Bp Jarecki: braterskie upominanie nie jest łatwe, również w gronie episkopatu
20 października 2020 | 18:30 | Maria Czerska | Warszawa Ⓒ Ⓟ
Mówienie sobie nawzajem niewygodnej prawdy jest trudne w każdym środowisku, dotyczy to również biskupów – twierdzi bp Piotr Jarecki. Nawiązując w rozmowie z KAI do wydanej ostatnio książki pt. „Obudzić proroków. Rozmowy o Kościele, polityce i życiu w prawdzie” bp Jarecki podkreśla wartość różnic, występujących także w gronie episkopatu. Mówi także o trudnościach związanych ze stawaniem w prawdzie o sobie i mówienia innym prawdy niewygodnej. Zwraca też uwagę, że obecnie jeden z ważniejszych problemów Kościoła w Polsce to problem młodzieży, oraz o tym, że najistotniejszy w przekazywaniu wiary młodym jest autentyzm.
KAI: Przez lata przyzwyczailiśmy się, że księża biskupi mówią, a przynajmniej starają się mówić jednym głosem. W ostatnim czasie to się nieco zmienia, co mogliśmy obserwować choćby na przykładzie różnego podejścia hierarchów do inicjatywy „Stop LGBT”. O czym świadczą te coraz wyraźniejsze różnice?
– Przede wszystkim o tym, że biskupi są ludźmi. W tym, co doktrynalne, niewątpliwie się nie różnimy. Natomiast w rzeczywistości ziemskiej nie tylko możemy, ale wręcz powinniśmy się różnić. Nie jesteśmy „klonami” jeden drugiego.
KAI: Widać to m.in. w opiniach Księdza Biskupa formułowanych w ostatniej książce „Obudzić proroków. Rozmowy o Kościele, polityce i życiu w prawdzie”, opublikowanej razem z red. Tomaszem Krzyżakiem. Na temat dokumentu episkopatu o LGBT czy oceny Konwencji Stambulskiej – wielu biskupów wyraża odmienne zdanie.
– Jeśli chodzi o Konwencję Stambulską – sam ją studiowałem, ale oprócz tego powołałem w tym celu zespół wybitnych ekspertów, a jednocześnie ludzi wierzących. Przedłożyli mi oni kilkudziesięciostronicową ekspertyzę, z której wynika, że Konwencja nie niesie specjalnych zagrożeń. Moim zdaniem, nawoływanie w tej sytuacji do odrzucenia tej konwencji, „konwencji antyprzemocowej”, przyniosłoby więcej szkody niż pożytku. Ludzie mogliby to zrozumieć tak, że Kościół popiera przemoc. Niektórzy chcą odrzucić wszystko ze względu na kilka niejasnych sformułowań. Ja jestem raczej za doprecyzowaniem, jak należy te zapisy rozumieć.
Co do dokumentu episkopatu o LGBT, nie tyle go krytykowałem – tylko zadałem pytanie, czy rzeczywiście był potrzebny dokument autorstwa polskich biskupów, krytykowany dziś także wewnątrz Kościoła, skoro wyszedł wspaniały dokument poświęcony kwestii gender, przygotowany przez Kongregację Wychowania Katolickiego w lutym 2019 r. Mieliśmy ten dokument upowszechnić, miał być przedstawiony podczas zebrania episkopatu. Nie wiem, czemu do tego nie doszło.
Wypowiadałem się też odnośnie inicjatywy ustawodawczej „Stop LGBT”. Moim zdaniem p. Kai Godek należałoby delikatnie powiedzieć, że przychodząc do biskupów i prosząc ich, by wsparli inicjatywę zbierania podpisów, pomyliła adresy. W rzeczywistości demokratycznego państwa, podmiotowego społeczeństwa, hierarcha ma za zadanie pomóc w formacji chrześcijańskiej człowieka świeckiego. A człowiek świecki, uformowany, który zdecyduje się na aktywność w życiu politycznym, wchodzi do życia politycznego z własnej inicjatywy i na własną odpowiedzialność. Nie mówię tego od siebie. Tak uczy Kościół. Oprócz tego, moim zdaniem, wsparcie tej inicjatywy poprzez zbieranie podpisów byłoby też bardzo nieroztropne. Mogłoby od razu prowadzić do oskarżeń, że hierarchia kościelna bierze się za tworzenie prawa. Po co nam to? Za mało mamy problemów? Tę opinię wyraziłem.
W kwestiach społecznych nie będziemy mówili jednym głosem. Wiara nie przekłada się bezpośrednio na rozwiązania polityczne. W tym przypadku znaczenie ma też mediacja kulturowa, a kulturę każdy z nas ma nieco inną, mimo że inspirowaną chrześcijaństwem. Papież Franciszek naucza, że pluralizm, różnice zdań – to błogosławieństwo, szansa na to, by nie stanowić monolitu, ale jedność w wielości. Nie chodzi o to, by wymusić jedną opinię, ale by wejść w twórczy dialog i dzięki temu wypracować nie tyle syntezę, ile to, co Franciszek nazywa „figurą wielościanu”. Wielościan to nie kula, gdzie odległość powierzchni od środka wszędzie jest taka sama. W wielościanie jest różna odległość od środka, a mimo to stanowi on całość. To jest prawda o Kościele, którą powinniśmy także przenieść na prawdę o życiu społecznym.
KAI: Na czym więc w praktyce polegać by miało postulowane przez Księdza Biskupa większe zaangażowanie Kościoła w politykę, skoro tę rzeczywistość ziemską tak różnie widzimy?
– W tym, co istotne, się nie różnimy. Wszyscy uznajemy niezbywalną naturalną godność każdej osoby, rodzinę opartą na nierozerwalnym małżeństwie kobiety i mężczyzny, niezbywalne prawo rodziców do wychowania i formacji swoich dzieci. Wszyscy uważamy, że polityka ma służyć dobru wspólnemu, powinna kierować się zasadą solidarności i pomocniczości. Natomiast już konkretne formy realizacji tych zasad i wartości mogą się różnić. Biskup nie podejmuje decyzji za obywatela. Co najwyżej może rzucić światło nauczania Kościoła – zakładamy, że je zna – i oświetlić sumienie konkretnego człowieka po to, by dokonał on właściwego wyboru.
Jeśli chodzi o konkrety: czy prowadzimy formację liderów społecznych i politycznych? Nieraz narzekamy, że politycy, którzy przyznają się do wiary i chodzą do kościoła, podejmują złe decyzje. A czy stworzyliśmy platformę formacji dla tych ludzi? Warto by było o tym pomyśleć, odwołując się choćby do włoskich doświadczeń z lat 80. i 90., kiedy to zakładano wiele diecezjalnych szkół formacji politycznej i społecznej. Na tę potrzebę zwraca też uwagę papież w najnowszej encyklice, gdzie pisze, że duchowny nie powinien się włączać w politykę partyjną, ale nie powinien też rezygnować z zaangażowania politycznego, w sensie troski o wspólne dobro i pomoc każdemu człowiekowi w integralnym rozwoju.
KAI: Mówi Ksiądz Biskup w książce o kryzysie misji prorockiej w społeczeństwie i w Kościele, czyli o niezdolności do mówienia niewygodnej prawdy.
– Mamy z tym problem – i w życiu osobistym i społecznym. Niby zależy nam na prawdzie, ale gdybyśmy ją powiedzieli – nadwyrężylibyśmy nasze interesy. Tacy byli fałszywi prorocy. Choć wiedzieli, że król niedługo zginie, roztaczali przed nim wizje zwycięstwa – bo coś z tego mieli. Człowiekiem prawdy może być tylko ktoś wolny, kto nie ma związanych rąk. My nie mówimy prawdy dlatego, by czegoś nie stracić, i w ten sposób stajemy się własnymi zakładnikami i niewolnikami. To okropne życie!
Jeżeli nie potrafimy mówić prawdy – widocznie za dużo mamy interesów. Jeżeli Kościół nie potrafi głosić prawdy, co czasem się zdarza – widocznie ma za dużo interesów, za dużo jest świata w Kościele. Przestrzegał przed tym i Benedykt XVI, i Franciszek. Benedykt mówił o potrzebie odświatowienia Kościoła. Franciszek przestrzega przed duchową światowością w Kościele. Bierzmy sobie to do serca!
KAI: Czy trudność w mówieniu prawdy nie wiąże się też z trudnością powiedzenia prawdy o sobie? Czy w przypadku Kościoła, w tym Kościoła w Polsce, nie wynika ona m.in. z niezdolności do oczyszczenia w związku z przestępstwami wykorzystywania seksualnego nieletnich?
– Z pewnością istnieje taki związek. Jeżeli będę coś ukrywał na siłę, będę żył w lęku. W związku z tym będę bał się podpaść innym, bo ci inni mogą coś o mnie wiedzieć i zacząć mówić… To jest też ta przestrzeń uwięzienia w lęku. Żeby się uwolnić, trzeba wyznać tę prawdę. A rozpocząć należy od powiedzenia jej sobie. Jest to wyzwalająca moc stawania w prawdzie.
Natomiast nie można też powiedzieć, że wśród biskupów nie ma zdolności do mówienia prawdy. Z tym każdy ma problem, każde środowisko, tymczasem Kościół, szczególnie w ostatnim czasie, wyznał bardzo wiele. Nie można jednak wszystkiego załatwić w jeden dzień. To są procesy, także procesy zmiany mentalności, a ona zmienia się najwolniej. Musimy uznać, że proces oczyszczania Kościoła się rozpoczął – i mentalnościowo, i instytucjonalnie. Czemu mamy nie widzieć tego, co robi Prymas i instytucje, które powołał? To wielkie dzieło, z którym chcemy współpracować i które chcemy kontynuować. Media naciskają nas, by to się odbywało z dnia na dzień, z godziny na godzinę.
KAI: Być może, lecz wszyscy żyjemy w szybkim świecie i dla wielu ta powolność jest gorsząca. Pojawia się pytanie, czy to autentyczna chęć oczyszczenia, czy jedynie przymus wywołany np. kolejnymi filmami braci Sekielskich.
– Wielu oczekiwałoby medialnego spektaklu, np. żeby „spadły głowy” kilku biskupów. Niektórzy sugerują wręcz, że rozwiązaniem powinna być dymisja całego episkopatu. Nie powinniśmy ulegać takim tendencjom.
KAI: Nie chodzi o to, by „spadły głowy” biskupów, ale o świadectwo wobec zaniedbań, które w wielu przypadkach wydają się ewidentne. O to m.in., by w tym licznym gronie znalazł się ktoś, kto powie: tak, zawiniłem, przepraszam, powinienem ponieść konsekwencje. Ktoś, kto mówi trudną prawdę innym, ale nie jest w stanie uznać prawdy o sobie, staje się mało wiarygodny.
– Widocznie nie dorośliśmy jeszcze do tego. Ja mogę mówić za siebie w tej kwestii.
KAI: Mówił Ksiądz Biskup w książce o autentycznych, często burzliwych dyskusjach w łonie episkopatu. A czy jako biskupi potraficie się wzajemnie upominać, mówić sobie po bratersku, po chrześcijańsku niewygodną prawdę?
– Uczymy się tego. Natomiast nie jest to naszą silną stroną. A Pani w redakcji nie ma z tym problemów?
KAI: Mam.
– No właśnie. Każdy z nas ma. Wspominałem też o tym w książce w kontekście relacji świeckich i duchownych. Czy macie odwagę przyjść i powiedzieć księdzu, że coś wam się nie podoba w jego postępowaniu czy w tym, co powiedział na kazaniu? Okazuje się, że to wielki problem. Wolimy kulturę przemilczania, co zresztą jest bardzo ludzkie i łatwo to wytłumaczyć: „A nuż mnie źle zrozumie? Będzie na mnie krzywo patrzył? Przecież nie chcę stracić kontaktu z tym człowiekiem”. Ta trudność jest w każdym środowisku, również wśród biskupów, również w rodzinach.
KAI: Tak, ale dobre małżeństwo potrafi sobie mówić niewygodną prawdę. To jest też kwestia odpowiedzialności za drugiego. Nie można oczywiście porównywać relacji między biskupami do relacji w rodzinie, ale kto ma upominać biskupa, jeśli nie potrafi tego zrobić drugi biskup?
– Musimy się tego uczyć. To jest w Ewangelii: idź i upomnij swego brata. Gdy cię nie usłucha, weź ze sobą jeszcze dwóch czy trzech. Potem donieś Kościołowi. My tymczasem gadamy z wszystkimi wokół, a do tego brata idziemy – o ile w ogóle – na samym końcu. Albo udajemy, że nic się nie stało. Takie postępowanie trzeba korygować.
KAI: Mówi Ksiądz Biskup w książce o nowym synodzie. Co mógłby on przynieść Polsce?
– Mam nadzieję, że przyniósłby nowe przebudzenie i nowy ferment, podobnie jak synod, który miał miejsce w Polsce w latach 90. Przypominam sobie te zespoły synodalne, to uaktywnienie ludzi świeckich, którzy rzeczywiście mocowali się z konkretnymi tematami. My dzisiaj tych tematów mamy coraz więcej: katecheza, masowa ucieczka młodych z Kościoła, nie tylko po bierzmowaniu, ale już po Pierwszej Komunii Świętej, kwestia życia łaską sakramentu małżeństwa, formacji w rodzinach…
Jeśli rodzice nie będą pierwszymi nauczycielami dzieci, niczego nie osiągniemy. Tymczasem oni dziś w wielu wypadkach nie wychowują do wiary, do stylu życia chrześcijańskiego. Co zrobić? Jak do nich dotrzeć? Jak im pomóc, żeby zrozumieli, jaka jest ich rola? Msze św. z udziałem młodzieży już praktycznie zanikły. Msze z udziałem dzieci są dużym wyzwaniem.
Cały wielki temat to etyka gospodarcza – jak ma się zachowywać przedsiębiorca, który chce być autentycznym chrześcijaninem? Jak ma pracować pracownik, który jest chrześcijaninem? Co to znaczy dla niego praca? Czym ma się wyróżniać polityk-chrześcijanin?
Kolejne pytania przynosi pandemia. Nie chodzi tylko o to, czy ludzie po jej ustaniu wrócą do kościołów. To będzie inny świat, inna mentalność człowieka. I my już teraz powinniśmy powołać zespoły, które zaczną to analizować, zastanawiać się nad koniecznymi zmianami stylu duszpasterstwa. Z tym wiąże się np. kwestia misji. Robimy od lat w parafiach misje święte, ale czy one mają wymiar misyjny? Czy docieramy do tych ludzi, których w niedzielę nie ma na Mszy św.? Niedawno podziwiałem proboszcza, który w niemałej parafii w Warszawie osobiście zanosi do każdej skrzynki w blokach informacje o misjach. Czy to wystarczy? Pewnie nie. Ale on próbuje. Trzeba podjąć ten temat – co powinniśmy zrobić, żeby misje były rzeczywiście misjami? Nie wiem, czy znajdziemy odpowiedź. Ale przynajmniej trzeba się zastanawiać. A ważna kwestia misyjnego przeżywania wiary przez każdego człowieka ochrzczonego? To też wielki problem i wielkie wyzwanie duszpasterskie.
Tematów jest naprawdę wiele, znacznie więcej niż kiedyś.
KAI: Czy jednak z tamtego zaangażowania świeckich coś zostało?
– Myślę, że zostało. Podejrzewam, że bez ówczesnego synodu nie byłoby tylu grup, które przez lata działały i działają w parafiach. Z pewnością nie byłoby Akcji Katolickiej, której oddziały powstawały na bazie parafialnych zespołów synodalnych. Natomiast, jak mówił Jan XXIII, musimy wiedzieć, że rozwiązanie jakiegoś problemu na dzisiaj już jutro się zdezaktualizuje. Dlatego nasza praca musi trwać cały czas. W pewnym sensie nasz synod musi być permanentny! Cały czas musimy być kreatywni. Tymczasem mamy tendencję do chodzenia utartymi szlakami. Jak już wpadniemy na jakiś pomysł, opracujemy pewien program, to potem powielamy go przez lata organizując np. dziesiątą czy piętnastą edycję danego wydarzenia. Być może dlatego również – z uwagi na brak kreatywności – mamy problem z młodzieżą.
KAI: Jak ten problem przełamywać?
– Pierwszą rzeczą jest autentyzm. Młody człowiek wyczuwa to na odległość. Odkrywa grę. Mogę najpiękniejsze kazanie powiedzieć, gestykulować, ale jeśli to jest tylko wyuczone – młody człowiek to odgadnie i nie pójdzie za tym. Pojawia się zatem pytanie o nasz autentyzm wiary, religijności i życia chrześcijańskiego. A może tyko wiemy i mówimy, jak powinno być, a robimy coś zupełnie innego? Młodzi brzydzą się hipokryzją.
Druga sprawa to ortopraksja. Mówił o tym papież Franciszek podczas spotkania z młodymi w Krakowie. Na pytanie, co powiedzieć niewierzącemu koledze, by go przekonać do Jezusa, Ojciec Święty odpowiedział: nic mu nie mów, tylko jeszcze bardziej zacznij żyć, tak jak Pan Jezus. Kolega po pewnym czasie sam do ciebie przyjdzie i zapyta, dlaczego tak żyjesz. Nie pouczanie. Świadectwo.
Trzecia rzecz, bardzo ważna – to misja dziadków. Papież Franciszek zwraca bardzo uwagę na znaczenie dialogu międzypokoleniowego, zwłaszcza dialogu między dziadkami a wnukami, gdyż rodzice, jak mówi, z różnych względów przeżywają dziś wielki kryzys w tej dziedzinie, są zapracowani, zabiegani. Ale to też nie ma być pouczanie, formułowanie zakazów i nakazów, tylko próba wejścia na płaszczyznę ludzką. Trzeba młodym zawierzyć, zaufać – Duch Święty też przez nich działa. To ma być dialog międzypokoleniowy. Od młodych my, starsi, także możemy się wiele nauczyć.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.