem administracji USA i nie mógł mieć takich informacji.
*Jak było z tą armią radziecką w grudniu 1981 r.? Czy istniało zagrożenie inwazją, czy nie?*
Niestety, nie mogę na to jednoznacznie odpowiedzieć. Są dokumenty, które świadczą o groźbie interwencji radzieckiej, ale i są takie, które mówią, że od grudnia 1980 r. Rosjanie jedynie nalegali na polski aparat państwowy, żeby sam się uporał z „Solidarnością”. Zachowały się również dokumenty świadczące o tym, że Jaruzelski sam prosił Rosjan o pomoc. On uważa je za nieprawdziwe i oszczercze, ale do tej pory nie przedstawił dowodów, które by je podważały.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.