Amerykanie mają moralną i polityczną powinność odbudowy Iraku
14 listopada 2010 | 16:31 | Rafał Łączny, Krzysztof Gołębiewski (KAI)/ms Ⓒ Ⓟ
Arcybiskup Louis Sako, chaldejsko-katolicki arcybiskup Kirkuku w wywiadzie dla KAI podkreślił, że chrześcijanie w Iraku potrzebują duchowego i moralnego wsparcia chrześcijan z Zachodu, a także konkretnych projektów charytatywnych. Arcybiskup Sako gości w Polsce na zaproszenie Stowarzyszenia „Pomoc Kościołowi w Potrzebie” w związku z obchodami II Dnia Solidarności z Kościołem Prześladowanym. Jego tegorocznym tematem był właśnie Irak.
Publikujemy pełną treść wywiadu z abp. Louisem Sako, chaldejsko-katolickim arcybiskupem Kirkuku.
KAI: W Kościele w Polsce po raz drugi obchodzimy Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym. W tym roku Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie chce skierować uwagę na prześladowanych chrześcijan w Iraku. Jak ksiądz arcybiskup ogólnie ocenia sytuację w tym kraju?
– Sytuacja jest bardzo poważna i bolesna. Brak widoków na przyszłość, nikt nie wie, co przyniesie dzień jutrzejszy. Ludzie żyją więc w strachu i w wielkim niepokoju, zwłaszcza w dużych miastach, w których nie ma kontroli ze strony rządu, np. w Bagdadzie, Mosulu, Kirkuku, ostatnio też w Basrze. Rząd jest bardzo zajęty tworzeniem nowych władz, toczy się walka między różnymi listami, które zdobyły najwięcej głosów. Od ośmiu miesięcy nie ma rządu. A wojsko i policja są bardzo słabe, nie przechodzą odpowiednich ćwiczeń, nie mają broni, nie są wystarczająco wyszkolone, aby chronić ludzi. Granice nie są strzeżone, istnieje poważne zagrożenie kraju ze strony państw ościennych.
Wszystko to budzi wielkie obawy. Dotyczy to wszystkich Irakijczyków, ale obecnie przede wszystkim chrześcijan. Ta skłonność do stosowania przemocy popycha ich do ucieczki i szukania schronienia na północy Iraku, gdzie jest bezpiecznie, ale nie mogą tam odprawiać nabożeństw, nie ma pracy ani środków do życia. Wyjeżdżają też z kraju, szukając miejsc, gdzie mogliby żyć bezpiecznie oraz wychowywać swoje dzieci w sposób godny i niezawodny.
Tak więc wszystko to stanowi wielkie wyzwanie dla Kościoła. Jeśli chrześcijanie opuszczą te ziemie, skończy się ich obecność tutaj, ich świadectwo w kraju o większości muzułmańskiej. Co robić, aby zachować całe to wielkie dziedzictwo dwóch tysięcy lat, liturgii, mistyki, duchowości, te miejsca święte, kościoły, klasztory z V, VI, VII wieku, cały wielki ciąg męczenników, sanktuariów… Wszystko to idzie z nami przez całą naszą historię.
Dlatego prosimy naszych braci chrześcijan z Zachodu, aby pomogli nam, przede wszystkim duchowo i moralnie i w ten sposób podtrzymali nas, chrześcijan na tych ziemiach. Chodzi także o dzieła miłosierdzia wobec uchodźców, aby w nowych miejscach zamieszkania mogli przeżyć, znaleźć pracę, schronienie, opiekę zdrowotną. Obecnie w wielu wioskach i obozach, w których żyją, nie ma prądu elektrycznego, potrzebne są więc prądnice. Potrzebujemy różnych małych projektów, gdyż Irak jest krajem bogatym i w miarę jak będzie wzrastało w nim bezpieczeństwo, nie będziemy tego wszystkiego potrzebowali. Może nawet my będziemy pomagali innym.
KAI: W ostatnich dniach dochodziły do nas niepokojące informacje o atakach na chrześcijan, w których zginęło wielu naszych braci i sióstr. Czy można było uniknąć tych tragedii, jak np. w katedrze syryjsko-katolickiej w Bagdadzie?
– Bardzo łatwo było chronić te kościoły, gdyż znajdują się one w strefie mocno strzeżonej. Moim zdaniem, był to atak bardzo dobrze zorganizowany, gdyż najpierw wybuchł samochód-pułapka, potem zaczęli strzelać strażnicy, którzy przybyli, aby rzucić bomby. Uważam, że rząd mógł i powinien interweniować, nie wiem, czy nie zrobił tego ze strachu czy też pozwolił, aby do tego doszło, bo chciał to wykorzystać w celach politycznych. Naprawdę nie wiem, dlaczego do tego doszło, stawiam wielki znak zapytania.
KAI: Z tego, co ksiądz arcybiskup mówi, wynika, że chrześcijanie nie mogą liczyć na żadne wsparcie. Jak wyglądają wasze stosunki z władzami Iraku?
– Trzeba powiedzieć, że rząd ma naprawdę dobrą wolę, a jego członkowie są otwarci na nasze potrzeby, ale są słabi i boją się. Wielu ministrów jest atakowanych, niektórzy nawet giną. Aby strzec kościołów, wypracowano już pewną praktykę, można wysłać policjantów i żołnierzy, ale ochrona ludzi nie jest już taka prosta. Stosunkowo łatwo jest chronić pojedyncze osoby, ale z większymi grupami jest już znacznie trudniej. Chrześcijanie żyją w niewielkich grupach wszędzie, a zaatakowanie grupy ludzi, jak to było w kościele w Bagdadzie, gdy na mszy zgromadziło się wielu wiernych, jest stosunkowo proste. W tym kościele zginęło 58 osób, a 67 odniosło rany – to wielka tragedia. Rząd powinien usuwać takie zagrożenia i natychmiast interweniować w obronie chrześcijan.
Trzeba jednak pamiętać, że w Iraku jest wiele podziałów: sunnici, szyici, partowie – ich żołnierze, milicjanci, policja – to wszystko jest głęboko zróżnicowane. Nie ma w tym profesjonalizmu, ale taka jest rzeczywistość. Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że wkrótce powstanie nowy rząd. Wielka odpowiedzialność moralna spada tutaj na Amerykanów, którzy winni pomóc Irakowi w utworzeniu silnego rządu, aby kraj nie pogrążał się w chaosie, pomóc chronić ludzi, aby nie uciekali z kraju.
KAI: Trzeba chyba postawić podstawowe pytanie: dlaczego w Iraku prześladuje się chrześcijan?
– Są trzy główne powody. Przede wszystkim chodzi o fundamentalistów islamskich, którzy nie chcą mieć koło siebie innych. Dotyczy to także tych grup muzułmańskich, które nie zgadzają się z nimi, toteż również chcą się ich pozbyć. Fundamentaliści uważają chrześcijan za zasymilowanych z judaizmu i uważają, że całe nieszczęście chrześcijan bierze się z Zachodu.
Następnie obawiają się, że mogą stracić swą tożsamość muzułmańską, jeśli do świata islamu wedrze się cały ten mechanizm z Zachodu, który ich zdaniem jest pozbawiony wartości. Myślą w ten sposób, oglądając np. różne zachodnie programy telewizyjne. Uważają, że rozum chrześcijański jest zepsuty, a religia nie bardzo pasuje do panującej na Zachodzie moralności. My oczywiście nie jesteśmy zasymilowani z chrześcijanami zachodnimi, ale oni powołują się na dowody lub wersety z Koranu, które są antychrześcijańskie. Na przykład sura „ at-Tauba” [Skrucha; 9. z kolei – KAI] głosi, że chrześcijanie wyznają wielobóstwo, są niewierni, zafałszowali Ewangelię itp.
Z drugiej strony są tam również wersety dobre, korzystne dla chrześcijan, np. sura „ al-Maida”[Stół zastawiony; 5]. Fundamentaliści wykorzystują sury przeciw chrześcijanom, podczas gdy muzułmanie umiarkowani wyszukują fragmenty sprzyjające nam. Sądzę, że trzeba pomagać tym ludziom, aby na nowo odczytywali teksty koraniczne, mówiące o dobrych stosunkach z chrześcijanami, ukazywać kontekst historyczny tych tekstów, jednym słowem – zachęcać muzułmanów do egzegezy Koranu razem z chrześcijanami.
Trzeba z kolei wspomnieć o kryminalistach islamskich, którzy dopuszczają się swych czynów dla pieniędzy. Dla nich na szczeblu religijnym zaatakowanie i zabicie chrześcijanina jest czymś dobrym, gdyż jest to niewierny. Również zagarnięcie jego własności jest czymś dobrym, ponieważ nie jest on muzułmaninem. Dokonują więc wyraźnego rozróżnienia między muzułmanami a chrześcijanami.
Ale uczciwie trzeba powiedzieć, że nie wszyscy wyznawcy islamu zgadzają się z takim punktem widzenia. Zwykli ludzie są dzielni, nawet jeśli uważają, że chrześcijanie to coś mniej niż muzułmanie, gdyż według nich islam jest religią Boga, pełną religią. Można powiedzieć, że wykazują oni sympatię do nas.
Następnie trzeba wymienić politykę, która traktuje chrześcijan instrumentalnie i chce ich kontrolować.
KAI: Jak ocenia ksiądz arcybiskup relacje katolików z muzułmanami? Czy w ogóle one istnieją?
– Istnieją stosunki chrześcijańsko-muzułmańskie na szczeblu ludzkim i społecznym, istnieje dialog życia między wyznawcami obu religii, także teologiczny, choć bardzo ograniczony. Aby go prowadzić, trzeba być na tym samym poziomie, poszukiwać wspólnie, odważnie, szczerze, gdzie jest prawda, nie po to, aby zwyciężyć drugą stronę, aby pokazać, kto ma słuszność, czyja racja jest lepsza, ale aby zobaczyć, czym jest prawda, jakie są punkty pozytywne. Trzeba też uznawać odważnie i szczerze różnice między obu religiami, aby dostrzec, kim jesteśmy, że się różnimy.
Myślę, że jedynym sposobem jest dialog z przywódcami religijnymi islamu. Jest to bardzo trudna sprawa, gdyż w religii tej nie ma jednego kierownictwa. O ile w kontaktach z szyitami mamy do czynienia z jedną władzą oficjalną, to z sunnitami jest gorzej, gdyż oni nie mają takiego ośrodka kierowniczego.
Ale trzeba też prowadzić odważny dialog z przywódcami politycznymi, aby móc im powiedzieć, że chrześcijanie są takimi samymi obywatelami ich krajów jak muzułmanie. A zatem obywatelstwo jest podstawą na płaszczyźnie religijnej.
Zakończone kilka tygodni temu zgromadzenie specjalne dla Bliskiego Wschodu Synody Biskupów miało na celu właśnie wsparcie chrześcijan tego regionu, aby tam pozostali, a także zaproszenie muzułmanów do pokojowego i zgodnego współżycia, do wzajemności w stosunkach chrześcijańsko-islamskich, do dawania wspólnego świadectwa i do zachowania dziedzictwa dwóch tysięcy lat obecności chrześcijan w tych krajach. Dziedzictwo to wzbogaca również muzułmanów, toteż trzeba widzieć tę mozaikę kultur, religii, języków, którą tak łatwo jest zniszczyć, podobnie jak wszystkie te kraje. Chrześcijanie wiele dali islamowi i krajom arabskim, byli głównymi postaciami literatury arabskiej, także w czasach dynastii Abbasydów [panowała od połowy VIII do połowy XIII w. w Kalifacie Bagdadu – KAI]. Zarządzali oni wieloma wysokimi urzędami na dworach władców islamskich, wnieśli wielki wkład w narodziny i rozwój systemu szpitalnictwa, opieki zdrowotnej i medycyny, kultury, w rozwój społeczeństwa, byli budowniczymi ustrojów tych krajów, inżynierami, profesorami wyższych uczelni, intelektualistami, a prowadzone przez nich szkoły i uniwersytety wykształciły też wielu muzułmanów.
Uważam, że dziś trzeb strzec tego dziedzictwa i wkładu chrześcijan do rozwoju tych ziem i państw.
KAI: Czy sytuacja chrześcijan w czasach reżimu Saddama Hussajna była przynajmniej nieco lepsza od obecnej?
– Wtedy było poczucie bezpieczeństwa, ale nic poza tym. Nie było wolności sumienia, wypowiedzi, formacji, podróżowania. Ludzie byli niewolnikami reżimu, wszystko było kontrolowane przez państwo tak w Polsce w czasach komunizmu. Chrześcijanie byli bezpieczni, mieli nawet wolność praktykowania swej wiary, ale tylko w murach świątyń czy swoich domów, mogli tworzyć grupy, wydawać czasopisma, książki, ale wszystko to było mocno kontrolowane przez państwo. Dziś mamy pełną swobodę słowa, możemy drukować, co chcemy, mamy nawet dwie stacje telewizyjne, radio chrześcijańskie, możemy podróżować, krytykować władze. Istnieją chrześcijańskie partie polityczne, których przedstawiciele są w rządzie, mamy pięciu deputowanych w parlamencie irackim; nasi współwyznawcy służą w wojsku i policji. Brakuje tylko poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji i nie wiadomo, kiedy to nastąpi.
KAI: Wiele krajów europejskich jest gotowych na przyjęcie chrześcijańskich uchodźców z Iraku. Czy w obecnej sytuacji chrześcijanie powinni pozostać w Iraku czy emigrować?
– Nie, oczywiście, że nie chcemy, aby wyjeżdżali, chcemy, aby tam pozostali. Daliśmy wiele temu krajowi i nadal mamy mu co ofiarować. Mamy tu do spełnienia określoną misję i muzułmanie oczekują od nas świadectwa, choć nieco innego od ich. Zostałem niedawno zaproszony do telewizji, gdzie mówiłem o przebaczeniu, że trzeba sobie nawzajem przebaczać, że jest to silniejsze niż wysuwanie żądań, a tym bardziej niż zemsta. I po tej mojej wypowiedzi dzwoniło do mnie wielu muzułmanów, którzy wyrażali wdzięczność za te słowa, ponieważ usłyszeli o przebaczeniu.
Nie pochwalamy emigracji. Uważamy, że ta ucieczka z Iraku jest wyzwaniem dla nas. Kraje zachodnie głośno reklamują te przyjazdy, ludzie wyjeżdżają, a kraj opróżnia się z chrześcijan. Lepiej jest pomagać im, nie zachęcając do emigracji, ale naciskając na rząd iracki, aby wszędzie zapewnił bezpieczeństwo chrześcijanom, aby przestrzegał praw człowieka, pomagać za pośrednictwem małych projektów społecznych, usług – one kosztują mniej niż wyjazdy chrześcijan z kraju.
Należy też pamiętać, że nasi rodacy, gdy się znajdą na obczyźnie, mają duże trudności w zintegrowaniu się z miejscowymi społecznościami, w opanowaniu miejscowych języków, mentalności, zwyczajów, systemu wartości. Wiadomo, że w Iraku, jak zresztą na całym Bliskim Wschodzie, wielką wartość ma rodzina, poczucie wspólnoty, podczas gdy na Zachodzie przeważa indywidualizm, na czym wiele traci rodzina. Trzeba więc strzec naszej obecności, naszego kraju, historii, świadectwa, misji. To prawda, że nie możemy w naszym kraju głosić Ewangelii, ale jest wiele sposobów dawania świadectwa, są dobrze opracowane programy religijne w mediach.
KAI: Co zrobić, aby powstrzymać exodus wyznawców Chrystusa z Iraku?
– To oczywiste, że gdy ktoś czuje się zagrożony, nie możemy mówić mu: nie wyjeżdżaj, ale musimy pomagać uchodźcom z krajów sąsiednich. Gdy pewnego dnia będziemy mieli silny rząd i będzie poczucie bezpieczeństwa, będą oni mogli powrócić do stron rodzinnych, do swych domostw, postaramy się znaleźć im pracę. Uważam, że należy wspierać tych chrześcijan, także moralnie. Gdy np. jest zamach na świątynię, trzeba iść w marszu protestacyjnym, organizować manifestacje poparcia dla poszkodowanych, także po to, aby przemówić do sumienia samych terrorystów, aby pokazać, że chrześcijanie nie są izolowani i zapomniani. Ważną rolę odgrywa też miłość chrześcijańska – Caritas Christiana, gdyż – jak pisze św. Paweł – gdy jeden członek ciała cierpi, cierpi całe ciało. Powstaje wówczas odczucie, że wszyscy chrześcijanie czują się solidarni ze swymi braćmi i siostrami przeżywającymi trudności.
KAI: Czy to dobry pomysł, aby dla chrześcijan utworzyć specjalny region w Iraku? Mówił o tym po tragedii w Bagdadzie chaldejski biskup Shlemon Warduni.
– Nie sądzę, żeby to było słuszne. Zresztą on sam złożył też oświadczenie przeciwne takiej strefie. Ja osobiście mówiłem wielokrotnie, że taka strefa, bardzo upolityczniona, może stać się pułapką dla chrześcijan. Jest to bardzo niebezpieczne myślenie, ponieważ Arabowie są przeciw tego rodzaju tworowi, będącemu w istocie swoistym gettem chrześcijańskim, przy tym otoczonym przez innych, przez miliony Arabów, Kurdów i inne narodowości. Jak żyć w tych warunkach? To nielogiczne, to sztuczny projekt. Zresztą z samej istoty chrześcijanina wynika, że nie możemy żyć w jakimś getcie wyznaniowym, mamy być wszędzie.
Chrześcijanie mieszkają dziś w Basrze, Bagdadzie – w stolicy jest obecnie więcej naszych współwyznawców niż na Północy, gdzie miałby powstać ów region chrześcijański. Myślę więc, że ów plan, wspierany zresztą przede wszystkim przez chrześcijan irackich przebywających poza krajem, jest nierealny.
KAI: Czy sądzi ksiądz arcybiskup, że sytuacja chrześcijan w Iraku pogorszy się jeszcze po wyjściu z tego kraju wojsk koalicyjnych, szczególnie żołnierzy amerykańskich?
– Jestem o tym przekonany, zresztą nie tylko ja, wszyscy o tym mówią. Zacznijmy od pytania: po co Amerykanie tutaj weszli? Co tutaj zrobili? Jaki był ich cel? Zniszczyć kraj i tak go zostawić? W tej chwili nie mamy rządu. Władze są bardzo słabe, podobnie jak wojsko i policja. Jak chronić kraj, jak kontrolować jego granice? Oni stworzyli nowe myślenie, sekciarskie, w naszym kraju: szyici, sunnici, Kurdowie, Arabowie, Turkmeni, chaldejczycy itp. Moim zdaniem, jeśli Amerykanie stąd wyjdą, wybuchnie w kraju wojna domowa i ogólnie pogorszy się sytuacja wewnętrzna. Oni mają moralny, ale także polityczny obowiązek pozostania jeszcze w naszym kraju, odbudowy go, aby powstał on z kolan i aby narodziła się w nim demokracja i pluralizm. Trzeba ją umacniać i rozwijać, a nie uciekać stąd.
KAI: Ale obecność wojsk koalicyjnych nie może trwać bez końca. Nadejdzie taki dzień, że armia się wycofa.
– Nie mówię, że one mają tu pozostawać wiecznie. Uważam, że winny pozostać tak długo, jak długo kraj jest zniszczony. Mają pomagać odbudowywać Irak, pomagać przy pojednaniu narodowym, tworzeniu silnego, skutecznego rządu, czuwać nad bezpieczeństwem kraju, a także wyszkolić wojsko i zawodową policję. Jest to ich powinność moralna i polityczna. Nie powiedziałem, że nigdy nie powinni stąd wychodzić. Nikt przecież nie chce, aby jego kraj był zajęty przez innych, ale oni wszystko zniszczyli rozwiązali wojsko i policję, toteż muszą to odtworzyć stopniowo.
KAI: Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Rafał Łączny, tł. Krzysztof Gołębiowski (KAI)
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.