Ks. Teodor Sawielewicz: Potrzebuję rozczarowań, które sprawiają, że trzymam się rzeczywistości
19 listopada 2022 | 18:42 | Hubert Szczypek | Myczkowce Ⓒ Ⓟ
Błogosławione są rozczarowania i porażki, które pozwalają mi trzymać się rzeczywistości i „nie odlecieć” za bardzo – mówi w rozmowie z KAI ks. Teodor Sawielewicz. – Najważniejsze jest to, żebym słuchał Pana Boga i robił to, co On mi mówi. Jeżeli On będzie chciał, żebym był wikarym lub proboszczem np. w małej parafii lub na końcu świata, to postaram się tam pójść i będę szczęśliwy – mówi twórca internetowego dzieła ewangelizacyjnego „Teobańkologia”.
KAI: Jeszcze kilka lat temu nikt nie pomyślałby o księdzu ewangelizującym na YouTubie. Teraz takich duchownych jest coraz więcej, też na innych platformach.
Ks. Teodor Sawielewicz: Kilkanaście lat temu nie do pomyślenia było to, że ktoś mógłby głosić Ewangelię na takiej ambonie jak YouTube. Powiedziano by takiemu księdzu, żeby zszedł na ziemię i poszedł siedzieć w konfesjonale, a nie myślał o internetowej ewangelizacji. Teraz widzimy, że YouTube daje niesamowite możliwości. Nawet niezbyt znany ksiądz, który ma coś do powiedzenia, wstawi film ze Słowem Bożym do internetu, może mieć więcej odbiorców niż gdyby głosił kazania w dużej parafii przez całą niedzielę. Internet to bardzo ważne miejsce, dzięki któremu Ewangelia może przebić się przez treści banalne, toksyczne i dotrzeć do człowieka.
KAI: Na Warszawskim Festiwalu Teologicznym mówił Ksiądz o potrzebie „systemowego zaopiekowania się duszpasterstwem internetowym”. Co to oznacza?
– Kontynent, jakim jest internet, musi zostać zagospodarowany. Według mnie tam też trzeba zaopiekować się ludźmi. Tak samo, jak na pewnym etapie ludzie Kościoła odkryli, że trzeba stworzyć np. specjalne duszpasterstwo dla niewidomych, tak też zapewne dojdziemy do podobnego wniosku związanego z internetem. Okazało się też, że na pewnym etapie rozwoju Kościoła potrzeba duszpasterstwa robotników, żołnierzy. Zostali powołani kapelani, prałatury personalne i osobne struktury. Powoli i konsekwentnie, odczytując znaki czasu, powoływano duszpasterstwo specjalne.
Moim zdaniem Kościół dostrzeże prędzej czy później to, że tworzy się kolejny kontynent z ludźmi, którym pomoże duszpasterstwo specjalne. Jeżeli tam nie będzie opieki duszpasterza, znajdą się samozwańczy ewangelizatorzy, którzy będą wymyślać swoją „ewangelię”. Będą się przeciwstawiać papieżowi, biskupom i wymyślać swoje teorie na temat Kościoła, efekt ich wyobrażeń. I niestety mogą znaleźć ogromny posłuch wśród ludzi.
KAI: Co Kościół powinien zrobić, aby uniknąć tych fałszywych ewangelizatorów? Wprowadzić mandat na działalność księdza w internecie?
– Nie wiem, czy byłoby to dobre rozwiązanie. Czego właściwie miałby ten mandat dotyczyć? Pozwolenia na posiadanie konta na Facebooku? Najzwyklejsze prywatne konto na tym portalu może się okazać ogromną amboną. Trudno ocenić, gdzie przebiega granica między fanpagem a prywatnym kontem. To drugie może przecież docierać do setek tysięcy ludzi, a fanpage do kilkudziesięciu osób. Media społecznościowe i internet z wszystkimi możliwościami przekazu są tak bogate, że dawanie jakiegoś bliżej nieokreślonego mandatu księżom na działalność w internecie byłoby według mnie niewykonalne… Przychodzi mi też na myśl przykład pewnego księdza, o ile mnie pamięć nie myli, ks. Marka Studenskiego.
Ks. Teodor Sawielewicz: Nie chcę tworzyć wspólnoty internetowej, która jest celem samym w sobie
KAI: To duchowny diecezji bielsko-żywieckiej znany z internetu?
– Tak, działa na różnych platformach i bardzo dobrze mu to wychodzi. Zapytano go kiedyś, co kuria sądzi o jego działalności w sieci. Odpowiedział z uśmiechem, że sam jest księdzem z kurii. Dostał zadanie poprowadzenia diecezjalnego duszpasterstwa młodzieży i pomyślał, że skoro młodzi są w internecie, to trzeba założyć tam konto i działać. I robi to z sukcesami. Jestem przekonany, że to kierunek, w którym niektórzy duszpasterze powinni rzeczywiście pójść, jeżeli chcą być tam, gdzie jest młodzież.
KAI: Czyli księża delegowani do duszpasterstwa młodzieży powinni mieć dobrze rozwinięte konta na TikToku?
– Niekoniecznie, ale wydaje mi się, że Duch Święty popchnie niektórych duszpasterzy w kierunku szukania młodzieży właśnie tam. TikTok to pewna preewangelizacja i zaproszenie młodych do tego, aby zaangażowali się mocno w przygotowanie do bierzmowania, zostali w Kościele, pewne rzeczy rozumieli i mieli uzupełnienie katechizacji. Przecież przeciętny 17- czy 18-latek niewiele rozumie z tego, na czym polega wiara katolicka. Dlatego dobrze, gdyby znalazł uzupełnienie tych treści na TikToku, w którym się obraca.
KAI: W jednej z wypowiedzi mówił Ksiądz o przypadku ucznia, który był Księdzu bardziej wdzięczny za różaniec online niż dwa lata katechezy w szkole. Dlaczego?
– To grono uczniów akurat mnie kontestowało, w tej klasie w dobrym tonie było się kłócić z księdzem. Kto jest katechetą, ten doskonale wie, o czym opowiadam. W takiej atmosferze trudno głosić Ewangelię, a wierzącemu uczniowi przyjmować to, co ksiądz mówi. Duch Święty zadziałał inaczej, w innym miejscu, i ten uczeń najwyraźniej bardziej skorzystał z udziału w różańcu online o 20.30 niż z dwóch lat katechezy w szkole, choć ten sam ksiądz prowadził jedno i drugie…
Wydaje mi się, że czasem traktujemy duszpasterstwo online mało poważnie. Tak, jakby było bardziej „zabawowe”, a Duch Święty nie miał mocy przebicia się przez szkło. Myślimy, że może człowiek raz posłucha jednej mądrej głowy, innym razem drugiej, ale na tym duszpasterstwo internetowe się nie kończy. Wcale nie musi tak być.
KAI: A czym jest ono dla Księdza?
– Dla mnie to coś większego. W duszpasterstwie internetowym da się zrobić wiele rzeczy, o których w ogóle by się nie pomyślało wcześniej. Jeśli kilka tysięcy kilometrów dalej jest człowiek, to można wejść z nim w jakiś rodzaj relacji, pomodlić się nad nim czy przekazać mu Słowo z mocą Ducha Świętego. Mało tego, Duch Święty może uzdrowić duszę, psychikę i ciało tego człowieka. I może nawet potężniej niż na katechezie, podczas której człowiek jest zamknięty, często nie ma tam wiary ani atmosfery do jej wzrostu. Duch Święty jest bardzo kreatywny, wieje kędy chce. Katecheza oczywiście jest bardzo potrzebna, zwłaszcza ta dobra katechizacja.
KAI: Dobra katechizacja – czyli jaka?
Dobra katechizacja to ta oparta na mocy Ducha Świętego, prowadzona przez człowieka wierzącego, który wie, po co katechizuje i nie zniechęca się oporem młodego człowieka. Ma poczucie misji, potrafi głosić w mocy Ducha Świętego i nie tylko opowiadać o Panu Bogu, ale pokazać Go – swoją postawą, owocami modlitwy.
KAI: Jak na katechezie pokazać owoce modlitwy, moc Ducha Świętego?
– Pamiętam taką sytuację, kiedy chciałem opowiedzieć swoim uczniom o Duchu Świętym. Zapytałem, czy ktoś ma odwagę powiedzieć o swojej chorobie i zaprosiłem na środek, aby pomodlić się nad nim o uzdrowienie. Znalazła się odważna dziewczyna, która miała bardzo silne, przeszkadzające jej migreny. Pomodliłem się, by te migreny ustąpiły. Na następnej katechezie zaświadczyła, że rzeczywiście nie boli już ją głowa. Znajomy ksiądz opowiadał o uzdrowieniu poważnie chorego kolana podczas katechezy po modlitwie z uczniami. Taka katechizacja, która nie opiera się tylko na pouczaniu, ale pokazuje moc Ducha Świętego, rzeczywiście jest katechezą, potrzebną we współczesnym świecie. Miłość wyrażona w uśmiechu, życzliwości, umiejętności podmiotowego traktowania ucznia jeszcze bardziej pomaga katechezie niż wyżej wymienione cuda i znaki.
KAI: Może trzeba zacząć poziom niżej, od wyjaśnienia podstawowych zagadnień wiary?
– Mamy czasem ten problem, że katechizujemy osoby potrzebujące preewangelizacji. I wszystko nam się miesza, bo zaczynamy formować osoby, które nie wiedzą podstawowych rzeczy. Zakładamy, że one przeszły już pewne etapy, a okazuje się, że zamiast katechizacji potrzebują preewangelizacji. Należy odróżniać, czym jest ewangelizacja, preewangelizacja, reewangelizacja, nowa ewangelizacja i katechizacja. Nie można zakładać, że uczeń lub parafianin przeszedł pewne etapy i teraz można go katechizować. Jeśli ich nie przeszedł, to trzeba go reewangelizować, czyli na nowo wzbudzić jego wiarę, albo ewangelizować. Bo nie wierzy w Jezusa i nie przyjmie np. tego, że jest On obecny we Mszy św. na cztery sposoby. Będzie to dla niego totalna abstrakcja. Raczej trzeba takiemu człowiekowi opowiadać, co oznacza, że Bóg go kocha i chce jego zbawienia. Bo jak opowiadać o ofiarowaniu darów podczas Mszy Św. komuś, kto nie uczestniczył w niej kilka lat?
KAI: Wiele dzieje się wokół Księdza. Jest Ksiądz duchownym dopiero kilka lat, a już pokaźne grono obserwujących w internecie. Jeździ Ksiądz na spotkania z ludźmi w Polsce, a ostatnio też do USA. Jak się w tym wszystkim nie pogubić?
Widzę, że to moje specyficzne powołanie. Jeżeli jest się na świeczniku i ma się względnie duże grono odbiorców, a nie 30 osób czy małą parafię, to rodzi to ogromne pokusy, ale też pewien krzyż i trudności. Potrzebuję mieć dużo rozczarowań, które sprawiają, że trzymam się rzeczywistości i nie mam zbyt wysokiego mniemania o sobie, nie uważam się za lepszego. Błogosławione są rozczarowania i porażki, które pozwalają mi trzymać się rzeczywistości i “nie odlecieć” za bardzo. W tym pomaga mi Pan Bóg i daje też sytuacje, w których pewne rzeczy mi nie wychodzą.
KAI: Czy tylko porażki pomagają Księdzu trzymać się rzeczywistości?
– Praca z ludźmi jest przede wszystkim duchowa. Muszę dbać o relację z Jezusem i pamiętać, że jest ona najważniejsza. Potem długo, długo nic, a dopiero potem to, co mam robić dla drugiego człowieka. I nieważne, czy przemawiam do 100 tys. ludzi, miliona osób, czy do jednego człowieka. Najważniejsze, żebym był pokorny i rozumiał, że to nie moje dzieło. Bóg wymyślił Teobańkologię, postawił mnie pośrodku, a ja jestem zarządcą i mam wykonywać swoją pracę jak najlepiej.
KAI: Wyobraża się Ksiądz w innym miejscu?
– Na razie jestem tutaj, pośrodku czegoś, co Pan Bóg wymyślił i nazwał „Teobańkologią”. Wymyślił też, że do tego dzieła internetowego jakoś nadaje się ks. Teodor. Zaufał mu, że da radę, bo On prowadzi go w tym wszystkim, wspiera różnymi charyzmatami, łaskami, porażkami, sukcesami bądź niepowodzeniami. To wszystko ma ostatecznie budować Królestwo Boże – żeby nie była to dobudówka, czy osobny Kościół, ale po prostu Królestwo Boże, które będzie wzrastać.
Nie mogę być jednak przywiązany do tego dzieła, jeśli Pan Bóg będzie chciał je przekreślić, to je przekreśli i powoła inne dzieło do istnienia. Mam pełnić wolę Bożą. Celem nie jest posiadanie dużego grona odbiorców – tysiąca czy miliona. Najważniejsze jest to, żebym słuchał Pana Boga i robił to, co On mi mówi. Jeżeli On będzie chciał, żebym był wikarym lub proboszczem w małej parafii lub na końcu świata, to postaram się tam pójść i będę szczęśliwy – jeżeli Pan Bóg tak zechce.
KAI: Dziękuję za rozmowę.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.