Będzie renesans Kościoła w Hiszpanii
17 kwietnia 2011 | 12:03 | pb, rl (KAI) / ms Ⓒ Ⓟ
O barwnych procesjach, które w Wielkim Tygodniu przemierzają ulice hiszpańskich miast opowiada w rozmowie z KAI Conrado Moreno, Hiszpan polskiego pochodzenia, znany z telewizyjnego programu „Europa da się lubić”.
Hiszpania od wieków słynie z barwnych obchodów Wielkiego Tygodnia. Na ile są to jeszcze obrzędy religijne, a na ile wyraz pewnej kultury, tradycji czy wręcz folkloru?
– W Polsce, co dla mnie jako Hiszpana jest niezwykłe i odkrywcze, skupiamy się na zmartwychwstaniu Chrystusa i śniadaniu wielkanocnym. Natomiast dla Hiszpanów najważniejszym świętem religijnym są procesje Męki Pańskiej w Wielkim Tygodniu. Zarówno w małych miasteczkach, jak i w wielkich miastach nie ma chyba osoby, która w nich by nie uczestniczyła. Odbywają się one na ulicach, natomiast w domach nie ma świątecznej atmosfery.
Procesje są wyrazem pielęgnowania hiszpańskiej tradycji. Folklor, o którym Panowie wspomnieli, jest wciąż żywy. Ludzie łączą się we wspólnym przeżywaniu.
Dla mnie najbardziej emocjonalną częścią procesji jest moment, w którym osoba obserwująca to wydarzenie (np. z balkonu) zaczyna spontanicznie śpiewać pieśń, zwaną saeta. Zdarza się to najczęściej w Andaluzji, na południu Hiszpanii. Ta pieśń nie ma ani z góry określonych słów, ani określonej melodii, po prostu płynie z serca osoby, która ją śpiewa. Dzieje się wtedy rzecz niesamowita: procesja zatrzymuje się, orkiestra, która jej towarzyszy, przestaje grać i wszyscy słuchają pieśni aż do końca.
Czy jest to pieśń typowo religijna, czy też może jakiś rodzaj flamenco?
– Należy ona do gatunku flamenco i to w jego najczystszej formie wyrażania emocji. Nigdy nie usłyszymy dwóch takich samych pieśni, bo zależy ona wyłącznie od tego, kto ją śpiewa. Najczęściej śpiewają kobiety. Mogą to robić także mężczyźni, choć rzadko się to zdarza.
Jak długo trwają przygotowania do procesji?
– Zaczynają się bardzo wcześnie, bo już na początku roku. Gdy parę lat temu spacerowałem wieczorem uliczkami Barrio de Santa Cruz (czyli Dzielnicy Świętego Krzyża) w Sewilli, ze zdumieniem zobaczyłem wychodzącą z kościoła grupę młodych mężczyzn, którzy na swoich barkach dźwigali ciężkie bele platform, używanych w procesjach. Choć był dopiero koniec stycznia, już przygotowywali się fizycznie do noszenia w Wielkim Tygodniu platform z ustawionymi na nich figurami. Po prostu trenowali! Musieli się zorientować, kto jakim krokiem chodzi, jak ustawić się według wzrostu, ile kto jest w stanie udźwignąć itp. Platforma waży kilkaset kilogramów, a może się zdarzyć, że nawet około tony. Musi więc być odpowiednia liczba osób, które ją niosą na swoich ramionach.
Czy używane są od lat wciąż te same figury?
– W procesji są niesione najważniejsze figury, znajdujące się w danym kościele. Wynosi się je z ich ołtarzy, zazwyczaj odgrodzonych od nawy metalową bramą, której furtka jest z tej okazji otwierana. Na czas świąt są one przyozdabiane w specjalne szaty. A w kościele Jesús de Medinaceli w Madrycie stoi figura sprowadzona do Hiszpanii przez zakon trynitarzy, dla której wierni przynoszą swoje włosy. Robi się z nich peruki dla Chrystusa, co jakiś czas zmieniane.
Najstarszy zabytek kultury hiszpańskiej w Polsce, co ciekawe również sprowadzony przez trynitarzy, jest właśnie kopią tej madryckiej figury i znajduje się w kościele Świętej Trójcy na Solcu w Warszawie. Raz w roku odbywa się tam Hiszpańska Niedziela na Solcu.
Czy oprócz Jezusa z krzyżem na ramionach, noszone są figury Matki Bożej i świętych?
– Tych figur jest bardzo wiele. Na mnie największe wrażenie robią zawsze figury Matki Bożej Bolesnej. Maryja nosi w Hiszpanii przeróżne wezwania. Np. patronką Madrytu jest Virgen de la Paloma. Jej uroczystość, przypadająca 15 sierpnia, jest świętem całego miasta, którego mieszkańcy ubierają się odświętnie, tańczą itp. Z kolei na południu Hiszpanii najbardziej czczona jest Virgen de Almudena. Ich figury są poruszające, wydaje się, że mają emocje wypisane na twarzy, wyraz bólu, silnych przeżyć. Są one oczywiście zabytkowe, mają długą historię.
Procesje są przygotowywane przez bractwa. Czy konkurują one ze sobą? Kto do nich należy: ludzie mieszkający na tej samej ulicy, należący do jednej parafii, wykonujący ten sam zawód?
– Po hiszpańsku nazywają się one cofradías. Przynależą one do parafii lub dzielnicy, ale zdarza się, że tworzy je jakaś rodzina, która z pokolenia na pokolenie przygotowuje procesje. Ich członkowie noszą w procesji długie szaty z kapturami.
Bractwa mogą się różnić wyglądem, kolorem szat, śpiewanymi pieśniami. Ale współzawodnictwa między nimi nie można porównać np. do rywalizacji klubów piłkarskich. Nie to jest sednem przynależności do nich. Liczy się intencja, którą najczęściej jest pokuta, albo prośba o uzdrowienie z choroby.
Moim zdaniem procesję Wielkiego Tygodnia można traktować jak pielgrzymkę. Bywa, że jej kilkunastokilometrową trasę pokonuje się boso. Dodatkowo niektórzy ciągną za sobą ciężkie łańcuchy. To niesamowite, że ta dawna tradycja pokutna pozostała do dzisiaj nienaruszona. Są też i tacy, którzy po drodze się biczują, kalecząc swoje ciała. To dlatego jako dziecko strasznie się tych procesji bałem. Przerażało mnie to widowisko.
Ale niektóre procesje wyglądają inaczej. W małym miasteczku, w którym mieszka moja babcia, z kościoła wynoszona jest bardzo skromna, malutka figura Matki Boskiej, ustawiana na ogromnej platformie. Całe miasteczko śpiewa wówczas tę samą pieśń. Jest to niezwykle wzruszające, ale i bardzo głębokie przeżycie.
Przyznaję jednak, że gdy się to widzi po raz pierwszy i tego nie rozumie, można odnieść wrażenie, że bierze się udział w jakiejś fieście, w czasie której ludzi się bawią i wspólnie coś przeżywają.
W Polsce podczas obchodów Wielkiego Tygodnia dominuje wyciszenie i nastrój powagi. Natomiast w Hiszpanii, mimo że uroczystości również mają wymiar pokutny, są jednak przeżywane w radości. Skąd się bierze ta różnica?
– Myślę, że Hiszpanie mają wielką potrzebę wyrażania na zewnątrz emocji. Zawsze są one szczere i głębokie, bez względu na to, czy radosne, czy smutne. To ludzi łączy. Oczywiście osobie wierzącej i praktykującej może wydać się dziwne to, że na poprzedzającej procesję Mszy św. kościół jest niemal pusty, nie ma w nim też młodych ludzi. A gdy procesja wyjdzie ze świątyni, okazuje się, że na ulicach czeka na nią całe miasto! Dla przybysza z Polski stanowi to niewątpliwie dysonans.
Może więc te procesje są już bardziej folklorem niż wydarzeniem religijnym?
– Na pewno są folklorem, ale nie sadzę, że tylko i wyłącznie. Być może siebie pocieszam, ale myślę, że wynika to również z potrzeby przeżywania wiary.
Czy obchody Wielkiego Tygodnia bardzo różnią się w zależności od regionu?
– Z najbardziej widowiskowych procesji – z najpiękniejszymi figurami, z największą liczbą uczestników – słynie Andaluzja. Ale w sumie są one bardzo do siebie podobne w całym kraju. Choć zdarzają się i oryginalne inicjatywy, jak np. procesje milczenia w Wielki Czwartek, w czasie których nie ma śpiewów, nikt nic nie mówi, wszystkich łączy cisza.
Jeśli chodzi o kolor szat, to dla Andaluzji charakterystyczne są intensywne barwy. W Sewilli tamtejsi encapuchados (członkowie bractw w kapturach) noszą biało-czerwone szaty. Z kolei w okolicach Madrytu dominuje fiolet. Saetas śpiewane są też głównie w Andaluzji, w innych częściach kraju – rzadziej.
Są też różnice kulinarne. Z tym, że Hiszpanie nie znają specjalnych dań na śniadanie wielkanocne, ani dzielenia się jajkiem. Mamy tylko pewien bardzo prosty i ubogi deser, który podaje się wyłącznie w czasie świąt Wielkiej Nocy. Nazywa się torrijas. Chleb, zazwyczaj stary, macza się w jajku lub mleku albo nawet w winie, smaży na patelni, po czym posypuje cynamonem lub cukrem.
Czy fakt, że te tradycje wielkotygodniowe wciąż trwają nie przeczy potocznej opinii o Hiszpanach jako jednym z najbardziej zlaicyzowanych społeczeństw w Europie? A z drugiej strony – skoro kościoły świecą pustkami, a na zewnątrz tłumy czekają na procesję – czy nie mamy tu jednak do czynienia z religijnością raczej szczątkową, bo wypraną z głębokiej wiary?
– Nie wiem. Ale gdy czasem porównuję młodych Polaków i młodych Hiszpanów, to widzę, że ich wrażliwość jest zupełnie inna. Nie chciałbym też stworzyć wrażenia, że nikt w Hiszpanii nie chodzi do kościoła, choć w porównaniu z Polską rzuca się w oczy wielka różnica. Czasem ją sobie tłumaczę tym, że Kościół w Hiszpanii praktycznie stanowił jedno z reżimem gen. Francisco Franco. W Polsce było zupełnie inaczej: Kościół w czasach komunistycznych był dla Polaków odskocznią, opozycją, nadzieją, pokazywał inny świat. Być może tutaj kryją się przyczyny obecnych różnic w stopniu religijności w obu krajach. Ale wszystko się zmienia. Coraz bardziej ewidentnie widać, że młodym Hiszpanom brakuje życiowych wzorców i w końcu zaczną ich szukać. Dlatego mam nadzieję, że Kościół w Hiszpanii będzie jeszcze przeżywał swój renesans.
Zresztą wielu księży wypracowało sposoby przyciągania młodych ludzi. Bywa, że ksiądz wychodzi z gitarą i śpiewa. Często odnoszę wrażenie, że Msze św. w Hiszpanii są niezwykle radosne, bliższe ludziom zgromadzonym w kościele…
Podczas najbliższego Światowego Dnia Młodzieży Hiszpania pokaże swoją religijność poprzez Drogę Krzyżową, wzorowaną właśnie na obchodach Wielkiego Tygodnia. Czy to znaczy, że taki sposób wyrażania wiary jest jednak bliski młodym ludziom w tym kraju? A jednocześnie czy młodzieży z innych stron świata tego typu procesja nie wyda się czymś obcym, będąc jedynie „atrakcją” pobytu w Madrycie, a nie wydarzeniem religijnym?
– Nie miałbym takich obaw. Hiszpanie są na tyle otwarci i bezpośredni, że nawet stanowiąc mniejszość uczestników ŚDM, będą świetnymi gospodarzami i będą świecili przykładem. Nawet gdyby dla innych hiszpańska wersja Drogi Krzyżowej była czymś zupełnie nowym i niespodziewanym, to nie zmienia się zasadniczy cel samego spotkania, jakim jest przeżycie duchowej przygody. A wtedy nawet nowa forma modlitwy, rozmowy z Bogiem będzie czymś bardzo wskazanym. Jestem przekonany, że ta procesja stanie się dla jej uczestników czymś niezwykłym. Procesje Wielkiego Tygodnia zawierają taki ładunek emocji, że przemawiają językiem zrozumiałym dla wszystkich ludzi wierzących. Strasznie żałuję, że sam nie będę mógł wtedy pojechać do Madrytu i wziąć w niej udziału.
Czego osobiście spodziewa się Pan po Światowym Dniu Młodzieży w Madrycie?
– Oczekiwałbym jeszcze bardziej daleko idącej otwartości mieszkańców Madrytu. Natknąłem się już tam na plakaty, które ich namawiają do tego, żeby zaprosić młodych pielgrzymów do swoich domów. Madrytczycy mogą zalogować się na odpowiedniej stronie internetowej i zgłosić, że chcą oddać do dyspozycji jeden pokój, łóżko itd.
Kiedy chodziłem w Hiszpanii do szkoły podstawowej, byłem jedną z nielicznych osób, która miała podwójne pochodzenie. Dzisiaj Hiszpania jest zupełnie innym krajem. Mieszka tam mnóstwo osób z Ameryki Łacińskiej, z Afryki… Społeczeństwo się wymieszało, ale w bardzo pozytywnym znaczeniu, przez co Hiszpanie stali się bardzo otwarci. Myślę, że ŚDM jest dla nich kolejnym sprawdzianem tej otwartości i że zaliczą go doskonale.
Mówi się, że młodzi Hiszpanie „odwrócili się” od Kościoła, że bardziej liczy się dla nich kariera, zabawa, codzienne przyjemności. A może jedynie żywią niechęć do instytucji, która stawia wymagania, ale wciąż wierzą w Boga?
– Moim zdaniem – to drugie. Oglądając jeden z ostatnich filmów Pedro Almodóvara „Złe wychowanie” można się w nim doszukać niechęci do instytucji Kościoła. Reżyser opowiada o swoich osobistych doświadczeniach ze szkoły prowadzonej przez księży, którzy niestety używali wobec uczniów siły fizycznej, dochodziło też do molestowania. Ja również w Madrycie uczęszczałem do takiej szkoły i także nasi nauczyciele używali siły fizycznej w stosunku do uczniów, co dzisiaj jest już niespotykane. Ale nie nabrałem niechęci ani do instytucji jako takiej, ani do Kościoła, wręcz przeciwnie. Wiara jest dla mnie rozmową z Bogiem, znakomitym sposobem wyrażenia siebie, swoich emocji, swojego jestestwa, wytłumaczenia sobie sensu życia. Ale wielu Hiszpanom tego brakuje.
Myślę, że dzisiejsze społeczeństwo jest zagubione, co widać zwłaszcza u młodych ludzi. Nazywa się ich pokoleniem „ani – ani”, bo nie chce im się ani uczyć, ani pracować. Nie mają dobrego przykładu. W Polsce widzę, jak rodzice czy dziadkowie idą z dziećmi do kościoła. Bardzo mi się to podoba. W Hiszpanii tego brakuje, więc nic dziwnego, że frustracja młodych ludzi jest wręcz niespotykana. Mam jednak nadzieję, że to się zmieni.
Zbliża się beatyfikacja Jana Pawła II, który będzie jednym z patronów ŚDM. Jak wspomina się w Hiszpanii papieża z Polski? Czy jest kimś bliskim dla Hiszpanów, nie tylko młodych?
– Papież Jan Paweł II był i jest kochany i wielbiony przez Hiszpanów, a jeszcze bardziej przez mieszkańców Ameryki Łacińskiej. Każdy Polak, który zetknął się z kimś mówiącym po hiszpańsku doświadczył tego, że gdy powiedział, skąd jest, natychmiast słyszał słowa: „El Papa!” (Papież!). Tak jest zresztą do dzisiaj. Hiszpanie pamiętają Ojca Świętego i pielęgnują pamięć o nim. Jan Paweł II wzbudzał ogromną sympatię na całym świecie dzięki swej otwartości na ludzi. Starał się łączyć ludzi z całego świata, co było niesamowite dla młodych Hiszpanów i głównie przez ten pryzmat się go pamięta. Wciąż mamy przed oczami jego uśmiech.
Czy papież nie był dla młodych Hiszpanów bardziej idolem popkultury, niż przewodnikiem na drodze do Boga?
– Wszystko zależy od człowieka. Czy są to ludzie prawdziwej wiary, czy też ludzie, którzy skupiają się na wizerunku. Bo tak naprawdę nie wiemy, co się kryje za tym, że ktoś nosi koszulkę z podobizną Ojca Świętego. Bardzo się cieszę, że Jan Paweł II będzie patronem Światowego Dnia Młodzieży. Mam nadzieję, że Polacy przyjadą do Madrytu i będą modlić się również za wstawiennictwem Jana Pawła II.
Rozmawiali: Paweł Bieliński i Rafał Łączny
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.