Całun Turyński to pierwsza Ewangelia napisana ciałem Jezusa
14 kwietnia 2017 | 09:51 | Rzym / Dorota Abdelmoula (KAI) / bd Ⓒ Ⓟ
Prof. Emanuela Marinelli, badaczka Całunu Turyńskiego w rozmowie z KAI mówi o historii badań nad tą szczególną relikwią, o jej znaczeniu dla wiary i nawróceniach, które się dokonują za jej przyczyną. – Całun to pierwsza Ewangelia, napisana przez samego Jezusa Jego własnym ciałem – mówi badaczka.
Dorota Abdelmoula (KAI): Od 40 zajmuje się Pani badaniem Całunu Turyńskiego. Jak narodziła się ta wielka pasja?
Prof. E. Marinelli: Osobiście zainteresowałam się tym tematem, ponieważ 40 lat temu ówczesny szef Służby Naukowej Policji w Zurychu prof. Max Frei-Sulzer, botanik i ekspert w dziedzinie pyłków, zidentyfikował na Całunie ślady pyłków roślin, które nie występują w Europie. Na 58 gatunków pyłków znalezionych na tym płótnie 38 pochodziło z roślin, nie występujących na naszym kontynencie, ale obecnych na Bliskim Wschodzie. Na przykład jedną z nich można spotkać tylko w Chinach, Jordanii i Izraelu, na bardzo ograniczonym terenie. Był to botaniczny dowód na pochodzenie Całunu z okolic Jerozolimy. A ponieważ sama specjalizuję się w naukach przyrodniczych i geologicznych, ten dowód naukowy mnie zafascynował i wówczas rozpoczęłam prowadzenie badań.
Jak po tylu latach podsumowałaby Pani to, co Całun mówi o męce i śmierci Jezusa?
– Istnieje całkowita zbieżność między tym, co zostało utrwalone na Całunie a tym, co opisuje Ewangelia, choć Całun podaje więcej szczegółów. Np. w Ewangelii czytamy, że Jezus został ubiczowany. Płótno daje dowody, że Jezusowi wymierzono ok. 120 uderzeń biczem. To było biczowanie inne od tego, jakie otrzymywali wzdłuż drogi ci, którzy nieśli krzyż, dużo obfitsze i bardziej okrutne. Bicz był zakończony kawałkami kości albo ołowiu, które rozrywały skórę. Wiemy z Ewangelii, że po ubiczowaniu Piłat chciał Jezusa uwolnić, przewidział dla niego jedynie ciężką karę. Ostatecznie jednak, po jej wymierzeniu, Chrystus został także ukrzyżowany.
Czytaj także: Rozważania tegorocznej Drogi Krzyżowej w Koloseum
Potem nałożono Mu koronę cierniową. Także tu Ewangelie nie podają szczegółów, jak ona wyglądała, artyści zaś przedstawiają ją jako małą obręcz wokół skroni. W rzeczywistości Jezus został ukoronowany jako król Judei, miał więc na głowie rodzaj królewskiej mitry, jakby kask z cierni, które zadały Mu ok. 50 ran.
Następnie niósł patibulum, czyli poprzeczną belkę krzyża. Wielokrotnie pod nią upadał: Jego twarz nosi ślady wielu obrzęków na czole i policzkach. Był torturowany przez swoich oprawców. Widzimy, np. że z jednej strony wyrwano mu brodę. Jego twarz i kolana noszą ślady ziemi wymieszanej z krwią. To dowód, że upadał.
Chrystus został ukrzyżowany za pomocą gwoździ, ale Całun pokazuje, że aby mogły one podtrzymywać całe ciało, zostały wbite w nadgarstki, a nie w dłonie. To dlatego, że pod stopami nie było kawałka drewna, który podpierałby ciało, tak często pokazywanego przez artystów. Stopy były przygwożdżone bezpośrednio do krzyża. Ciało utrzymywało się na nim za pomocą gwoździ. Nawet myśl o tym jest czymś strasznym: ciało wiszące na gwoździach.
Wreszcie ostatnia z ran. To rana w boku. Wiemy, że zadano ją po śmierci, i że z niej, jak widzimy to na Całunie, wypłynęły krew i osocze. Wewnątrz klatki piersiowej doszło wcześniej do krwotoku wewnętrznego wokół serca. Kardiologowie mówią, że Jezus zmarł wskutek ataku serca: w następstwie bardzo silnego okrzyku bólu Jego serce się zatrzymało. Po śmierci Jego ciało wisiało jeszcze ok. 2,5 godz. na krzyżu, aby zesztywniało.
Św. Jan mówi, że widział krew i wodę wypływające z rany w boku i nie jest to opis symboliczny. Niektórzy chcą czytać Ewangelię jako opowieść symboliczną, tymczasem ona jest bardzo konkretną relacją, niemal kroniką. A Całun, jak mówił watykanista Horacio Petrosino, jest obrazem Kalwarii.
Z kolei badacz ks. Giulio Ricci nazwał Całun “piątą Ewangelią” zapisaną krwią. Możemy powiedzieć, że Całun to pierwsza Ewangelia, napisana przez samego Jezusa Jego własnym ciałem.
Czy Całun jest też świadectwem zmartwychwstania?
– Tak. Jest kroniką tego wydarzenia, nad którą należy medytować, bo to, o czym opowiada Ewangelia, dzięki Całunowi możemy zobaczyć na własne oczy i to w sposób, który naprawdę porusza. Zobaczyć te wszystkie rany, ogrom cierpienia i zrozumieć, że Bóg dobrowolnie wybrał to wszystko, by zmazać nasze grzechy – wobec tego nie można pozostać obojętnym.
Obraz ciała, który widzimy na Całunie, pozostaje wielką tajemnicą, bo pochodzenia tego obrazu nie można wyjaśnić inaczej, jak tylko w ten sposób, że ciało wygenerowało promieniowanie, rodzaj światła. Sam obraz jest odbiciem, które powstało na materiale wskutek działania światła.
Pewne dziecko powiedziało, że na Całunie Jezus zrobił sobie “selfie”. Urocze porównanie.
Czy wiemy, jak dokładnie powstał ten obraz ciała widoczny na Całunie?
– Ciało pozostawiło ten ślad w sposób niewytłumaczalny. To, że obraz powstał pod wpływem światła, potwierdzili także naukowcy z centrum badań ENEA Frascati, posługujący się laserem generującym promienie ultrafioletowe. Obliczyli oni, że aby uzyskać obraz taki, jak ten, który widnieje na Całunie, należałoby użyć energii co najmniej 10 tys. laserów.
Dla nas, wierzących, nie ma nic dziwnego w uznaniu, że to cud zmartwychwstania wywołał to wielkie światło, podobnie jak działo się to podczas przemienienia Jezusa na górze Tabor, kiedy, jak mówi Ewangelia, “twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło”. Ale dla osoby niewierzącej Całun pozostaje przedmiotem wielkiej fascynacji. Znam osoby, które pochylając się nad nim, zbliżyły się do wiary lub odnalazły ją z powrotem.
A zatem czy na Całun Turyński należy patrzeć przez pryzmat nauki czy wiary?
– Najprostszą drogą jest spojrzenie naukowe. Gdybyśmy, dzięki badaniom naukowym i danym historycznym, nie przekonali się wpierw, że Całun jest autentyczny, moglibyśmy uwierzyć w coś, co nie jest prawdziwe. Przekonani o jego prawdziwości możemy natomiast spojrzeć na niego także z punktu widzenia wiary, która pomaga zrozumieć nam ten obraz.
Dla osoby niewierzącej pozostaje on nierozwiązaną tajemnicą, bo żadne ciało nie może pozostawić śladów takich, jak to. Jednakże wierząc, że Jezus zmartwychwstał, możemy zrozumieć, że świadectwo Całunu przekracza śmierć, że pokazuje nam cierpienie i mękę Jezusa, ale daje też pewność zmartwychwstania i pomaga nam w spojrzeniu na nasze własne życie i śmierć.
Autentyczność Całunu mogą uznać także ateiści. I wiemy, że to się zdarzało. Na początku XX w. znany biolog z Paryża Yves Delage, który deklarował się jako agnostyk, analizując zdjęcia, które dowodziły, że na Całunie znajduje się negatyw ciała, uznał, że Całun należał do Jezusa z Nazaretu.
Podobnie w grupie amerykańskich naukowców, badających Całun w 1978 r., złożonej z katolików, protestantów, żydów i ateistów, wszyscy byli przekonani o autentyczności Całunu i o tym, że okrywał on ciało Jezusa z Nazaretu – postaci historycznej, która naprawdę istniała.
Czy to znaczy, że za prawdziwością Całunu przemawiają nie tylko badania naukowe, ale też fakty historyczne?
– Tak. W swojej najnowszej książce przedstawiłam źródła islamskie, które poświadczają, że w Edessie w dzisiejszej południowo-wschodniej Turcji był przechowywany całun ze śladami ciała Chrystusa. Są to niepodważalne źródła, gdyż źródła chrześcijańskie posądza się, że wymyślili je chrześcijanie dla swej własnej wygody.
Opatrzność Boża ocaliła Całun w muzułmańskim sułtanacie w Edessie, podczas gdy w pobliskim Konstantynopolu wielu chrześcijan niszczyło ikony, odwołując się do biblijnego fragmentu mówiącego o tym, że Boga nie należy przedstawiać za pomocą żadnych wizerunków. Całun przetrwał, bo na terenie sułtanatu muzułmanie pozwolili chrześcijanom oddawać mu cześć, jako że oni sami czcili Jezusa jako wielkiego proroka.
Jest też wiele innych przykładów, choć pozostają w historii okresy, w których nie znamy losów Całunu.
A jak odpowiadać tym, którzy wątpią w jego prawdziwość?
– Z pewnością Całun okrywał ciało zmarłego przez ok. 36-40 godzin. Koniec tego kontaktu z ciałem nastąpił bez jakiegokolwiek ruchu. Widać to po śladach krwi. Także ślady aragonitu, znalezionego na Całunie, są takie same, jak te pochodzące z grot w Jerozolimie, podobnie jak pyłki kwiatów. To wszystko razem świadczy o autentyczności, żaden artysta ani fałszerz nie byłby w stanie stworzyć przed wiekami przedmiotu, którego do dziś nie potrafimy skopiować.
Wiemy też, że obraz ciała pojawił się na materiale później niż ślady krwi. Krew pochodzi z ran osoby, która była zawinięta w płótno. Ran, które się otworzyły ponownie pod wpływem kontaktu z płótnem nasączonym pachnącymi olejkami.
To także świadczy o najgodniejszym pochówku. Ktoś, kto został skazany na śmierć przez ukrzyżowanie, powinien spocząć w zbiorowym grobie.
Ostatnio na płótnie znaleziono ślady DNA osoby pochodzącej z Indii. Może to znaczyć, że bela materiału, z którego pochodzi całun, została sprowadzona z tamtych stron.
Wiemy, że w popołudnie święta Jom Kippur najwyższy kapłan ubierał się w szaty z lnu pochodzącego z Indii. Takie szaty były dostępne w Świątyni Jerozolimskiej. Być może Józef z Arymatei właśnie tam kupił ten najwyższej jakości materiał z myślą o pochówku tego, którego nazywał Mesjaszem.
Wszystkie te elementy po kolei eliminują możliwość fałszerstwa.
Uznawszy autentyczność Całunu, czy nie trzeba być osobą wierzącą, by zrozumieć jego przesłanie?
– Piękne jest to, że Całun przemawia do każdego serca. Papież Franciszek powiedział bardzo piękną rzecz: że musimy pozwolić, by to Całun na nas patrzył. To znaczy, że powinniśmy w ciszy medytować przed tym płótnem, przez które patrzy na nas sam Chrystus. Z kolei św. Jan Paweł II mówił, że Całun jest niezwykłą i tajemniczą relikwią, świadkiem Paschy: męki, śmierci i zmartwychwstania. Świadkiem niemym, ale zarazem zaskakująco wymownym.
Kiedy patrzymy na Całun, w każdym z nas otwiera się przestrzeń medytacji nad tym, co znajduje się poza śmiercią. Nad tym, że po śmierci Jezusa przyszło światło zmartwychwstania, które fascynuje i przyciąga także niewierzących.
Kiedyś zaprosiła mnie z wykładem pewna niewierząca kobieta, którą interesował ten temat ze względów naukowych. Na zakończenie powiedziała mi: nie byłabym w stanie wyjść z tej konferencji taką, jaką na nią przyszłam. Opowieść o wynikach przeprowadzonych analiz Całunu podbiła także jej serce.
Niedawno po konferencji podeszła do mnie kobieta, która powiedziała: przyszłam tu tylko po to, by towarzyszyć mojej znajomej. Przed laty utraciłam wiarę, od dawna nie chodzę do kościoła, ale tutaj dziś Jezus na mnie czekał i wiem, że muszę powrócić do wiary.
Te świadectwa są piękne i pokazują, jak ważne jest to, by starać się zrozumieć to, co mówi nam Całun.
Pani Profesor, czy po tylu latach badań naukowych, Całun Turyński pomaga Pani w głębszym przeżywaniu tajemnicy paschalnej?
– Oczywiście. Całun bardzo pomaga w wierze, bo jako ludzie potrzebujemy tego, co oddziałuje na zmysły. Kiedy umrze osoba nam bliska, zachowujemy jej zdjęcie. Ja np. mam przy sobie zdjęcie mojego ojca, który zmarł przed laty. Lubię na nie patrzeć, by lepiej go zapamiętać.
Całun pomaga w tym, by nie zapomnieć o Tym, który tak wiele dla nas dokonał. Pomaga też w medytacji nad tym tak ważnym wydarzeniem, które zmieniło historię i które pokazuje, że śmierć nie jest końcem naszej wędrówki, ale oznacza początek podróży jeszcze piękniejszej.
Mnie, tak jak innym osobom wierzącym, Całun pomaga we wzrastaniu w wierze. Także przyjmowanie Komunii Świętej z myślą o tej krwi i tym ciele, które widnieje na Całunie, pogłębia refleksję. Od 40 lat dzielę swoje życie z Osobą z Całunu, który w Wielkim Tygodniu staje się mi jeszcze bliższy. Benedykt XVI mówił wręcz, że dla niego Całun jest ikoną Wielkiej Soboty.
Rozmawiała Dorota Abdelmoula
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.