Drukuj Powrót do artykułu

Prof. K. Tomasiewicz: Odpowiedzialność za walkę z pandemią powinna być personalna

18 października 2020 | 18:31 | Waldemar Piasecki (KAI) | Lublin Ⓒ Ⓟ

Sample Fot. Archiwum

„Należy wybrać taki złoty środek, który pozwoli nam na ograniczenie epidemii i nie dotknie zbyt mocno gospodarki. Ważne, aby decyzje były podejmowane po konsultacji ze specjalistami. Dobrze, gdyby odpowiedzialność za decyzję była personalna, a doradca naukowy był łatwo identyfikowalny, tak jak to ma miejsce w USA, gdzie absolutnym guru pozostaje dr Anthony Fauci” – uważa prof. Krzysztof Tomasiewicz, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 1 w Lublinie.

Waldemar Piasecki (KAI) Od początku pandemii koronawirusa uważnie śledzi Pan jej przebieg, ale także aktywnie uczestniczy w jej zwalczaniu. Czy uważa Pan, że świat dobrze radzi sobie z pandemią?

Prof. Krzysztof Tomasiewicz: W mojej opinii nie doceniliśmy zagrożenia związanego z pandemią koronawirusa. Najpierw zlekceważono zagrożenie w okresie zimowo-wiosennym, potem nie wyciągnięto wniosków na przyszłość i zaprzepaszczono to co zostało osiągnięte na skutek wprowadzonych na wiosnę restrykcji. Wykluczające się komunikaty i stwierdzenia ze strony organizacji (WHO), polityków czy celebrytów sprawiły, że wiele osób w sposób niewłaściwy zaczęło postrzegać realne zagrożenie związane z pandemią, czego efektem była rezygnacja ze środków ostrożności w okresie letnim. Ponadto olbrzymia rozbieżność w strategiach postępowania w poszczególnych krajach stanowi dowód na kryzys nauki oraz współpracy międzynarodowej w zakresie ograniczenia ryzyka związanego z pandemią koronawirusa. Pomimo olbrzymiej liczby zakażeń oraz dużego ładunku wiedzy nie udało się opracować ani lepszych narzędzi diagnostycznych, ani odpowiednich terapii i wreszcie metod profilaktyki swoistej. Prace w tym zakresie były raczej traktowane jako wyścig, a nie współpraca z korzyścią dla wszystkich.

KAI: Jakie państwa może Pan podać jako przykład właściwego radzenia sobie ze zjawiskiem pandemicznym?

– Myślę, ze w każdym kraju były elementy pozytywne i negatywne w zakresie postępowania z pandemią. Jeżeli spojrzymy na aktualną sytuację epidemiologiczną to w większości krajów odnotowujemy rekordowe wartości wykrytych zakażeń SARS-CoV-2, natomiast są duże różnice w wydolności systemów opieki zdrowotnej. W Niemczech czy Szwajcarii odnotowuje się relatywnie dużą liczbę zidentyfikowanych zakażeń, natomiast na niskim poziomie utrzymuje się umieralność, co może wynikać z dobrej organizacji opieki medycznej lub testowania osób, u których ryzyko ciężkiego przebiegu jest niewielkie. Tak czy inaczej dowodzi to właściwej ochrony osób najbardziej zagrożonych niekorzystnym przebiegiem choroby.

Z kolei w sierpniu obiegła świat informacja o wprowadzeniu w Australii, w stanie Wiktoria bardzo rygorystycznych ograniczeń funkcjonowania w przestrzeni publicznej, po wydawało się wówczas niewielkim wzroście liczby osób zakażonych. Pomimo początkowej niechęci mieszkańców do takich działań, doprowadziły one do szybkiego spadku liczby dobowych identyfikacji zakażeń oraz bardzo dużej redukcji zgonów. W serwisach zaczęły pojawiać się informacje o dniach bez zgonu. Zatem decydujące znaczenie wydaje się mieć reakcja we właściwym czasie.

KAI: Co może Pan powiedzieć na temat Polski? Lawinowy wzrost zakażeń Covid-19 jest zaskakujący nawet dla szefa resortu zdrowia?

– Jest to konsekwencja nadmiernego poluzowania zasad ochrony przed zakażeniem w okresie letnim i braku wyobraźni na temat przebiegu epidemii w okresie jesiennym. Brak reakcji natychmiastowej w czasie, kiedy fala zakażeń zaczynała przybierać oraz brak planów działania w różnych scenariuszach sytuacji epidemiologicznej spowodowały obecne problemy. Przepełnione szpitale, braki personelu oraz kolejne rekordy bite w dobowym przyroście zakażeń i zgonów są efektem wymienionych wcześniej błędów. Należy jednak wyraźnie podkreślić, że niezależnie od braku lub nietrafionych decyzji władz, duża część winy jest po stronie społeczeństwa. Ludzie, którzy we wzorowy sposób przestrzegali zasad wiosennego lockdownu teraz uwierzyli, że epidemii nie ma. Takie nieodpowiedzialne podejście spotyka się nadal. Bez zmiany mentalności obywateli ciężko będzie wygrać walkę z wirusem

KAI: Jak powinna wyglądać obecnie walka z pandemią?

– Działania władz powinny iść dwutorowo. Ponieważ liczba chorych na COVID-19 stale się zwiększa należy zapewnić odpowiednią liczbę łóżek szpitalnych, w tym respiratorowych, dostęp do terapii oraz opiekę pochorobową, kiedy jak wiemy mogą pojawić się konsekwencje zakażenia, np. w zakresie tkanki płucnej. Drugi rodzaj działania to wprowadzenie mądrych ograniczeń. Mądrych, czyli takich, które pozwolą zmniejszyć przyrost liczby zakażonych i szerzenie się wirusa przy względnie niedużych szkodach dla gospodarki. Niewątpliwie należy do nich zakaz lub przynajmniej ograniczenie zgromadzeń, przyjęć weselnych, imprez masowych, które zwłaszcza w przypadku ich prowadzenia w zamkniętych pomieszczeniach stanowiły zarzewie dla rozwoju ognisk infekcji. Należy również zweryfikować zasadność prowadzenia zajęć stacjonarnych w szkołach i na uczelniach. Być może niektóre roczniki lub klasy mogłyby całkowicie przejść na nauczanie zdalne.

KAI: Czy nie można się było przygotować na drugą falę uderzeniową wirusa w lecie?

– Oczywiście, że tak. Zbyt wcześnie uwierzono, ze jest po pandemii, a specjaliści ostrzegali, że jesień będzie gorąca i to bez względu na pogodę. Jak widać ta opieszałość w działaniach dotyczy prawie wszystkich krajów. Trudno powiedzieć co zawiodło. Tutaj nie ma dobrych rozwiązań, ale należało wypracować algorytm postępowania na wypadek różnych scenariuszy wzrostu liczby zakażeń. Działania w wielu krajach były spóźnione, ale szczególnie wyraźnie widać to w przypadku Polski. Te działania, które są wprowadzane w tej chwili powinny mieć miejsce w chwili, kiedy zaczynał się wzrost liczby zakażeń, kiedy pękła bariera 1000 przypadków na dobę, czyli 17 września, prawie miesiąc temu.

KAI: Czy ogłoszenie, że w Polsce wirus jest w odwrocie i poluzowanie obostrzeń było dobrym krokiem?

– Na pewno nie należało używać takich sformułowań, bo one osłabiają czujność społeczeństwa i instytucji państwowych. Przecież to nie wybory spowodowały wzrost liczby zakażeń, ale pewne słowa które padły w kampanii nie powinny być wypowiedziane lub należało je jak najszybciej skorygować, pokazując ryzyko w dłuższej perspektywie. Poluzowanie obostrzeń było konieczne z przyczyn gospodarczych i społecznych, ale nic nie stało na przeszkodzie aby pilnować przestrzegania istniejących zaleceń i rozporządzeń, a także konieczne było egzekwowanie i karanie osób łamiących zalecenia i narażających innych na niebezpieczeństwo zakażenia. W czasie epidemii nie ma miejsca na pobłażliwość i widzimisię – zasady obowiązują wszystkich i w interesie wszystkich.

KAI: Dlaczego masowe testy przesiewowe uznawane w wielu krajach za najlepszą formę walki z zagrożeniem panedemicznym nie znalazły uznania w Polsce?

– Moim zdaniem masowe testowanie nie jest panaceum na tę sytuację. W niektórych przypadkach wynik ujemny daje wręcz fałszywe poczucie bezpieczeństwa i łamanie zasad ochrony przeciwepidemicznej. Zdecydowanie ważniejsze jest stosowanie zasad zapobiegających szerzeniu się zakażeń. Oczywiście masowe testowanie ma sens pod warunkiem możliwości zastosowania procedur dochodzenia epidemiologicznego i kwarantanny. W Polsce nadzór epidemiologiczny funkcjonował dość prawidłowo dopóki liczba zakażeń była na powiedzmy przyzwoitym poziomie. W tej chwili również ten element systemu ochrony zdrowia stał się nie wydolny.

KAI: Zaczyna już brakować w Polsce łóżek ‘covidowych’. Gdzie one powinny się pojawić? Znów w formie szpitali jednoimiennych?

– W początkowym okresie pandemii w Polsce zainwestowano olbrzymie fundusze w dostosowanie i doposażenie szpitali jednoimiennych, zatem zupełnie niezrozumiałe jest „oszczędzanie” tych szpitali. Pełnią one swoją funkcję w bardzo ograniczonej formie. Oczywiście konieczne jest także utworzenie pododdziałów obserwacyjnych na poziomie szpitali powiatowych i wojewódzkich, gdzie pacjenci z typowymi objawami będą oczekiwali na wynik badania genetycznego SARS-CoV-2 i otrzymają pierwszą pomoc medyczną oraz będą stanowiły wsparcie dla oddziałów zakaźnych. Oczywiście dalsze decyzje, z przekształcenie całych szpitali lub nawet ich stworzeniem wyłącznie dla pacjentów z COVID-19 będą zależne od sytuacji epidemiologicznej.

KAI: Czy jest zapewnione korzystanie przez wszystkich tego potrzebujących z respiratorów? Czy jest dostępny skuteczny lek wspomagający remdesivir?

– Miejsca respiratorowe niepokojąco się kończą. Nawet jeżeli są wolne respiratory w magazynach to brak jest miejsca do ich podłączenia oraz kadry, która mogłaby obsługiwać respirator. Jeżeli chodzi o remdesivir to od ponad 3 tygodni mamy okresowe braki. Aktualnie zmianie uległ system dystrybucji tego leku i niestety pierwsze obserwacje wskazują, że nie jest to zmiana na lepsze. Remdesivir jest jedynym lekiem przeciwwirusowym, który ma zgodę (co prawda warunkową) EMA na podawanie u chorych z COVID-19. Oczywiście nie jest to panaceum, ale powinien być dostępny dla wszystkich, którzy kwalifikują się do leczenia. Ludzie przez całe życie płacą pieniądze na ubezpieczenie zdrowotne i obowiązkiem państwa jest zapewnić takie leki w sytuacji zagrożenia zdrowia i życia.

KAI: Czy produkt waszej Kliniki i lubelskiego Biomedu na bazie osocza ozdrowieńców można uznać za lek przeciw Covid-19?

– Jest to preparat immunoglobulin, zawierający immunoglobuliny swoiste przeciwko SARS-CoV-2. Wobec swoistości immunoglobulin i udowodnionej przez zespół Prof. Krzysztofa Pyrcia z UJ wartości neutralizującej tych przeciwciał możemy to uznać za metodę terapii COVID-19. Oczywiście z ostatecznymi wnioskami musimy poczekać do zakończenia badań klinicznych.

KAI: Na czym polega mechanizm działania specyfiku? W jakiej fazie prac się znajduje? U kogo będzie stosowany?

– Badania kliniczne rozpoczną się po uzyskaniu zgody Urzędu Rejestracji Leków, natomiast niezbędnym warunkiem submisji dokumentacji jest posiadanie wyników badań stabilności preparatu co może nastąpić na początku listopada, zatem chcielibyśmy wystartować z badaniami klinicznymi do końca listopada.

KAI: Jakie, w obliczu pandemii, powinno być podejście do szczepień przeciw grypie? Dlaczego są w Polsce ogólnie niedostępne? Co powinna robić w tej chwili w przedmiocie szczepienia Polska?

– Szczepienia przeciwko grypie są ważnym elementem walki z pandemią. Szczególnie w okresie kiedy pojawi się epidemia grypy. Dzięki temu unikniemy napływu chorych z grypą, którzy będą musieli przechodzić diagnostykę różnicową z COVID-19. Niestety tradycyjnie w Polsce szczepionka przeciwko grypie jest stosowana u kilku procent populacji. Trudno jest zapewnić w chwili obecnej dostępność do szczepień dla 10-krotnie większej liczby osób. Mamy nadzieję, że z czasem dostępność szczepień będzie lepsza.

KAI: Czy uważa Pan za najlepsze antidotum uzyskanie szczepionki przeciw koronawirusowi? W jakim kraju to nastąpi najpierw? Kiedy?

– Zdecydowanie dopiero szczepionka rozwiążę problem COVID-19. Niestety pomimo dużego zaangażowania licznych zespołów badawczych występują problemy z jej wytworzeniem. Największy problem będzie stanowiła skuteczność i bezpieczeństwo, a właśnie z tym ostatnim jest największy problem. Mamy nadzieję, że pierwsze rejestracje, być może warunkowe, będą miały miejsce na początku przyszłego roku.

KAI: W wielu krajach wprowadzane są specjalne formy walki z pandemią. W Czechach i na Słowacji wprowadzono stan wyjątkowy. Czy uważa Pan, że jest to również perspektywa Polski?

– To oczywiście pytanie do zespołu ekspertów i analityków. Należy wybrać taki złoty środek, który pozwoli nam na ograniczenie epidemii i nie dotknie zbyt mocno gospodarki. Ważne, aby decyzje były podejmowane po konsultacji ze specjalistami. Dobrze, gdyby odpowiedzialność za decyzję była personalna, a doradca naukowy był łatwo identyfikowalny, tak jak to ma miejsce w US, gdzie absolutnym guru pozostaje Dr Anthony Fauci.

KAI: Czyli Polska powinna mieć swego „Fauciego”?

– Zdecydowanie – tak.

***

W Stanach Zjednoczonych od początku wiadomo, kto kieruje walką z pandemią. Jest to profesor Anthony Fauci, światowej sławy wirusolog. Mimo, że w wielu kwestiach ma opinię zupełnie różną od Donalda Trumpa, ten nie kwestionuje jego kompetencji. Dla Amerykanów jest prawdziwym przywódcą wojny z koronawirusem. Kto kieruje batalią w Polsce?

Foto: Wikicommons

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.