Ernest Rudnicki, dendrolog: ratujmy cmentarne drzewa!
19 października 2022 | 17:54 | Tomasz Królak | Warszawa Ⓒ Ⓟ
Wśród osób duchownych jest małe zainteresowanie utrzymaniem drzew, w tym drzew zabytkowych, na odpowiednim poziomie – ubolewa Ernest Rudnicki, dendrolog. Zwraca też uwagę, że ekologia jest wciąż hasłem niezrozumiałym i wykorzystywanym do tworzenia podziałów politycznych. W rozmowie z KAI inspektor nadzoru nad zielenią zabytkową apeluje do księży, żeby zaczęli dostrzegać, jak ważną rolę, również historyczną, pełnią drzewa rosnące na cmentarzach i przykościelnych placach.
Tomasz Królak (KAI): Z polskich cmentarzy stopniowo znikają piękne stare drzewa, skazywane na wycinkę. A przecież te piękne, stare drzewa tworzą parkowy klimat, skłaniają do zadumy nad przemijaniem i choćby z tego powodu powinno się je chronić.
Ernest Rudnicki: Zacznijmy od tego, że obowiązująca wciąż ustawa o chowaniu zmarłych z 1959 roku jednoznacznie stwierdza, że cmentarze mają pełnić funkcję parków publicznych. Przez ostatnie dziesięciolecia o tym zapomniano. W związku z tym, że zarządcy cmentarzy, proboszczowie itd. odpowiadają za skutki uszkodzenia grobów przez drzewa, najczęściej, niestety, dążą oni do ich usuwania.
Chcielibyśmy wskazać jakieś alternatywy, pokazać, że zamiast drzewo wyciąć, można zrobić wiele, żeby było ono żywotne, a jednocześnie stabilne i by nie zagrażało nagrobkom. Badania wykonywane z wykorzystaniem nowoczesnej aparatury, typu tomografy drzew czy testy obciążeniowe, w sposób bardzo dokładny pozwalają określić, na ile drzewo jest stabilne w gruncie i czy stanowi jakiekolwiek niebezpieczeństwo odłamania konarów lub gałęzi.
Jako zarządca zieleni na kilku cmentarzach mam pod opieką setki drzew. Nie zdarza się, żeby po pielęgnacji drzewo stanowiło znaczące zagrożenie. Wykonujemy także prace alpinistycznie. Chodząc po konarach, dokładnie sprawdzamy każdy taki okaz pod względem statyki itd. Po kompleksowej pielęgnacji, jeśli jest ona wykonana sumiennie, nie ma żadnych przesłanek by obawiać się o zagrożenie wobec ludzi i ich mienia. Oczywiście do momentu, kiedy nie nadejdzie żywioł o sile huraganowej, bo wtedy, wiadomo, wszystko się przewraca. Ale dla drzewa po odpowiednich zabiegach, nawet wichury do 140 km na godzinę nie stwarzają najczęściej ryzyka, że coś złego się z nim stanie.
KAI: Dlaczego więc na cmentarzach dochodzi do wycinki wielkich, pięknych drzew? Przyczyną jest brak wrażliwości ekologicznej i estetycznej proboszczów, a może ich lęk przed wypłaceniem odszkodowania i “zapobieganie” w ten sposób nieszczęśliwym wypadkom?
– Taki lęk na pewno jest jedną z przyczyn. Ale też zwyczajne wygodnictwo, to znaczy myślenie typu: raz wytniemy i będziemy mieć spokój do końca życia. Czasami chodzi po prostu o pozyskanie drewna, w dzisiejszych czasach także jako materiału na opał.
W efekcie mamy betonozę czy inną patelnię, zamiast właściwie utrzymanej nekropolii. Na takie cmentarze latem nie da się wejść, bo podczas upałów nagrzewają się czasami do blisko 50 stopni… Tymczasem drzewa chronią przed takim nadmiernym nagrzewaniem, stanowią więc wymierną korzyść, co często staram się uświadamiać. Ponadto, w terenach podmokłych, odciągają wodę, umożliwiając pochówki w takich miejscach. Obecność ich korzeni stwarza również warunki bioróżnorodności glebowej, co przyspiesza mineralizację zwłok. Drzewa mają więc szereg różnych zalet.
KAI: O betonozie mówi się zazwyczaj w kontekście centrów miast i miasteczek, a dość powszechny proces wycinania drzew na cmentarzach pozostaje jednak nieuświadomiony.
– Cmentarze są miejscami newralgicznymi, w tym sensie, że korzyści z faktu usunięcia drzewa czerpać może wiele różnych osób. Te same osoby, niestety, przeważnie nie dostrzegają korzyści, które tracą wraz z wycinką każdego drzewa.
KAI: Zbiega się tu wiele różnych interesów.
– Właśnie. Drzewa, które rosną w parkach, przy ulicach itd., nawet jeśli niektórym się to nie podoba – są względnie bezpieczne, bo nikt bezpośrednio nie angażuje w to, żeby je wycinać. Natomiast w przypadku drzew rosnących na cmentarzach krzyżują się różne interesy. Bywa, że skrzykują się różne osoby pisząc podania o wycięcie drzewa, argumentując, że stanowią one zagrożenia dla grobów, albo że po prostu nikt nie ma ochoty sprzątać liści itd.
KAI: Czy drzewa rosnące na przykościelnych placach są bezpieczniejsze?
– Niestety nie. Chciałbym wystosować apel do duchownych, żeby zaczęli dostrzegać, jak ważną rolę, również historyczną, pełnią rosnące tam drzewa. Wiele kościołów i placów kościelnych podlega pod urząd konserwatora zabytków, a te drzewa podlegają wyjątkowej ochronie. Tymczasem obserwuję sytuacje, gdy są one albo trute albo ogławiane w taki sposób, że zostają same pnie, które po kilku latach zamierają albo próchnieją. W ten sposób stają się jeszcze bardziej niebezpieczne niż przed takim zabiegiem. Dziwi mnie, że wojewódzcy konserwatorzy zabytków zgadzają się na takie praktyki.
KAI: A może dzieje się to bez ich wiedzy?
– Nie sądzę, bo za zrobienie czegoś takiego bez wiedzy konserwatora grożą potężne kary. Zazwyczaj więc konserwator jest konsultowany. Dla mnie czymś zdumiewającym jest łatwość, z jaką wydawana są zgody na wycinki i różne pseudopielęgnacyjne zabiegi, bo prowadzą one do tego, że po kilku latach drzewa zamierają. To wręcz nie do pomyślenia, że konserwator może wydać zgodę na takie rzeczy. Ale jeśli dzieje się to bez jego zgody, to też strach pomyśleć, bo gdyby sprawa znalazła się w prokuraturze, to kary za takie samowolne praktyki mogą sięgać kilkuset tysięcy złotych.
KAI: Ojciec Stanisław Jaromi stwierdził, że księża są najtrudniejszym targetem ekologicznym. Może dlatego los drzew pozostających w gestii duchownych jest tak niepewny?
– Ze stwierdzeniem o. Stanisława rzeczywiście można się zgodzić, bo nie z każdym duchownym, z którym miałem okazję współpracować udało mi się znaleźć nić porozumienia i skłonić go do chronienia drzew, finansowania ich pielęgnacji itd. Najczęściej chcą “mieć z tym spokój”, a skoro tak, to najprościej jest drzewo wyciąć. Jeśli mam być szczery, to wśród osób duchownych jest małe zainteresowanie utrzymaniem drzew, w tym drzew zabytkowych, na odpowiednim poziomie. A przecież na ich właściwe utrzymywanie można otrzymać dotacje np. z Wojewódzkich Funduszy Ochrony Środowiska. Myślę, że niewielu zarządców cmentarzy i proboszczów w ogóle o tym wie. A jeśli wiedzą, to zazwyczaj nie chcą się tym zajmować.
KAI: Widzę w tym wszystkim pewien paradoks. bo Kościół jest “środowiskiem”, które przecież bardzo hołubi tradycję, pamięć, historię, a z drugiej strony miewa tak lekki stosunek do tych niezwykłych, choć niemych świadków przeszłości, jakimi są stare drzewa. A przecież jakoś wpisują się one w różne wydarzenia, także z historii Kościoła, w dzieje parafii itd.
– W pełni się zgadzam. Drzewa, które znajdują się przy obiektach sakralnych, to są zazwyczaj okazy bardzo stare. Historycznie są powiązane z danym miejscem, ludnością, która tam mieszka, z parafią i wydarzeniami, które opisują parafialne księgi i utrwalają dawne zdjęcia. Bywa, że są to drzewa z XVII, XVIII wieku, ale mam wrażenie, że nie docenia się tego, jaką wartość historyczne z sobą niosą.
KAI: Do przeszłości odchodzą już chyba także piękne ogrody klasztorne, utrzymywane przez lata w niezmienionym kształcie.
– Jednym z założeń zakonników była uprawa owoców dla własnych potrzeb. W ogrodach klasztornych rosną jeszcze drzewa liczące 70 czy 80 lat, które mają ogromną wartość, a niestety już zamierają, także z braku opieki. Mam wrażenie, że dziś brakuje rąk do pracy, ale i chęci i dlatego nie są one utrzymywane tak, jak kiedyś.
KAI: Wierzy Pan, że encyklika Franciszka “Laudato si” wpłynie jednak na odnowę ekologicznej świadomości w Kościele i przyczyni się do poprawy losu drzew na cmentarzach, przykościelnych placach i w klasztornych ogrodach?
– Martwi mnie to, że ekologia jest wciąż hasłem niezrozumiałym i wykorzystywanym do tworzenia podziałów politycznych. Ekologia ma wiązać się z ochroną środowiska w każdym tego słowa znaczeniu, a nie z propagowaniem różnych lewicowych treści. My chcemy zajmować się ekologią w zrównoważony, mądry sposób, bez jakiejkolwiek otoczki politycznej.
W Radomsku, gdzie pracuję, chcemy po prostu zrobić coś dobrego dla środowiska, odcinając się od towarzyszących ekologii upolitycznionych przekazów medialnych, które dzielą Polaków.
Walczę też o to, by ustanawiać jak najwięcej pomników przyrody. Chciałbym zmieniać podejście zarządców cmentarzy do tamtejszych drzew i tłumaczyć im, jak niewielkim naprawdę nakładem kosztów można pielęgnować je tak, żeby przez wiele lat były bezpieczne i służyły ludziom. Ale, generalnie, jest to droga bardzo trudna, bo w większości zarówno urzędnicy jak i duchowni są mało zainteresowani ochroną przyrody. Troskę o drzewa postrzegają raczej jako kłopot.
***
mgr inż. Ernest Rudnicki – drzewoznawca, biegły sądowy z zakresu dendrologii, inspektor nadzoru nad zielenią zabytkową. Jest opiekunem drzew na cmentarzach w powiecie radomszczańskim, członkiem zwyczajnym Polskiego Towarzystwa Dendrologicznego. Jest także właścicielem firmy zajmującej się pielęgnacją i chirurgią drzew uprawnionej do prac przy pomnikach przyrody i na terenach objętych opieką konserwatorską.
***
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.