Być wyznawcą Chrystusa na Bliskim Wschodzie
17 października 2010 | 17:14 | st, tom (KAI)/ms Ⓒ Ⓟ
Nie jest łatwo być wyznawcą Chrystusa na Bliskim Wschodzie – przyznaje biskup Krzysztof Nitkiewicz w rozmowie z KAI. W związku z odbywającym się w Watykanie Zgromadzeniem Synodu Biskupów dla Bliskiego Wschodu ordynariusz diecezji sandomierskiej, który przez 17 lat był pracownikiem i podsekretarzem watykańskiej Kongregacji Kościołów Wschodnich mówi m. in. o sytuacji religijnej, społecznej, politycznej i relacjach wewnętrznych chrześcijan w tym regionie świata.
Publikujemy tekst rozmowy.
KAI: Co to znaczy być obecnie wyznawcą Chrystusa na Bliskim Wschodzie?
Biskup Krzysztof Nitkiewicz: Podczas mojej pracy w Rzymie spotykałem chrześcijan, zarówno duchownych jak i osoby świeckie, należących do różnych Kościołów. Mieli bardzo głęboką świadomość religijną, utożsamiali się z Chrystusem i z Ewangelią oraz z Apostołami, którzy na tamtych terenach rozpoczęli swoją misję ewangelizacyjną. Często do tego faktu się odwoływali. Myślę, że autentyzm ich świadectwa polega między innymi na tym, że dają je w środowisku w większości muzułmańskim, a więc jest ono jeszcze bardziej czytelne. Nawet wybór imienia dla dziecka jest sposobem wyrażenia własnej wiary. Kiedy za czasów rządów Saddama Hussaina, władze irackie chciały wprowadzić zakaz imion chrześcijańskich, zwierzchnicy Kościołów chaldejskiego oraz asyryjskiego podjęli szereg działań na forum międzynarodowym i obronili prawo rodziców chrześcijańskich do swobodnego wyboru imienia dla swoich dzieci. Już to pokazuje, że nie jest łatwo być wyznawcą Chrystusa na Bliskim Wschodzie.
KAI: Na podobne przeszkody natrafiają w wielu dziedzinach życia społecznego?
– Chrześcijanin ma mniejsze szanse na zrobienie kariery w polityce, w wojsku, w urzędach państwowych. Takie osoby jak Boutros Ghali, Egipcjanin, były sekretarz ONZ czy były iracki polityk Tarek Aziz, które pomimo swoich chrześcijańskich korzeni doszły do szczytów władzy należą do wyjątków. W związku z tym chrześcijanie najczęściej uprawiają tzw. zawody wolne, są to adwokaci, inżynierowie, nauczyciele, rzemieślnicy. Wiedzą oni, że inne drogi zawodowe są dla nich zamknięte. Tam gdzie pracują, dają konkretne świadectwo swej wiary. To, że są chrześcijanami jeszcze bardziej ich dopinguje do uczciwości i profesjonalizmu, i za to są cenieni również przez muzułmanów. Jednocześnie pomagają sobie nawzajem. Jeśli jakiś chrześcijanin znajdzie się w opałach to idzie do chrześcijańskiego adwokata. Jeśli zachoruje idzie do chrześcijańskiego lekarza itd. Często bierze się to stąd, że kończą te same szkoły katolickie, przyszli na świat i żyją w tej samej chrześcijańskiej dzielnicy. Są takie dzielnice, np. w syryjskim Alepie, gdzie w promieniu 2 kilometrów kwadratowych znajduje się 6 kościołów katedralnych różnych wspólnot i rezyduje sześciu biskupów. Trzeba jednocześnie powiedzieć o drugiej stronie medalu. Otóż osoby najlepiej wykształcone, które się dorobiły jakiegoś majątku często emigrują, gdyż mają lepszą znajomość świata, a jednocześnie boleśnie odczuwają nierówne traktowanie w stosunku do innych obywateli, chociaż według konstytucji mają takie same prawa jak muzułmanie.
KAI: Czy można mówić o przeszkodach natury politycznej, czy fakt, że zarówno islam jak i judaizm są religiami teokratycznymi sprawia, iż chrześcijanie napotykają na trudności w życiu publicznym?
– Większość krajów na Bliskim Wschodzie ma strukturę teokratyczną. Wynika to z tego, że punktem odniesienia dla ustawodawstwa państwowego jest prawo koraniczne i każda ustawa musi być z nim zgodna, a nie tylko z konstytucją. Z drugiej strony w wielu krajach tego regionu obowiązują tzw. „statuty personalne” wspólnot wyznaniowych. Gwarantują one np. skutki cywilne wyroków wydawanych przez sądy kościelne, regulują kwestie związane z prawami rodzicielskimi i dziedziczeniem. Ich obowiązywalność jest jednak relatywna, bo wystarczy, że jedna ze stron w małżeństwie dwojga chrześcijan przejdzie na islam i wtedy to właśnie ona będzie miała prawo do wychowania dzieci czy do spadku. Jeszcze raz powtórzę, że za wyjątkiem Libanu, gdzie chrześcijanie odgrywają nadal dużą rolę oraz laickiej Turcji, systemy prawne na Bliskim Wschodzie faworyzują islam. Za bardzo znamienne uważam wystąpienie na początku Synodu Biskupów patriarchy Koptów katolickich Antoniosa Naguiba, który zwrócił uwagę na rozwijający się coraz prężniej „islam polityczny”, dążący do narzucenia wszystkim mieszkańcom krajów arabskich muzułmańskiego stylu życia.
KAI: Bliski Wschód to mozaika Katolickich Kościołów Wschodnich różnych obrządków. Jakby je Ksiądz Biskup scharakteryzował?
– Ta mozaika jest owocem procesu historycznego, kontrowersji teologicznych pierwszych wieków Kościoła związanych z pojmowaniem natury Jezusa Chrystusa – nestorianizmu, monofizytyzmu ale także odrębności środowisk, w których kształtowały się te Kościoły. Już w starożytnej Aleksandrii i Antiochii istniały różne szkoły interpretacji Pisma św. Ważnym czynnikiem, który kształtuje dzisiejsze oblicze tych Kościołów jest ich relacja do Kościoła Rzymskiego i do osoby Papieża – Następcy Piotra. Katolickie Kościoły Wschodnie, za wyjątkiem Kościoła maronickiego, są bowiem rezultatem powrotu niektórych wspólnot do jedności z Rzymem i można by tu wyliczyć różne unie kościelne. Są też owocem działalności misjonarzy i szkół katolickich. Można rzeczywiście mówić o mozaice, gdyż obok katolickich Kościołów wschodnich istnieją paralelne Kościoły prawosławne i Kościoły przedchalcedońskie, określane dzisiaj jako „starożytne Kościoły prawosławne”. Ta rzeczywistość chrześcijańskiego Wschodu wyraża się w bogactwie myśli teologicznej, liturgii i zwyczajów. Niesie ono zarazem pewne problemy, wynikające z bardzo etnicznego charakteru tych Kościołów. Pracując w Kurii Rzymskiej nauczyłem się z czasem odróżnić po twarzy Melchitę od Ormianina, czy Chaldejczyka, bez względu na to czy przyjechali z Libanu, Egiptu lub Iraku. Wynika to z tego, że przynajmniej na Bliskim Wschodzie życie społeczne toczy się głównie w obrębie danego Kościoła. Oni między sobą się żenią, są głęboko nawzajem zintegrowani. Ten etniczny charakter Kościołów na Bliskim Wschodzie stwarza jednak pewne bariery.
KAI: Jak wyglądają relacje między nimi?
– Hasło odbywającego się Synodu Biskupów: Komunia i świadectwo oraz programowy cytat z Pisma św. przywołujący jedność pierwszych chrześcijan są bardzo znamienne. Chrześcijanie Bliskiego Wschodu odczuwają bowiem z jednej strony duchową jedność szczególnie wobec muzułmańskiej większości. Z drugiej strony, we wzajemnych relacjach między nimi istnieje sporo nieufności, czy nawet rywalizacji o wpływy na danym obszarze. Zamiast się połączyć rozpraszają siły, co widać np. dzisiaj w Iraku i w Libanie. Trzeba jednocześnie dodać, że istnieją struktury, które służą większej integracji Kościołów, a więc np. Konferencja Biskupów Łacińskich Krajów Arabskich (CERLA), są spotkania patriarchów Bliskiego Wschodu. Pomimo tego, poszczególne Kościoły żyją raczej „na własny rachunek”.
KAI: A relacje z Kościołem łacińskim?
– Generalnie są dobre, ale ciążą na nich wydarzenia z przeszłości, kiedy obrządek łaciński uważany był za ważniejszy od pozostałych, tzw. praestantia ritus latini. Dzisiaj już tego nie ma, gdyż najpierw papież Leon XIII, a potem przede wszystkim Sobór Watykański wyraźnie podkreśliły tę samą godność Kościoła łacińskiego i katolickich Kościołów Wschodnich. Kodeks Kanonów Kościołów Wschodnich zawiera przepisy, które chronią tożsamość obrządkową wiernych. Jednak wspomnienie historii, kiedy tak nie było i na Bliskim Wschodzie dokonywała się latynizacja, pozostaje nadal żywe. O ile w Libanie, Syrii, Egipcie czy Ziemi Świętej nie wynikają z tego większe problemy, to w dwóch wikariatach apostolskich: Kuwejtu i Arabii, sytuacja się komplikuje. Władze poszczególnych emiratów regulują bowiem ilość duchownych katolickich i stwarzają problemy jeśli chce się zwiększyć ich liczbę. A tam przecież udaje się w poszukiwaniu pracy wielu wiernych Kościołów wschodnich z Syrii czy Egiptu, jest również bardzo dużo syromalabarczyków i syromalankaryczków z Indii, a najwięcej łacinników – są to głównie Filipińczycy. Dwaj tamtejsi biskupi – wikariusze apostolscy, obaj należący do Kościoła łacińskiego, mają wielki problem, by wyjść naprzeciw potrzebom różnych grup wiernych. Niemożliwe jest bowiem, aby każda grupa, każda narodowość, każdy obrządek posiadał swój kościół i własnego kapłana, biorąc pod uwagę, że np. w wikariacie Arabii jest ponad 100 różnych narodowości. Biskupi próbują organizować liturgię wspólną z różnymi elementami, co nie zawsze jest dobrze odbierane przez przedstawicieli Kościołów Wschodnich. Ci z kolei mają znacznie lepsze kontakty z władzami, należąc kulturowo do świata arabskiego.
KAI: Ważną rolę odgrywa także sprawa terytorium patriarchalnego…
– Tak, cały region Bliskiego Wschodu pokrywa się z tzw. „terytorium własnym”, albo inaczej terytorium kanonicznym sześciu katolickich patriarchatów wschodnich. Na tym obszarze patriarchowie posiadają bardzo szerokie uprawnienia: przewodniczą synodom, które wybierają biskupów, współpracując ze swoimi synodami mogą przenosić biskupów z jednej diecezji do drugiej, mogą tworzyć diecezje. Przy wyborze kogoś na biskupa potrzebna jest zgoda Papieża, ale już np. bullę nominacyjną pisze dla biskupa jego patriarcha. Nic więc dziwnego, że patriarchowie chcą mieć decydujący głos we wszystkich kwestiach duszpasterskich na terenie swojego terytorium, które obejmuje 17 krajów. Osobny problem jaki jest poruszany na Synodzie stanowi sprawa uprawnień patriarchów w stosunku do emigrantów, zamieszkujących poza terytorium patriarchalnym i tworzenia tam struktur duszpasterskich. A tam istnieją przecież diecezje łacińskie.
KAI: Czy w świetle tych spostrzeżeń można mówić o szczególnym znaczeniu obecnego Synodu?
– Wszyscy odczuwali potrzebę jego zwołania, tym bardziej, że istnieje już pewne doświadczenie ze Zgromadzenia Specjalnego Synodu Biskupów dla Libanu w 1995 r. Chodzi o to, aby usiąść razem i przedyskutować różne problemy. Konieczne jest ożywienie wzajemnych relacji, aby z zachowaniem własnej autonomii i tożsamości, wspólnie podejmować działania duszpasterskie, bo tylko wówczas Kościół będzie silny. Jest to ważne także z racji na dialog z Kościołami prawosławnych oraz z islamem.
KAI: Kto jest liderem w dialogu Kościołów Wschodnich?
– Niewątpliwymi liderami dialogu zarówno ekumenicznego z innymi Kościołami i wspólnotami chrześcijańskimi jak i muzułmanami są melchici, a w szczególności patriarcha Grzegorz III. Jest on pionierem tego dialogu, a jak wiadomo pionierzy narażeni są na różne niebezpieczeństwa. Czasami wielka otwartość i zbyt łatwo zawierane kompromisy mogą prowadzić do pomieszania pojęć i osłabić wspólnotę. Chcę jednak uspokoić, że patriarcha melchicki pozostaje w całkowitej jedności z Ojcem Świętym. Inną ciekawą postacią jest niewątpliwie o. Paolo Dall’Oglio SJ, przełożony klasztoru Mar Moussa w Syrii. Pochodzi z Rzymu, z bardzo znanej rodziny lekarskiej. Przyjął obrządek syro-katolicki, odbudował klasztor z IV w. i założył tam wspólnotę mającą za jeden ze swoich głównych celów dialog z islamem.
KAI: Jaką rolę odgrywa w regionie Stolica Apostolska?
– Ojciec Święty i Kuria Rzymska od wieków troszczą się o chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Tym obszarem zajmowała się początkowo Kongregacja Rozkrzewiania Wiary i ona dbała o przygotowanie duchownych, utrzymywała szkoły i dzieła miłosierdzie. W 1917 r. wspólnoty obrządku wschodniego znalazły się pod opieką nowoutworzonej Kongregacji „dla Kościoła Wschodniego”, a w 1938 r. jej jurysdykcja została rozciągnięta także na Kościół łaciński w tym regionie. Decyzje te podjęte przez papieży Benedykta XV i Piusa XI były wyrazem szacunku dla duchownych i wiernych należących do tradycji wschodniej, którzy wcześnie narzekali na to, że zajmuje się nimi dykasteria odpowiedzialna za nawracanie pogan. Jeśli chodzi o łacinników to stanowili oni wówczas na Bliskim Wschodzie zdecydowaną mniejszość i mieli często wschodnie korzenie. Ta kumulacyjna kompetencja Kongregacji Kościołów Wschodnich okazała się opatrznościowa. Po pierwsze podlegające jej wspólnoty mają podobne problemy. Po drugie, przyczyniło się to od ich wzajemnego zbliżenia i pomaga w realizacji wspólnych inicjatyw.
KAI: A jeszcze inne formy działania?
– Stolica Apostolska podejmuje także działania dyplomatyczne. Jeśli idzie o Ziemię Świętą, popiera dialog izraelsko-palestyński, mający na celu utworzenie suwerennego państwa palestyńskiego a z drugiej strony zabezpieczenie prawa Izraela do swobodnego rozwoju, zarówno integralności granic jak i bezpieczeństwa jego obywateli. Stolica Apostolska troszczy się też na płaszczyźnie dyplomatycznej o prawa chrześcijan, zwłaszcza prześladowanych. Muszę powiedzieć, że dyplomacja niektórych krajów, szczególnie podkreślającej swą laickość Francji jest bardzo zaangażowana w obronę na Bliskim Wschodzie praw chrześcijan i katolików. Patriarchowie maronicki i melchicki, kiedy przyjeżdżają do Francji są traktowani tak jak głowy państwa. Wynika to z historycznego zaangażowania Francji na Bliskim Wschodzie. Podobne inicjatywy podejmuje dyplomacja włoska i niemiecka.
KAI: Co w tej sprawie robią, lub powinni czynić Polacy?
– Z perspektywy zwykłego obywatela taką najprostszą formą zaangażowania na rzecz Kościoła na Bliskim Wschodzie jest coroczna składka w Wielki Piątek na Grób Święty. Sumy zebrane w naszych świątyniach są przeznaczane na Ziemię Świętą w szerokim rozumieniu tego słowa: Jordania, Izrael, Terytoria Palestyńskie, Liban, Syria a nawet Egipt. Tak więc składając ofiary w Wielki Piątek pomagamy tamtejszym chrześcijanom. Dzięki temu mogą oni przetrwać w swej ojczyźnie. Drugą formą są wyjazdy pielgrzymkowe do tamtych rejonów: do Ziemi Świętej, Syrii, Turcji, do Libanu. Poprzez te pielgrzymki naprawdę pomagamy tamtejszym chrześcijanom, bo jest to dla nich źródło dochodu, a obecność współbraci z innych krajów ich umacnia i dodaje nadziei. Odczytują ją jako przejaw solidarności.
KAI: Czy polska dyplomacja również się angażuje?
– Trudno mi powiedzieć i nie chcę tutaj wyznaczać linii działania Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Biorąc jednak pod uwagę to, iż w większości jesteśmy krajem chrześcijańskim i katolickim, byłoby czymś naturalnym, gdy polska dyplomacja idąc w ślady działań Francji, Włoch, Niemiec czy Grecji włączała się w inicjatywy broniące praw chrześcijan w tamtym regionie. Dotyczy to nie tylko rodowitych wyznawców Chrystusa ale również robotników przybywających do państw muzułmańskich z innych krajów w poszukiwaniu pracy. Padają oni często ofiarą wyzysku, ich głos jest zupełnie niesłyszalny. Myślę, iż musimy jako kraj włączać się regularnie w szereg działań podejmowanych na rzecz obrony praw chrześcijan na Bliskim Wschodzie, zarówno na forum Unii Europejskiej, jak i Organizacji Narodów Zjednoczonych. Normą jest dziś troska o prawa uchodźców politycznych i tzw. „więźniów sumienia”. Tam natomiast całe społeczności cierpią dyskryminację jedynie z tego powodu, iż są chrześcijanami. W środkowym Egipcie zrobiły na mnie wrażenie kościoły otoczone murem, który ma po 4 czy 5 metrów z obawy przed zamachami oraz z potrzeby choćby minimalnej intymności, gdyż nieustannie chrześcijanie czują się inwigilowani, stale są pod kontrolą. Pamiętam taką sytuację w Egipcie, kiedy wytoczono księdzu proces sądowy za to, że odnowił drzwi do plebani. Drzwi nie były wcale zabytkowe, a on nie poprosił o pozwolenie, bo by go nie dostał. Kiedy natomiast duchowny ochrzci kogoś, kto przyjął wiarę katolicką, możemy być pewni, że nie uniknie więzienia czy bardzo wysokiej grzywny. Nie ma więc wolności religijnej. Istnieje jedynie wolność sprawowania kultu, a i to nie wszędzie – w Arabii Saudyjskiej nie ma nawet tego. Myślę, że my, którzy walczyliśmy w dziejach „o wolność naszą i waszą”, powinniśmy być bardziej zaangażowani w obronę tych naszych braci – chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Inne kraje europejskie czynią to od dawna.
KAI: Księże Biskupie, jak sobie poradzić z fundamentalizmem i ekstremizmem islamskim?
– Jest to nade wszystko problem władz poszczególnych krajów. Nie da się go wyeliminować na drodze ustawodawczej. Np. w Egipcie, gdzie organizacja fundamentalistyczna – Bracia Muzułmanie – nie mogą wprost dostać się do parlamentu, wchodzą tam pod płaszczykiem innych organizacji i zdobywają mandaty. W Jordanii Ministerstwo Spraw Wewnętrznych cenzurowało swego czasu kazania bardziej wojowniczych imamów. Te działania nie zawsze są skuteczne. Na pewno trzeba podtrzymywać dialog z islamem, zarówno na poziomie intelektualnym jak i osobowym, dbając o wzajemne relacje. Ważna jest też współpraca gospodarcza i popieranie szkolnictwa. Pamiętajmy, że sporą grupę uczniów szkół katolickich na Bliskim Wschodzie stanowią muzułmanie. W tych placówkach formowani są przyszli obywatele wolni od agresji, nienawiści.
KAI: Czy to oznacza, że elity tych krajów uczęszczają do szkół katolickich?
– Tak często się dzieje. Na przykład synowie prezydenta Egiptu, Hosni Mubaraka uczęszczali do szkoły katolickiej. Kiedy pracowałem w Kongregacji dla Kościołów Wschodnich moją koleżanką w pracy była siostra Bernardette Mesrob ze Zgromadzenia Sióstr Różańca Świętego. Wcześniej pełniła ona funkcję dyrektorki szkoły w Ammanie, do której uczęszczały córki króla Jordanii. Jest więc czymś normalnym, że elity formują swoje dzieci w szkołach katolickich i z ich strony nie musimy obawiać się agresji. Jest to głównie przypadłość ludzi niewykształconych, cierpiących niedostatek, którymi łatwo manipulować. Trzeba więc do nich dotrzeć, zainwestować w ogólne struktury szkolnictwa.
KAI: Czy w kwestii wolności religijnej Europejczycy powinni domagać się wzajemności ze strony krajów arabskich?
– Bardzo istotne jest domaganie się pewnej wzajemności. W Europie osiedla się coraz więcej emigrantów z krajów muzułmańskich. Dobrze, że mogą się cieszyć wolnością religijną. Ale potrzebna jest większa współpraca między Kościołem a władzami państwowymi i zatroszczenie się władz o potrzeby duchowe swych obywateli mieszkających w krajach islamskich, na przykład w Arabii Saudyjskiej. Dlaczego mieszkający tam i pracujący Polacy, Niemcy, Włosi, Filipińczycy nie mogą mieć swojego kościoła? Niech chodzi o stawianie spraw na ostrzu noża i o swoisty szantaż, uważam, że byłoby to nieuczciwe postawienie sprawy, ale władze tych krajów powinny wiedzieć, że oczekujemy wzajemności i że tamtejsi chrześcijanie mają swoje potrzeby religijne.
KAI: Jak Ksiądz Biskup ocenia sytuację chrześcijan w Izraelu i w Autonomii Palestyńskiej?
– Ta sytuacja jest bardzo zróżnicowana. Na przykład w Galilei arabscy chrześcijanie mają się zupełnie dobrze. Stąd niedawne dyskusje dotyczące możliwości ich przesiedlenia wzbudziły w tamtejszej wspólnocie sporo niepokoju. Natomiast sytuacja chrześcijan mieszkających na terytorium Autonomii Palestyńskiej jest bardzo skomplikowana. Z jednej strony doświadczają na sobie skutków walki z terroryzmem i wybudowania przez Izrael „muru ochronnego”. To ogranicza ich prawa religijne, bo nie wszyscy chętni mogą się udać do miejsc świętych, żeby uczestniczyć w uroczystościach kościelnych. A co powiedzieć jeśli zdarzy się ślub lub pogrzeb. Przejście na drugą stronę muru wymaga wielu zabiegów. Niejednokrotnie widziałem o 4-5 rano ogromne kolejki na przejściach, kiedy mieszkańcy Terytoriów udawali się do pracy w Izraelu. To też jest poważną niesprawiedliwością chociaż rozumiem Izraelczyków, którzy bronią się przed terroryzmem.
KAI: Chrześcijanie-Palestyńczycy doświadczają także przemocy ze strony innych Palestyńczyków.
– Niestety zdarzają się morderstwa, napady, zagarnianie ziemi, niszczenie upraw ze zwykłej zazdrości, czy też z powodu ekstremizmu religijnego. Ta grupa chrześcijan cierpi podwójnie: są traktowani z nieufnością przez władze izraelskie jako Palestyńczycy a jednocześnie od swych rodaków doświadczają niesprawiedliwości. Przy szczególnych okazjach, jak na przykład wizyty Benedykta XVI potrafią występować wspólnie, domagać się poszanowania swych praw, ale codzienna rzeczywistość jest bardzo smutna. Myślę, że utworzeniu państwa palestyńskiego powinno towarzyszyć zagwarantowanie praw chrześcijan, aby nie miało ono charakteru teokratycznego, gdzie wykładnią prawa cywilnego miałby być islam. Twórcy tego państwa muszą pamiętać, że jego integralną część stanowią chrześcijanie, których prawa muszą być zabezpieczone.
KAI: Księże Biskupie, jaką rolę w tej mozaice odgrywa mała wspólnota katolików języka hebrajskiego?
– Wspólnota ta ma znaczące miejsce, szczególnie w dialogu katolicko-żydowskim, choć i ona jest postrzegana przez pewne środowiska z nieufnością. Pamiętajmy, że przybywający do Izraela Żydzi jasno deklarujący swą przynależność do Kościoła katolickiego napotykają na różne problemy. Pomimo tego, grupa ta stale rośnie. Często jej członkami są osoby przybywające z krajów dawnego Związku Radzieckiego. W Izraelu chrześcijaństwo jest postrzegane zazwyczaj jako powiązane z Palestyńczykami. Ta wspólnota ukazuje uniwersalny charakter Kościoła i Chrystusowego orędzia. Z ich obecnością związane są pewne problemy duszpasterskie, gdyż w tamtejszych parafiach katolickich liturgię sprawuje się najczęściej po arabsku. Ci ludzie nie znają tego języka. Najczęściej posługują się rosyjskim. Chodzi więc o zapewnienie im udziału w liturgii, której treść będzie dla nich zrozumiała. W duszpasterstwie tym pracują także księża z Polski. Myślę, że grupa o której mówimy ma charakter profetyczny, bo pierwsze wspólnoty chrześcijan tworzyli Żydzi, a zarazem stanowi ona antidotum na antysemityzm.
KAI: Księże Biskupie, jak głosić Chrystusa na Bliskim Wschodzie, aby nie być posądzonym o prozelityzm?
– Zawsze podziwiałem Kościoły na Bliskim Wschodzie za ich wytrwałość i odwagę. Trochę brakuje im misyjności. Wynika to oczywiście z postawy dominującego tam islamu, co ogranicza inicjatywy o charakterze duszpasterskim. Stąd chrześcijanie nastawieni są raczej na przetrwanie niż na rozwój. Pracując w Kongregacji pamiętam jak trudno było niektórych duchownych ormiańskich w Libanie przekonać do tego, aby pojechali do Armenii i tam po upadku Związku Radzieckiego prowadzili duszpasterstwo. Po prostu brakowało im ducha misyjnego. Aby rozpalać tego ducha należy postawić odpowiedni akcent na formację księży i współpracę z duchownymi i świeckimi z Zachodu, którzy z większym zaangażowaniem i otwartością, mimo ograniczeń angażują się w prac w pracę duszpasterską. Przykładem niech będzie działalność Ruchu Focolare i Neokatechumenów. Każdego roku moja watykańska Kongregacja dawała Fokolarynom kilkadziesiąt stypendiów na naukę języka arabskiego.
KAI: Czego my, katolicy z Zachodu powinniśmy się uczyć od Kościołów Wschodnich?
– Przede wszystkim wierności spuściźnie, którą człowiek dziedziczy po przodkach. W Kościołach Wschodnich widać niezwykłe przywiązanie do tradycji. Ich duchowni i wierni są także doskonałymi administratorami, bo każdy metr kwadratowy ziemi, to metr chrześcijańskiej obecności w morzu islamu. Mój przełożony przez siedem lat, kard. Ignace Moussa Daoud, patriarcha antiocheński Syryjczyków nauczył mnie, że alienacja własności kościelnej to ostateczność. Nawiasem mówiąc, na sprzedaż choćby skrawka ziemi należącej do instytucji kościelnych na Bliskim Wschodzie potrzebna jest zawsze zgoda Stolicy Apostolskiej. Zasada ta wprowadzona przez papieża Pawła VI, a później potwierdzona przez Jana Pawła II. Potwierdza ona bezcenny charakter tego obszaru, na którym dokonały się najważniejsze wydarzenia historii Zbawienia. Od przedstawicieli Kościołów Wschodnich możemy się także uczyć jak bardzo ważne są więzi rodzinne i te w ramach danego Kościoła.
KAI: Ksiądz Biskup przez wiele lat był świadkiem jak bardzo na sercu leżały Janowi Pawłowi II losy Kościołów Wschodnich….
– Jan Paweł II troszczył się o Kościoły Wschodnie, szczególnie na obszarze dawnego bloku komunistycznego. Bardzo leżała mu na sercu sytuacja ukraińskiego, rumuńskiego i słowackiego Kościoła greckokatolickiego. Cierpiał razem z nimi podczas komunizmu, a po jego upadku razem z nimi je odbudowywał. Z wielkim szacunkiem traktował świeckich i duchownych Kościołów z regionów, gdzie narodził się, działał Jezus Chrystus i powstał Kościół. W trakcie niedzielnej modlitwy Anioł Pański apelował często o pokój na Bliskim Wschodzie. Przeznaczał wiele środków na pomoc dla chrześcijan w tym regionie świata. Wspomniałem już zwołaniu Zgromadzenia Synodu Biskupów dla Libanu w 1995 r. Ponadto papież odbył pielgrzymki na Ukrainę, do Libanu, Ziemi Świętej i Syrii, gdzie spotykał się z przedstawicielami Kościołów Wschodnich, odprawiał liturgię w ich obrządku i starał się o polepszenie relacji między nimi oraz o rozwój kontaktów z prawosławiem i islamem. Zaangażowanie Jana Pawła II na rzecz Bliskiego Wschodu było także doceniane przez rządy państw tego regionu. Przypomnijmy choćby fakt ogłoszenia przez Egipt, kraj muzułmański, trzydniowej żałoby narodowej po śmierci Jana Pawła II. Ojciec Święty Benedykt XVI kroczy tą samą drogą, o czym świadczy obecny synod.
Rozmawiali: o. Stanisław Tasiemski OP i Krzysztof Tomasik (KAI)
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.