Codzienność
06 listopada 2011 | 14:21 | Wolontariusze Don Bosco Ⓒ Ⓟ
Dni mijają szybko, choć paradoksalnie wszystko dzieje się powoli. Jest czas na smakowanie Afryki i cieszenie się chwilą. Jest czas na przebywanie z ludźmi, dla których tu przyjechałam.
Każdy dzień rozpoczynam mszą świętą, a potem szybkie śniadanie i kilka godzin spędzam w przedszkolu. Południe to czas na przerwę i obiad. Zbieram siły w sobie i piłki do worka, by po południu biegać z dzieciakami na oratoryjnym piachu. I tak codziennie – niby tak samo a zawsze inaczej.
Weekendami chodzę po mieście, uśmiecham się i ściskam ręce napotkanych ludzi. Próbuję wypowiadać niezwykle trudne pozdrowienia w języku bemba (jest ich mnóstwo a na każde jest inna odpowiedź – więc strzelam). Tulę dzieciaki i rozmawiam ze starszyzną. Chodzę także na spotkania grup istniejących przy parafii. Jest ich tu niezwykle dużo. W niedzielne popołudnia na przykościelnym placu spotkać można różne zbiorowiska. Osiadłam na stałe w grupie dziecięcej (i sobotniej grupie franciszkańskiej – moja brązowa radość). Na początku nie widziałam sensu w siedzeniu godziny, dwóch, czasem trzech, patrząc tylko na ludzi rozmawiających w języku bemba. Wiem jednak, że jestem tu właśnie dla nich. Przyjechałam po prostu być. Również by świadczyć moim życiem i postawą o Jezusie. Teraz zauważyłam także, że stałam się wabikiem na dziecięcą grupę.
Weekend to czas spotkań – zawsze ktoś przyjdzie lub zaprosi. To czas odkrywania zambijskiego świata od kuchni. Dobrze być tu na dłużej – ludzie wtedy się otwierają, pokazują wnętrza swoich domów tak jak i wnętrza swoich serc. Wiedzą że za chwilę nie ucieknę i że możemy spędzić wiele chwil razem. Podoba mi się ten african time – na wszystko jest czas. Nie warto gonić w zabójczym tempie przez życie. Choć nie powiem, czasem te spóźnienia i brak konkretów mnie frustrują. Ktoś nie przychodzi, choć powinien; ktoś pojawia się spóźniony zaledwie kilka godzin, spotkanie rozpoczyna się półtorej godziny później, a lekcje w przedszkolu napędzane są przez zambijskie zegarki. Nie jest to jednak tak bardzo denerwujące jak myślałam.że będzie. Trzeba przywyknąć i wyrzucić zegarek kupiony w Polsce.
Oratorium pod drzewami Po co chodzimy do kościoła? Po co się modlimy? By chwalić Pana Boga i by Go przepraszać, a przede wszystkim by pójść do Nieba – odpowiedzi małoletnich urwisów z oratorium pod drzewami rozczuliły mnie i podbudowały. Wraz z nową opiekunką – s. Christabell i nowymi wolontariuszami ruszył także nowy program w naszym dziecięcym oratorium. Konkretna formacja duchowa to jeden z nowych punktów tygodniowego planu.
Po raz pierwszy przysłuchując się rozmowie liderów z dziećmi byłam zaskoczona odpowiedziami, a także pytaniami jakie padały. Były proste i celne. Takie piękne. Dla moich małych przyjaciół z Bosco Group (najstarszej z trzech grup wiekowych w oratorium) Pan Bóg to przede wszystkim Przyjaciel, z którym chcą rozmawiać, którego chcą wielbić i chwalić. Dlatego klaszczą, tańczą i śpiewają. Gdy wspólnie się modlą, zamykają oczy, twarz chowają w rączkach i z wielkim namaszczeniem wypowiadają kolejne słowa. Jest to oczywiście generalizacja – jest tez sporo dzieciaków zajętych zupełnie czymś innym a także wiele niechrześcijańskich członków oratorium. Jednak ten pierwszy widok skupionej na modlitwie gromady maluchów był dla mnie zachwycający.
Junior Oratory to kawałek placu między kościołem i budynkiem parafialnym a ogrodzeniem z kilkoma drzewami mituntulowymi (taka moja robocza nazwa od mituntuli – owocu z tego drzewa – małej, niejadalnej zielonej kulki, bardzo uciążliwej w graniu w piłkę, rozchlapującej się na wszystkie strony i ciężkiej do odmycia) i mangowymi po środku. W różnych częściach tego placu codziennie zbiera się gromada dzieci z ubogich domów otaczających Don Bosco Center.
Afryka jest niezwykle bogata w dzieci. Każdego dnia witam się z ok. 50 – 300 twarzami, które powoli rozpoznaję i próbuję przypisać do imion. Oratorium podzielone jest na trzy grupy: Laurę, Dominika i Bosco. Każda z nich ma swoich liderów (młodych wychowanków oratorium) i wolontariuszy. Moja jest grupa Bosco – głównie chłopięca gromada mniej więcej 12 latków. Najmłodsze dzieci pojawiające się „pod drzewami” mają zaledwie kilka miesięcy. Patrzą na świat z wysokości pleców starszego rodzeństwa, wychylając główkę zza kolorowej chitengi.
Te popołudnia w oratorium to moja wielka radość. Moja perełka. Nieskończona ilość uściśniętych dłoni, wycałowanych czół, odwzajemnionych uśmiechów. Godziny przegadane w bemba – angielsko – polsko – albańsko – migowym. Niestety tylko powierzchowne. Dzieci nie znają angielskiego, bez liderów ciężko byłoby przeprowadzić najmniejszą zabawę (ale do czasu – mój bemba powoli się doskonali).
Trudno jest planować, nie wiedząc na kogo można będzie dziś liczyć. Liderzy to kochane chłopaki, ale niestety z tutejszą mentalnością i ich nastoletnim (czytaj: w głowie im głównie dziewczyny) wiekiem walczy się jak z wiatrakami. Jakoś automatycznie obrałam sobie za cel właśnie tych naszych młodocianych pomocników. To ich trzeba oszlifować, by działali tu i żyli jak najpiękniej.
Alicja Kamasa, 31 październik 2011, Zambia, Mansa
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Sylwia dostała nawigację, która nie pokazuje radarów. Kasia wyjechała na misję, która nie jest specjalna. Kamila otrzymała moc, która w słabościach się doskonali. Paulina odmienia się przez przypadki. Klaudia drepce z salezjańską radością. Karolina przez rok przygotowań nie nauczyła się mówić w języku bemba. Asia otworzyła się na Dom Księdza Bosco dla Chłopców Ulicy. Justyna i Renata są inne i mają różne talenty i umiejętności. Magda pracuje w mieście, w którym urodził się Zbawiciel. Wszystkie wolontariuszki usłyszały głos, który mówił do nich: Pójdź za Mną! Wyjechały na roczną misję w ramach Międzynarodowego Wolontariatu Don Bosco, aby świadczyć o miłości Jezusa.W 2014 roku na misje wyjechały: Renata Gawarska - pochodzi z Kuklówki Zarzecznej, ma 27 lat, pracuje na Madagaskarze, w Mahajanga. Justyna Kowalska – pochodzi z Ostrołęki, ma 25 lat, pracuje na Madagaskarze, w Mahajanga. Sylwia Młyńska – pochodzi z Łap, ma 22 lata, pracuje w Zambii, w Mansie. Katarzyna Socha – pochodzi z Kamienia koło Rzeszowa, ma 25 lat, pracuje w Zambii, w Mansie. Karolina Gajdzińska – pochodzi z Warszawy, ma 25 lat, pracuje w Zambii, w Chingoli. Paulina Pawłowska – pochodzi z Olsztyna, ma 24 lata, pracuje w Zambii, w Chingoli. Kamila Maśluszczak – pochodzi z Hrubieszowa, ma 25 lat, pracuje w Zambii, w Lufubu. Klaudia Kołodziej – pochodzi z Ropczyc, ma 26 lat, pracuje w Zambii, w Lufubu. Joanna Studzińska – pochodzi z Lęborka, ma 29 lat, pracuje w Peru, w Limie. Magdalena Piórek – pochodzi z Twardogóry, ma 25 lat, pracuje w Palestynie, w Betlejem.