Bp Hryhorak: alkoholizm, rozwody i aborcja – to główne zagrożenia rodzin na Ukrainie
14 marca 2017 | 10:14 | Warszawa / kg (KAI) / mz Ⓒ Ⓟ
Średnio ponad 60 proc. małżeństw zawieranych na Ukrainie kończy się rozwodem, mamy ponad 5 mln alkoholików, a w ciągu ostatnich 30 lat dokonano u nas ponad 30 mln aborcji. To tylko część rzeczywistości naszych rodzin – powiedział KAI 13 marca biskup Buczacza na Ukrainie Dmytro Hryhorak, odpowiedzialny w łonie Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego za sprawy rodziny.
KAI: Jakie są główne problemy rodziny na dzisiejszej Ukrainie?
– Przede wszystkim są to problemy „tradycyjne”: alkoholizm, narkomania, rozwody, aborcje, ale są też nowe, które dotarły do nas w ostatnich latach, głównie emigracja i ideologia gender. Alkoholizm stał się u nas prawdziwą epidemią – według danych oficjalnych w kraju jest ponad 5 mln alkoholików, ale w rzeczywistości jest ich znacznie więcej. Wielkim problemem jest też niestety narkomania, i to wśród coraz młodszych osób, wśród dzieci 14-15-letnich, w szkołach, i to w całym kraju – nieco więcej na wschodzie niż na zachodzie, ale wcale nas to nie cieszy.
Kolejny problem to rozwody – ogólnie jest ich u nas dwukrotnie więcej niż w Polsce. Oficjalnie wśród tych, którzy zawarli ślub kościelny, 44 proc. małżeństw rozpada się, a jeśli dodać do tego ludzi po ślubie tylko cywilnym, to wskaźnik ten wzrośnie do 62 proc., czyli znacznie ponad połowa związków kończy się rozwodem. Przy tym istnieją tu znaczne różnice między wschodem a zachodem Ukrainy – na wschodzie, np. w obwodach donieckim, ługańskim, charkowskim 85-95 proc. par rozchodzi się. Najniższy odsetek występuje na wschodzie: na Zakarpaciu i Wołyniu jest ok. 30 proc. rozwodów.
Również tradycyjną plagą są aborcje – obrońcy życia oceniają, że w ciągu ostatnich 30 lat zabito w naszym kraju w łonach matek około 30 mln dzieci, przy czym są to dane przybliżone, a w rzeczywistości liczby te są prawdopodobnie dużo wyższe. Według danych oficjalnych aborcji jest obecnie nieco mniej – o ok. 200 tysięcy – ale nadal są to bardzo duże wskaźniki. Wśród czynników sprzyjających temu zjawisku jest antykoncepcja aborcyjna.
Wielkim problemem dla naszego kraju stała się dziś emigracja. Według oficjalnych danych rządu Ukrainy z czerwca ub.r. ponad 5 mln naszych rodaków mieszkało za granicą, a nieoficjalnie jest ich przeszło 7 mln. Najwięcej Ukraińców poza własnym krajem mieszka we Włoszech, w Hiszpanii, Niemczech i w Polsce, gdzie obecnie przebywa ponad milion naszych emigrantów. Są to na ogół robotnicy sezonowi, którzy pracują kilka miesięcy za granicą i potem wracają do kraju, ale dużą część stanowią też ci, którzy na stałe opuścili Ukrainę, są to w większości młodzi ludzie u nas wykształceni, ale służący innym.
Problemem jest też narzucana nam z zewnątrz ideologia gender. Państwo próbuje ją wprowadzić do naszego społeczeństwa na płaszczyźnie prawnej, ale jak na razie to się nie udaje dzięki stanowczemu i zgodnemu sprzeciwowi naszych Kościołów.
No i oczywiście wojna i związane z tym problemy uchodźców wewnętrznych i wielkich zniszczeń na wschodzie kraju. Mamy obecnie w zachodniej części kraju oficjalnie ok. 1,7 mln, a w rzeczywistości ponad 2 mln takich wewnętrznych uchodźców. Żyją oni w stosunkowo dobrych warunkach, dzięki pomocy państwa i społeczeństwa na ogół mają gdzie mieszkać, pracują, ale jednak musieli zostawić swoje domostwa i dorobek życia i uciekać na zachód kraju.
Ta pomoc ze strony naszych mieszkańców jest pięknym przykładem solidarności i współczucia między ludźmi. Ci nowi przybysze są na ogół niezwiązani z żadnym Kościołem, chociaż często są ochrzczeni, ale na tym kończy się ich związek z wiarą, często też, pod wpływem propagandy są uprzedzeni do naszego Kościoła. Potem jednak, widząc, jak przyjmują i jak pomagają im nasi księża i wierni, zmienia się ich nastawienie i odnoszą się do nas bardzo pozytywnie.
KAI: Czy współpracujecie w tej dziedzinie z innymi Kościołami i wspólnotami wyznaniowymi?
– Przy rządzie w Kijowie działa już od wielu lat Wszechukraińska Rada Kościołów i Organizacji Religijnych, do której należą prawie wszystkie wyznania istniejące w naszym kraju. I na płaszczyźnie rodzinnej wspólnoty te mówią w praktyce jednym głosem, stanowią monolit. Tak jest na tym najwyższym poziomie, a jeśli chodzi o niższe szczeble i kontakty między ludźmi, np. w parafiach, to jest różnie – i na ogół każde wyznanie czy religia działają na własną rękę i we własnym zakresie. Warto przy tym zauważyć, że o ile na szczeblu hierarchii Ukraiński Kościół Prawosławny Patriarchatu Moskiewskiego nie utrzymuje z nami żadnych kontaktów, to w parafiach, między ludźmi istnieje między nami współpraca, nie ma przejawów wrogości. Nawet rodowici Rosjanie często odnoszą się do nas życzliwie. Zdarza się np., że gdy nasi kapelani posługują w szpitalach, wśród rannych i chorych żołnierzy, to oni proszą o nas, o księży łacińskich albo prawosławnych, z Patriarchatu Kijowskiego, byle nie „promoskiewskich” – i postępują tak nie tylko Ukraińcy, ale też ranni Rosjanie. Tak jest np. w Donbasie, który należy do naszej eparchii.
KAI: No właśnie, jak wojna odbija się na waszej sytuacji kościelnej, ale i narodowej?
– Oczywiście bardzo niekorzystnie: giną ludzie, są wielkie zniszczenia materialne, nie ma dnia bez wymiany ognia i bombardowań. Strona rosyjska tylko dwa razy w roku nie strzela: na Wielkanoc i na Boże Narodzenie, we wszystkie pozostałe dni, łącznie z niedzielami, prowadzą działania zbrojne. Najgorsze jest to, że giną ludzie a druga zła strona to wielka liczba uchodźców, o czym wspominałem już wcześniej. Z terenów objętych walkami uciekają i pojedynczy ludzie, i całe rodziny. Donbas był głównym zapleczem przemysłowym Ukrainy, a teraz to wszystko jest zniszczone i zrujnowane.
W naszym Kościele Donbas stanowi oddzielny egzarchat, obejmujący cztery obwody: doniecki, ługański, zaporoski i dniepropietrowski. Nasz władyka (biskup) Stepan Meniok ma w Doniecku katedrę, której na razie Rosjanie nie ruszają, tam obecnie pracuje trzech naszych księży. Na obszarach okupowanych działa obecnie pięć czy sześć naszych parafii, a przed wybuchem wojny tyle ich było w samym Doniecku.
Ważnym aspektem wojny są urazy psychiczne u ludzi, szczególnie małych dzieci. One żyją już od kilku lat w warunkach wojny, co oczywiście odbija się na ich psychice. Aby choć trochę im pomóc, zapraszamy do nas dzieciaki i młodzież, ale też nauczycieli; przez dwa tygodnie przebywają oni w naszych ośrodkach rekolekcyjnych, gdzie zajmują się nimi księża, siostry, psychologowie, pedagodzy i w ten sposób osoby te przynajmniej na jakiś czas odrywają się od codziennej rzeczywistości wojennej i żyją w warunkach w miarę normalnych. Ale te traumy pozostają często bardzo długo w sercach i umysłach ludzi, nieraz nawet do końca życia. Ta wojna kiedyś się skończy, zacznie się odbudowa kraju, ale urazy w duszach ludzkich będą się jeszcze długo utrzymywać.
KAI: Czym jest dla was akcja „Papież dla Ukrainy”?
– Ta pomoc jest skierowana przede wszystkim dla obszarów ogarniętych wojną i słusznie, do nas ona nie dociera, co zresztą jest zrozumiałe, bo chodzi o pomoc dla najbardziej potrzebujących. Jesteśmy bardzo wdzięczni tym wszystkim, którzy starają się nam pomóc, ale trzeba pamiętać, że przy ogromie zniszczeń, cierpień i potrzeb wszystko to jest kroplą w morzu.
Mamy nadzieję, że przy Bożej pomocy i dzięki dobrym ludziom za granicą, w tym także w Polsce, jakoś to wszystko przeżyjemy i doczekamy lepszych czasów.
KAI: Życzymy wam tego z całego serca. Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Krzysztof Gołębiowski
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
dziennikarz Katolickiej Agencji Informacyjnej.