Bartosz Konopka: nie wierzyłem w Boga, a Bóg zaczął działać
03 czerwca 2019 | 13:56 | Sylwia Krasnodębska Ⓒ Ⓟ
– Nie wierzyłem w Boga i inne tego typu baśnie. Tylko że Bóg zaczął działać. Od razu. Zaczęły się dziać małe cuda. Puściła tama trzymanych od lat emocji. Pojawiła się nowa wrażliwość, na ludzi, na zdarzenia, na najprostsze rzeczy. Jakby mi spadły łuski z oczu – mówi Bartosz Konopka, reżyser i współscenarzysta filmu „Krew Boga”.
Sylwia Krasnodębska: 14 czerwca do kin wchodzi Pana najnowszy film „Krew Boga”. To produkcja o krzewieniu chrześcijaństwa i film pokazujący, że poszukiwanie Boga jest wejściem na krętą drogę pełną pułapek. Nie wiem czy takie ujęcie tematu zachęci widzów do duchowych poszukiwań. Choć z drugiej strony przypomina mi się powiedzenie – kto nie ryzykuje, ten nie ma…
Bartosz Konopka: Poszukiwanie Boga jest tak samo trudne i bolesne jak samo życie. Bóg nie obiecuje nam, że zdejmie przeszkody i cierpienia. Dlatego używamy kluczowego psalmu w filmie: „Choćbym kroczył ciemną doliną śmierci, zła się nie ulęknę, bo ty jesteś ze mną”. To nam obiecuje Bóg przez Chrystusa: nie zabiorę ci cierpień, ale będę przy tobie, tak żebyś mógł przez nie przejść. Nigdy cię nie opuszczę, zawsze będę cię wspierał. Nie bój się. Przechodź przez ciemną dolinę z pełną odwagą, żyj pełnią życia, bo do tego cię powołałem. My dzisiaj, w takich bezpiecznych i naiwnych czasach, chcemy żyć kolorowo jak dzieci. Mamy masę znieczuleń, iluzji i samoooszukiwania. A to nie o to chodzi. Tylko konfrontując się z trudnościami rozwijasz się i masz szansę pokonywać swoje słabości, ograniczenia. Życie jest tak samo trudne jak w średniowieczu, wybory są te same, dlatego warto się tam wybrać, żeby z większą intensywnością zobaczyć swój los.
– Bohater filmu, Willibrord przeszedł przez ogień. W odróżnieniu od szamana. I tym kupił lud. Każdy z nas ma taką drogę ognia w życiu?
– Czasem trzeba wejść w ogień, żeby pójść dalej, pokonać swoje lęki. Wydaje nam się, że niechybnie zginiemy, ale przecież wszystko w rękach reżysera gali zamknięcia. Na tej scenie bardzo mi zależało, bo jest autentyczna, wzięta ze źródeł historycznych. Pierwsi misjonarze potrafili powierzać swoje życie Bogu i wchodzić w ogień, ufając że on wybierze czy mają przeżyć i zmienić pogan, czy mają zginąć męczeńską śmiercią. Nie stosowali sztuczek ani zabezpieczeń. Wchodzili nie na rozżarzone węgła, a w żywy ogień. To jest pewna ekstatyczność średniowiecza. Zależało mi, żeby pokazać w ten sposób inną temperaturę życia.
– Mówi Pan, że film to dzieło Pana życia i że Bóg czuwał nad Pana ekipą. Mówiąc wprost – pracując nad filmem doznał Pan nawrócenia. Czy wiąże się ono z jakimś jednym konkretnym momentem, zdarzeniem, uczuciem?
– Pracuję nad tym filmem od 7 lat. Powstawał jako mój sprzeciw wobec Kościoła, który mówi nam, jak mamy żyć, a sam nie daje przykładu do naśladowania. Jako sprzeciw wobec autorytarnych instytucji i systemów, które narzucają swoją ideologię. Wobec braku dialogu, władzy, przemocy. Dzisiaj myślę, że pod spodem, najgłębiej było rozczarowanie Bogiem, który mnie nie słyszy. Przez te 7 lat przeszedłem przez poważny kryzys w moim życiu. W pewnym wieku człowiek zaczyna czuć swoją bezradność, rozumieć, że niewiele zależy ode niego, choćby nie wiem jak się starał coś osiągnąć, ile włożył pracy i serca, na końcu może nic z tego nie wyjść. Straciłem kontrolę nad swoim życiem, zalewała mnie złość, rozczarowanie, frustracja, zła energia, która demolowała życie i kontakty z ludźmi. Docierasz do najgłębszej pustki w swoim sercu, której nie jest w stanie zapełnić żaden człowiek. I tam, na dnie ciemnej studni, Bóg najchętniej wyciąga po ciebie rękę. A może po prostu miałem już dość i oddałem kontrolę. Potrzebowałem jakiejś siły wyższej, która mnie wyciągnie. Czułem, że nic innego nie pomoże. Zacząłem rozmawiać ze swoją siłą wyższą, a może na początku z samym sobą, no bo wciąż nie wierzyłem w Boga i inne tego typu baśnie. Tylko że on zaczął działać. Od razu. Zaczęły się dziać małe cuda. Puściła tama trzymanych od lat emocji. Pojawiła się nowa wrażliwość, na ludzi, na zdarzenia, na najprostsze rzeczy. Jakby mi spadły łuski z oczu. Odpuściła złość i niechęć, zacząłem się karmić każdym dniem, drobnym słowem, uśmiechem, zacząłem dostrzegać z wielką intensywnością rzeczy, których wcześniej nie widziałem, albo mijałem obojętnie. Pojawiła się nowa wrażliwość. Coraz więcej rozmów, spotkań, obserwacji zaczęło mnie wypełniać, poruszać. Czułem jak mi pęka lód w sercu, jak serce zaczyna szybciej bić. Podobała mi się ta nowa wrażliwość. Zacząłem być znowu nastolatkiem, dla którego każdy dzień zaczyna od nowa życie, wszystko jest możliwe i jestem ciekaw każdej chwili. Zatem automatycznie pojawiła się też wdzięczność wobec tej mojej nieokreślonej do końca siły wyższej. Chęć głębszego kontaktu, codziennej rozmowy, zawierzania każdego dnia.
– To trwa i rozwija się do dzisiaj?
– Tak. Oczywiście film był katalizatorem. Przygotowując się do niego krążyłem wobec tematu wiary, czytałem książki, oglądałem filmy, rozmawiałem z ludźmi o duchowości. Dziś myślę, że Bóg mówił do mnie: no kolego, chcesz się zająć Mną, chcesz zgłębić temat wiary, to zapraszam, ale na poważnie i do końca. Nie wystarczy krytyka Kościoła, zobacz też drugą stronę medalu. Zobacz, że dookoła jest wymiar duchowy, tylko musisz wykonać krok na drugą stronę lustra. Wystarczy się odważyć zrobić ten jeden krok. Wokół nas jest wielka miłość, tylko czasami jej nie dostrzegamy latami, całe życie. Boimy się zaryzykować. Często ryzykujemy, kiedy już znikąd nie ma pomocy. Tak było ze mną. Oczywiście tłumaczyłem sobie, że to dla filmu, ale myślę, że w głębi serca bardzo tego potrzebowałem, tylko wstydziłem się przed sobą przyznać.
– „Krew Boga” to kolejny film o krzewieniu wiary, który pełen jest scen okrucieństwa. Nie miał Pan pokusy, by pójść w inną stronę opowieści o Bogu i chrześcijaństwie? W stronę słów ks. Jerzego Popiełuszki: „zło dobrem zwyciężaj”? Byłoby to w efekcie „przyjemniejsze” dla widza.
– Niestety w filmach religijnych przyjemne oznacza często nudne i naiwne. Dramaturgia opiera się na konflikcie, napięciach i tarciu. To skrót naszego życia, mitycznej drogi bohatera. Musi być konflikt, wtedy opowieść nas wciąga i staje się ważna, bohater może się skonfrontować ze sobą i innymi, wychodzi z tego starcia albo zwycięsko albo z nauką. To są prawidła opowiadania historii od tysięcy lat. Mi nie chodziło o oczernianie chrześcijaństwa, tylko umieszczenie bohaterów w dramatycznym rozpięciu, w trudnych wyborach. Czasy pierwszych misjonarzy, niepokazywane w kinie świetnie się do tego nadają. Z jednej strony duchowość, wrażliwość, bliskość z Bogiem, z drugiej brutalny świat dookoła, walka o przetrwanie każdego dnia, łatwiej pójść na skróty, stchórzyć.
***
Bartosz Konopka – reżyser nominowany do Oskara za dokument „Królik po berlińsku”. Autor wielokrotnie nagradzanych dokumentów („Ballada o kozie”, „Sztuka znikania”, „Nowa Warszawa”, „Droga do mistrzostwa) oraz fabuł (Krew Boga, Lęk Wysokości, Z łóżka powstałeś, Trójka do wzięcia”). Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim, reżyserię na WRiTV Katowice oraz kurs fabularny i dokumentalny w Szkole Wajdy. Członek Europejskiej i Polskiej Akademii Filmowej.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.