Prymas o stanie wojennym: nie chciałem rozlewu krwi
12 grudnia 2001 | 17:57 | bł //mr Ⓒ Ⓟ
Uspokojenie buntowniczych nastrojów w społeczeństwie było najrozsądniejszym wyjściem – mówi Prymas Polski o pierwszym dniu stanu wojennego, 13 grudnia 1981. Publikujemy fragmenty wspomnienia w wersji tekstowej i dźwiękowej.
W wypowiedzi dla Radia Plus Warszawa (św. Józef) kard. Józef Glemp wspomina, jak w kościele Matki Boskiej Łaskawej na Starym Mieście podkreślał, że wartość życia ludzkiego jest większa niż narażanie go na utratę.
– Ludzie oczekiwali wezwania do takiego potępienia represji na obywatelach, aby doprowadzić do czynnego rozprawienia się z władzą. Widziałem łzy rozczarowania. Myślano: Kościół opuszcza nas. Tymczasem jak rzadko kiedy, właśnie wtedy Kościół był z ludem – wspomina kard. Glemp.
Oto obszerne fragmenty wypowiedzi Ks. Prymasa na temat stanu wojennego wygłoszonej 9 grudnia w Radiu Plus Warszawa (św. Józef). Dzięki uprzejmości tej stacji udostępniamy też część wypowiedzi w wersji dźwiękowej (format RealAudio):
„[…] Dziś ciągle nie jesteśmy pewni, czy był planowany najazd wojsk radzieckich na Polskę. […] Związek Radziecki był zdeterminowany bronić jedności bloku socjalizmu i nie dopuścić do oderwania się któregoś z państw Sojuszu. Pozostaje pytanie; czy najście zbrojne było jedynym sposobem przywrócenia socjalistycznego ładu w Polsce? Innym sposobem ukarania Polski mogło być pozbawienie jej dopływów surowców, zwłaszcza ropy i gazu.
Wiadomo, jak wielka była zależność gospodarcza, a Polska zimą z zakręconym kurkiem gazu i ropy skazana byłaby na chaos i głód. Jednak przerwanie kontaktów ekonomicznych z Polską musiałoby wprowadzić także zamieszanie na rynku radzieckim. Pozostawała trzecia możliwość: obrona socjalizmu przez władze istniejącego reżimu.
Wybrano tę ostatnią wersję. Mając w pamięci wydarzenia na Wybrzeżu w roku 1970 nie chciano powtarzać tamtego scenariusza. Pozostaje pytanie, kiedy taka decyzja zapadła i jak ją przygotowywano. Wydaje się, że musiała być przygotowywana wcześniej, przynajmniej od września 1981 roku, zaś akty prawne o stanie wojennym wydrukowane w Związku Radzieckim. Pełne utrzymanie tajemnicy o stanie wojennym zdaje się potwierdzać tę wersję. […]Chciałbym natomiast przedłożyć moje własne przeżycia stanu wojennego. Dnia 12 grudnia odbyliśmy pierwsze posiedzenia Prymasowskiej Rady Społecznej. Po krótkim posiłku ok. 15.00 wszyscy rozjechali się, nie wiedząc, że nie wszystkim będzie dane wrócić do domu, gdyż niejedni mieli dojechać pociągiem po północy. Ja pojechałem święcić kościół w Aninie u ks. prob. Kalisiaka.
Nazajutrz była niedziela. Wstałem wcześniej, aby wyjechać na Jasną Górę i o godz. 9.00 odprawić Mszę św. dla zgromadzonej tam młodzieży akademickiej. Ok. godziny 5.30 ks. kapelan Piasecki prosił żebym szybciej się ubierał, gdyż doniósł, że przybyli do mnie wysłannicy generała Jaruzelskiego i chcą pilnie się spotkać.
Przy kuchennych schodach spotkałem panów Barcikowskiego, Kuberskiego i generała Grubę. Oświadczyli, że z polecenia Generała informują mnie o ogłoszeniu od godz. 6.00 rano stanu wojennego: Mówili, że sytuacja tego wymaga i że trzeba być przygotowanym na znaczne dolegliwości. Radio i telewizja przestaną nadawać, zamilkną telefony itd.
Przyjąłem tę informację bez komentarza, zdając sobie sprawę, że nie mogę w żadnej mierze wpłynąć na zmianę sytuacji, zastanawiałem się natomiast, jak z tego wybrnąć. Nie wiedziałem wówczas, a tego wysłańcy mi nie powiedzieli, jaki zakres objęły aresztowania. Sądziłem wówczas, że stan wojenny ma uspokoić nastroje i że internowani będą jak najwcześniej wypuszczeni na wolność. Sama przynależność do „Solidarności” nie może być – myślałem – przyczyną internowania.
Jadąc na Jasną Górę pustymi ulicami Warszawy widziałem rozstawione w niewielkiej odległości czołgi i kręcące się patrole wojskowe. Już dniało, gdy wjechaliśmy na trasę katowicką. Kierowca, pan Maciejak, uruchomił w samochodzie radio i cały czas słuchaliśmy przemówienia Jaruzelskiego, który ogłaszał uroczyście wprowadzenie stanu wojennego, uzasadniając to dbaniem o państwo i jego zagrożony byt. Tak dojechaliśmy na Jasną Górę nie zatrzymywani przez nikogo.
Dopiero na dziedzińcu klasztornym, gdy zobaczyłem obolałe twarze Ojców Paulinów, gdy zobaczyłem łzy otaczającej samochód młodzieży, gdy usłyszałem buńczuczne głosy dorosłych, a także niektórych oburzonych do żywego kapłanów, zrozumiałem, jak boleśnie dotknięty jest naród.
Modliliśmy się bardzo pobożnie. Mówiłem o zawierzeniu Maryi za wzorem Prymasa Wyszyńskiego, o ufnym patrzeniu w przyszłość, o tym, że dobro musi zwyciężyć zło. Wspomniałem także, że ludność polska nie jeden raz przeżyła stan wojenny, szczególnie w XIX wieku. Te słowa nie były w stanie zmienić nastroju przygnębienia. Słyszałem później słowa krytyki, za przypomnienie stanów wojennych w XIX wieku, bo wyglądało na to, że mam zamiar godzić się z tym stanem teraz, jak godzono się wówczas.
Po południu byłem znów na Miodowej. Obecny był biskup Bronisław Dąbrowski, ks. Orszulik i kilku panów z Prymasowskiej Rady Społecznej, którzy pozostali na wolności, m.in. pan Trzeciakowski, pan Stelmachowski i inni. Biskup był już po interwencji władz domagając się zwolnienia przede wszystkim aktorów i artystów.
Analizując sytuację, doszliśmy do przekonania, że uspokojenie buntowniczych nastrojów w społeczeństwie jest najbardziej racjonalnym celem działania. Postanowiłem udać się na zapowiedziane nabożeństwo do kościoła Matki Boskiej Łaskawej na Starym Mieście. Szybko napisałem krótki tekst, aby go wygłosić do modlących się wiernych. Podkreślałem, że wartość życia ludzkiego jest większa niż narażanie go na utratę. Deklarowałem wszelkie zabiegi, aby nie doprowadzić do rozlewu krwi.
Ludzie oczekiwali wezwania do takiego potępienia represji na obywatelach, aby doprowadzić do czynnego rozprawienia się z władzą. Widziałem łzy rozczarowania. Myślano: Kościół opuszcza nas. Tymczasem jak rzadko kiedy, właśnie wtedy Kościół był z ludem.
Nazajutrz w radio słyszany był często głos Jaruzelskiego. Powtarzane było ogłoszenie stanu wojennego. Raz po raz wplatano moje przemówienie z kościoła Matki Boskiej Łaskawej. Poprosiłem, aby zaprzestano nadawać moje słowa.
Było ciężko. Sklepy były puste, kioski zamknięte. Wtedy zaczęły napływać pierwsze odważne transporty z żywnością z zagranicy. To był znak ludzkiej solidarności przez Kościół. Przypomnijmy sobie tamte dni sprzed dwudziestu lat, bo wtedy doszła do głosu cnota nadziei”.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.