Abp M. Jędraszewski: tylko prawda o katastrofie smoleńskiej da nam poczucie życia w wolnym państwie (dokumentacja)
10 kwietnia 2014 | 20:21 | lk (KAI) Ⓒ Ⓟ
Tylko pełne wyjaśnienie katastrofy smoleńskiej pozwoli nam mieć poczucie, że żyjemy w naprawdę wolnym państwie – powiedział 10 kwietnia w katedrze łódzkiej abp Marek Jędraszewski. Wiceprzewodniczący Episkopatu Polski przewodniczył tam Mszy św. w 4. rocznicę katastrofy smoleńskiej. W liturgii uczestniczyli także prawosławny biskup łódzko-poznański abp Szymon i ks. Marcin Undas z parafii luterańskiej w Zgierzu.
Poniżej pełny tekst homilii wygłoszonej przez metropolitę łódzkiego:
Zniewalanie przez kłamstwo
Homilia wygłoszona podczas Mszy świętej w czwartą rocznicę tragedii smoleńskiej, 10 kwietnia 2014
„Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam – mówił Chrystus w dzisiejszej Ewangelii – Jeśli kto zachowa moją naukę, nie zazna śmierci na wieki. (…) Jest Ojciec mój, który Mnie chwałą otacza, o którym wy mówicie «Jest naszym Bogiem», ale wy Go nie znacie. Ja Go jednak znam (…) i słowo Jego zachowuję” (J 8, 51. 54b-55). Odpowiedzią na te słowa prawdy była obelga: „Jesteś opętany” (J 8, 52), a następnie próba przemocy, która miała Go na zawsze uciszyć: „Porwali więc kamienie, aby je rzucić na Niego” (J 8, 59).
To była już inna sytuacja niż ta z początków nauczania, gdy, z jednej strony, szły za Jezusem tłumy, liczące tysiące osób, które On karmił swym słowem i cudownie rozmnożonym chlebem (por. Mk 6, 34-44) i gdy, z drugiej, tylko pojedynczy faryzeusze i uczeni w Piśmie czyhali na to, aby „pochwycić Go w mowie” (Mk 12, 13). Teraz święty Jan używa słowa „Żydzi”. Zaznacza zatem, że przeciwko Jezusowi występuje już bardzo wielu Jego rodaków, trwających w zdecydowanym oporze wobec Niego. Oporze pełnym agresji, gotowym do czynnej napaści – byle tylko nie słyszeć i nie słuchać słów prawdy.
Prowadzona nieubłaganie i z ogromną konsekwencją akcja propagandowa przeciwko Chrystusowi-Prawdzie, przeniknięta językiem nienawiści i pomówień, zaczęła więc przynosić wyraźne, złowrogie owoce. Zawiązał się przedziwny sojusz wyrachowanych polityków, ciasnych umysłowo fanatyków, sceptyków, tchórzy, zdrajców i cyników, którzy mieli za wspólny cel jedno: aby uwielbiany przez tak wielu Nauczyciel z Nazaretu ostatecznie zamilkł. Jego śmierć na wzgórzu Kalwarii była tragiczną konsekwencją tego aliansu.
Jak wiemy, cyniczne myślenie polityczne najlepiej wyraził Kajfasz, który „w owym roku był najwyższym kapłanem [i który] rzekł (…): «Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod uwagę, że lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud niż miałby zginąć cały naród»” (J 11, 49-50). Ciasna fanatyczna mentalność, polegająca na ślepym trzymaniu się litery prawa, dominowała z kolei wśród faryzeuszów, którzy nie mogli ścierpieć tego, że Jezus „uczył ich (…) jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie” (Mk 1, 22) i że uzdrawiał w szabat (por. J 9, 16).
Sceptykiem był rzymski prokurator Piłat ze swym słynnym pytaniem „Cóż to jest prawda?” (J 18, 38) i symbolicznym umyciem rąk, opatrzonym słowami: „Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego. To wasza rzecz” (Mt 27, 24). Zdrajcą był Judasz, natomiast tchórzem okazał się żydowski dostojnik Nikodem, który miał odwagę jedynie nocą spotkać się z Chrystusem.
Wyrok śmierci na Jezusa zapadł jeszcze przed odbyciem legalnego nad Nim sądu (por. J 11, 53), a ponieważ wskrzeszony Łazarz mógł być niewygodnym świadkiem, „arcykapłani (…) postanowili stracić również Łazarza” (J 12, 10). Wykonaniu wyroku towarzyszyło zaliczenie Chrystusa do kategorii złoczyńców, z którymi wespół został ukrzyżowany, oraz szyderstwo w postaci tytułu winy, który Piłat nakazał „umieścić (…) na krzyżu (…): «Jezus Nazarejczyk, Król Żydowski»” (J 19, 19).
Kampania kłamstwa nie zakończyła się nawet po śmierci Jezusa i Jego zmartwychwstaniu. Jak przekazał św. Mateusz, arcykapłani „dali żołnierzom [czuwającym u grobu Jezusa] sporo pieniędzy i rzekli: «Rozpowiadajcie tak: Jego uczniowie przyszli w nocy i wykradli Go, gdyśmy spali. A gdyby to doszło do uszu namiestnika, my z nim pomówimy i wybawimy was z kłopotu»” (Mt 28, 13-14).
Na koniec doszło do tego, co można by nazwać „odmową pamięci”, polegającą na usuwaniu z powierzchni ziemi miejsc naznaczonych męką, śmiercią i zmartwychwstaniem Jezusa. W 135 roku cesarz Hadrian, skądinąd jeden z najwybitniejszych i światłych władców Imperium rzymskiego, wzniósł na wzgórzu, gdzie znajdował się grób Jezusa, Forum i Kapitol nowego miasta poświęconego kultowi Jowisza, Junony i Wenus. Ale chrześcijańskiej pamięci nic nie było w stanie zagłuszyć. Podczas kolejnych prześladowań, także za czasów słynnego z mądrości stoika Marka Aureliusza, a potem za najbardziej okrutnego z cesarzy Dioklecjana, coraz to nowe zastępy chrześcijan szły na śmierć ze śpiewem o zmartwychwstałym Chrystusie – aż po tryumf Krzyża z 312 roku podczas bitwy przy Moście Mulwijskim i aż po edykt mediolański cesarza Konstantyna Wielkiego ogłoszony w 313 roku.
Mechanizm kłamstwa, który w przedziwnie skuteczny sposób potrafi zniewolić całe społeczności, ukazał Fiodor Dostojewski w powieści "Bracia Karamazow", w rozdziale zatytułowanym „Wielki Inkwizytor”. Jest rzeczą wielce znamienną, że w wielu polskich wydaniach tej książki, i tych sprzed 1989 rokiem, ale także tych po roku 1989, rozdziału „Wielki Inkwizytor” po prostu nie ma. W rozdziale tym jeden z bohaterów powieści – Iwan przedstawił zamysł poematu, którego akcja rozgrywa się w XVI wieku w Hiszpanii, w Sewilli. Wtedy to, gdy inkwizycja osiąga tam swe najbardziej krwawe żniwo, niespodziewanie przychodzi do miasta Jezus. Wszyscy mieszkańcy rozpoznają Go od razu. Tłum z największą czcią zbliża się do Niego, On zaś błogosławi wszystkim, pełen miłosierdzia i dobroci. Wzruszenie ogarnia wszystkich zwłaszcza wtedy, gdy Jezus dokonuje cudu wskrzeszenia kilkuletniej dziewczynki. Ale to nie trwa długo. Wystarcza, że na placu przed katedrą ukazuje się Wielki Inkwizytor. Wystarcza jedno ściągnięcie jego brwi i tylko jeden niemy gest, by ludzie padli przed nim na twarz. W tym samym też momencie Chrystus zostaje uwięziony przez straż Inkwizytora. Nikt Go nie broni, nikt w Jego obronie nie wypowiada nawet jednego słowa.
Dlaczego? Jak coś takiego było w ogóle możliwe? Dlaczego nikt nie bronił ewidentnego Dobra? Podczas nocnej rozmowy z Jezusem Wielki Inkwizytor cynicznie odsłania mechanizmy swego niezwykłego panowania nad ludźmi. „Czyś nie mawiał często – pytał czysto retorycznie Chrystusa – «Chcę was uczynić wolnymi»? Ale teraz ujrzałeś tych «wolnych ludzi» – dodał naraz starzec z zamyślonym uśmiechem. – Tak, to nas drogo kosztowało – ciągnął dalej, surowo patrząc na Niego – lecz wreszcie dokończyliśmy tego dzieła w imię Twoje. Piętnaście wieków męczyliśmy się z tą wolnością, ale teraz to się skończyło, i skończyło się na zawsze. Nie wierzysz, że skończyło się na zawsze? Patrzysz na mnie łagodnie i nie raczysz mi odpowiedzieć nawet oburzeniem? Wiedz, że teraz, właśnie teraz, ludzie są bardziej niż kiedykolwiek przeświadczeni, że są całkowicie wolni, a tymczasem oni sami ofiarowali nam swoją wolność i potulnie złożyli ją nam do stóp. Ale myśmy tego dokonali. Czyś tego pragnął, czy takiej pragnąłeś wolności?”.
W poemacie Iwana Karamazowa ludzie nie stanęli w obronie Chrystusa, ponieważ byli już wewnętrznie zniewoleni. W sposób całkowicie dobrowolny złożyli swą wolność u stóp Inkwizytora, gdyż ten przekonał ich, że wolność związana z odpowiedzialnością jest dla nich za trudna. Że najlepszym wyjściem jest rezygnacja z wolności – i to koniecznie przez wszystkich razem, aby mógł zaistnieć argument w postaci stwierdzenia: „Wszyscy tak robią”. „Najbardziej to męczący i nieustanny frasunek człowieka – mówił do Chrystusa Wielki Inkwizytor – mając wolność szukać czym prędzej tego, przed kim można się pokłonić. Lecz pokłonić się chce człowiek przed tym, co już jest niewątpliwe, tak niewątpliwe, aby wszyscy ludzie od razu zgodzili się na wspólny pokłon. Albowiem frasunkiem tych nieszczęsnych istot jest nie tylko szukanie tego, komu by się ten lub ów mógł pokłonić, lecz znalezienie tego, w którego by wszyscy uwierzyli i wszyscy mu się pokłonili, i to koniecznie wszyscy razem. Właśnie ta potrzeba powszechności pokłonienia się jest najistotniejszą męką każdego poszczególnego człowieka i całej ludzkości od zarania wieków”.
Inkwizytor nie miał najmniejszych wątpliwości: ostatni tryumf będzie tryumfem zniewolenia ludzi – zwanych przez niego pogardliwie „trzodą” – poprzez wielopostaciowe kłamstwo, występujące na kształt symfonii składającej się z wielorakich wątków. „Trzoda znowu się zbierze i znowu ulegnie, tym razem na zawsze. Wówczas damy im ich pokorne szczęście słabych istot, jakimi są z przyrodzenia. O, przekonamy ich na koniec, że nie powinni być dumni, albowiem Tyś to ich podniósł i nauczył dumy; udowodnimy im, że są słabi, że są tylko politowania godną dzieciarnią, że przecie szczęście dziecięce jest najsłodsze. Onieśmielimy ich i będą na nas spoglądać i garnąć się do nas, jak pisklęta do kwoki. Będą nas podziwiać i pysznić się nami, że jesteśmy tak potężni i mądrzy, iż mogliśmy ugłaskać tak krnąbrne tysiącmilionowe stado. Będą drżeć przed naszym gniewem, ich umysły spokornieją, oczy będą skore do łez jak oczy dzieci i kobiet, ale równie będą skorzy, gdy damy im znak do śmiechu i wesela, do pogodnej radości i błogiej dziecięcej piosenki. Zmusimy ich do pracy, tak, lecz w godzinach wolnych od pracy urządzimy im życie niby dziecięcą zabawę z dziecięcymi śpiewami, chórem, z niewinnymi pląsami. O, pozwolimy im nawet na grzech, słabi są i bezsilni, i będą nas kochali jak dzieci, za to pozwolimy im grzeszyć. Powiemy im, że każdy grzech, który popełniony będzie z naszego przyzwolenia, będzie odkupiony; pozwolimy im grzeszyć dlatego, że ich kochamy, karę zaś za te grzechy przyjmiemy już na siebie. I przyjmiemy zaiste na siebie, i będą nas ubóstwiać jako dobroczyńców, którzy chcą odpowiadać za ich grzechy przed Bogiem. I nie będą mieli przed nami żadnych tajemnic. Będziemy im pozwalać lub zabraniać żyć z żonami i kochankami, mieć lub nie mieć dzieci – stosownie do ich posłuszeństwa – i będą nas słuchać z radością i uciechą. Najbardziej męczące tajemnice ich sumienia – wszystko, zaiste wszystko nam zawierzą, my zaś wszystko rozstrzygniemy, i uwierzą w nasze wyroki z radością, albowiem uwolnią ich one od wielkiej troski straszliwych mąk osobistego i swobodnego rozstrzygania”.
Trudno o większy cynizm ze strony Wielkiego Inkwizytora. Trudno też o większy cynizm współczesnych inkwizytorów, prawdziwych władców ludzkich dusz i zniewolonych umysłów. Dodajmy: umysłów zniewolonych na mocy własnej decyzji, gdyż opowiadających się za życiem „łatwym lekkim i przyjemnym”, a nie za wolnością domagającą się odwagi niezależnego i uczciwego myślenia. Wolnością, której fundamentem jest prawe sumienie, związane z gotowością pójścia pod prąd. Cynizm nie chce otwarcie pokazywać swego przerażającego oblicza. Lepiej jest tworzyć przekonanie, że wszystko jest dobrze, a na pewno przyjemnie. I że może być jeszcze przyjemniej. Byle tylko nie było miejsca na obiektywną, choć niekiedy trudną – bo wymagającą – prawdę.
Obchodzimy dzisiaj czwartą rocznicę smoleńskiej tragedii. Patrząc na dzieje Chrystusa i na odsłonięty przez Dostojewskiego mechanizm zniewalania, odnosimy wrażenie: to już wszystko było – ów przedziwny alians wyrachowanych polityków, ciasnych umysłowo fanatyków, sceptyków, tchórzy, zdrajców i cyników. To przecież jeszcze przed Smoleńskiem robiono w naszych mediach wiele, aby obrzydzić i ośmieszyć wybranego bezpośrednio w sposób demokratyczny prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Robiono z niego pijaka i człowieka o niezbyt wysokich intelektualnych lotach. Po śmierci, przez krótki tylko moment można było mówić, że był to najbardziej wykształcony spośród prezydentów III RP, wysokiej klasy profesor i wspaniały dydaktyk, a przy tym niezwykle ciepły człowiek, kochający mąż i ojciec. Dzisiaj, w świetle wydarzeń dziejących się na Ukrainie, widzimy szczególnie wyraźnie: również prawdziwy mąż stanu, umiejący nie tylko wnikliwie oceniać aktualną sytuację polityczną, ale także tworzyć adekwatne dla niej rozwiązania.
Współczesnym inkwizytorom chodziło o to, by nie było w Polsce zbyt wielu ludzi, którzy by się z nim jako głową państwa mogli utożsamić, a kiedy trzeba: bronić. I to się im w dużej mierze udało. Dzisiaj natomiast dbają o jedno – by nie kultywować pamięci o prezydencie Lechu Kaczyńskim i pozostałych ofiarach tragedii smoleńskiej, bo byłaby to, jak szyderczo wyraził się jeden ze znaczących współczesnych polityków, budząca wstręt „nekrofilia”. Równocześnie pojawiały się głosy, że to właśnie prezydent jest odpowiedzialny za katastrofę, domagając się lądowania w Smoleńsku za wszelką cenę. Później trzeba było stwierdzić, że to nieprawda. Ale nikt z tych, którzy szerzyli tę kłamliwą pogłoskę, nie uderzył się w piersi.
Boleśnie podważono także szacunek, jakim w naszym narodzie zawsze cieszyła się polska armia. Z generała Andrzeja Błasika uczyniono pijanego dowódcę, który sam zasiadł za sterami rządowego samolotu. Ta teza, sformułowana przez wysokich urzędników obcego państwa, była z lubością powielana w polskich mediach. Dopiero niedawno oficjalnie stwierdzono, że także ona jest wierutnym kłamstwem. Nikt jednak nie powiedział nawet jednego słowa „przepraszam”. Tymczasem i dla najbliższych generała Błasika, i dla wszystkich, którym drogi jest polski żołnierski mundur, była to prawdziwa trauma.
Traumę przeżyli również najbliżsi ofiar, gdy doszło do otwarcia niektórych przywiezionych z Moskwy trumien. Pozamieniane ciała, często niedbale złożone, ze strzykawkami i innymi narzędziami wewnątrz nich. To nie niechlujstwo – to szyderstwo. Szyderstwo wobec tych, którzy jako najwyżsi przedstawiciele państwa polskiego udali się do Smoleńska, aby upomnieć się o pamięć o Katyniu w 70. rocznicę zbrodni dokonanej na polskich oficerach. Prawdę jakże zmaltretowaną, zagłuszaną, przeinaczaną, wyrywaną przez kłamstwa z polskich dusz.
Tragedia tych ludzi, którzy cztery lata temu zginęli pod Smoleńskiem, stała się bolesnym przedłużeniem tragedii Katynia. Stała się – i trwa nadal. Teraz poprzez to, co można by raz jeszcze nazwać „odmową pamięci”. Odmowa ta przyjmuje kształt głośnego i, niestety w wielu miejscach skutecznego, „nie” dla pomników i nazw ulic czy mostów, które pragnie obdarzyć się imieniem prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wystarczy wspomnieć tutaj Warszawę, Bydgoszcz i Ostrów Wielkopolski. Teraz, jak wiemy, kolej przyszła na Łódź. Jakżeż bolesne jest przy tym to, że owo „nie” płynie do społeczeństwa najczęściej ze strony środowisk, które prowadziły propagandę ośmieszania i wyszydzania Prezydenta jeszcze przed Smoleńskiem, a potem czynnie włączyły się w walkę z krzyżem w przestrzeni publicznej naszego narodu i państwa.
Drodzy Siostry i Bracia!
W czwartą rocznicę smoleńskiej tragedii gromadzimy się tutaj, w łódzkiej katedrze, na eucharystycznej ofierze. Stoimy wobec Chrystusowych słów i Chrystusowego Krzyża, na którym zawisł wyszydzony, opluty i poniżony przez wielkich ówczesnego świata jego Zbawiciel. Modlimy się o łaskę Bożego miłosierdzia dla ofiar tragedii smoleńskiej. Z tą modlitwą łączy się dzisiaj modlitwą za nas – o łaskę odwagi w dochodzeniu do prawdy i do życia w prawdzie. O to, abyśmy nie dali się zniewolić przez wielorakie, symfoniczne kłamstwo. O pełne wyjaśnienie przyczyn tragedii smoleńskiej – bo przecież tylko pełne jej wyjaśnienie pozwoli nam mieć poczucie, że żyjemy w naprawdę wolnym państwie. Modlimy się o to wszystko właśnie dlatego, aby nie spełniła się na nas – na naszym pokoleniu, na naszym państwie – przygnębiająca treść ostatniej zwrotki słynnej pieśni, autorstwa barda „Solidarności”, zmarłego dokładnie dziesięć lat temu Jacka Kaczmarskiego, zatytułowanej "Mury", gdzie jest mowa o śpiewaku, który:
„Patrzy na równy tłumów marsz
Milczy wsłuchany w kroków huk
A mury rosną, rosną, rosną
Łańcuch kołysze się u nóg…”.
Bez tryumfu prawdy będą bowiem ciągle rosły między nami trudne do pokonania mury, a naszym nogom coraz bardziej będzie ciążył przeklęty łańcuch zniewolenia przez kłamstwo, sceptycyzm, relatywizm i cynizm. Nasze najświętsze nadzieje wiążemy – dzisiaj i zawsze – z odważnym otwarciem się na Chrystusowe słowa: „Jeżeli trwacie w nauce mojej, jesteście prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę i prawda was wyzwoli” (J 8, 32).
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.