Afryce trzeba dać szansę – rozmowa z abp. Henrykiem Hoserem SAC
13 marca 2009 | 13:39 | Stanisław Tasiemski OP/ ju. Ⓒ Ⓟ
17 marca Ojciec Święty uda się w swą pierwszą podróż apostolską na kontynent afrykański. Odwiedzi Kamerun i Angolę. O problemach Czarnego Lądu i wyzwaniach przed jakimi staje tamtejszy Kościół mówi abp Henryk Hoser, ordynariusz diecezji warszawsko-praskiej, przez wiele lat misjonarz w Afryce.
KAI: Przeglądając statystyki dostrzegamy, że w Afryce Kościół rozwija się bardzo dynamicznie. Czy uzasadnione są tezy, mówiące, że jest to dla Kościoła kontynent nadziei?
Abp Henryk Hoser: Trzeba pamiętać, że jest to Kościół, który dojrzewa. W większości krajów dotarł on z ewangelizacją w drugiej połowie XIX wieku. Tak więc liczy niewiele ponad sto lat. W istocie jest to bardzo krótki czas. Można zauważyć, że w tym okresie nastąpił proces autonomizacji tego Kościoła również z punktu widzenia kadr. Ogromna większość biskupów to ludzie pochodzenia miejscowego. Zmniejszyła się również liczba misjonarzy, z tym że rzadziej przybywają oni obecnie z Europy, a częściej z Azji i Ameryki Południowej. Często są to członkowie zgromadzeń zakonnych, którzy pragną przeszczepić swój charyzmat również na grunt afrykański.
KAI: W Afryce na jednego kapłana przypada trzykrotnie więcej wiernych niż w Polsce. Jak funkcjonują parafie, jak możliwe jest prowadzenie misji ewangelizacyjnej?
– Ogromnie ważną rolę pełnią katecheci. Głoszą ewangelię, katechizują, organizują życie liturgiczne zarówno w głównych kościołach jak i w stacjach pomocniczych. Kościół afrykański opiera się głównie na apostolacie świeckich. Ważną rolę w ich przygotowaniu pełnią centra katechetyczne. Katecheci, pochodząc z danej wioski doskonale znają sytuację miejscową, potrafią się do niej dostosować i odpowiednio wyrazić przekaz ewangeliczny, również w formach niewerbalnych, poprzez całą kulturę muzyczną, literaturę. Sami układają teksty i melodie liturgiczne, dzięki czemu ludzie uważają je za swoje. Natomiast są to Kościoły przeraźliwie biedne. Zdolność nabywcza tamtejszej ludności jest niemal żadna, oddaje ona często owoce pracy swoich pól niemal za pół darmo. Kraje Czarnego Lądu padają łupem globalnego okradania, bezwzględnej eksploatacji. Pieniądze uzyskiwane ze sprzedaży ich produktów pozwalają jedynie na kupno najbardziej elementarnych artykułów takich jak buty, sól, nafta na oświetlenie domów. Warunki mieszkaniowe, higieniczne są często niesłychanie prymitywne. Obserwujemy ogromną zachorowalność i śmiertelność dzieci jak i dorosłych. Ludność jest nękana chorobami zakaźnymi, wirusowymi, bakteryjnymi i pasożytniczymi, powodującymi ogromne spustoszenie. Nie zapominajmy też o wpływie jaki na zdrowotność ma klęska głodu.
KAI: Ksiądz Arcybiskup zna doskonale pracę katolickich placówek służby zdrowia. Jaką rolę pełnią one w życiu krajów afrykańskich a także w dziele ewangelizacji?
– W wielu krajach afrykańskich mamy do czynienia z bankructwem państwa i jego struktur. W związku z tym, pomimo że związane z parafiami placówki służby zdrowia czy szkolnictwa stanowią mniejszość, to jednak ze względu na swoją skuteczność pokrywają większość potrzeb ludności. Na przykład stanowiąc 40 proc. struktury zaspokajają 60 proc. potrzeb ludności. Świadczy to, że w wielu wypadkach Kościół jest jedyną szansą ratunku dla tych ludzi, którzy często są opuszczeni, eksploatowani, arbitralnie aresztowani, pozbawiani gruntów. Kościół do działalności charytatywnej przywiązuje ogromne znaczenie. Jest ona bowiem narzędziem ewangelizacji, wypływając z bezinteresownej miłości bliźniego. Praca ta jest wykonywana po bardzo niskich kosztach. Mogę powiedzieć, że w ośrodku zdrowia, którego byłem dyrektorem, diagnostyka podstawowa i leczenie przez tydzień, kosztowały pacjenta 1 dolara. To są koszta niesłychanie niskie, pozwalające ludziom jednak choć trochę partycypować w kosztach rzeczywistych. Ma to spore znaczenie, bowiem jeśli otrzymują coś za darmo, nazbyt to cenią, uważając, że za darmo nic wartościowego dostać nie można.
Pragnę powiedzieć, że mit-legenda Matki Teresy powiela się w setkach konkretnych sytuacji, gdzie siostry, zgromadzenia zakonne często pracują heroicznie.
KAI: Afryka ma sporo powołań a zarazem istnieje problem ich właściwej formacji. Ksiądz Arcybiskup zna doskonale te sytuacje. Jakie wyzwania wydają się w tym kontekście najważniejsze?
– Kandydatów nie brakuje. Pierwszym zasadniczym zadaniem jest dokonanie właściwej selekcji. Trzeba bowiem pamiętać, że w obliczu panującej biedy powołanie kapłańskie czy zakonne jest też związane z perspektywą awansu społecznego. Mogą się więc zdarzać przypadki, gdzie nie ma motywacji religijnej, a kandydaci zgłaszają się jedynie ze względów utylitarnych. Tak więc w kontakcie osobistym trzeba wyłuskać to, co jest właściwym powołaniem, a i po tej selekcji mamy bardzo wielu kandydatów, których jest bardzo trudno utrzymać i zapewnić im wykształcenie na poziomie uniwersyteckim pierwszego cyklu. Potrzebują oni książek, komputerów, sal wykładowych, kaplic.
Obok problemów materialnych występuje też problem braku kadr. Po pierwsze – własnych wykładowców. Seminaria nie są w stanie utrzymać swoich profesorów na minimalnym poziomie, na jakim profesor musi żyć, żeby być w kontakcie z myślą teologiczną w świecie. Choćby książki, które w kontekście afrykańskim są czymś szalenie drogim. W wielu wypadkach nie ma możliwości kontaktu przez internet, bo nie ma przekaźników. Zatem pomoc dla misji powinna polegać np. na wysyłaniu profesorów na krótkie pobyty, wykłady gościnne (tzw. visiting professors), wysyłaniu książęk dla bibliotek, wysyłaniu wykształconych kadr medycznych.
Zajmują się tym m.in. pewne środowiska w Polsce. W Krakowie prof. Zbigniew Chłap z Wydziału Lekarskiego UJ organizuje wyjazdy lekarzy-specjalistów na krótkie pobyty, leczących czy operujących w sytuacjach przygotowanych przez lekarzy miejscowych, gdzie pacjent wymaga jednak wysokiej kompetencji lekarza z Polski. Zauważmy, że zmienia się oblicze misji. Dzisiaj nie wystarcza już sama gotowość i ciekawość egzotyki. Misja musi być bardzo dobrze przygotowana poprzez specjalistyczne szkolenia jakie mamy w Polsce na przykład w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie: przygotowanie językowe a także przygotowanie rzeczowe, pozwalające przejść z tej pierwszej fazy zafascynowania egzotyką do poczucia codzienności.
KAI: Różne organizacje międzynarodowe na terenie państw rozwijających się pod pozorem walki z ubóstwem czy epidemii AIDS nachalnie propagują antykoncepcję. Jakie zadania w związku z tym stają przed duszpasterstwem rodzin w Afryce?
– Antykoncepcję propaguje się w Afryce zarówno pod pozorem walki z AIDS jak i bez żadnych pozorów, uznając, iż receptą na różne problemy Czarnego Lądu jest zmniejszenie liczby mieszkańców tego kontynentu. Przypomnijmy, że zaludnienie jest w Afryce niesłychanie niskie i na 1 km² przypada tam około 30 osób. Spadek liczby urodzin nie jest więc środkiem, który mógłby rzeczywiście doprowadzić do redukcji ubóstwa. Trzeba pamiętać, że człowiek zanim stanie się konsumentem jest najpierw producentem. Afryka jest zdolna się wyżywić, a nawet eksportować żywność, o ile da się jej możliwości rozwoju. A tych szans ona często nie otrzymuje.
KAI: Jak Afrykańczycy postrzegają tę politykę organizacji międzynarodowych?
– Na naszym kontynencie nurty te są niejako ukryte w nowej, postmodernistycznej kulturze, która wydaje się być kulturą spontaniczną. Tymczasem ta zmiana mentalności jest zdalnie sterowana i to bardzo jasno wychodzi w Afryce, gdzie wspomniane programy są propagowane bez zawoalowania i z użyciem ogromnych środków. Ich celem jest lansowanie antykoncepcji prowadzącej do zatomizowania społeczeństwa. Afryka stworzyła kulturę wspólnoty, całą sieć relacji międzyludzkich i ich porwanie, tworzenie środowiska anonimowego, ludzi żyjących w krótkotrwałych i przypadkowych związkach, to śmiertelne zagrożenie dla Afryki. Rozprzestrzenianie się na tym kontynencie AIDS spowodowane jest rozkładem więzi społecznych, mnożeniem partnerów seksualnych, co powoduje zwiększenie złośliwości wirusów, a wszystko to w bardzo kiepskich warunkach higienicznych. Powoduje to niezwykle szybkie rozprzestrzenianie się wirusa HIV, tym bardziej, że nie wszyscy mają dostęp do nowoczesnych środków leczenia choroby. Przypominam, że powodują ją określone zachowania seksualne, generowane przez politykę organizacji międzynarodowych, które ponoszą ogromną odpowiedzialność za to, co dzieje się dziś w Afryce. Niestety mają w tym swój udział niektóre agendy ONZ.
KAI: Księże Arcybiskupie! Jakie znaczenie ma dla kontynentu afrykańskiego hasło Synodu? Jaką rolę może odegrać Kościół w jednaniu społeczeństw, plemion, rodzin?
– Mówiąc o temacie zbliżającego się II Zgromadzenia Nadzwyczajnego Synodu Biskupów dla Afryki, którego temat brzmi „Kościół w Afryce w służbie pojednania, sprawiedliwości i pokoju” warto go porównać z tematem poprzedniego Synodu dla Afryki, który odbył się w Watykanie w 1994 r (10 kwietnia – 8 maja). Obradowano wówczas pod hasłem: „Kościół w Afryce, jego misja ewangelizacyjna w perspektywie roku 2000. Będziecie moimi świadkami”. Brałem w nim udział jako ekspert w dwóch dziedzinach: apostolstwa rodzin oraz rozwoju.
O ile pierwszy z synodów afrykańskich był skoncentrowany na ewangelizacji bezpośredniej i badał dojrzałość młodych Kościołów afrykańskich, to obecny, obradujący po 15 latach będzie się koncentrował na zagadnieniach sprawiedliwości i pokoju ale również pojednania ze wzglądu na endemiczne i chroniczne konflikty w wielu krajach Czarnego Lądu a także pogłębiające się biedę i chaos tego kontynentu. Będzie to okazja do przyjrzenia się sytuacji, ale również zastanowienia się nad źródłami istniejących napięć i możliwościami wyjścia z tego, co stanowi cierpienie milionów ludzi, mieszkańców tego kontynentu. Jest to więc zmiana akcentu na sprawy społeczne, polityczne, gospodarcze, z których wynika trudna sytuacja Czarnego Lądu. Myślę, że to bardzo dobre dopełnienie tamtego, pierwszego Synodu dla Afryki, dlatego, że ewangelizacja na misjach zawsze szła w parze z wysiłkiem na rzecz rozwoju ludów i narodów.
KAI: Konflikty na kontynencie afrykańskim mają bardzo zróżnicowane podłoże. Dlaczego nieustannie do nich dochodzi, nawet w krajach względnie dostatnich i niegdyś stabilnych?
– W każdym z nich mają swój udział zarówno czynniki gospodarcze, etniczne jak i polityczne. Przypomnijmy, że Afryka jako kontynent weszła ostatnia w obieg światowej cywilizacji. Takie są też etapy ewangelizacji. Po pierwszym obejmującym północną część kontynentu w okresie Imperium Rzymskiego, z którym związane są postacie św. Augustyna, św. Cypriana, Tertuliana, wielkiej szkoły aleksandryjskiej, mnichów egipskich, Etiopii (gdzie do dzisiaj istnieje starożytny Kościół koptyjski), nastąpiły wieki stagnacji. Dopiero okres wielkich odkryć geograficznych rozpoczynający się na przełomie XV i XVI wieku przyniósł ewangelizację kolonii hiszpańskich i portugalskich na obrzeżach Afryki. W procesie tym uczestniczyły również inne kraje europejskie. Jednak etap ten nie miał głębszych korzeni. Obejmował jedynie miasta portowe i nie wnikał w głąb lądu. Dopiero ekspansja geograficzna, ekonomiczna Europy i epoka kolonialna w XIX wieku doprowadziły do pogłębienia działalności ewangelizacyjnej. Z tym okresem wiąże się również sztuczne wytyczenie granic, wzdłuż linijki, przez kongres berliński w 1885 roku.
Nie zapominajmy, że w Afryce nie było państw typu europejskiego, lecz istniały księstwa plemienne, kontakty utrzymywano jedynie z najbliższymi sąsiadami. Afryka nie miała świadomości, że należy do większej całości jaką jest świat i z tym światem nie utrzymywała żadnych kontaktów. Ten proces wchodzenia w obieg idei i wartości materialnych krajów bardziej rozwiniętych przyszedł bardzo późno, najczęściej w XIX wieku. By przekształcić Afrykę ze struktury plemiennej w strukturę nowoczesnego państwa trzeba by poświęcić znacznie więcej czasu, niż miało to miejsce. Jestem przekonany, że okres kolonialny trwał za krótko, żeby wykształcić kadry niezbędne dla samodzielnego kierowania nowoczesnym państwem. Metropoliom wiele się zarzuca, w tym eksploatację, która rzeczywiście miała miejsce. Pamiętajmy jednak, że dokonywały one również ogromnych inwestycji. Ten proces został przerwany na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, gdy na tle rywalizacji między Wschodem a Zachodem doszło do dekolonizacji. Kraje afrykańskie wykorzystywały tę walkę, wiązały się z jednym lub drugim obozem, niekiedy przechodząc z jednego do drugiego.
Afryka interesowała kraje „półkuli północnej” ze względu na posiadane surowce. Są to z jednej strony zasoby leśne – możliwość pozyskiwania drewna dla przemysłu papierniczego czy meblarskiego. Wiele krajów Czarnego Lądu posiada również bogate złoża mineralne: złoto, diamenty, ropę naftową… W związku z tym Afryka stała się przedmiotem eksploatacji ze strony koncernów międzynarodowych, których działalność bardzo trudno można kontrolować. To właśnie koncerny doprowadziły do jednostronnej eksploatacji bez inwestycji. Zjawisko to spowodowało coraz poważniejsze zadłużenie krajów afrykańskich, które nie są zdolne nie tylko do spłacenia długu, ale także narastających lawinowo odsetek.
Wytworzyła się grupa liderów tych państw, które Michel Schooyans z Katolickiego Uniwersytetu w Leuven określił mianem „kleptokracja”. Owi przywódcy, skorumpowani przez wielkie mocarstwa, a w coraz większej mierze przez koncerny żyli z łapówek, a uzyskane fundusze, przekraczające często dług zagraniczny owych krajów umieszczali na kontach w bankach szwajcarskich. Tymczasem ludność popadała w coraz większą nędzę. To, co zbudowano w okresie kolonialnym, zostało później zrujnowane. Dzisiaj w Afryce jest bardzo mało inwestycji, mieszkańcy kontynentu dotkliwie odczuwają brak bezpieczeństwa nie tylko osobistego ale i żywnościowego czy sanitarnego. Znoszą niebywałe cierpienia niekończących się bratobójczych wojen podsycanych z zewnątrz.
Często przywódcy grup zbrojnych za zyski ze sprzedaży surowców zakupują broń, by prowadzić dalsze walki, powiększać kontrolowany przez siebie obszar, na którym znajdują się bogactwa naturalne.
KAI: Zauważmy, że na te problemy społeczno-polityczno-gospodarcze nakładają się różnice religijne. Katolicy stanowią zaledwie 1/6 mieszkańców Afryki. Jak wyglądają relacje między wyznawcami poszczególnych religii czy odłamów chrześcijaństwa?
– Po pierwsze trzeba przypomnieć, że na Czarnym Lądzie istniały religie plemienne, naturalne. W większości uznawały one istnienie najwyższego boga, ale bardzo odległego. Natomiast w praktyce ten obszar duchowy, religijny zapełniały niezliczone bóstwa a zarazem duchy zmarłych przodków, które interweniują w życiu żywych, w życiu codziennym i właściwie determinują wszystkie jego szczegóły. Zarówno wypadki losowe szczęśliwe i nieszczęśliwe, choroby i śmierć, powodzenie jak i niepowodzenia. Wszystko w wyobraźni zbiorowej jest uwarunkowane interwencją duchów. Religia ta nie była w żaden sposób zracjonalizowana, nie była religią księgi, lecz określała ją tradycja oralna, przekazywana z pokolenia na pokolenie w ludzkiej pamięci. Nie miała ona struktury hierarchicznej ani też ustalonego kapłaństwa. Istotną rolę w codziennym życiu pełnili czarownicy, wróżbici do których zwracano się w celu rozwiązania problemów, wprowadzenia w pewne ryty. Były to religie bardzo słabe, osadzone w folklorze.
Afryka nie zbudowała wielkiej kultury materialnej, natomiast niesłychanie rozwinęła bogate, skomplikowane, shierarchizowane stosunki społeczne, kształtowane przez środowisko, tradycję, obszar na którym je nawiązywano, ale też wielowiekowe migracje wewnętrzne plemion. W ten świat wtargnął Europejczyk czy Arab nie tylko z wielkimi możliwościami ekspansji fizycznej – posiadający broń palną i szereg wynalazków – ale także z planami religijnymi, politycznymi i gospodarczymi.
Trzeba też przypomnieć o tragedii niewolnictwa. O ile wschodnie wybrzeże Afryki było terenem ekspansji tzw. esklaważystów arabskich, to zachodnie było eksploatowane przez europejskich handlarzy niewolników. Dostarczali oni ludzi młodych, zdrowych i silnych zarówno do Europy jak i na plantacje w Ameryce. To niesłychanie osłabiło potencjał demograficzny Afryki, która i tak była już przetrzebiona przez endemiczne choroby tropikalne.
W procederze tym mieli swój udział także miejscowi władcy, czerpiący korzyści z wyłapywania swych ziomków. Handel niewolników jest czarną plamą na Afryce. Zostawił ślad na dzisiejszej psychice Afrykańczyków, którzy mają świadomość, że byli przez wieki eksploatowani.
Wkroczenie bardzo silnych religii – islamu i chrześcijaństwa – zależało w znacznej mierze od mocarstw kolonialnych. Brytyjczycy propagowali anglikanizm, Niemcy protestantyzm, zwłaszcza luteranizm. Na terenach francuskich działał Kościół katolicki, ale nurty laicystyczne we Francji w XIX wieku spowodowały, że relacje między władzami a Kościołem nie były najlepsze.
W tamtym okresie nie było jednak wojen religijnych. Konfrontacje rozpoczęły się dopiero w epoce postkolonialnej. Związane były ze wzbogacaniem i emancypacją krajów arabskich, które przeznaczały ogromne środki na islamizację Afryki. Promotorem tego procesu była najpierw Libia, a obecnie Arabia Saudyjska. Kraj ten finansuje budowę meczetów, szkół islamskich, a także prowadzenie na wzór misjonarzy chrześcijańskich działalności charytatywnej.
Misje chrześcijańskie rozwinęły model klasyczny, polegający na ewangelizacji, tworzeniu parafii, wychowywaniu miejscowej hierarchii, tworzenie zgromadzeń zakonnych, rozwijaniu posługi charytatywnej, edukacyjnej czy też służby zdrowia. Kościół w Afryce pełni do dzisiaj te funkcje, które spełniał w Europie w okresie średniowiecza i później.
KAI: Jakie są szanse na jednanie wyznawców rożnych religii?
– Z moich doświadczeń dotyczących Afryki Środkowej, okolic źródeł Nilu mogę powiedzieć, że nie było otwartych konfliktów religijnych. Co więcej na nasze uroczystości – np. inaugurację parafii, czy poświęcenie kościołów – zapraszaliśmy również zwierzchników wspólnot muzułmańskich. I była to obecność, z zachowaniem wzajemnego szacunku. Obecnie trwające konflikty przybrały charakter niesłychanie groźny. Na przykład w południowym Sudanie arabska ludność pochodząca z północy kraju zwalcza nawet swych islamskich współwyznawców pochodzenia afrykańskiego. Jest to m.in. dramat Darfuru. Przecież większość osób w znajdujących się na pograniczu Czadu i Sudanu obozów dla uchodźców stanowią muzułmanie albo wyznawcy religii tradycyjnej.
Doszło do gwałtownego zaostrzenia sytuacji na północy Nigerii, gdzie pojawił się nurt fundamentalistyczny islamu i zaczęto prześladować chrześcijan, palić parafie, mordować ludzi. Nie zawsze spotykało się to z aktywnym przeciwdziałaniem władz.
Z drugiej strony chciałbym zaznaczyć, że Kościół katolicki jest w Nigerii niezwykle silny. Ma doskonale rozwiniętą strukturę, bardzo wielu biskupów, księży, sióstr miejscowych. Również w Wybrzeżu Kości Słoniowej doszło do spięć na tle religijnym, gdzie rebelia przyszła z północy – z krajów silnie zislamizowanych, Burkina Faso czy Mali. W tamtejszym konflikcie mamy do czynienia zarówno z czynnikiem religijnym jak etnicznym, politycznym.
KAI: Na ile pielgrzymka Benedykta XVI może wpłynąć na załagodzenie konfliktów? Dać nowy impuls w życiu tamtejszych Kościołów?
– To będzie pielgrzymka nadziei – zwrócenie uwagi na Afrykę. Zauważmy, że media niewiele albo nic nie piszą o Czarnym Lądzie. O ile przed kilkudziesięciu laty pisało się wiele, to praktycznie po tragedii Rwandy czyli po 1994 roku nad Afryką rozciągnięto zasłonę milczenia. Kontynent ten istnieje tylko w wyspecjalizowanych radiostacjach i prasie. Szeroko pojęta opinia publiczna nie ma orientacji w wydarzeniach afrykańskich, nie wie dlaczego jest tam aż tak źle.
KAI: Czym na tym tle wyróżniają się kraje, które odwiedzi Ojciec Święty – Angola i Kamerun?
– Kamerun nie jest teatrem gwałtownych starć, miał szansę żyć w pokoju, ale jest to kraj, który rozwija się bardzo powoli, znajduje się w stadium stagnacji. Natomiast Angola padła ofiarą wieloletniego konfliktu zbrojnego, który wyniszczył ją ludnościowo i gospodarczo. Podziały nadal się utrzymują i sprawiają, że również ten kraj się nie rozwija. A jeśli już to chaotycznie, czego przykładem stolica – Luanda. Ludzie opuszczają wieś i udają się do niej z mirażem wielkiego miasta. Koczują potem w bardzo złych warunkach sanitarnych.
Można więc powiedzieć, że są to kraje, którym Ojciec Święty przynosi nadzieję nie tylko dlatego, że jest najwyższym autorytetem moralnym na świecie. Także dlatego, że sprawi, iż przez krótki choć czas reflektory całego świata skierowane będą na kontynent afrykański.
Chciałbym powiedzieć, że pomimo trudnych warunków i ogromnego cierpienia milionów Afrykańczyków ten Kościół rośnie, wierzy w życie i w to, że promotorem misji jest Duch Święty.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.