Choćby i garstka sprawiedliwych… – rozmowa z biskupem-nominatem Grzegorzem Kaszakiem
28 marca 2009 | 06:26 | Rozmawiał ks. Michał Kowalski / ju. Ⓒ Ⓟ
Osobom stojącym z boku Kościoła trzeba ukazać jego piękno, bo bardzo często ten obraz jest wypaczany – mówi ks. Grzegorz Kaszak, który dzisiaj przyjmie sakrę biskupią i obejmie rządy w diecezji sosnowieckiej.
Publikujemy wywiad, jakiego biskup-nominat udzieli archidiecezjalnemu Radiu eM w Katowicach.
Radio eM: Czym jest dla księdza biskupa ta nominacja? Mówi się o mitrze, pastorale jako o symbolach władzy pasterskiej. Na myśl przychodzą takie słowa jak zaszczyty czy władza. Jak to widzi nowy biskup sosnowiecki?
– Symbol, znak jest dzisiaj bardzo ważny dla współczesnego człowieka. Mówi się niekiedy, że bez znaku człowiek, zwłaszcza młody, nie jest w stanie dobrze się porozumieć, skontaktować. Mogą się zdarzyć symbole czy znaki, które będą niezrozumiałe ale można je wytłumaczyć. One są piękne więc nie mam absolutnie zamiaru z nich rezygnować.
Mitra uchodziła kiedyś za symbol władzy, tak jest do dzisiaj, chociaż w liturgii podkreśla się, że jest to także symbol modlitwy czyli biskup jest człowiekiem modlitwy, otwarcia się na Pana Boga, dialogu z Bogiem, człowiekiem który puka do nieba po to, ażeby przedstawiać prośby ludu mu powierzonego, tego który cierpi, schorowanego, z problemami, tego który boryka się z różnymi kłopotami ale biskup jest także po to, by przedstawiać Bogu radości tego człowieka, który się śmieje, cieszy się jest zadowolony z życia.
Co do pastorału nawiązałem do tradycyjnego kija pasterskiego, odpowiednio zakończonego na górze, który służył do pociągania owiec, które oddalały się od stada, które narażały się na ryzyko, którym zagrażało niebezpieczeństwo. Gest przyciągania tym kijem niekiedy był bolesny ale konieczny, czyniony dla dobra owiec. Nawiązałem więc do tradycyjnego pastorału i kazałem na nim umieścić cztery niewielkie figury: Piotra i Pawła, bo przychodzę z Rzymu, a także świętych Alberta Chmielowskiego i Rafała Kalinowskiego, bo zostałem posłany do diecezji sosnowieckiej, której są oni patronami, ponadto na pastorale znajduje się mój herb. Został on podzielony na dwa pola. W górnych, na niebieskim tle została przedstawiona gwiazda „Stella Maris”. Pochodzę bowiem z nad morza, a gwiazda symbolizuje Najświętszą Maryję Pannę, którą proszę, aby mnie prowadziła. W drugim polu, na złotym tle, umieszczona została pszczołą, symbol pracowitości. Idę bowiem do ludu pracy, a także chcę pokazać, że ja też pragnę pracować, trudzić się dla dobra wszystkich, abyśmy kiedyś mogli się spotkać wokół Pana Boga; także wedle mojego biskupiego zawołania „Facere voluntatem Tuam” czyli „Pełnić wolę Twoją”.
ReM: W seminarium przez niemal wszystkie lata przewija się myśl, że pierwszym domem formacyjnym przyszłego kapłana jest rodzina. Czy było tak taż w życiu księdza biskupa? Wiem, że młodszy brat jest również kapłanem? Czy ministrantura, ruchy kościelne pomogły w rozeznawaniu powołania?
– W dokumentach Kościoła, duży nacisk na to kładł również Jan Paweł II, rodzina nazwana jest – i taką jest rzeczywiście – miejscem, gdzie człowiek przygotowuje się do małżeństwa, to tzw. przygotowanie dalsze. Powiedziałbym też, że rodzina to też najbardziej odpowiednie miejsce, aby przygotować się do kapłaństwa. Rodzina z woli Pana Boga jest instytucją, w której człowiek może najlepiej się rozwijać. Jeśli mówimy o bliskich z mojej rodziny to chciałbym wspomnieć moje babcie. Dziadków nie znałem, bo zmarli przed moim urodzeniem, natomiast dobrze pamiętam dwie babcie. Wywarły one na mnie bardzo duży wpływ. Myślę, że to nie tylko mój przypadek. Dziadkowie, mówiąc ogólnie, to osoby zazwyczaj w podeszłym wieku, które mają więcej czasu dla wnuków. Niestety, dziś ich rola jest niedoceniana, z tego powodu też cierpią, niekiedy są odsuwani na margines życia społecznego, a przecież jest to skarbnica doświadczenia. Jedno z takich doświadczeń, którym się dzielą ze swoimi wnukami, to pokonywanie cierpienia. Wiadomo, że starszy wiek związany jest z chorobą, bólem. Starsi uczą więc młodego człowieka, że życie to nie tylko tężyzna fizyczna, piękno ciała, ale to także choroba, nieszczęście, cierpienie i na to także trzeba się przygotować. Uczą jak pokonywać te trudne sytuacje, które na pewno w życiu każdego z nas nadejdą.
Kard. Christiana Tumi z Kamerunu mówił, że w Afryce jest takie powiedzenie: „Kiedy umiera stary człowiek to tak, jakby spłonęła biblioteka”. Ale – dodawał kardynał – dzisiaj ta biblioteka nie jest odwiedzana. To tragedia. Powinniśmy dowartościować znaczenie i rolę dziadków w rodzinie, w wychowaniu młodego pokolenia.
Mój najmłodszy brat jest księdzem, to prawda. Jest nas trzech. A ten średni jest robotnikiem. Jest to dla mnie ważne, bo jeśli mówimy o rodzinie to muszę podkreślić, że jestem biskupem wszystkich, idę do wszystkich, bez wyjątku. Papież nie wyznaczył mi jakiegoś specyficznego duszpasterstwa czy jakiejś dziedziny życia Kościoła. Idę do wszystkich ale wywodzę się z rodziny robotniczej. Mój tata pracował w odlewni, mama w szpitalu. Oboje są już na emeryturze. Wychowałem się w bloku, mieliśmy dwa skromne pokoje i tam cała nasza piątka wzrastała. Dwóch z nas została kapłanami a jeden jest robotnikiem, założył własną rodzinę. Poznałem więc środowisko robotnicze, ja w nim wzrastałem i myślę, że to też jakiś znak od Boga, bo może to stanowić przygotowanie do pracy w środowisku, do którego obecnie zostałem posłany na ziemi sosnowieckiej, której większość to ludzie pracy.
Co do ministrantury, to ja późno zostałem ministrantem, miałem już 17 lat. Ksiądz wikary chciał, żebym czytał czytania w czasie liturgii. Nie mam wątpliwości, że trzeba dbać o duszpasterstwo ministrantów. Spotkałem się także z oazą, która na mnie również zrobiła ogromne wrażenie. Wydaje mi się, że ruchy kościelne, grupa, wpływa na młodego człowieka. Zdrowe ruchy kościelne musza być rozwijane.
ReM: Przez wiele lat był ksiądz związany z ważną watykańską dykasterią jaką jest Papieska Rada ds. Rodziny. Już jako student podjął ksiądz pracę w tym miejscu. Jakie doświadczenia zabiera ksiądz ze sobą do Sosnowca?
– Pierwsze zadanie, które widzę – i to jest moje doświadczenie – to głoszenie przepięknego planu Boga na temat życia, małżeństwa i rodziny. Uważam to za podstawowe. Chodzi o dobro społeczeństwa a zatem nie jest to tylko katolicki problem, problem nas księży czy biskupów. To problem wszystkich, niezależnie w co wierzą, jeżeli chcą żyć szczęśliwie, jeżeli chcą, ażeby było społeczeństwo dobrze funkcjonujące to muszą troszczyć się o rodzinę. Pragnę prowadzić dialog z różnymi stronami: politykami, ustawodawcami, bo dzisiaj poprzez prawo rozbija się rodzinę. Skutki tego są tragiczne.
ReM: Diecezja sosnowiecka to w skali Polski dość nietypowe miejsce pracy duszpasterskiej. Nawet mówi się o niej „czerwona diecezja”, bo przez lata komuniści starali się ateizować i demoralizować jej mieszkańców. Niespełna dwa lata temu bp. Adam Śmigielski mówił Tygodnikowi Powszechnemu: „Jeśli chodzi o praktyki religijne to jesteśmy na szarym końcu w Polsce. W mszach bierze udział przeciętnie od 20 do 25 proc. Wiernych, a w niektórych tylko 15 proc.” Czy zdaniem księdza biskupa trzeba zawalczyć o ludzkie dusze i zwiększyć te liczby czy opierając się na dotychczasowych wiernych budować raczej mniejsze ale silniejsze wspólnoty parafialne?
– Walczyć zawsze trzeba, bo jest to polecenie Jezusa a powiedział On: „Idźcie na cały świat i nauczajcie, czyńcie z ludzi Moich uczniów”. Przestrzegałbym natomiast przed spoglądaniem na Kościół przez pryzmat tylko i wyłącznie statystyki, bowiem wiara jest inną rzeczywistością i czasami wystarczy jedna osoba żyjąca w prawdziwej przyjaźni z Bogiem, o czystym sercu, która będzie fermentem, zaczynem. Jan Paweł II – jedna osoba, a co zrobił? Zawojował świat. Wierzę w Sosnowiec; że nawet ta garstka niewielu sprawiedliwych pociągnie za sobą innych i będzie tym zaczynem. Oczywiście, trzeba z nimi pracować, by ich wiara stawała się silniejsza.
Natomiast są, jestem tego świadom, ludzie którzy stoją obok Kościoła. Do nich trzeba pójść, nimi się zająć. Według mnie postrzegają oni Kościół, zwłaszcza nakazy, jako coś krępującego, jako ciężar a ja chciałbym i będę robił co w mojej mocy, żeby poznali, że za tymi zakazami, przepisami stoi nikt inny jak ich najlepszy przyjaciel, osobowy Bóg, który jest wrażliwy na ich cierpienie, niedolę, niedostatek, który gotów jest im zawsze pomóc. Rozwinąć w tych ludziach, a jeśli jej nie ma to sprawić, żeby zaistniała osobowa przyjaźń między nimi a Bogiem – to zadanie, które mamy przed sobą konkretnie na ziemi, do której Pan Bóg mnie posyła, w diecezji sosnowieckiej. Tym osobom, które są z boku Kościoła trzeba ukazać piękno, bo bardzo często obraz Kościoła jest wypaczany, a przecież Kościół jest w woli Boga, on go chciał na ziemi a to, co chce Bóg to jest dla naszego szczęścia, dla naszego dobra. Wydaje mi się, że tych ludzi trzeba przyciągać, tłumaczyć im, proponować, po to, żeby zachwycili się i weszli w osobistą relację ze Stwórca. Ten aspekt jest bardzo ważny. Chodzi o to, żeby ten człowiek zrozumiał, że owszem, jest trudno, ciężko ale w gruncie rzeczy, jest to trud, który nie trudzi, jest to ciężar lekki.
A na zakończenie proszę także o modlitwę nie tylko w momencie konsekracji ale także na czas całego mojego życia. Jak to pięknie mówił Jan Paweł II: a kiedy mnie Pan Bóg odwoła z tego świata, to po śmierci również pamiętajcie o mnie.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.