Siostry z Powstania – przejmująca książka o bohaterskich zakonnicach
01 sierpnia 2020 | 19:13 | Alina Petrowa-Wasilewicz | Warszawa Ⓒ Ⓟ
Było ich około tysiąca. Część z nich włączyło się w sposób planowany, bo były żołnierzami AK, reszta spontanicznie, odpowiadając na potrzebę chwili. Wszystkie zaangażowały się z całych sił, ryzykując życiem i zdrowiem, często ofiarując życie za współbraci. Zakonnice w Powstaniu Warszawskim. O nich jest książka Agaty Puścikowskiej, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak.
„Jak to się więc stało, że rola sióstr w powstaniu warszawskim oraz tak wielkie oddanie w walce o wolność i drugiego człowieka do dziś pozostały niemal nieznane?” – pisze we wstępie autorka. Trudno znaleźć odpowiedź na to pytanie.
W obszernej, bogatej literaturze badawczej, temat zaangażowania zgromadzeń zakonnych istnieje marginalne. Lepiej znane są losy benedyktynek sakramentek, emblematycznych sióstr, które ofiarowały swoje życie za Warszawę, świat i Polskę, urszulanek szarych z Powiśla czy zmartwychwstanek z Żoliborza, ale poza jedną pozycją brakowało pełnej panoramy działalności i powstańczej walki zakonnic. Dlatego tym większa jest zasługa Agaty Puścikowskiej, która zdecydowała się napisać, jak sama to określa, „przewodnik po powstańczej Warszawie”, a konkretnie opisać losy sióstr z dwudziestu czterech zgromadzeń ( w Warszawie działało około trzydzieści) i jeszcze większej liczby klasztorów i placówek opiekuńczych, gdyż wiele z nich prowadziło po kilka dzieł.
Powstała panorama przerażająca, a zarazem heroiczna, opracowana na podstawie opracowań, ale przede wszystkim archiwów zakonnych, nieraz odkrywanych i publikowanych po raz pierwszy po latach. Puścikowska rekonstruuje więc tę w wielu wypadkach dotychczas białą kartę, z której wynika, że ani jeden dom zakonny, ani jedno zgromadzenie nie wzięło „na przeczekanie” w dniach próby, a aktywnie, racjonalnie, na pograniczu heroizmu, włączyło się w walkę o niepodległość, ale przede wszystkim o Boga, o watości cywolizacji chrześcijańskiej.
Czym zajmowały się siostry w Powstaniu? Działalnością humanitarną. S. Zofia Szadkowska, benedyktynka samarytanka tak opisała zaangażowanie placówki przy ul. Szkolnej w Pruszkowie: „Zbyt nasz zakład był obciążony zakazanymi sprawami: niekolczykowane świnki w chlewie (wolno było hodować tylko określoną liczbę zwierząt, przyp. aw), broń na strychu, polowe telefony w piwnicy, nasłuchy radiowe na poddaszu, matryce i powielacz w rodzince, ukrywający się młodzi chłopcy (Zygmuś i Antoś Soczek), mnóstwo ludzi niemeldowanych, nietutejszych, żydowskie dzieci w grupach, dorośli Żydzi udający Aryjczyków – to było naprawdę za dużo jak na mój brak odwagi i jak na gusta Niemców, którzy mieli chyba bielmo na oczach, nałożone przez Opatrzność Bożą, że nam to wszystko uszło na sucho”.
Nie wszystkie miały aż taką „kumulację” spraw i były tak zaangażowane w konspirację, ale wszystkie ofiarnie karmiły, organizując kuchnie polowe, zaimprowizowane szpitale, opiekę nad starcami i dziećmi. Często miały własnych podopiecznych, gdyż w „normalnym” świecie taki był ich charyzmat zakonny, np. siostry ze Zgromadzenia Rodziny Maryi czy Felicjanki, odpowiedzialne za starców i dzieci. Ale nowe zadania nagle je zaskakiwały, więc z niezwykłą pomysłowością, nieraz sprytem, organizowały szpitale polowe dla ludności cywilnej i powstańców. Ale szczególną ich rolą była modlitwa, organizowanie wraz z księżmi Mszy św. i nabożeństw, nawet pod ostrzałem, podtrzymywania morale przerażonych ludzi, spokój i godność w obliczu śmierci.
A śmierć, tak jak głód, brud i pragnienie, tułaczka i poniewierka, stała się także ich udziałem. Już w pierwszych godzinach Powstania zginęły cztery urszulanki Jezusa Serca Konającego, niosące pomoc rannym. Siedem samarytanek benedyktynek – dwie pacjentki i pięć pracujących w szpitalu św. Łazarza jako pielęgniarki – zostały rozstrzelane w egzekucji w strasznych dniach rzezi Woli. Sześć felicjanek zostało zamordowanych w Zakładzie św. Stanisława na Nowym Mieście, gdyż nie chciały opuścić swoich podopiecznych.
Warszawską legendą są benedyktynki sakramentki z klasztoru na Nowym Mieście – siostry ofiarowały swe życie za Miasto, Ojczyznę (żeby była Chrystusowa), świat. Trzydzieści pięć z nich zginęło pod gruzami własnego klasztoru po długich prawie czterech tygodniach heroicznego wspierania powstańców i ludności cywilnej.
Puścikowska oddała głos siostrom. Rzecz jasna, różniły się losy poszczególnych placówek. Inaczej funkcjonowały te, których członkinie wiedziały o zbliżającej się godzinie „W”, inaczej te działające z zaskoczenia. Franciszkanka m. Matylda Getter, przełożona prowincji warszawskiej, żołnierz AK, zorganizowała w klasztorze przy ul. Hożej 53 prawdziwą redutę, zwożąc pożywienie, zaopatrując placówkę w wodę. Po wybuchu Powstania była to główna siedziba dowództwa VII Obwodu AK „Obroża”, obejmującego powiat warszawski. W czasie walk klasztor był także jadłodajnią, wydającą tysiąc posiłków dziennie, szpitalem polowym, w kaplicy ksiądz kapelan pobłogosławił małżeństwa czternastu par powstańców. Był też miejscem pochowku kilku ofiar toczących się w pobliżu walk…
Na Żoliborzu w budynku prowadzonej przez siostry zmartwychwstanki szkoły został zorganizowany przez s. Amatę Pruszko, wówczas ponad trzydziestoletnią lekarkę i Służbę Zdrowia II Oddziału AK szpital polowy, który później funkcjonował jako szpital powstańczy nr 100. Później placówka zamieniła się w słynną redutę, z trudem zdobytą przez Niemców.
Zaskoczeniem były wejścia powstańców do klauzurowego klasztoru benedyktynek – sakramentek, którego przełożona, m. Janina Byszewska, zdecydowała się otworzyć klauzurę po 250 latach zamknięcia. Powstańcy i ludność cywilna Starówki chronili się, jedli zupę, gotowaną w wielkich kotłach, po kilku dniach zaczął działać szpital polowy. Zakonnice straciły wszystko – klasztor i kościół zostały doszczętnie zniszczone przez Niemców, większość z nich zginęła. Podobnie franciszkanki Rodziny Maryi z ul. Żelaznej – ich klasztor – gniazdo rodzinne, założony przez abp Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, do którego weszli powstańcy w pierwszych dniach sierpnia, w odwecie został zbombardowany i spłonął, one zaś, jako współuczestniczki „przestępstwa”, trafiły do obozu w Ravensbrück.
Tę książkę nie sposób czytać ciągiem. Zgroza, straszliwe sceny rzezi, gwałtów, rabunków, wyuzdanego bestialstwa, miesza się z heroiczną ofiarnością zakonnic. Są też opisania zdarzenia jak z innego świat – szarytki na Nowym Mieście przynoszą codziennie świeże kwiaty do kaplicy. Są historie podszyte czarnym humorem – w szpitalu zakaźnym św. Stanisława szarytka s. Marta Listopad wynosi pod nosem Niemca ukryte w basenie granaty, przekazane przez rannego powstańca. Gdyby je Niemcy znaleźli, a robili rewizję, nikt by nie ocalał…
Agata Puścikowska, zapytana przez KAI, co w pracy nad książką zrobiło największe wrażenie, wymienia siostrę Ludwikę, szarytkę, która ratowała młode kobiety przed gwałtami używając niezwykle przemyślnych forteli. A także czyn szarytek na Nowym Mieście, które nie opuściły pacjentów. – To były męczennice, święte, ale święte były też te, które przeżyły. Zmartwychwstanka, lekarka s. Amata Pruszko też nie zostawiła swoich pacjentów i towarzyszyła im w drodze do szpitala w Tworkach, a po wojnie zorganizowała specjalną poradnię dla zakonnic i księży. Felicjanki z Wawra i ich prowincjalna s. Symplicyta, marylki – siostry Imienia Jezus z Bielan, honoratki ze Starego Miasta… ta lista jest bardzo długa – wylicza autorka.
Siostra Małgorzata Krupecka, historyczka Zgromadzenia Urszulanek Serca Jezusa Konającego, autorka licznych książek i publikacji w rozmowie z KAI podkreśla, że w badaniach nad Powstaniem Warszawskim czynnik religijny jest niedoceniony. Taka książka jak Agaty Puścikowskiej, powinna powstać wiele lat wcześniej, tym większe podziękowania należą się autorce, że się tego trudu podjęła. Zdarzało się, że siostry nie były świadome, jakie skarby znajdują się w ich archiwach. – Chwała pani Agacie za to, że wprowadziła do zbiorowej świadomości i ocaliła od zapomnienia pamięć o bohaterskich siostrach, które podzieliły losy Polaków – stwierdza s. Krupecka.
W wielu wspomnieniach, pozostawionych przez zakonnice, przewija się wątek walki dobra ze złem, bo taki miały klucz do odczytania walk w Powstaniu Warszawskim. Zmartwychwstanka s. Emilia Radziszewska pisała: „Żyliśmy piąty rok w dławiącej atmosferze niemieckiego okrucieństwa. Tradycje chrześcijańskie i duch chrześcijański okazały się jednak silniejsze niż poglądowe i jakże odczuwalne lekcje dawane Polakom przez Niemców”.
Mimo doświadczeń piekielnego zła – dobro zwyciężało. Także dzięki oddanym Bogu i ludziom zakonnicom, gotowych na całopalenie.
Agata Puścikowska, Siostry z powstania. Nieznane historie kobiet walczących o Warszawę, Wydawnictwo Znak, Kraków 2020
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.