Drukuj Powrót do artykułu

Prof. M. B. Biskupski: wybór Ameryki

28 października 2024 | 18:10 | Waldemar Piasecki (KAI Nowy Jork) | Nowy Jork Ⓒ Ⓟ

Sample Fot. archiwum prywatne

Współczesna polityka amerykańska ulega radykalnej „polonizacji” poprzez skalę wzajemnej nienawiści obu dominujących sił: Demokratów i Republikanów, ze szkodą dla kraju i społeczeństwa – uważa prof. Mieczysław B. Biskupski,  historyki i politolog  Central Connecticut State University. Pod identycznym tytułem KAI opublikowała wcześniej rozmowę z wybitnym amerykańskim politologiem prof. Alexandrem J. Motylem o wyborze jaki stoi przed Ameryką wyłaniającą swego 47. prezydenta. Te same pytania zadajemy naszemu dzisiejszemu rozmówcy.

Waldemar Piasecki (KAI) Jak  powiedział jeden z najwybitniejszych europejskich mężów stanu, amerykańskie wybory prezydenckie mogą przesądzić o losach świata. Czy Pan się z tym zgadza?

Prof. Mieczysław B. Biskupski:  Oczywiście. Ich  podstawowe znaczenie ma charakter geopolityczny. Stany Zjednoczone odgrywają dużą rolę na arenie międzynarodowej, a ich działania mogą mieć decydujący wpływ na niemal wszystko. Na przykład teraz kraj ten odgrywa główną rolę zarówno na Bliskim Wschodzie, na co rzutuje kwestia izraelsko-palestyńska, jak i w Europie, w wojnie ukraińskiej. Niepokojącym czynnikiem w analizie działań amerykańskich lub ich przewidywaniu jest to, że społeczeństwo, a więc i elektorat ma tradycyjnie zaściankowe skłonności, a rozważanie szerszego znaczenia jakiegokolwiek wydarzenia międzynarodowego jest przezeń rzadkie i ulotne. Można argumentować, że wszystkie kraje podzielają tę tradycję, jednak biorąc pod uwagę ogromną siłę Stanów Zjednoczonych, ten czynnik po stronie amerykańskiej rodzi konsekwencje nieporównywalnie bardziej znaczące.

Czy Ameryka stoi dziś przed wyborem opcji bieżącego interesu czy globalnych wartości?

– Biorąc pod uwagę, co właśnie powiedziałam, odpowiedź nasuwa się sama. Tak – stoi.

Na czym polega wyborcza oferta Donalda Trumpa i Kamali Harris? Do jakich grup społecznych mogą trafiać?

– Kwestie wewnętrzne – jak zawsze – dominują w amerykańskich wyborach. W 2024 r. w umysłach wyborców dominują obawy gospodarcze, masowa imigracja, kwestia aborcji i coraz bardziej ostre polemiki dotyczące kwestii społecznych, na przykład płci i rasy. Stają się one coraz ważniejsze, ponieważ Amerykanie chcą odejść od kwestii międzynarodowych. W rezultacie fakt, że oferta wyborcza Biden-Harris oferuje odmienne zdanie w kwestiach geopolitycznych niż Trump, nie ma – niestety –  takiej wagi, jaką mieć powinna. O ile Harris ma poparcie lewicy politycznej, Trump jest uzależniony od rdzenia populistycznego.

Fascynującą kwestią jest stopień, w jakim kwestie polityczne są mniej ważne niż lojalność emocjonalna. Harris jest dla swoich przeciwników nieprzygotowaną i czasami niezrozumiałą kandydatką, która emocjonalnie antagonizuje potencjalnych głosujących. Ważne jest to, że zazwyczaj unika przyjmowania jasnego kierunku polityki i często sprawia wrażenie niezdecydowanej wokół kluczowych problemów.

Trump może powodować większe podziały. Jego żarliwy amerykański nacjonalizm jednoczy prawicę, ale alienuje innych jako „politykę tłumu”. W obu przypadkach kandydaci zdecydowali się skupić na swojej  atrakcyjności emocjonalnej. W rezultacie wyborca ​​nie będzie decydował na podstawie polityki, ale osobowości, a właściwie „kultyzmu”. Nie zgadzają się zatem, wzajemnie potępiają, często posługując się podłymi insynuacjami.

Czy da się określić jakim narodowym i etnicznym grupom mogą być bliższe poglądy obu kandydatów. Na przykład, amerykańskim Polakom, Ukraińcom i Żydom? Na kogo będą, Pana zdaniem, w większości głosować?

– We współczesnych wyborach pochodzenie etniczne i religia odgrywają coraz mniejszą rolę. Istnieje kilka godnych uwagi wyjątków. Polacy i Ukraińcy w USA znajdują się w bardzo niezręcznej sytuacji, ponieważ uwagi Harris na temat wojny są o wiele bardziej atrakcyjne dla tych społeczności etnicznych, które mają trwały sentyment do swoich historycznych ojczyzn. Niepokojące twierdzenia Trumpa, że ​​zaaranżuje natychmiastowe zakończenie wojny, niepokoją obie te grupy etniczne. Jeśli dodamy do tego historię wygłaszania przez Trumpa pełnych podziwu uwag na temat Putina, zaniepokojenie jest jeszcze większe.

Z drugiej strony amerykańscy Żydzi tradycyjnie to w większości wyborcy Demokratów, ale też, w wielkiej mierze, koniunkturalne. Poparcie Trumpa dla Izraela przy równoczesnych tarciach Bidena z Netanjahu, mogą w jakiś sposób  przyciągać do Trumpa elektorat żydowski. Amerykańscy Żydzi są zatem podzieleni. Kwestie rasowe są bardziej znaczące. Czarni od dziesięcioleci są w przeważającej mierze za Demokratami. Ale Republikanie osiągają też zyski. To samo dotyczy Latynosów. Harris nadal przyciąga obie grupy, ale nie tak przeważająco, jak poprzedni kandydaci Demokratów.

Czy ma jakieś znaczenie czynnik religijny? Na przykład katolicki?  Tego wyznania jest obecny prezydent Joe Biden i deklaruje przywiązanie do wartości katolickich. Czy Kamala Harris może być jego kontynuatorką w tym względzie? Do jakich wartości religijnych i jakich Kościołów może się zwracać Donald Trump?

– Religia odgrywa w Ameryce coraz mniejszą rolę. Odzwierciedla to spadek liczby osób wyznających wiarę, uczęszczania do kościoła i znaczenia religii w kształtowaniu zachowań moralnych. Godna uwagi jest różnica między Harris a Bidenem. Biden często wyznawał swój katolicyzm, ale było to jedynie powierzchowne w sferze publicznej, co oczywiste ze względu na fakt bycia prezydentem wszystkich Amerykanów. Harris nie wykazuje otwartej religijności i czasami zachowuje się w sposób kontrowersyjny dla chrześcijan. Dla porównania Trump często nawiązuje do swojego chrześcijaństwa, podobnie jak jego kandydat na wiceprezydenta J. D. Vance. Odniesienia religijne Trumpa są elementem jego atrakcyjności, ale tylko dla populistycznych wyborców.

Są dwa państwa na świecie, dla których niewzruszone poparcie okazuje Joe Biden – Ukraina i Izrael. Podobnie definiuje cele Kamala Harris. Co z Trumpem?

– Od początku kampanii Harris – powtarzając Bidena – zdecydowanie nawiązała do wojny, co przełożyło się na niezachwiane wsparcie dla Ukrainy, niezachwianą lojalność wobec NATO i potępienie Rosji. To po prostu zdroworozsądkowa geopolityka. U Trumpa widzimy  niepokojącą sprzeczność, na co już zwróciłem uwagę. Charakterystyczne jest połączenie groźby opuszczenia NATO, podziwu dla Putina oraz słabego i niejasnego wsparcia dla Ukrainy. Niestety, odzwierciedlają one najbardziej niefortunną tradycję amerykańskiej polityki zagranicznej: ignorować wschód Europy i folgować rosyjskiej agresywności. Widzieliśmy to u Roosevelta i Obamy oraz – co jest kontrowersyjnym twierdzeniem – u Woodrowa Wilsona. Taka jest polityka Anglosasów.

Amerykańskie wsparcie dla Izraela też jest problematyczne. Tradycyjnie, amerykańska sympatia dla społeczności żydowskiej była oczywista. Potężne lobby żydowskie w kraju było gorąco prodemokratyczne. Jednakże obecna rozszerzająca się wojna na Bliskim Wschodzie ma ogromny wpływ. Poparcie dla społeczności muzułmańskiej gwałtownie wzrosło, a antysemityzm stał się znacznie bardziej powszechny niż kiedykolwiek. Trump ma jasną opcję „proizraelską” – znacznie większą niż tandem Biden-Harris. Fakt, że pozornie nastroje promuzułmańskie w USA wydają się być bardziej widoczne na lewicy politycznej, jest czynnikiem bardziej komplikującym sytuację. Powinienem się domyślać, że głos Żydów padnie na Harris, ale Trump może poradzić sobie lepiej, niż miało to miejsce w przypadku poprzednich republikańskich kandydatów na prezydenta.

Czy w przypadku jego wygranej pomoc nadal płynąć będzie na Ukrainę? Czy nie „sprzeda” jej Putinowi? 

– Uważam, że jeśli Trump odniesie zwycięstwo, Ukraina – i nieuchronnie reszta europejskiego Wschodu – będzie zagrożona. Opiera się to na argumentach, które już przedstawiłem. Amerykanie nie uważają środkowo-wschodniej Europy za ważną i szokująco mało o niej wiedzą. W amerykańskim dialogu politycznym niemal nigdy nie wspomina się o „efekcie domina”, jaki wywołałaby ukraińska przegrana. Jest to połączenie ignorancji i pogardy. Jest to kwintesencja izolacjonistycznej zaściankowości. Trump oczywiście nie uważał i pewnie dalej nie uważa Putina za agresywne zagrożenie, więc jego deklarowane plany dotyczące amerykańskiej polityki zagranicznej są bardzo niepokojące.

Czy w przypadku wygranej Kamali Harris poparcie dla Izraela prowadzącego wojny w Gazie i Libanie będzie nadal tak silne i bezwarunkowe? Czy Stany Zjednoczone zdołają odzyskać wpływ na Benjamina Netanjahu i jego kontrowersyjną politykę, która budzi sprzeciw ogromnych rzesz ludzi w samym Izraelu? 

– Podsumowując dyskusję na temat izraelskiej polityki zagranicznej. Trump ma historię proizraelską, zwłaszcza pro-Netanjahu. W znacznie mniejszym stopniu dotyczy to Bidena i prawie na pewno Harris. Ona jest w bardzo niezręcznej sytuacji. Rozszerzająca się – lub przedłużająca się – wojna w regionie bliskowschodnim będzie w coraz większym stopniu wpływać na Amerykanów, aby unikali większego zaangażowania i sprzyjali omawianej już skłonności do izolacjonizmu. Emocjonalne demonstracje – szczególnie na kampusach uniwersyteckich – jasno pokazują, że wielu Amerykanów chce zakończenia wojny, ale praktycznie nikt nie ma rozwiązania. Możemy założyć, że Harris chce zakończenia wojny, ale nie zaproponowała żadnej strategii i musi mieć świadomość, że w przypadku braku zdecydowanego zwycięstwa strategiczna pozycja Izraela będzie rzeczywiście zagrożona. Ani Harris, ani Trump nie przedstawili „strategii izraelskiej”. Ani nikt inny. Zasadą przewodnią będzie zatem „skończyć to jak najszybciej”, a nie „jakie jest najlepsze rozwiązanie geopolityczne”.

Jaka będzie przyszłość historycznej więzi transatlantyckiej USA-Europa w przypadku sukcesu Harris i Trumpa?

– Jak już mówiłem, wielu Amerykanów popiera „globalizację”, ale chce rozwikłania komplikujących się relacji transatlantyckich. Znaczące jest, że pierwszym krajem, który opuścił Unię Europejską, czyli Wielka Brytania, jest najbliższy i historycznie fundamentalny sojusznik Ameryki. Trump jest prawdopodobnie pozornym pseudoizolacjonistą. A w każdym razie tak pozuje w kampanii wyborczej umizgując się do części elektoratu. Geopolityki Harris nie da się rozszyfrować. Musimy pamiętać, że zaangażowanie Ameryki w sytuację innych krajów ma zazwyczaj charakter epizodyczny. Nawet gdy sojusz NATO jest coraz bardziej w Stanach Zjednoczonych niepopularny to Ameryka jest zbyt potężna, aby ją ktokolwiek mógł zignorować, więc mocarstwa europejskie, a za nimi inne państwa regionu, będą zmuszone dostosować się do amerykańskich zmian. Oczywiście odmiennym tematem jest na jakich warunkach i z zachowaniem jakich pozorów równości stron.

Jak oboje kandydaci zdołają sobie radzić z ekspansjonizmem chińskim? Na razie tylko ekonomicznym, ale z oczywistą intencją Pekinu ekspansji militarnej.

– Rosnąca potęga i wpływy Chin stanowią poważne zagrożenie dla Zachodu. Jeszcze bardziej groźne są oznaki zacieśnienia stosunków Pekinu z Moskwą. W okrężny sposób zwiększa to także ryzyko rosyjskiego sukcesu w Europie Wschodniej, ponieważ wzmocniłaby on tylko relacje Rosji i Chin. Zaangażowanie Trumpa w podnoszenie ceł na chiński import przemawia do amerykańskiej klasy robotniczej, ale z pewnością zaszkodzi stosunkom politycznym i gospodarczym USA-Chiny. Fakt, że wojska Korei Północnej walczą już na Ukrainie w imieniu Rosji, rodzi koszmar wyobrażenia sobie bliskich stosunków rosyjsko-chińskich. Mając to na horyzoncie, nie widzę ani Harris, ani Trumpa jako kompetentnych strategów.

Analogicznie, co z prawami człowieka i wolnościami demokratycznymi?

– Im większą władzę mają Rosja lub Chiny – zwłaszcza w jakiejś wzajemnej unii – tym bardziej zagrożone są zachodnie wartości na całym świecie. Im większa będzie tego świadomość w Ameryce, tym lepiej dla świata. Dotyczy to oczywiście obojga kandydatów do Białego Domu.

Co z prawami reprodukcyjnymi kobiet, zgodą na aborcję?

– Harris i jej kandydat na wiceprezydenta Tim Waltz są oddanymi zwolennikami praktycznie nieograniczonych praw do aborcji i in vitro. Trump próbował uchylić się od tych kwestii – jak dotąd z pewnym sukcesem – podkreślając, że przepisy dotyczące aborcji powinny być ustalane odrębnie przez każdy stan amerykański. To pozwala mu faryzejsko być zarówno zwolennikiem życia, jak i aborcji, bez popierania żadnego ze stanowisk. Trump donośnie trąbi, że  ktoś, kto jest zwolennikiem „pro life” , nie może głosować na Harris, tylko na niego. Oczywiście dyskretnie pomija ryzyko co dalej, jak jemu samemu się odmieni widzenie tych kwestii.

Jakie znaczenie dla przyszłej kadencji prezydenckiej może mieć fakt niemal 20-letniej różnicy wieku kandydatów i ich kondycja mentalna?

– Wiek to jeden z kilku czynników, które sprawiają, że obecna polityka amerykańska jest dość niezwykła. Biden był już za stary wiele lat temu, a jego zwolennicy zaprzeczali, że dyskutowanie o tym jest nieprzyjemnym politykowaniem. Trump, choć z pewnością znacznie bardziej energiczny niż Biden, też jest w podobnym wieku. Dla porównania Harris, Waltz i Vance są prawie o pokolenie młodsi. Oznacza to, że wiek z pewnością będzie odgrywał coraz większą rolę w przypadku ponownie aspirującego do prezydentury Trumpa. W jakimś stopniu odbija się na wewnętrznym planowaniu kampanii obu stron, ale nie sądzę, aby na końcowym jej etapie mogło mieć przesądzające znaczenie. Dla ewentualnej przyszłości – owszem.

Czy dopuszcza Pan możliwość wybuchu wojny światowej w przyszłej kadencji prezydenckiej? W przypadku którego z kandydatów byłaby ona większa?

– Pytanie paradoksalne, ponieważ mamy kogoś, kto przechwala się swoją niezwykłą umiejętnością zapobiegania wojnie na świecie, przed kimś, kto prowadzi politykę zagraniczną w niezrozumiały sposób. Obydwa są kiepskimi wyborami. W obliczu pogarszającej się sytuacji międzynarodowej Amerykanie potrzebują męża stanu, a nie polityka.

Dlaczego Ameryka w tych wyborach jest tak dramatycznie podzielona jak nigdy od czasu Wojny Secesyjnej? Co Pan myśli o retoryce kampanii, kiedy John Kelly, emerytowany generał piechoty morskiej, który był szefem sztabu Białego Domu Donalda Trumpa, mówi, że były prezydent „wpasowuje się w ogólną definicję faszysty” i chciał „tego rodzaju generałów, jakich miał Hitler”? Co Pan myśli, kiedy Trump definiuje Harris jako komunistkę, która zniszczy Amerykę?

– Jest to wymowny dowód radykalnej „polonizacji” współczesnej polityki amerykańskiej. Nazywanie Trumpa faszystą, a nawet porównywanie go z Hitlerem i przedstawianie Harris jako niewiele więcej niż głupią, sprawiło, że te wybory stały się wręcz skandalem. Wyborcom mówi się, że każdy wybór byłby zgubny dla społeczeństwa amerykańskiego. Lewica nie zgadza się z prawicą, wzajemnie się  nienawidzą. Widoczny nacjonalizm prawicowy jest albo przyczyną, albo ofiarą tej konfrontacji. Konsekwencje będą złe. Społeczeństwo amerykańskie – i w ogóle Zachód – jest wplątane w coraz silniejszy ruch zmierzający do porzucenia przeszłości bez planowania przyszłości. W Ameryce pojednanie między stronami konfliktu jest prawdopodobnie niemożliwe – przynajmniej w ciągu najbliższych kilku lat. Nigdy nie byłem świadkiem takiej polaryzacji jak teraz. Te wybory nie tylko nie rozwiązują tego problemu, ale wręcz go pogłębiają.

Jak Ameryka będzie wyglądać po wyborach?

– Jak zostało wyżej powiedziane. Nadchodzi niedobry czas.

 

Mimo wszystko, dziękuję za rozmowę.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.