Dialog z rosyjskim prawosławiem należy kontynuować
06 lipca 2014 | 09:10 | Marcin Przeciszewski / br Ⓒ Ⓟ
O tym czym dla Ukrainy jest Kościół greckokatolicki – mówi KAI bp Krzysztof Nitkiewicz. Przewodniczący Rady ds. Ekumenizmu KEP zastanawia się też jaki jest sens dalszego dialogu Kościoła katolickiego w Polsce z Rosyjskim Kościołem Prawosławnym oraz podsumowuje stan stosunków ekumenicznych w Polsce.
KAI: Księże Biskupie, jako wieloletni pracownik Kongregacji ds. Kościołów Wschodnich poznał Ksiądz dobrze problematykę grekokatolików i Ukrainy. W obecnych wydarzeniach w tym kraju olbrzymią rolę odgrywa Kościół greckokatolicki. Z czego to wynika? Jak można scharakteryzować rolę tego Kościoła w przeszłości i dziś?
Bp Krzysztof Nitkiewicz: Ukraiński Kościół greckokatolicki sięga swoimi korzeniami chrztu Rusi Kijowskiej, którego 1025 rocznica była niedawno uroczyście obchodzona. Potem przyszła Unia Florencka przyjęta przez metropolitę kijowskiego Izydora (1439 r.) oraz odwołująca się do niej Unia Brzeska (1595/1596).
O ile chrzest Rusi niósł ze sobą nową cywilizację duchową, rozwój piśmiennictwa, umocnienie struktur państwowych itd., to wspomniane unie, przy całym dramatyzmie podziału, gdyż nie wszyscy je przyjęli, przyczyniły się do odnowy religijnej, do wyjścia z pewnej stagnacji w jakiej pogrążony był Kościół i społeczeństwo. Cerkiew greckokatolicka odegrała znaczącą rolę w kształtowaniu się ukraińskiej tożsamości narodowej, podejmowała inicjatywy państwowotwórcze, a w okresie Związku Radzieckiego pielęgnowała pieczołowicie kulturę ukraińską w środowiskach emigracyjnych w Kanadzie, USA, Australii, Brazylii, w Europie Zachodniej.
Jeden z moich przełożonych w dykasterii watykańskiej śp. greckokatolicki arcybiskup Mirosław Marusyn organizował każdego roku dla nas Polaków ukraiński obiad na Boże Narodzenie, z narodowymi kolędami, wierszami i potrawami. To taki drobiazg ale bardzo wymowny. Zresztą w Rzymie istnieje od stu lat Papieskie Kolegium Ukraińskie, które nie tylko przygotowuje kandydatów do kapłaństwa ale i pielęgnuje narodowego ducha. Bywał w nim św. Jan Paweł II. Bardzo troszczył się o Kościół greckokatolicki zarówno ten działający w podziemiu jak i w Diasporze. Wielokrotnie spotykał Ukraińców, dodawał im otuchy, wspierał materialnie.
KAI: Dzięki niemu Kościół greckokatolicki został uznany za ważny element Kościoła powszechnego, mógł też odrodzić się na Ukrainie po upadku ZSRR.
– Po upadku komunizmu i Związku Radzieckiego św. Jan Paweł II odnowił struktury Cerkwi greckokatolickiej na Ukrainie. Arcybiskup Większy Mirosław Lubaczowski powrócił do kraju z emigracji, biskupi z łagrów do swoich eparchii, powstały nowe eparchie i egzarchaty. To była normalizacja, uzupełnianie wieloletnich zaległości, a nie ekspansja.
Ukraińska Cerkiew greckokatolicka pozostała wierna wspaniałemu bizantyjskiemu dziedzictwu, a jednocześnie dzięki jedności z Biskupem Rzymu korzysta z wszelkich zasobów Kościoła powszechnego. Spogląda na świat i podejmuje działania w jedności z innymi katolickim Kościołami wschodnimi oraz z Kościołem łacińskim. Kieruje się katolicką nauką społeczną i posiada doświadczenie społeczeństwa demokratycznego. Z tego wynika formułowana przezeń po odzyskaniu niepodległości przez Ukrainę wizja odrodzenia narodu i państwa. Zwierzchnicy Cerkwi kard. Lubomir Huzar czy obecny arcybiskup większy Światosław Szewczuk są bardzo cenieni w swojej ojczyźnie właśnie dzięki takiemu uniwersalnemu spojrzeniu.
KAI: Czy więc Ukraiński Kościół Greckokatolicki zostanie podniesiony do godności patriarchatu, o co od lat zabiega w Rzymie?
– Kwestia powstawania nowych patriarchatów jest bardzo złożona nie tylko w katolicyzmie ale i w prawosławiu. Dotyczy to również patriarchatu dla ukraińskich grekokatolików.
KAI: Ze względu na stosunki z prawosławiem czy z innych powodów?
– Aspekt ekumeniczny jest niewątpliwie istotny i nie chodzi tylko o stosunki z prawosławiem w obrębie Ukrainy. Ten temat „elektryzuje” bardzo wiele środowisk, również politycznych.
Kiedy w 1963 r. Ukraińska Cerkiew Greckokatolicka otrzymała status arcybiskupstwa większego widziano w tym akcie uznanie dla niezłomnego Kościoła męczenników. Było więc mniej emocji. Jednak godność patriarsza jest na Wschodzie czymś szczególnym. Do rangi patriarchatu aspirują obecnie także Kościoły w Indiach: syromalabarski i syromalankarski. A Kościół syromalabarski liczbowo jest coraz bardziej porównywalny z ukraińskim.
Z punktu widzenia prawa kanonicznego przepisy odnoszące się do Kościoła patriarchalnego dotyczą również arcybiskupstwa większego. Inne są tylko zasady wyboru zwierzchnika. Nowo wybrany patriarcha prosi papieża o udzielenie mu komunii (jedności) kościelnej natomiast arcybiskup większy musi otrzymać zatwierdzenie. Jednak z punktu widzenia funkcjonowania Kościoła różnic nie ma. Może dlatego Stolica Apostolska czeka z podniesieniem Cerkwi ukraińskiej na bardziej dogodny moment, zachęcając ją aby rozwijała swoje struktury.
KAI: Ale czy w obecnej sytuacji na Ukrainie nie jest ona potrzebna. Jest to przecież kwestia prestiżu Kościoła, który jest symbolem ukraińskiej tożsamości.
– Faktycznie podniosłoby to znaczenie Kościoła greckokatolickiego na Ukrainie. Wynika to, jak już wspomniałem, z postrzegania roli patriarchy w Kościołach wschodnich, który jest „ojcem i głową” Kościoła. To ojcostwo i zwierzchnictwo dotyczy spraw nie tylko kościelnych. Widać to dobrze na Bliskim Wschodzie, gdzie patriarchowie od czasów ekspansji Islamu, troszczą się o religijne i świeckie prawa swoich wiernych. Sprzyja temu zresztą obowiązujący system prawny. Myślę, że grekokatolicy na Ukrainie podobnie postrzegają rolę abp. Szewczuka czy przedtem kard. Huzara. Zresztą w liturgii już nazywają swojego zwierzchnika patriarchą.
Sprawa ewentualnego przyznania patriarchatu wywołuje jednak negatywne reakcje ze strony prawosławia i to nie tylko rosyjskiego. Doświadczyłem tego na obradującym niedawno w Mińsku forum katolicko-prawosławnym. Należy więc zaufać Ojcu św., który wybierze najlepsze rozwiązanie.
Tymczasem Kościół greckokatolicki przewyższa pod względem liczbowym inne patriarchaty katolickie. O ile mamy np. około 170 tys. katolickich Koptów, 180 tys. syrokatolików, to Cerkiew ukraińska liczy około 5 milionów wiernych. Zgodnie z zachętą Ojca Świętego stale rozwija swoje struktury. Egzarchaty przekształcają się w eparchie czyli pełnoprawne diecezje. Powstała metropolia greckokatolicka w Brazylii. Siedziba arcybiskupa większego została przeniesiona do Kijowa, a jeszcze wcześniej poszerzono tzw. terytorium własne (kanoniczne) Cerkwi ukraińskiej.
Ojciec św. Franciszek to wszystko widzi. Poznał dobrze ukraińską Cerkiew greckokatolicką w Argentynie. Poczekajmy więc na jego decyzję.
KAI: Przyznanie patriarchatu w obecnym momencie byłoby jednak pięknym gestem wobec Ukrainy, która podejmuje różnorodne działania w celu umocnienia swojej suwerenności i ustabilizowania sytuacji.
– Reakcje byłby z pewnością bardzo różne, wręcz skrajne. Ktoś mógłby widzieć w tym opowiedzenie się za którąś ze stron konfliktu, za jakimś konkretnym rozwiązaniem. Wydaje mi się, że ucierpiałoby na tym również samo postrzeganie urzędu patriarszego. Wierzę jednak, że Ojciec Święty kiedyś taką decyzję podejmie. Ale będzie to zrobione z wielką rozwagą, żeby nie osłabić dialogu ekumenicznego.
KAI: A jak ocenia Ksiądz Biskup postawę Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej wobec tego co się dzieje obecnie na Ukrainie. Jest ona tam przecież silnie obecna?
– Cerkiew ukraińska związana hierarchicznie z Patriarchatem Moskiewskim jest największą wspólnotą religijną na Ukrainie. Nie posiada ona chwilowo zwierzchnika w ścisłym tego słowa znaczeniu ale jedynie administratora (locum tenens), którym jest metropolita Onufry. Ta delikatna sytuacja zbiegła się z niezwykle skomplikowaną sytuacją polityczną.
Hierarchia Ukraińskiej Cerkwi prawosławnej opowiedziała się za integralnością terytorialną kraju oraz za pokojowym rozwiązaniem konfliktu. Także wypowiedzi przedstawicieli Patriarchatu Moskiewskiego były bardzo wyważone i nawoływały do pokoju. Musimy pamiętać, że Ukraina ma dla tego patriarchatu ogromne znaczenie. Tu powstały pierwsze wspólnoty prawosławne i tutaj do dzisiaj znajduje się znaczna liczba parafii oraz klasztorów. Stąd pochodzi większość powołań kapłańskich i zakonnych.
KAI: Z kolei samozwańczy patriarcha Filaret, stojący na czele niekanonicznego Ukraińskiego Patriarchatu Kijowskiego dąży do uzyskania autokefalii dla swego Kościoła. Postuluje też zjednoczenie wszystkich Kościołów prawosławnych na Ukrainie, co oznaczałoby radykalną separację od Moskwy także tej części Patriarchatu Moskiewskiego, która jest tam obecna.
– Nie sądzę, aby w obecnej sytuacji było możliwe kanoniczne uznanie Cerkwi której przewodzi Filaret. Wykluczone, aby uczynił to Patriarcha Konstantynopola. Także postulowane zjednoczenie prawosławnych Kościołów na Ukrainie wydaje mi się na dzień dzisiejszy mało prawdopodobne. Może przygotowywany na 2016 r. wszechświatowy sobór prawosławny zajmie się sprawą jurysdykcji patriarchów oraz nowym określeniem terytoriów kanonicznych. Te sprawy wywołują pewne emocje o czym świadczy niedawna wymiana listów pomiędzy patriarchami moskiewskimi oraz konstantynopolitańskim.
KAI: A czy przypadkiem głównym dążeniem Cyryla, patriarchy Moskwy i całej Rusi, nie jest zdobycie pierwszego miejsca dla Moskwy w świecie prawosławnym?
– Rosyjski Kościół Prawosławny jest największy liczbowo i chyba najlepiej zorganizowany pod względem strukturalnym. Patriarchat Konstantynopolitański powołuje się na ustawodawstwo soborów powszechnych i tradycję. Na skutek masowej emigracji oraz powstania nowych krajów, zmieniła się jednocześnie światowa sytuacja prawosławia. Stąd potrzeba nowego spojrzenia i może nowych rozwiązań.
KAI: Przejdźmy więc na własne podwórko. Jak Ksiądz Biskup postrzega dalszy dialog Kościoła w Polsce z rosyjskim prawosławiem. Rozpoczął się on wspólnym przesłaniem z sierpnia 2012 r. W rok później odbyła się znakomita konferencja w Warszawie. Z kolei kard. Dziwisz zaprosił patriarchę Cyryla na Światowe Dni Młodzieży do Krakowa. Co na nas czeka dalej?
– Cieszę się z tego, co zostało zrobione pomiędzy Kościołem Katolickim w Polsce a Rosyjską Cerkwią Prawosławną, chociaż obecna sytuacja na Ukrainie trochę te relacje ochłodziła. Osobiście jestem jednak optymistą. Dialog został rozpoczęty i należy go kontynuować.
W tej chwili powinniśmy przejść do konkretnych czynów. Była już kiedyś mowa o wymianie młodzieży zaangażowanej w środowiskach cerkiewnych i kościelnych. Można by ponadto zainicjować wymianę intelektualną na wzór tego co już robi się w Rzymie. Na tamtejszym Papieskim Instytucie Orientalnym studiuje wielu prawosławnych, którzy otrzymali z naszej strony stypendia naukowe. Absolwentem tego instytutu jest zresztą sam patriarcha Bartłomiej. Czy nie można by zapoczątkować czegoś podobnego na UKSW i na KUL. A nasi duchowni i świeccy mogliby studiować na rosyjskich uczelniach prawosławnych. Wystarczyłoby na początek kilka stypendiów po każdej stronie. To zaowocuje lepszym wzajemnym poznaniem i rozwojem relacji.
KAI: Ksiądz Biskup kieruje Radą Episkopatu Polski ds. Ekumenizmu, odpowiada też za kontakty z Polską Radą Ekumeniczną. O jakich priorytetach w sferze ekumenizmu możemy mówić w Polsce dziś? Co jest planowane, nad czym trwają prace?
– Gotowy jest projekt apelu biskupów Kościoła katolickiego i Polskiej Rady Ekumenicznej dotyczący potrzeby świętowania i uszanowania wolnej niedzieli. Mam nadzieję, że po niezbędnych konsultacjach zostanie on ogłoszony w niedługim czasie. Troska o tę, wydawałoby się oczywistą sprawę, może nas bardzo połączyć.
Oczekujemy także na decyzję Stolicy Apostolskiej odnośnie wspólnej deklaracji Kościoła katolickiego i Kościołów zrzeszonych w Polskiej Rady Ekumenicznej o małżeństwach mieszanych.
Jeśli chodzi natomiast o generalną ocenę stanu ekumenicznych relacji w Polsce, to można powiedzieć, że jako chrześcijanie różnych Kościołów jesteśmy blisko siebie. Problem polega na ty, że Pan Jezus nie powiedział: „Bądźcie blisko siebie”. Powiedział wyraźnie: „Abyście byli jedno”. Zobowiązuje nas to nie tylko do bliskości i szacunku, ale do budowania jedności. Ta jedność nie powinna oznaczać jednolitości. Tylko Duch Święty wie w jakich formach ma się ona zrealizować.
KAI: Co więc w Polsce należy jeszcze zrobić?
– Uważam, że za mała jest świadomość potrzeby modlitwy o jedność chrześcijan oraz dialogu ekumenicznego. Z roku na rok zmniejsza się liczba osób uczestniczących w nabożeństwach ekumenicznych podczas Tygodnia Modlitw o Jedność. Potrzebne są nowe inicjatywy, nowe kontakty i spotkania.
Może jakimś impulsem będzie zbliżająca się rocznica 500-lecia Reformacji, która przypada w 2017 r. Podczas marcowego zebrania plenarnego KEP, Księża Biskupi otrzymali raport luterańsko-rzymskiej katolickiej komisji dialogu ds. jedności „Od konfliktu do komunii”, który podejmuje tą problematykę. Dokument mówi jak doszło do Reformacji, przedstawia historię relacji katolicko-protestanckich oraz tłumaczy różne aspekty doktrynalne. Nie zabrakło w nim słów przeproszenia za wzajemne urazy. Warto z tego dokumentu skorzystać na katechezie i w parafiach.
KAI: Ale jak możemy świętować 500-lecie Reformacji, skoro spowodowała ona tak wielki podział w łonie chrześcijaństwa zachodniego oraz wywołała liczne wojny religijne, w których zginęła masa ludzi?
– Wszelkie podziały są smutnym momentem w dziejach Kościoła Chrystusowego. Z drugiej strony Reformacja dała początek nowym Kościołom, które są obecne również w Polsce. One będą obchodziły tą rocznicę bardzo radośnie. Dla ważne będzie jej dostrzeżenie i ożywienie wzajemnego dialogu z naszymi siostrami i braćmi Protestantami.
KAI: Ksiądz Biskup pasterzuje diecezji sandomierskiej. Jakie są w niej najważniejsze wyzwania duszpasterskie?
– Tak jak wszędzie, jesteśmy dotknięci sekularyzacją. Dotyka ona i duchownych i świeckich. Próbujemy stawić temu czoła poprzez refleksję osobistą i wspólnotową nad sytuacją Kościoła. Z niej rodzą się konkretne inicjatywy. Wzywa do tego Ojciec św. Franciszek, uświadamiając nam różne nieprawidłowości i nasze niewierności wobec Chrystusa i Ewangelii. Podejście Ojca Świętego jest rewolucyjne, gdyż jest ewangeliczne. My tymczasem nie zawsze potrafimy to przyjąć. Jednak już samo poczucie winy wydaje się być dobrym początkiem. Z niego rodzi się nawrócenie do którego wzywa papież. To najlepszy sposób walki z sekularyzmem.
Krótko mówiąc, chodzi o to, by duchowni byli szafarzami Bożej Łaski na wzór Chrystusa, a świeccy żeby porządkowali rzeczy doczesne w świecie po Bożemu. Wtedy wszystko będzie na właściwym miejscu.
KAI: Diecezja sandomierska ma piękną kartę historyczną. Co dziś jest jej specyfiką, w czym się szczególnie wyróżnia na kościelnej mapie Polski?
– Trudno jednoznacznie scharakteryzować jej specyfikę, gdyż od momentu reorganizacji z 1992, ponad połowę obszaru stanowią dawne terytoria diecezji przemyskiej, lubelskiej i tarnowskiej. O ile księża zintegrowali się już zupełnie dobrze, to sytuacja w różnych częściach diecezji jest zróżnicowana. Widać to dobrze na przykładzie uczestnictwa we Mszy św. niedzielnej, które waha się od 70 do 20 procent. Różna jest mentalność wiernych i zwyczaje. Doszedłem jednak do wniosku, że nie należy tych odmienności ujednolicać, ale uszanować i wykorzystać jako fundament, na którym można dalej budować.
Widać naturalnie potrzebę nowej ewangelizacji. Stąd organizujemy kursy formacyjne dla różnych grup wiekowych, dni młodych, ewangelizujemy na ulicach, itd. Przed każdą Mszą św. odbywa się 5-minutowa katecheza. Dotyczy ona podstawowych prawd wiary oraz postaw jakie powinien przyjmować chrześcijanin w codziennym życiu. Chodzi o przypominanie katechizmu, aby pogłębić świadomość religijną wiernych. W tej chwili omawiamy sakramenty.
KAI: Na ile udaje się Księdzu Biskupowi włączać świeckich w pracę apostolską? Jakie są tego przykłady?
– Dużą wagę przywiązuję do działalności katolickich centrów pomocy rodzinie, które zaczęły u nas powstawać 4 lata temu. Istnieją one już w każdym dekanacie. Nie są to tradycyjne poradnie życia rodzinnego, ale zespoły ludzi świeckich, liczące 30 do 50 osób: pedagodzy, psycholodzy, lekarze, prawnicy i inni specjaliści. Centra te prowadzą poradnictwo, szczególnie w kryzysach małżeńskim, porady i mediacje. Udzielają porad prawnych i pomocy żywnościowej. Ludzie zaangażowani w działalność centrów tworzą wspólnoty. Mają one silne oddziaływanie na zewnątrz.
KAI: W styczniu Ksiądz Biskup podjął odważną decyzję odsłonięcia w katedrze kontrowersyjnego obrazu Karola de Prevot ukazującego Żydów dokonujących mordu rytualnego na chrześcijańskim dziecku. Towarzyszy temu tablica z odpowiednim wyjaśnieniem. Czy Ksiądz Biskup nie żałuje tej decyzji?
– Cieszę się, że udało się zorganizować w Sandomierzu, także przy pomocy KAI, ogólnopolski Dzień Judaizmu. Pozwolił on rozwiązać między innymi kwestię obrazu, jakże delikatną. Najważniejsze jednak było samo spotkanie, dialog i oczywiście modlitwa. Odnoszę wrażenie, że dzięki temu wydarzeniu atmosfera się poprawiła.
Po odsłonięciu obrazu i umieszczeniu tabliczki z wyjaśnieniami emocje opadły. Tabliczka tłumaczy w 3 językach: po polsku, angielsku i hebrajsku, że „wydarzenie to nie jest zgodne z prawdą historyczną, a co więcej nigdy nie mogło mieć miejsca, gdyż prawa judaizmu zabraniają spożywania krwi”. Teraz ekspozycja obrazu nie wywołuje problemu, po żadnej ze stron. Planujemy kolejne inicjatywy w zakresie dialogu chrześcijańsko-żydowskiego.
KAI: Jak Ksiądz Biskup spędza wolny czas? Jakim pasjom i zajęciom się oddaje?
– Lubię książki z historii Kościoła. Obecnie czytam dzienniki abp. Józefa Gawliny. Trochę jeżdżę na rowerze. Co roku organizujemy w Sandomierzu rowerowy Rajd Papieski, który gromadzi niemal tysiąc osób. Od początku biorę w nim udział. W wakacje nie zapominam o kajaku. Czasami udaje się pojechać do któregoś z krajów, gdzie kiedyś bywałem, pracując w Kongregacji ds. Kościołów Wschodnich. Spojrzenie jest nieco inne, ale wracają wspaniałe wspomnienia.
KAI: Dziękuję za rozmowę.
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.