Kto nienawidzi, już przegrał – bp Wętkowski o prymasie Wyszyńskim
06 lutego 2019 | 03:00 | Bernadeta Kruszyk | Gniezno Ⓒ Ⓟ
Czy kard. Wyszyński odnalazłby się w naszej rzeczywistości? Co powiedziałby o dzisiejszej sytuacji społecznej, politycznej i kościelnej. „Był człowiekiem Ewangelii, a Ewangelia jest niezmienna i każdy, kto nią żyje potrafi odnaleźć właściwy kierunek w każdym czasie i w każdych okolicznościach” – mówi w rozmowie z KAI bp Krzysztof Wętkowski. A pytany o możliwość rychłej beatyfikacji Prymasa Tysiąclecia, odpowiada: że „starania są na ostatniej prostej”.
Bernadeta Kruszyk (KAI): Mija 70. rocznica ingresu kard. Stefana Wyszyńskiego do katedry gnieźnieńskiej (2 lutego) i katedry warszawskiej (6 lutego). Jest to niewątpliwie okazja do przypomnienia postaci tego wyjątkowego człowieka. Jaka spuścizna materialna, intelektualna i duchowa po nim pozostała?
Bp Krzysztof Wętkowski: To bardzo dobre pytanie, bo przypomina o tym, że kard. Wyszyński był nie tylko prymasem Polski i przewodniczącym Episkopatu z szeregiem niezwykle ważnych uprawnień m.in. uprawnieniami legata papieskiego, ale był także, a może przede wszystkim duszpasterzem, arcybiskupem gnieźnieńskim i warszawskim. Sam zresztą wielokrotnie to podkreślał i z obowiązków ordynariusza sumiennie się wywiązywał.
Nie miałem okazji poznać go osobiście. Gdy umierał, kończyłem liceum. Uczestniczyłem jednak w wielu uroczystościach, którym w Gnieźnie przewodniczył. Razem z ojcem chodziliśmy do katedry na Msze św., w kwietniu na procesje odpustowe ku czci św. Wojciecha. Dobrze pamiętam wysoką, wyprostowaną postać prymasa, który poruszał się zawsze z wielkim dostojeństwem i spokojem.
Czekało się na jego homilie, czasem blisko godzinne, a więc bardzo długie jak na dzisiejsze standardy. Trzeba jednak pamiętać, że wówczas był to jedyny sposób dotarcia do wiernych – homilie i listy. Nie było Internetu, a radio i telewizja, jeśli o Kościele i prymasie mówiły, to w sposób fałszywy i dyskredytujący. Mówiąc o spuściźnie po kard. Wyszyńskim trzeba więc na pierwszym miejscu wymienić jego nauczanie, to wszystko, co po sobie pozostawił w kazaniach, listach, dziennikach, zapiskach i notatkach, które sporządzał często na luźnych kartkach. Wiele z tego bogatego zbioru jest przechowywane w gnieźnieńskim Archiwum Archidiecezjalnym, między innymi „Pro memoria” wydawane obecnie w kolejnych tomach.
KAI: Spuścizna po kard. Wyszyńskim to także ogromna praca włożona w odbudowę kościołów i kaplic zniszczonych w czasie II wojny światowej.
– Trzeba pamiętać, że prymas objął archidiecezję gnieźnieńską i warszawską zaledwie cztery lata po zakończeniu wojny. Jego inicjatywą i wielkim dziełem była między innymi regotyzacja katedry gnieźnieńskiej, o czym dziś często się zapomina. Drugim miejscem było seminarium duchowne i troska zarówno o materialne zabezpieczenie kleryków, jak i ich formację. Jego decyzją w 1953 roku rozdzielone zostały, połączone dotychczas, seminaria gnieźnieńskie i poznańskie, a każda z diecezji zyskała własne, z pełnym cyklem formacji i studiów sześcioletnich. Prymas erygował też wiele parafii, których kościołów nie dane mu już było konsekrować. Obok wielkich i powszechnie znanych programów jak Wielka Nowenna, czy peregrynacja obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej warte przypomnienia jest także społeczne nauczanie prymasa i jego starania na rzecz zaktywizowania laikatu. Trzeba też dodać, że kard. Wyszyński zawsze starał się podkreślać znaczenie Gniezna i jego nierozerwalny związek z prymasostwem, który wymazać chcieli najpierw zaborcy, a później komuniści. Powtarzał, że prymasostwo jest zwornikiem Kościoła w Polsce. Wskazywał na to zakorzenienie prymasostwa w Gnieźnie nie tylko w oficjalnych wystąpieniach, ale także przydając przymiotnik „prymasowski” różnym instytucjom, gremiom i miejscom, jak choćby katedrze, kapitule katedralnej czy seminarium duchownemu. Te nazwy zachowały się zresztą do dziś i wciąż są w użyciu.
KAI: Wypomina się jednak niekiedy Wyszyńskiemu, że był w Gnieźnie „wielkim nieobecnym”, że więcej czasu i uwagi poświęcał Warszawie…
– Nie mogę się z tym zgodzić. Pierwszą kwestią, na którą należy zwrócić uwagę, jest specyfika posługi prymasowskiej w tamtym czasie. Kardynał Wyszyński był nie tylko ordynariuszem dwóch rozległych archidiecezji, ale miał liczne prerogatywy i tym samym związane z nimi obowiązki. W początkach prymasowskiej posługi w jego kompetencjach leżała troska o Kościół na tzw. Ziemiach Odzyskanych, co wymagało nie tylko fizycznego zaangażowania, ale i wielkiej rozwagi. Miał też uprawnienia legata papieskiego, był przewodniczącym Episkopatu Polski, jako kardynał uczestniczył w konklawe i w pracach soborowych.
Nie jest to powszechnie wiadome, ale właśnie w Gnieźnie, w swojej kaplicy, udzielił w 1967 roku w tajemnicy święceń biskupich bp. Janowi Cieńskiemu, jedynemu tajnemu biskupowi na Ukrainie. Uczestnikami tej konsekracji, zachowanej zresztą w pełnej dyskrecji byli sufragani gnieźnieńscy bp Lucjan Bernacki i bp Jan Czerniak.
Kard. Wyszyński miał więc ogromne uprawnienia, ale i wielką odpowiedzialność, a także liczne obowiązki, które łączył ze zwykłą pracą duszpasterską w swoich diecezjach. Wizytował parafie i dekanaty, przewodniczył uroczystościom, podejmował decyzje personalne, spotykał się z księżmi i klerykami, robił to wszystko, co należy do obowiązków biskupa diecezjalnego. Pamiętam, że za moich seminaryjnych czasów, ale i później, jeden z pokoi w gnieźnieńskim seminarium wciąż nosił nieoficjalną nazwę prymasowskiego, bo w nim właśnie zatrzymywał się Wyszyński podczas swoich odwiedzin. Często głosił przy tych okazjach krótkie konferencje dla kleryków. Bywał więc w Gnieźnie regularnie i drobiazgowo interesował się wieloma sprawami, co zresztą wyczytać można w jego zapiskach.
KAI: Warto przy tej okazji wspomnieć, że jeszcze przed nominacją na arcybiskupa gnieźnieńskiego i warszawskiego kard. Wyszyński opowiadał się za rozłączeniem Gniezna i Warszawy, argumentując to właśnie dzielącą oba miasta odległością.
– Problem ten był żywo dyskutowany już po zakończeniu II wojny światowej. Po śmierci kard. Augusta Hlonda stanowił on główny przedmiot obrad IX Konferencji Plenarnej Episkopatu Polski, która odbyła się w dniach 16-17 listopada pod przewodnictwem kard. Adama Sapiehy w jego rezydencji w Krakowie. Zasadniczy problem sprowadzał się do tego, czy Gniezno ma nadal pozostać w zjednoczeniu z Warszawą, czy też ma powrócić do dawnej wspólnoty z Poznaniem.
Za utrzymaniem unii Gniezna z Warszawą opowiadał się m.in. bp Klepacz. Większość biskupów, w tym abp Dymek i bp Stefan Wyszyński, wówczas ordynariusz lubelski, była za rozdzieleniem Warszawy i Gniezna. W swoich zapiskach przyszły prymas napisał: „Przemawiam za rozłączeniem Warszawy i Gniezna, motywując to względami duszpasterskimi, które są najważniejsze. Nie jest możliwą rzeczą dziś rządzić dwiema diecezjami, na odległość 300 kilometrów i jeszcze pełnić uciążliwe funkcje legata specjalnego Stolicy świętej. Ta ogromna praca przedwcześnie wtrąciła do grobu kardynała Hlonda. (…) Po długiej dyskusji – relacjonował dalej bp Stefan Wyszyński – postanowiono prosić Stolicę Apostolską o rozłącznie tych dwóch metropolii, zwłaszcza, że obie są rozległe i skupiają połowę stolic sufraganalnych.
Memoriał do Ojca Świętego przygotuje kardynał Sapieha wspólnie z abp. Dymkiem, który zresztą już przygotował obszerny wywód”. Jak wynika z tej samej relacji po głosowaniu przedstawiono Ojcu Świętemu dwóch kandydatów: abp. Dymka na stolicę gnieźnieńską i bp. Stefana Wyszyńskiego na stolicę warszawską.
Stolica Apostolska – o czym biskupi wówczas nie wiedzieli – kierując się zapewne wyższą racją, już wcześniej podjęła inną decyzję. 12 listopada 1948 roku, w uroczystość Pięciu Polskich Braci Męczenników papież Pius XII na Konsystorzu w Rzymie mianował biskupa lubelskiego arcybiskupem gnieźnieńskim i warszawskim prymasem Polski. Bulla nominacyjna została podpisana 16 listopada, w uroczystość Matki Bożej Ostrobramskiej, o czym zapewne nie wiedział jeszcze ówczesny biskup lubelski, który wspomnianą wyżej notatkę sporządził właśnie w uroczystość Matki Bożej Ostrobramskiej. Z jego późniejszego listu do Ojca wiemy zresztą, że decyzję tą przyjął z pokorą i bez wielkiego entuzjazmu, nie mogąc „opierać się Duchowi Świętemu, który mówi przez głowę widzialną Kościoła”.
KAI: Ksiądz Biskup pracował nad spuścizną prawną po kard. Wyszyńskim. Co to były za dokumenty?
– W latach 60-tych i później w latach 80-tych ubiegłego wieku prymas Wyszyński przeprowadził w archidiecezji gnieźnieńskiej dwa synody diecezjalne. Zachowało się bardzo wiele dokumentów, między innymi szczegółowe instrukcje regulujące takie sprawy jak choćby praca kurii, przebieg wizytacji kanonicznych czy uroczystości odpustowych, które albo osobiście opracowywał, albo poprawiał, opatrując odręcznymi komentarzami i wskazówkami. Po tym również widać jego zaangażowanie w sprawy diecezji. Muszę powiedzieć, że pracując nad tymi dokumentami podziwiałem, że miał czas, by tak drobiazgowo w te szczegółowe zagadnienia się zagłębić, a nie tylko pracę nad nimi delegować.
KAI: Przeszło trzydzieści lat na czele Kościoła w Polsce. Czy można wskazać kilka najwyraźniejszych rysów w posłudze Prymasa Tysiąclecia?
– W moim przekonaniu pierwszym jest jego troska o duszpasterstwo. Zjeździł całą Polskę głosząc kazania, spotykając się z ludźmi, nauczając. W ciągu jednego roku potrafił wygłosić pół tysiąca przemówień i homilii. Wyraźne jest jego staranie o zachowanie wiary „zwykłych ludzi”, co mu zresztą niejednokrotnie wytykano mówiąc, że „idzie w Kościół masowy, ludowy”.
Drugim rysem, który mógłbym wskazać, jest jego nauczanie społeczne. Kardynał Wyszyński rozumiał, że sprawy społeczne należy wykładać jasno i klarownie. To także umiłowanie Ojczyzny, troska o jedność narodu, wychowanie młodych, wolność Kościoła, obrona religijnej i narodowej tożsamości Polaków. Bywało, że w swoich słowach był bardzo ostry, w sądach bezkompromisowy. Jego napomnienia i wskazówki, o czym możemy się przekonać, były bardzo często profetyczne i do dziś nie straciły na aktualności. W swoim ostatnim gnieźnieńskim kazaniu wygłoszonym 2 lutego 1981 roku w katedrze gnieźnieńskiej wskazał na konieczność odnowy moralnej. Mówił: „W Polsce musi odnowić się człowiek. Nic się nie zmieni, jeśli klucz od kasy państwowej przejdzie od jednych złodziei do innych złodziei”.
KAI: Mocne. Kusi mnie, żeby zapytać, co prymas Wyszyński powiedziałby o dzisiejszej politycznej, społecznej i kościelnej rzeczywistości?
– Niektórzy pytają, czy by się w ogóle w niej odnalazł? Jestem przekonany, że by się odnalazł. Czy byłby atakowany? Z pewnością byłby atakowany. Był jednak człowiekiem Ewangelii, a Ewangelia jest niezmienna i każdy, kto nią żyje, potrafi odnaleźć właściwy kierunek w każdym czasie i w każdych okolicznościach. A co by powiedział o naszej obecnej sytuacji? Myślę, że nic czego nie powiedział już wcześniej. Wrócę jeszcze raz do jego ostatniego gnieźnieńskiego kazania. Mówił w nim o godności człowieka, że nie obronią jej żadne normy i prawa jeśli godność ta nie będzie broniona przez styl życia chrześcijańskiego. Mówił o odpowiedzialności za Ojczyznę. Przestrzegał przed nienawiścią. Mówił, że kto nienawidzi, już przegrał. Nikogo nigdy nie potępiał, nie wypowiadał się źle nawet o swoich prześladowcach. I zawsze wzywał do modlitwy o ład i pokój w Ojczyźnie. To wszystko jest i zawsze będzie aktualne i zapewne to powtórzyłby nam także dziś.
KAI: Ma Ksiądz Biskup ulubiony cytat z Prymasa Tysiąclecia?
– Nie mam ulubionego cytatu, ale wiele myśli i słów prymasa bardzo do mnie przemawia. Jeśli mam którąś z nich wybrać i tu zacytować, to może tę z rozważań o modlitwie „Ojcze nasz”, która – myślę – jest doskonałym drogowskazem dla Kościoła naszych czasów i którą do serca powinno sobie wziąć wielu duchownych. Cytuję: „Tylko pokora zdobywa świat. Najbardziej gorszą się ateiści naszą pewnością siebie i tupetem, zwłaszcza gdy słyszą ciągle: Ja mu pokażę! Zdarza się, że przyjdzie do Kościoła Bożego człowiek zagubiony, z resztkami swej wiary, z tysiącami wątpliwości, zastrzeżeń, krytyk i usłyszy: Ja ci pokażę, ja! Traci wówczas resztę wiary, przynajmniej na połowę życia, dopóki nie zapomni. Gdy człowiek wierzący ma dużo pewności siebie, zarozumiałości, tupetu i pójdzie z tym wszystkim do innych, aby ich zdobywać dla Pana Boga, może ogromnie zaszkodzić przybliżeniu się Królestwa Bożego. Wobec wszystkich ludzi, zwłaszcza wobec ludzi odmiennych przekonań, trzeba być bardzo ostrożnym, delikatnym, taktownym”.
KAI: Czekamy i modlimy się o beatyfikację kard. Wyszyńskiego. Niedawno, przy okazji informacji o wydaniu przez watykańskie konsylium lekarskie opinii w sprawie uzdrowienia za przyczyną prymasa, pojawiała się też informacja, że beatyfikacja może odbyć się jeszcze w tym roku. To faktycznie możliwe?
– Zobaczymy. Z ostatnich informacji wynika, że starania są na ostatniej prostej. Oczywiście byłaby to wielka radość dla nas wszystkich, szczególnie dla pokolenia, które kard. Stefana Wyszyńskiego pamięta i ma przekonanie, że powinien zostać wyniesiony na ołtarze. Trzeba się modlić i być cierpliwym.
KAI: Zatem błogosławiony kard. Stefan Wyszyński. Patronem czego/kogo mógłby być zdaniem Księdza Biskupa?
– Za wcześnie by o tym mówić, ale może patronem Polski, obok św. Wojciecha i św. Stanisława? Oni stali u początków tysiącletniej historii chrześcijaństwa w Polsce, on to tysiąclecie zamknął, zyskując sobie zresztą tytuł Prymasa Tysiąclecia.
KAI: Dziękuję za rozmowę.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.