O. A. Nowak SMA: nie chcemy być neokolonizatorami wśród Masajów
21 czerwca 2022 | 12:25 | P. Dziubak (KAI Rzym) | Rzym Ⓒ Ⓟ
Nie narzucamy Masajom chrześcijaństwa, ale czekamy, aż inicjatywa wyjdzie od nich, nie chcemy, żeby nasza misja stała się jakąś formą neokolonializmu – powiedział o. Arkadiusz Nowak ze Zgromadzenia Misji Afrykańskich (SMA), pracujący od lat wśród Masajów na misji w Malambo w okolicach rezerwatu Ngorongoro w północnej Tanzanii. W rozmowie z KAI przedstawił sytuację tego półkoczowniczego ludu pasterskiego z Afryki Wschodniej, szczególnie zaś stojące przed nim wyzwania i zagrożenia.
Oto treść tego wywiadu:
Piotr Dziubak, KAI Rzym: Okolice parku Serengeti, rezerwatu Ngorongoro i otuliny parku w Loliondo to historyczne ziemie Masajów…
O. Arkadiusz Nowak SMA: Tak, na co wskazuje także nazwa “Serengeti”, która w języku masajskim oznacza rozległą równinę. Masajowie są częściowo koczownikami, wędrującymi ze swym bydłem (krowy i kozy), którego hodowlą się zajmują. Przemieszczają się w poszukiwaniu pastwisk na rozległych połaciach Serengeti, skąd przed laty ich usunięto, aby utworzyć tam park narodowy. W jego części, czyli w okolicach Ngorongoro i Loliondo, które są alternatywnymi korytarzami migracji antylop gnu i zebr, Masajowie są obecni do dzisiaj. Oni przywędrowali na te tereny przed wiekami.
Masajowie są grupą etniczną Nilotów. Tanzania to kraj 3 razy większy od Polski, w którym mówi się 122 językami; zdecydowaną większość mieszkańców stanowią ludy Bantu, podczas gdy Masajowie są w nim drugą co do wielkości grupą. Przybyli tu z doliny Nilu, szukając pastwisk. Teraz władze chcą się ich pozbyć z ziem, które do nich należą. Masajowie nie mają może aktu własności ziemi w europejskim tego słowa znaczeniu. Są wędrowcami podobnie jak Romowie. Gdy wiele lat temu opuszczali ziemie parku Serengeti, dano im te ziemie, z których teraz są wyrzucani.
KAI: Spółka z Dubaju Otterlo Business Corporation kupiła od rządu tanzańskiego właśnie tę ziemie i chce tam urządzić prywatny park, także na polowania. Czy obecność Masajów przeszkadza w tym? Dlaczego stosuje się przemoc wobec nich?
Rzeczywiście znów problemem są ziemia i pieniądze. Te ziemie są bardzo atrakcyjne. Tutejsze parki narodowe nie mają ogrodzeń, poza naturalnymi jak rzeki czy wzgórza. Tereny, które odsprzedano, chyba na 99 lat, spółce ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, sąsiadują z parkiem Serengeti i z rezerwatem Ngorongoro, gdzie mieszkają Masajowie. Zakupionych przez siebie ziem Arabowie nie otrzymali w całości. Cała sprzedaż odbyła się kilka lat temu. W tym okresie dochodziło do palenia wsi, zabijania ludzi, aby w ten sposób zmusić pozostałych do opuszczenia zamieszkiwanych przez nich ziem i aby mógł powstać tam prywatny park. Mają się tam odbywać prywatne safari, polowania na zwierzęta.
Rząd tanzański zupełnie tego nie kontroluje. Słyszałem o dużych samolotach transportowych, które tam lądują i przywożą samochody, ludzi, sprzęt. Chodzi tu o 1500 km kwadratowych (Warszawa zajmuje powierzchnię 517 km kw.). Firma z ZEA chce mieć dostęp do całej kupionej ziemi, na której znajduje się obecnie 15 wiosek. Władze zaczęły stawiać tam coś w rodzaju słupów granicznych i zmuszają miejscową ludność do opuszczania tych terenów. Mieszkańcy są nachodzeni wieczorami, zastraszani. Wywiera się na nich naciski, a przywódcy miejscowych wspólnot są uprowadzani i wywożeni w nieznanym kierunku, aby już nie uświadamiali Masajów o ich prawach do tych ziem.
KAI: Czy Masajowie stanowią zagrożenie dla ochrony dzikich zwierząt w parkach? Czy w ciągu wieków zdołali wytworzyć jakąś formę harmonii życia z przyrodą?
W Ngorongoro przez całe dziesięciolecia Masajowie żyli w symbiozie z otaczającym ich środowiskiem, toteż byli wręcz strażnikami dzikiej przyrody. Gdy jeszcze mieszkali w środku ogromnego krateru Ngorongoro o średnicy 20 km i wypasali tam krowy, było tam pełno dzikich zwierząt. Istniała tam swego rodzaju arka Noego, w której żyły wszystkie zwierzęta z wyjątkiem żyraf. Działo się tak dlatego, że miały za stromo, aby zejść w dół wygasłego wulkanu. Obecnie według najnowszych informacji liczebność nosorożców, gepardów i innych gatunków bardzo szybko maleje ze względu na kłusowników i brak takich naturalnych strażników, jakimi właśnie byli Masajowie. Oni są pasterzami, nie myśliwymi. Nie jedzą dziczyzny.
Masajowie reagowali na dzikie zwierzęta tylko w chwili zagrożenia stada. Nie prowadzili natomiast żadnych polowań. Specjaliści z międzynarodowych organizacji sami potwierdzali zaobserwowaną harmonię życia Masajów i dzikich zwierząt w parkach, którą nazywano „zjawiskiem Masajów”. Teraz natomiast zaczęto mówić, że stanowią oni zagrożenie dla zwierząt. To, co twierdzą dziś władze tanzańskie o tym, co się dzieje w tej części kraju, odbiega od rzeczywistości. Państwowe środki przekazu udają, że nic nie widzą, że nie ma problemu. Słyszałem, choć na razie nie mogę tego potwierdzić, że fotoreporterzy i dziennikarze nie mają swobodnego dostępu tutaj i nie mogą o tym informować.
KAI: Część Masajów uciekła z Tanzanii do południowej Kenii. Wiele osób jest rannych, strzelano do nich. Skąd taka agresja?
Trudno znaleźć oficjalne dane na ten temat. Publiczne media wspomniały tylko o jednej osobie, która zginęła. A był to policjant ugodzony strzałą. Nie mówi się natomiast, ilu rannych jest po stronie protestujących. Zamieszki i protesty trwają już ponad tydzień. Mieszkańców zmusza się do wyjazdów. Masajowie walczą o swoje prawa, bo na jakiej podstawie są usuwani z terenów, na których żyją od pokoleń? Tam jest woda, są pastwiska.
Przemoc jest próbą zastraszenia ich. 10 liderów z różnych wiosek zniknęło w ostatnich dniach. Najpierw zaproszono ich na spotkanie a później dokądś ich zabrano i nic o nich nie wiadomo. Ludzie ci otwarcie mówili o prawach miejscowej ludności do tych terenów. Masajowie będą pewnie trochę ustępować, ale doprowadzeni do ostateczności powiedzą: stop, dalej już się nie cofniemy. To będzie walka o życie swoje, rodzin i stad zwierząt. Nocami napadano na wioski, policja biła ludzi i wywoziła dokądś bez przyczyny. Ludzie w tak dużym zagrożeniu zaczęli uciekać i coraz większa ich grupa przedostała się do południowej Kenii, która zresztą też jest naturalnym miejscem życia Masajów.
KAI: Rząd tanzański chciałby ich przesiedlić w inne miejsce, gdzie nie ma wody…
Propaganda rządowa mówi piękne rzeczy o tej propozycji. Twierdzi, że zbudowano nowe domy mieszkalne w okolicach miasta Tanga, że jest tam bardzo dużo przestrzeni i dla ludzi, i dla zwierząt. Tam nigdy nie było Masajów. Mówiąc o przesiedleniu 70-80 tysięcy ludzi, władze twierdzą oficjalnie, że będzie to dla chętnych. Zaproponowane miejsce jest pozbawione wody, trudne do hodowli bydła. Na razie kilkaset osób zgodziło się tam przenieść. Jak już wspomniałem tylko na naszym terenie mieszka kilkadziesiąt tysięcy ludzi, których chce się stąd wyrzucić.
Władze próbują naciskać na mieszkańców również w inny sposób. Otóż okoliczne ośrodki zdrowia są pozbawione zupełnie lekarstw. Nie ma personelu medycznego. Podobnie jest ze szkolnictwem. Ludzie wiedzą, że aby ktoś mógł się wybić społecznie, musi opuścić te tereny, wyjechać gdzieś indziej. Nikt nie naprawia dróg prowadzących do wiosek. Tylko szlaki turystyczne są utrzymywane w dobrych warunkach. Kiedyś ludziom pozwolono na uprawę kukurydzy i ziemniaków w rezerwacie Ngorongoro. Gdy rząd zobaczył, że ludzie sobie radzą, że stają się niezależni od władz rezerwatu, wprowadzono zupełny zakaz upraw. Niedawno zatrzymano człowieka, który wokół swojego domu miał trzy krzaki kukurydzy. To była pewnie samosiejka. Można tylko hodować krowy i kozy. Budynki szkolne nie mogą być naprawiane. Jeśli zepsują się drzwi, pęknie albo zbije się szyba w oknie, nie wolno ich naprawić ani wymienić. Państwo chce wymusić wyjazdy ludzi z tamtych stron. Tu nic nie wolno, wynoście się stąd.
KAI: Ok kilkunastu lat jest Ojciec misjonarzem wśród Masajów. Jak wygląda taka praca?
Pierwsza ewangelizacja, czyli mówienie o Chrystusie ludziom, którzy jeszcze o Nim nie słyszeli, to charyzmat naszego zgromadzenia. Masajowie zdecydowanie należą do tej grupy. Szacuje się, że chrześcijan jest wśród nich ok. 10%. Zdecydowana większość to animiści, czyli wyznawcy tradycyjnych religii afrykańskich. Oni mają pojęcie jednego Boga, ale w wersji teistycznej, czyli Bóg jest odległy. Wierzenia Masajów są piękne, fascynują. Nasza rola polega przede wszystkim na tym, żeby być z tymi ludźmi. Trzeba poznać i uszanować przede wszystkim ich kulturę, mówiącą o wartościach, które my, Europejczycy, zatracamy, jak stosunek do rodzącego się dziecka, do osoby starszej, do rodziny. Trzeba z nimi być, żeby to zrozumieć i żeby tego się nauczyć.
Mówienie im o Bogu jest na pewno dla nich jakąś szansą, ponieważ tradycyjna religia to życie w lęku i strachu o rodzinę, o najbliższych, o stado. Oni szukają odpowiedzi, a Chrystus jest dla nich taką odpowiedzą, że mogą wyzwolić się z lęku i strachu.
Naszemu posługiwaniu czysto ewangelizacyjnemu towarzyszy równolegle działalność społeczna i humanitarna. Dzieci masajskie mają utrudniony dostęp do nauki, dlatego na naszej misji mamy wiele różnych projektów, dotyczących właśnie szkolnictwa. Mamy projekt “Masajski elementarz”. W czasie wakacji organizujemy dzieciom korepetycje z pisania, czytania i matematyki. Drugim projektem jest “Szekspir do kwadratu”. Po siedmiu latach szkoły podstawowej dzieci przechodzą do szkoły średniej. W podstawówce wszystko było w języku suahili a teraz trzeba opanować język angielski, którego dzieci albo w ogóle nie znają, albo słabo w nim mówią. Z tego powodu nie radzą sobie w szkole średniej, toteż powstał program “Szekspir do kwadratu” – intensywny kurs języka angielskiego i matematyki. Trwa dwa miesiące.
Zależy nam, żeby wyrównać poziom albo zwiększyć szanse dzieci na lepsze wyniki w średniej szkole. We wrześniu kończą szkołę podstawową i wtedy zaczynamy. Do stycznia czekają na wyniki egzaminów i na skierowanie do szkoły średniej. Władze decydują, które dziecko do jakiej pójdzie szkoły.
Mamy jeszcze projekt zdrowotny „Podziurawiony uśmiech”. Dotyczy on dzieci z rozszczepioną wargą, krzywizną stóp, które potrzebują specjalistycznych operacji. Chcemy pomóc dzieciom, żeby ich uśmiech był jeszcze piękniejszy. Często taka choroba jest uważana za jakąś formę przekleństwa. A my to „odczarowujemy” [śmiech] i przywracamy uśmiech. To jest kosztowne, ale pokazujemy ludziom, że jesteśmy z nimi.
Nie narzucamy im chrześcijaństwa. Jeździmy do piętnastu wiosek na naszym terenie. Najdalsza leży 150 km od nas. Trzeba jechać przez Kenię. Co dwa tygodnie staramy się być z tymi ludźmi. Ale w innych piętnastu wioskach tylko się zatrzymujemy. Czasami jest to dzień targowy. Odwiedzamy jedną, dwie osoby, nie narzucając tam chrześcijaństwa, ale czekamy, aż inicjatywa wyjdzie od ludzi. Nie chcemy, żeby nasza misja stała się jakąś formą neokolonializmu.
KAI: Kolor czarny jest bardzo ważnym kolorem dla Masajów. Ojciec często odprawia mszę w czarnym ornacie i nie są to msze pogrzebowe…
Korzystam często z czarnego ornatu i to nie ze względu na pogrzeb. Ten kolor automatycznie ludziom coś mówi. Oni Boga nazywają Lengai Narok. Pan Bóg jest u nich kobietą, a wynika to z gramatyki języka masajskiego. Nie wiedząc, czy Bóg jest mężczyzną czy kobietą zawsze będą używać rodzajnika żeńskiego. Przypisują Bogu cechy kobiety-matki. Lengai Narok jest dla Masajów czarną matką nie dlatego, że oni są czarni, ale dlatego, że czarne są chmury deszczowe zwiastujące deszcz. Deszcz jest największym błogosławieństwem. Masajowie są pasterzami i ich życie zależy od obfitości trawy, mleka. Czarny jest kolorem Boga, jest kolorem świętym.
Kobieta, która urodziła dziecko, będzie ubrana na czarno, ponieważ dotknął ją Bóg. Przez 6 miesięcy nie wychodzi z domu. Wszyscy jej pomagają. Ona ma dziecko i ma się nim zajmować. To dziecko jest naszym największym skarbem. Wojownik masajski, który został dopiero co obrzezany, też jest ubrany na czarno, gdyż jest dotknięty przez Boga. Staje się odtąd wojownikiem i będzie chodził ubrany na czarno.
My też posługujemy się tą symboliką, która jest bliska Masajom. Kiedy odprawiam w czarnym ornacie, oni wiedzą, że przemawiam w imieniu Pana Boga, że jestem pośrednikiem między nimi a Bogiem. W czasie liturgii błogosławimy mlekiem albo wodą wymieszaną z mlekiem. Masajowie nie używają za dużo wody. Mleko to podstawowy napój, jeśli oczywiście jest. Jeśli zaczyna go brakować, pojawiają się problemy. Jest wiele elementów z tradycji masajskiej, które zostały inkulturowane do liturgii i pozwalają Masajom odnaleźć się w Kościele.
KAI: Rzeczywistość Afryki, chociaż nigdy nie była łatwa, znowu naznacza się ogromnym cierpieniem. Miliony ludzi muszą uciekać ze swoich domów, ze swoich krajów, np. w Sudanie Południowym, ale nie tylko tam. Czy to wpłynie na pracę misjonarzy, zmieni sposób myślenia i prowadzenia misji?
Myślę, że tak, i to na szczęście. Mówię tak nie w odniesieniu do ludzi, którzy są pozbawiani swoich domów i ziemi, którą zamieszkiwali od pokoleń. Kościół ze swojej natury jest misyjny. My zaczęliśmy trochę jakby osiadać. Zajmujemy się małymi grupkami, tworzymy małe królestwa, gdzie jest nam dobrze. Tymczasem zmieniająca się rzeczywistość sprawia, że wyzwania są dziś inne. Na tzw. terenach pierwszej ewangelizacji obserwujemy migracje ze wsi do miast. Na przykład w 40-tysięcznych miasteczkach powstają 10-tysięczne parafie. A gdzie jest reszta ludzi? Kościół musi znaleźć do nich drogę. Myślę, że do każdej wspólnoty w obrębie parafii powinien być „przypisany” jeden misjonarz, który będzie wychodził do ludzi. On ma nie czekać na ludzi, ale wychodzić do nich. Myślę, że Kościół współczesny potrzebuje kapłanów wychodzących do ludzi.
KAI: Do Tanzanii, na Zanzibar przyjeżdżają tysiące turystów. Ci, którzy odwiedzaja Serengeti czy okolice Kilimandżaro, spotykają Masajów, robią im zdjęcia, obserwują ich tańce. W obecnej, bolesnej dla nich sytuacji okazuje się, że ich głos jest słaby i nie otrzymują wsparcia.
Na zewnątrz Tanzanii Masajowie są wizytówką razem właśnie z Kilimandżaro, Zanzibarem. Wystarczy zapytać pierwszego spotkanego Europejczyka, co mu się kojarzy z Afryką, to na pewno będą to Masajowie, Tuaredzy, Pigmeje, albo góra Kilimandżaro i Zanzibar. Masajowie szczycą się tym, kim są. Dużo ich kosztowało zachowanie tradycji, bo oni pozostali wierni swoim zwyczajom.
W obecnej sytuacji muszą znaleźć odpowiedź na pytanie: co stanowi o ich tożsamości? Co to znaczy być Masajem? Masajowie to ci, którzy mówią w języku maa. Oni zostali pozostawieni samym sobie. Turyści będą ciągle przyjeżdżać, robić zdjęcia, zostawiać jakieś pieniądze, które zresztą w małym procencie trafiają do lokalnej społeczności i najbardziej potrzebującej. Zarabiają na tym pośrednicy. Patrząc na ich dzisiejszą sytuację, boję się, że to może jest próba zamknięcia ich w jakimś rezerwacie, jak Indian w Stanach Zjednoczonych. Masajowie tworzą milionową społeczność. Ich głos jest tłumiony. Nikt z nimi nie rozmawiał a podjął za nich decyzję w sprawie ich ziem, sprzedając ich tereny prywatnej, zagranicznej firmie i podając fałszywe argumenty dotyczące ochrony zwierząt.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.