Drukuj Powrót do artykułu

Abp Depo: Najpierw musimy być ludźmi sumienia, a dopiero potem dziennikarzami! (WYWIAD)

30 czerwca 2015 | 11:37 | Marcin Przeciszewski Ⓒ Ⓟ

Nie chodzi mi o to, by każdy dziennikarz wyznawał wartości religijne, ale są też wartości uniwersalne, których każdy winien przestrzegać, niezależnie od tego czy jest wierzący czy nie – mówi w wywiadzie dla KAI abp Wacław Depo, metropolita częstochowski i przewodniczący Rady Konferencji Episkopatu ds. Środków Społecznego Przekazu. Dodaje, że triada: dobro, prawda i piękno ma charakter uniwersalny i tym uniwersalnym wartościom służyć winien każdy dziennikarz.

A oto pełen tekst wywiadu:

KAI: Ekscelencjo, Ksiądz Arcybiskup przewodniczy Radzie Episkopatu ds. Środków Społecznego Przekazu. Praca ta zakłada częste kontakty z mediami. Jak można ocenić dziś stan polskich mediów, biorąc pod uwagę całą ich różnorodność? Na ile wypełniają one misję jaka na nich spoczywa? Czy można przeprowadzić jakąś typologię w tym zakresie?

Abp Wacław Depo: Stan mediów w Polsce jest zróżnicowany ze względu na ich światopogląd czy np. podejście do różnych kwestii historycznych. Dlatego dobrze jest dostrzegać w nich przekaz pozytywny, oddziaływujący na odbiorców, zawierający rzetelną informację oraz – co chciałbym bardzo podkreślić – szanujący godność człowieka. A tego nieraz brakuje w konkrecie np. jakiegoś wywiadu. Winien być to szacunek zachęcający do kolejnego dialogu.

Istnieje też przekaz medialny, który zagraża człowiekowi, dlatego, że jest skoncentrowany na przekazywaniu stereotypowych, tendencyjnych i jednostronnych interpretacji. Należy o tym mówić wyraźnie i ostrzegać przed takim sposobem realizacji warsztatu dziennikarskiego. Z pewnością jest to jednym z zadań katolickich mediów.

Wśród medialnych niebezpieczeństw wymieniłbym przede wszystkim propagowanie nihilizmu ateistycznego, na co często zwracał uwagę papież Benedykt XVI. Równie niebezpieczne jest propagowanie relatywizmu moralnego. Nie chcę już wspominać o jednostronnych, równie płytkich co ostrych wystąpieniach antyklerykalnych, które obserwujemy w wielu polskich mediach. Od polskich mediów oczekiwałbym zgody na to, że Kościół ma prawo do swojej tożsamości i apelowałbym o szacunek dla tejże tożsamości, którą zresztą podzielają miliony wiernych. Natomiast atakowanie Kościoła i ukazywanie go wyłącznie od strony negatywnej jest po pierwsze nieobiektywne, a po drugie nie służy społeczeństwu ani narodowi.

KAI: Tendencja ta chyba niestety mocno się nasila w ostatnich latach? Jakie są tego przyczyny?

– Źródła są przeróżne i nie dotyczą wyłącznie polskiej ziemi. Nurt ten przychodzi często spoza naszych granic. Nie oszukujmy się, są pewne grupy czy nawet organizacje międzynarodowe, które tego rodzaju działania antyklerykalne i antykościelne podsycają i mają w tym swój cel. Nie nazywam tego po imieniu, nie chcę mówić wprost, ani wymieniać nazw tych organizacji.

KAI: Obecnie chyba najsilniej ten nurt podsycają kręgi współczesnej nowej lewicy, których celem jest kolejna rewolucja społeczna w imię absolutyzacji pojęcia wolności rozumianej bardzo indywidualistycznie. Kościół i jego nauczanie jest tu główną przeszkodą…

– Zgadzam się z tym, że indywidualizm i wolność są dziś absolutyzowane. Ten projekt, swego rodzaju rewolucji kulturowej silnie oddziaływuje dziś na ludzi, w dużej mierze dzięki takiemu nagłośnieniu medialnemu. Faktycznie, wśród dzisiejszej lewicy zanikło już pojęcie sprawiedliwości społecznej, aby oddać człowiekowi to, co mu się należy, nie mówiąc już o postulatach szacunku dla pracy i sprawiedliwej płacy. Zastąpił to pomysł na nowe niejako urządzenie świata, polegające na rzekomym wyzwoleniu człowieka z wszelkich tradycyjnych struktur od rodziny poczynając, co stoi w całkowitej opozycji do chrześcijaństwa.

KAI: Zapytałbym o media publiczne, które ze swej natury winny być mediami silnie nastawionymi na realizację misji? Jak je ocenia Ksiądz Arcybiskup?

– W mediach publicznych winno być więcej wierności prawdzie. Ta wierność prawdzie powinna przeważać nad skłonnością do interpretacji. Prawda, która jest trudna do prostego opisu, powinna być głównym punktem zainteresowania mediów publicznych, a nie taka czy inna jej interpretacja bądź komentarz. Jednostronne interpretacje, te z jakimi najczęściej się spotykamy, rodzą emocje i utrudniają dialog.

KAI: Kiedyś zawód dziennikarski związany był z ethosem, porównywalnym do ethosu lekarza czy nauczyciela. Czy dziś nie zostało to zagubione?

– Przy słowie "ethos" musimy od razu włączyć pojęcie sumienia. Niestety w tej sferze nastąpiła dość znamienna ewolucja. Zawsze sumienie było odnoszone do Boga jako źródła, które jest ponad nami. Dzisiaj jest akurat odwrotnie i sumienie bywa traktowane w kategoriach zagrożenia. Dlatego człowiek stara się je uśpić. Dekalog jest nie do udźwignięcia dla współczesnego człowieka. A sumienie postrzegane jest coraz częściej jako środek, który wyznacza mi określone sposoby usprawiedliwienia, nawet w sytuacji ewidentnego wejścia w krąg zła.

KAI: Jakie mechanizmy, które obserwujemy dziś w mediach, uważa Ksiądz Arcybiskup za najbardziej niebezpieczne?

– Demoralizację dzieci i młodzieży, która na masową skalę dokonywana jest za pośrednictwem mediów. Jest to propagowanie amoralności, czyli moralności, która pozbawiona jest związku z odpowiedzialnością za kogokolwiek. Wynika to z logiki myślenia, że wyłącznie ja sam jestem odpowiedzialny za moje wybory. Do tego dochodzi sprawa systemowej demoralizacji, którą dostrzegamy coraz częściej w programach szkolnych czy nawet przedszkolnych.

W dzisiejszej Europie obserwujemy poważny paradoks. Z jednej strony poprzez różne konwencje, deklaracje Rady czy Parlamentu Europejskiego potępia się deprawatorów dzieci czy piętnuje przemoc w rodzinie, a z drugiej strony obniżany jest wiek programowej seksualizacji dzieci, sprowadzając ją nawet do poziomu przedszkolnego. Edukacja w tej dziedzinie przez przedszkole czy szkołę zastępuje wychowanie przez rodzinę, gdzie wiedza na ten temat powinna być przekazywana stopniowo, w zależności od wieku i poziomu dojrzałości dziecka. Tymczasem wspomniane programy seksualizacji wprowadzają człowieka wyłącznie w sferę doznań, przyjemności, bez przygotowania do głębszych relacji, nie mówiąc już o odpowiedzialności.

Bardzo niebezpieczne jest obserwowane w mediach dzielenie społeczeństwa i stygmatyzowanie ludzi wedle określonych kategorii, tych rzekomo nowoczesnych i rozumiejących świat oraz tych "zacofanych", nic nie rozumiejących. Przykładem tej tendencji jest mapa opublikowana po ostatnich wyborach prezydenckich, która podzieliła Polskę jedną linią na dwie części: nowoczesną i zacofaną. Takie podziały są nieuprawnione. Każdy ma przecież swój rozum i swoje prawo wyborcze.

Często cytuję testament kard. Wyszyńskiego, w którym Sługa Boży przypominał, że musimy uchronić naród przed nienawiścią społeczną. Wówczas zagrażały nam głębokie podziały wynikające chociażby z przynależności partyjnej. Niestety dziś równie głębokie podziały budowane są w społeczeństwie – niczym jakaś groźna choroba. W dyskursie publicznym obecny jest głęboki poziom nienawiści. To bardzo smutne. Jak obywatele wychowywani w takiej atmosferze mają uczyć się miłości do ojczyzny?

Inny problem to manipulacja informacją. W kolejnych edycjach programów telewizyjnych, informacji pochodzącej z tego samego źródła nadaje się zupełnie inną interpretację, co całkowicie zmienia jej sens. Kiedyś wykazywał to świetnie w swoim programie Marek Markiewicz. Szkoda, że dziś się tym już nikt nie zajmuje.

KAI: W takim razie zapytam, o jakich wartościach nigdy nie powinni zapominać dziennikarze oraz wydawcy mediów? Co powinno być dla nich niezmienną busolą?

– Zaproponuję tytuł, który słusznie przynależy się dziennikarzom. Są oni rodzajem "społecznych misjonarzy". Jest to w duchu nauczania Ojca Świętego Franciszka, który przypomina wciąż o naszym misyjnym powołaniu. Dziennikarze są przecież misjonarzami przekazu prawdy, realizującego prawo dostępu każdego człowieka do rzetelnej informacji. Dziennikarz ma ważną misję, z którą wiąże się duża odpowiedzialność. Dziennikarz nie jest tylko przekaźnikiem jakiegoś przekazu, wymaganego przez wydawcę, nawet jeśli są to treści, z którymi się nie zgadza. Obywatele mają prawo do poznania prawdy za pośrednictwem mediów, a nie do przekazu, który z prawdą się rozmija. Dlatego obok prawa do wolności przekazu, musi być wprowadzone pojęcie dobrze ukształtowanego sumienia.

Nie chodzi mi o to, by każdy dziennikarz wyznawał wartości religijne, ale są też wartości uniwersalne, których każdy winien przestrzegać, niezależnie od tego czy jest wierzący czy nie. Triada: dobro, prawda i piękno ma charakter uniwersalny. I tym uniwersalnym wartościom służyć winien każdy dziennikarz.

KAI: Czy i w jaki sposób powinien dziś być prowadzony dialog Kościoła z mediami. Jakie wskazówki w tym zakresie mógłby Ksiądz Arcybiskup przekazać kościelnym instytucjom, które są do tego powołane: np. Biuru Prasowemu KEP i jej rzecznikowi czy KAI?

– Punktem wyjścia winny być dla nas "kręgi dialogu", wyznaczone przez bł. Pawła VI w encyklice "Ecclesiam suam". Nawet ateizm, choć uznawany jest za problem i dramat ludzkości, jest zapraszany do dialogu. Kościół jest powołany do dialogu z bardzo różnymi środowiskami, w tym oczywiście ze środowiskiem medialnym. Kościół prowadzi dialog ze wszystkimi środowiskami od przedstawicieli nauki, poprzez biznes, świat artystów, ludzi kultury i dziennikarzy, rolników i robotników. Różnorodne kręgi ludzi, obecne w życiu społecznym i politycznym oraz środowiska kościelne, winny się ze sobą spotykać. Warto dodać, że w ramach tego dialogu Kościół ma prawo do formułowania swej oceny moralnej takiego czy innego zagadnienia. Obecność Kościoła na tych wszystkich odcinkach i postawa dialogu jest absolutnie niezbędna. Towarzyszyć temu winien szacunek dla wszystkich, niezależnie od ich odmienności i poszukiwanie tego, co łączy.

KAI: A na czym polegać winna tzw. polityka informacyjna Kościoła? Niebawem rozpoczyna pracę nowy rzecznik Konferencji Episkopatu.

– Jan Paweł II powiedział nam bardzo prosto: "Budujmy mosty, które jednoczą, a nie mury, które dzielą. Pracujmy z przekonaniem, że miłość i służba są najważniejszym zadaniem życia, zarówno dziennikarzy jak i tych, którym służą. Każda ich troska ma na względzie dobro społeczności". I to jest podstawowe kryterium.

Dziennikarze, także kościelni, muszą służyć sprawie pokoju. Pokój nie bierze się tylko z równowagi sił czy ze strachu przed bombą atomową. Pokój rodzi się w sercu poprzez odpowiedzialność w sumieniu za drugiego człowieka. Jeśli nienawiść nie zostanie przezwyciężona na płaszczyźnie człowiek-człowiek, to nie będzie pokoju na świecie. A pokój jest darem Chrystusa zmartwychwstałego. Dlatego musimy o niego prosić i zabiegać.

KAI: A w jakim kierunku powinna rozwijać się KAI?

– Nie podjąłbym się dokonać oceny, gdyż Warszawa jako stolica i państwa i w pewnym sensie Kościoła, ma już wypracowane własne metody działania i współpracy z mediami. Dlatego nikt się nie dziwi, że przekaz idzie najpierw z Warszawy, a później dotyka Krakowa, Gniezna czy Poznania, pomimo, że przewodniczący był kiedyś z Przemyśla a dziś jest z Poznania. Katolicka Agencja Informacyjna jest to dar nieoceniony i trzeba go pomnażać. Mam na myśli obsługę medialną papieskich pielgrzymek, serwis agencji bądź inne jej wydawnictwa.

KAI: Jakie szczególne wyzwania wiążą się dziś z internetem czy mediami społecznościowymi, z których korzysta szczególnie młode pokolenie?

– Kościoła i nas jako chrześcijan nie może zabraknąć na tej płaszczyźnie. Media społecznościowe są dziś ważnym polem spotkań. Przekaz religijny w mediach społecznościowych musi być dostępny. Z tej szansy winniśmy korzystać.

Ale pojawia się oczywiście pytanie czy postęp naukowy i techniczny, którego wyrazem jest internet, służy konkretnie człowiekowi i czy nie wypiera z naszego życia głębszych wartości humanistycznych. Z pewnością niebezpieczne jest nadmierne czy nieprzemyślane korzystanie z internetu. Nauczyciele mówią mi o wycieczkach czy pielgrzymkach dla dzieci, kiedy każde z nich nieustannie klika, zajęte jest swoim smartfonem, i w takiej sytuacji nie ma okazji do bezpośredniego spotkania. A to jest dramat. Internet – gdy wypiera realność myślenia – zagraża człowiekowi. Dlatego z jednej strony media społecznościowe są polem, które jest niezbędnym polem do spotkań, do ewangelizacji, a z drugiej strony nam zagraża.

KAI: Jak my jako obywatele i jako wierni Kościoła, za pomocą jakich środków, możemy oddziaływać na media?

– Trzeba przypomnieć kilka prawd niepodważalnych. Niezmienność prawdy według św. Augustyna przemawia za istnieniem Boga. Inaczej nazwie to Immanuel Kant mówiąc o "prawie moralnym, które jest we mnie". Tłumaczy, że to prawo moralne winniśmy przyjąć jako fundament, na naszej drodze życia. Nie wolno się zgodzić na to, by prawo moralne było odrzucane, bo przecież nosi je w sobie nawet człowiek niewierzący. Albo na interpretowanie prawa moralnego jako "prawa przeciwko człowiekowi". Wówczas – jeśli nie będzie prawa moralnego w nas – łamiemy samego człowieka, zgadzamy się na jego unicestwienie. Dyktatura relatywizmu, o której mówił Benedykt XVI, jest dziś wszechobecna. Jest to niebezpieczeństwo, o którym trzeba mówić, bo inaczej wpadniemy w pułapkę.

Trzeba także wołać o wspólny i wyrazisty głos rodziców. Rodzice muszą zdawać sobie sprawę, że mają pierwsze prawo i obowiązek w kształtowaniu własnej rodziny oraz wychowaniu dzieci. Jako pedagodzy, rodzice i duszpasterze, musimy mówić jednym głosem. Szkoła nie może wychowywać dzieci w opozycji do tego, co otrzymują w rodzinie – tak jak w totalitaryzmie. Jako katolicy wciąż niedostatecznie uświadamiamy sobie prawo do protestu. A jesteśmy do niego zobowiązani, w szczególności przeciwko jakimkolwiek formom demoralizacji czy ataku na wartości chrześcijańskie. Po prostu mamy taki obowiązek. Musimy być zdolni do sprzeciwu, jednym głosem, a nie na zasadzie chwiejnego stanowiska. Chodzi o tematy, które poniżają naszą godność i tym samym odmawiają wierzącym obecności w mediach, czy na forum publicum. Dobrym przykładem są marsze za życiem i za rodziną. Pytanie czy my jako Polacy potrafimy tak działać? Francja się już obudziła i to nie tylko praktykujący katolicy, ale i duża część społeczeństwa, która wychodzi w proteście na ulice przeciwko wprowadzeniu tzw. małżeństw homoseksualnych. Warto podkreślić, że manifestacji tych nie organizowali ani biskupi, ani księża, tylko laikat. A chodzi tu o obronę nie tylko moralności katolickiej, ale cywilizacji. Jest to walka o prawa człowieka, a nie o sprawy światopoglądu czy religii.

KAI: Kiedy w Polsce będziemy mieć taki laikat?

– Są pewne pozytywne symptomy. W naszych marszach w obronie rodziny czy życia bierze udział bardzo wielu młodych. Istotne znaczenie miały odrzucone projekty ustaw, które były propozycjami obywatelskimi, np. o prawie rodziców do decydowania kiedy mają posłać dziecko do szkoły. Nie chcę wchodzić w debatę na ten temat, ale powinniśmy się domagać, by prawa rodziców były szanowane. Państwo musi szanować autonomię rodziny. Podobnie należy działać w zakresie programów szkolnych nt. życia rodzinnego czy edukacji seksualnej. Parlament winien reprezentować dobro rodziny. Dlatego rodzice winni mieć tu głos decydujący, a dopiero później określone partie polityczne.

KAI: Przejdźmy do mediów katolickich, w które bogaty jest Kościół w Polsce. Jaka jest specyfika ich misji? Jaka jest ich szczególna rola na szerokim i pluralistycznym współczesnym rynku medialnym?

– Media katolickie zobowiązane są do wierności Ewangelii i nauce Kościoła. Najpierw mówię o Ewangelii, gdyż w Kościele mogą być różne zdania, jak chociażby to, co widzimy dziś w Kościele niemieckim, jak świadczy przykład dyskusji o możliwości dopuszczania do Komunii św. osób rozwiedzionych, żyjących w ponownych związkach.

Wartość wszystkich naszych mediów – telewizji katolickiej, radia czy prasy – w dziele ewangelizacji jest niezastąpiona. A jeśli ktoś neguje wartość jakiegokolwiek odcinka pracy medialnej Kościoła, to znaczy, że nie rozumie jego misji.

A generalną misją mediów katolickich jest służenie rozwojowi osoby ludzkiej. Każda osoba ludzka ma prawo do ubogacania się za pośrednictwem katolickiej telewizji, radia czy prasy. W mediach katolickich nie może zabraknąć tej triady, o której już mówiliśmy: prawda, dobro i piękno. Wartości te muszą być ściśle ze sobą powiązane, bo tylko wtedy jednoczą nas, a nie dzielą.

Ponadto tym co winno charakteryzować media katolickie jest zdolność byśmy się pięknie różnili. A pięknie, to znaczy i mocno. Konkurencja wśród mediów katolickich nie powinna polegać na chęci złamania przeciwnika, ale abyśmy umieli sobie nawzajem powiedzieć: dobrze, że wy podkreślacie ten aspekt wiary czy życia Kościoła, my z kolei poświęcamy się innemu odcinkowi. Dopiero takie komplementarne, wzajemne dopełnianie się jest prawdziwie katolickie.

Pewnym problemem jest "Tygodnik Powszechny", który przegrywa w tej konkurencji z tego powodu, że nie stanął w prawdzie po liście Jana Pawła II do Jerzego Turowicza na 50-lecie Tygodnika. Ten list do dziś nie został należycie przemyślany przez redakcję. Dlatego pismo to jest odbierane – jako wycofujące się niekiedy z pozycji katolickich. Biskupi, duchowni mają prawo wypowiadać się na jego łamach. Ale gdy na jednej stronie publikowane jest stanowisko nie mające nic wspólnego ze stanowiskiem Kościoła, a na drugiej stronie jest tekst biskupa, to coś nie jest w porządku.

KAI: A tzw. media toruńskie? Jak Ksiądz Arcybiskup je ocenia?

– Potrzebna jest nam grupa hierarchów, którzy będą towarzyszyć temu fenomenowi. Obecnie abp Sławoj Leszek Głodź jest delegatem Episkopatu ds. Telewizji TRWAM. Istnieje też Rada Programowa Radia Maryja składająca się z zakonników i księży, mianowana częściowo przez Episkopat. Potrzebne są organizacyjne formy i gremia służące mówieniu sobie prawdy, wskazujące, gdzie może nastąpić przejście na niewłaściwą stronę. Powinien zostać wyeliminowany nurt polegający na zwalczaniu przeciwnika. Musi być jeden kierunek: W służbie prawdzie! A prawda jest nie tylko zbiorem przekazywanej informacji, ale przekazowi musi towarzyszyć odniesienie w sumieniu do Chrystusa. Chrystus jest naczelnym kryterium naszej prawdy.

Dziś można mówić o nowym otwarciu Episkopatu wobec mediów toruńskich. Tym bardziej, że ich propozycja jest szeroko obecna, chociażby poprzez dostęp do multipleksu. Niebawem nastąpi proces cyfryzacji Radia Maryja. Ale oczywiście, niezależnie od tej otwartości, trzeba strzec granic, które nie mogą zostać przekroczone. W mediach katolickich nie może być języka nienawiści wobec kogokolwiek czy wobec jakiejkolwiek grupy.

KAI: Na ile media katolickie winny służyć formacji religijnej wiernych, a na ile ukazywać im zewnętrzny, skomplikowany i pełen problemów świat? W jaki sposób winno być to robione?

– Mass media, choć opanowały swoim wpływem wszelkie dziedziny życia ludzkiego, nie są celem samym w sobie. Media muszą służyć człowiekowi w budowaniu jego godności, a w przypadku mediów katolickich, służyć sprawie zbawienia. I to jest cel nadrzędny. Opis rzeczywistości – zarówno tej dobrej jak i złej – ma służyć formacji i wewnętrznemu rozwojowi dojrzałego człowieka.

Kard. Wyszyński przestrzegał mówiąc, że kiedy tłum czyta o zbrodniach i wychowuje się na zbrodniach, to co z niego wyrośnie. Tłum jest zdolny do zbrodni. Wiele razy w historii tego doświadczaliśmy, jak choćby w przypadku zbrodni na Wołyniu. A skąd to wynika? Z tego, że ludzie ci byli tym karmieni od dziecka i tacy później się stali. Dlatego ta granica w przekazie medialnym stale musi być strzeżona.

KAI: Co w architekturze polskich mediów katolickich należałoby zmienić?

– Warto, aby pracownicy mediów katolickich stale podnosili swe kwalifikacje zawodowe. Towarzyszyć temu winno rozwijanie w sobie wartości moralnych. Najpierw musimy być ludźmi sumienia, a dopiero potem dziennikarzami. Nie wolno oddzielić morale dziennikarza od jego warsztatu i sposobu przekazywania prawdy.

Trzeba dbać o jedność dziennikarzy katolickich. Dlatego jako biskupi, czy ja jako przewodniczący Rady, głośno wołamy o jedność dziennikarzy katolickich. Apelujemy o komplementarność, a nigdy o przeciwstawność. To tak jak w Stolicy Apostolskiej poszczególne dykasterie mają prawo do wypowiadania swojego głosu, ale później Ojciec Święty zbiera to w jedno. Warto przywołać inicjatywę i realizację od 2013 Forum Niezależnych Rozgłośni Katolickich. Oczywiście niezależnych od sieci społecznościowych czy korporacji.

KAI: Od niemal czterech lat Ksiądz Arcybiskup pasterzuje Archidiecezji Częstochowskiej. Jest to miejsce szczególne, gdyż wiąże się z obecnością Jasnej Góry, jednego z najważniejszych sanktuariów w Europie, określanych jako duchowa stolica Polski. Na ile jest to inspiracją dla Księdza Arcybiskupa?

– Darem, który wpisany jest w naszą państwowość i historię na pewno jest chrzest. 1050-rocznica chrztu Polski zobowiązuje nas do pogłębienia tego daru, jest też związana z maryjnością polskiego katolicyzmu. Świadczy o tym już tekst Bogurodzicy, która była pierwszym niejako hymnem narodowym. Jeśli chcemy mówić o Kościele pielgrzymującym, to Maryja jest na tej drodze razem z nami.

Cieszę się, że w specyfikę naszej archidiecezji jest wpisany kult Matki Bożej – jeszcze starszy od Jasnej Góry. Są tu obrazy Maryi, starsze od obrazu jasnogórskiego. Ale Obraz Jasnogórski, poczynając od obrony Jasnej Góry przed Szwedami, stał się zwornikiem jedności narodowej i naszego katolicyzmu.

Niezależnie od tego uważam, że słuszne jest zdefiniowanie mojej roli jako pasterza tej diecezji, według pierwszego jej biskupa Teodora Kubiny, który przychodząc z Katowic określił swoje priorytety w zawołaniu biskupim: Żal mi tego ludu. W swój herb wpisał potrzeby ludzi, związanych z przemysłowym charakterem tego miejsca. Przyszedł tu, aby zaradzić ludzkiej biedzie poprzez pracę duszpasterską. Dzisiaj moje zadanie jest takie same. Tym bardziej, że nastąpiło tu zubożenie po okresie transformacji. Dawny kombinat hutniczy dzisiaj zatrudnia tylko garstkę ludzi, a jego właścicielami są Ukraińcy i przedsiębiorcy z Rosji. To jest kolejny dramat. Bezrobocie jest tu coraz większe. Częstochowa przegrała po tym, kiedy zostało zlikwidowane tu województwo.

Bp Kubina określił siebie "ministrem Królowej Polski". Powtórzył to nuncjusz abp Celestino Migliore podczas mojego ingresu. Wyjaśnił, że to słowo nie oznacza przywileju tylko służbę. Proszę więc się nie dziwić, że podczas mojej wprost codziennej obecności na Jasnej Górze przed Jej Obliczem, przynoszę całą dzisiejszą historię archidiecezji: moją radość i niepokój o to, co się dzieje z ludźmi, w jakich warunkach żyją oraz jakie mają problemy w swych rodzinach.

KAI: A jaka jest specyfika religijności owieczek Księdza Arcybiskupa?

– W samej Częstochowie są 54 kościoły. Ale średnia praktyk niedzielnych nie przekracza 30 procent. Jest to poważny problem. Na Jasną Górę pielgrzymuje co prawda bardzo wielu pielgrzymów ale spoza Częstochowy. Mieszkańcy Częstochowy przychodzą tam tylko w określonych dniach.

W archidiecezji mamy 312 parafii, a 175 spośród nich liczy mniej niż tysiąc wiernych. Kiedy rok temu jechałem do Rzymu z wizytą ad limina, liczba wiernych w diecezji wynosiła 820 tys. A dziś księża podają mi liczbę 746 tys.

KAI: Co się stało z tymi 70 tysiącami?

– Emigracja, nie tylko zagraniczna ale także wyjazdy do innych miast za pracą. Dramatem jest, że bardzo mało młodych zostaje w Częstochowie. Jadą na studia gdzie indziej i tam zostają. Częstochowa miała niedawno ambicje bycia miastem 250-tysięcznym. Dzisiaj mieszka tu 180 tys. osób.

Na dziś mam jeszcze ponad 700 księży, ale w seminarium jest zaledwie 56 kleryków. W tym roku wyświęciłem 5 nowych kapłanów, a wciągu ubiegłego zmarło 16. Przy każdym spotkaniu z wiernymi apeluję o ufną modlitwę do Ducha Świętego o dar nowych powołań. Jeśli nie będzie nowych kapłanów, będę musiał łączyć parafie.

KAI: Ale to jest zadanie raczej dla następcy?

– Zapewne tak, ale nie jest to wielkie pocieszenie.

KAI: Mówi Ksiądz Arcybiskup o tych wielkich wyzwaniach społecznych. A jak udaje się na nie odpowiadać?

– Kościół częstochowski prowadzi olbrzymią działalność charytatywną i wychowawczą. Jednak zderza się to z tym, że od kilku lat mamy władze miasta z nadania SLD. Zasłynęły one m. in. z tego, że Częstochowa jako pierwsze miasto w Polsce zaczęła finansować zabiegi in vitro. Dopiero teraz nasze stosunki z lokalnymi władzami zaczynają układać się poprawnie, w perspektywie zbliżającej się wizyty papieża Franciszka.

KAI: Jakie są najpilniejsze wyzwania duszpasterskie, którym Pasterz diecezji poświęca najwięcej uwagi?

– Pierwszym jest ochrona rodziny. Powołałem do istnienia przy katedrze św. Rodziny, archidiecezjalny ośrodek duszpasterstwa rodzin w nowym wymiarze. Działają w jego ramach grupy duszpasterzy, psychologów, lekarzy, pedagogów. Ośrodek skupia się na przygotowaniu młodych do małżeństwa jak i prowadzi rozwinięte poradnictwo dla rodzin z problemami. Jest też dom pomocy społecznej dla rodzin, a przede wszystkim kobiet z dziećmi. Działa dom samotnej matki w Żarkach.

Powołałem też pierwsze w Polsce duszpasterstwo "singli". Sami zwrócili się do mnie, aby się nimi zająć. Organizujemy dla nich systematycznie dni skupienia. Na ich bazie powstała ponad 60-osobowa grupa, która systematycznie się spotyka zarówno na wypoczynku jak i rekolekcjach. Na te spotkania zaczęli przyjeżdżać młodzi z innych miast. Sprawa promieniuje. Mamy już cztery małżeństwa, które narodziły się w tym środowisku.

Bardzo ważną sprawą jest gwałtowny wzrost ilości dzieci spoza związków małżeńskich. Kiedy byłem na chrzcie w jednej z parafii, na 14 chrzczonych dzieci 12 pochodziło ze związków pozamałżeńskich.

KAI: Jak Ksiądz Arcybiskup odnosi się do kontrowersyjnego wątku, jakim są propozycje kard. Waltera Kaspera i jego zwolenników odnośnie do udzielania Komunii św. osobom rozwiedzionym i żyjącym w nowych związkach? Jak Kościół w Polsce na to reaguje?

– Odpowiem mocnym zdaniem prefekta Kongregacji Nauki Wiary kard. Gerharda Müllera, który powiedział, że miłosierne podejście do rozwiedzionych nie oznacza odejścia od zasad Ewangelii. Miłosierdzie nie oznacza, że te postulaty miałyby zostać przyjęte. Bo fakt, że Kościół w Niemczech usankcjonował tego rodzaju praktyki, nie oznacza, że mamy to wprowadzić jako prawo Kościoła. Praxis nie może oznaczać zmiany nauki moralnej Kościoła.

KAI: Za rok przyjeżdża do Polski papież Franciszek. Jakie oczekiwania wiąże Ksiądz Arcybiskup z kolejną wizytą Następcy św. Piotra w naszej Ojczyźnie, w tym w Częstochowie i na Jasnej Górze?

– Cieszymy się, że decyzja papieża o obecności na Jasnej Górze została już potwierdzona. Widzimy to również w kategoriach jego duchowości. Papież chce dotknąć tego miejsca i doświadczyć charyzmatu jaki niesie Jasna Góra. Podczas wizyty ad limina powiedział do mnie: "Spójrz w oczy Matki Bożej i powiedz jej o mnie!". Franciszek sam chce stanąć na tym miejscu by spojrzeć Jej w oczy. Przyjeżdża na Jasną Górę by umocnić swoją wiarę i tym samym umocnić nas Polaków.

Częstochowa jest przygotowywana na to, że młodzież jadąca do Krakowa przyjedzie na Jasną Górę. Mam już zgłoszenia wielu grup z Włoch, Francji i USA. Przyjadą też liczni pielgrzymi ze Wschodu Europy i z całej Polski. Będzie to Rok Miłosierdzia. Maryja stąd poprowadzi młodych do sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie. Nie zapominajmy, że na prośbę biskupów polskich Stolica Apostolska do Litanii Loretańskiej wpisała zawołanie: Matko Miłosierdzia! To wszystko splata się w nieoczekiwany sposób.

KAI: Błonia Jasnogórskie wypełni wówczas milion wiernych?

– Byłbym ostrożniejszy i wedle szacunków na dziś powiedziałbym: Pół miliona!

KAI: Bardzo dziękuję za rozmowę.

Drogi Czytelniku,
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Wersja do druku
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.