APOSTOŁ BOŻEGO MIŁOSIERDZIA – Jak głosić nadzieję w świecie?

Rok: 2011
Autor: Media katolickie

JAK GŁOSIĆ NADZIEJĘ W ŚWIECIE?
ks. Krzysztof Marcyński SAC

Ewangelia Jezusa z Nazaretu dostarcza nam nie tylko treści, jakie mamy głosić, ale również sposób, w jaki mamy ją głosić. Mówiąc językiem komunikacji, Ewangelia zawiera
w sobie także technikę komunikowania. Czyli daje nam metodę głoszenia, styl głoszenia. Jaki sposób głoszenia nadziei daje nam Ewangelia?

To, że trudno jest żyć bez nadziei widać w zrezygnowanych, smutnych i wycofujących się z Jerozolimy uczniach. W tym opowiadaniu spotykamy uczniów, którzy mieli nadzieję, utracili nadzieję i odzyskali nadzieję. Tak bardzo ją odzyskali, że odległość z Emaus do Jerozolimy (11 km) pokonali pieszo w jedną godzinę. Spotkanie ze zmartwychwstałym Jezusem całkowicie ich odmienia. Dlatego odpowiedzi na nasze pytanie: jak głosić nadzieję? będziemy szukać w opowiadaniu o dwóch uczniach idących do Emaus (zob. Łk 24, 13-35). Będziemy chcieli nauczyć się z tego opowiadania, od Jezusa, głoszenia nadziei. Chcemy na nowo, ale po raz pierwszy dowiedzieć się, co się tam na drodze do Emaus stało? W jaki sposób Jezus przywraca dwóm uczniom, a przez nich, wszystkim ludziom na kuli ziemskiej, nadzieję?

Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą w drodze, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi.
Pierwsze w głoszeniu nadziei jest: dołączyć do ludzi, którzy idą drogą, być z ludźmi. Nie mamy zostawać w Jerozolimie, w świątyni, ale wyjść na drogę, do ludzi. Mamy wyjść ze swoich miejsc, wyjść ze swoich plebani, wyjść ze swojego ułożonego świata i dołączyć do konkretnych ludzi, idących ulicami naszych miast i wsi. Ten, kto chce głosić nadzieję nie może czekać aż ktoś przyjdzie, ale ma wychodzić na drogę jak Jezus. Spotykać ludzi tam, gdzie oni są, tak jak to zrobił Jezus. Szczególnie dołączyć do tych, którzy idą smutni, przeżywają gorzki smak wielkiej porażki życiowej i właśnie dlatego postanawiają oddalić się od Jerozolimy, od Kościoła – miejsca, które przypomina im porażkę: A myśmy się spodziewali….

Jeśli nie dołączymy do ludzi to ludzie będą mieli obraz Kościoła taki, jaki prezentują plotki, opinia publiczna, sensacje. Ważna jest nasza żywa obecność przy ludziach. Jezus nie posyła do świata regałów z książkami, ale szeregi swoich uczniów. Pragnie, abyśmy zanieśli Dobrą Nowinę, którą żyjemy. Pragnie żywej, nie gazetowej czy internetowej obecności. Bo już sam kontakt, jak powie teolog Schilebex, samo spotkanie jest sakramentem Boga, czyli obecnością Boga pośród nas. To jest zupełnie inna jakość komunikowania, kiedy spotykamy się na żywo, w zwyczajnych okolicznościach. Kiedy rozmówca widzi naszą twarz, czuje nas, słyszy. Mówią specjaliści od komunikacji, że 65% informacji w rozmowie bezpośredniej jest przekazywanych niewerbalnie, a tylko 35% werbalnie. Z tego wynika, że istotne w komunikacji międzyludzkiej jest to jak człowiek stoi, jak się porusza, czym emanuje, co się dzieje na jego twarzy, jak patrzy. To, co ludzie wpierw odbierają to nie słowa, nie treści, które z ambony, czy z mównicy wypowiadamy, ale nas samych, nasze emocje, nasz duchowy stan, nasze przeżycia: Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?

Jak Jezus dołącza się do uczniów? Jezus dołącza do uczniów bardzo dyskretnie. Nie dołącza do podróżnych z pozycji władzy, nie dołącza z pozycji autorytetu, statusu społecznego, z bycia Mesjaszem, dyrektorem, czy księdzem, dołącza jako jeden z nich – jako pielgrzym na tej ziemi. Żeby mogła zaistnieć autentyczna komunikacja to potrzebna jest równość. Jezus używa tego samego środka lokomocji – nóg, idzie tą samą drogą, jest na tej samej płaszczyźnie, dotyka tej samej ziemi, doświadcza tych samych warunków. Teoria komunikacji potwierdza, że tylko wtedy może dojść do autentycznego spotkania, jeśli wychodzimy do siebie z pozycji człowieka, a nie funkcji czy statusu.
Słuchacz naszych przemówień czy kazań wyczuje, jakie my mamy do niego odniesienie. Z jakiej pozycji do niego wychodzimy. On to wyczuje z treści naszego kazania, sposobu jego prezentacji, tonu głosu, wyrazu twarzy, spojrzenia, gestów… „Między wierszami” słuchacz dowiaduje się o tym, kim jest dla kaznodziei. O tym, czy kaznodzieja traktuje go jako równego sobie, wolnego, godnego szacunku, czy też jako osobę mniej wartościową, materiał do zewangelizowania, element anonimowego tłumu. Słuchacz, który nie czuje się bezwarunkowo akceptowany w swej ludzkiej godności, a więc ze wszystkimi błędami, wątpliwościami, słabościami przyjmuje postawę obronną wobec kazania i nawet nie wie, co mu zaburza jego percepcję.

On zaś ich zapytał: Cóż to za rozmowy prowadzicie z sobą w drodze?

Drugie w głoszeniu nadziei jest: postawić pytanie, umiejętnie zapytać, co ludzie przeżywają.
Jezus wie, co uczniowie przeżywają, a jednak pyta. Jezus podchodzi do ludzi ciągle na świeżo. Zachowuje się jak prawdziwy pedagog. Zachęca uczniów do wypowiedzenia przyczyn ich smutku, braku nadziei, rozczarowania. Zaprasza najpierw uczniów, aby wypowiedzieli to wszystko, czym żyją. Być pierwszym, który inicjuje rozmowę. To Jezus pierwszy pyta: Cóż to za rozmowy prowadzicie w drodze? Jezus nie czyni tego nachalnie, nie wchodzi w ludzkie doświadczenia bez wrażliwości, ale stawia pytanie delikatnie, pytanie, które umożliwia wypowiedzenie tego, co uczniowie chcą i na ile chcą. To nie jest pytanie ciekawskiego, to jest pytanie, które daje swobodę mówienia tego, o czym chcą powiedzieć rozmówcy. To nie jest też pytanie, które narzuca określoną odpowiedź. W sztuce wywiadu nazywa się to pytaniem otwartym. Pytanie otwarte daje swobodę mówiącemu, daje mu wolność, a jednocześnie jest szansą usłyszenia czegoś autentycznego i osobistego. To nie jest podejście wszystkowiedzącego: a ja wiem, co ludzie powiedzą, wiem, co oni myślą. Jezus pyta, pyta w wolności. Tylko w wolności jest szansa, że człowiek zacznie mówić to, co czuje, czym żyje, co jest w jego sercu.

Odpowiedzieli Mu: To, co się stało z Jezusem Nazarejczykiem, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu.

Trzecie w głoszeniu nadziei jest: słuchać. Jezus słucha opowieści uczniów.

Każdy doświadczony wychowawca wie, iż ważniejszą jest rzeczą słuchać, niż mówić. Nawet mówić pięknie i z erudycją. Słuchać. Na światowych uniwersytetach coraz częściej spotyka się przedmiot: sztuka słuchania. To jest ważna umiejętność w komunikacji międzyludzkiej. Słuchać z uwagą, szacunkiem i zrozumieniem. Przez samo słuchanie ludzie otrzymują wstęp do nadziei. Jest to pierwszy sygnał, że ktoś się nimi interesuje. Człowiek, który czuje się słuchany zaczyna otwierać się na nadzieję. Nawet, jeśli spotkany podróżny opowiada rzeczy niestworzone, to posłuchajmy tego. Niech wypowiedzą, to, co ich boli, niech opowiadają o utracie nadziei, niech opowiadają o tym: a myśmy się spodziewali. Niech mówią o tym, że Bóg ich zawiódł, że już ich w życiu nie obchodzi, że Go nie czują, że żyją tak jakby Boga nie było, że zawiódł ich Kościół, księża, katolicy, niech mówią o tym. Niech mówią o swoich obawach, lękach, rozczarowaniach, poczuciu winy, pragnieniach i oczekiwaniach. Wszystkie bowiem ludzkie doświadczenia mogą być miejscem działania Boga.

Zapytani przez Jezusa uczniowie opowiadają swoją historię życia; opowiadają o rozbudzonych przez Jezusa nadziejach; opowiadają o krzyżowej śmierci Jezusa, która przekreśliła wszystkie ich nadzieje. Cała życiowa inwestycja w Jezusa z Nazaretu i odczucie przegranej wywołuje w nich wielkie emocje.

Trudno słucha się trudnych spraw, ale aby głosić nadzieję to trzeba wpierw posłuchać o beznadziei, trzeba posłuchać o tym, co zabrało ludziom nadzieję. Bez poznania tego, czym ludzie żyją nasze mówienie o Bogu będzie ponad głowami, będzie nie atrakcyjne, nie dotknie słuchaczy, nie będzie miało mocy, nie odpowie na ich potrzeby i smutki. Nadzieja jest odpowiedzią na ludzkie beznadzieje. Klucz na to, co ludzie przeżywają, na ich beznadzieje kryje się często w tym ich opowiadaniu, w ich tragediach i przeżyciach.

I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego.

Czwarte w głoszeniu nadziei jest: nie liczyć czasu.

W świecie ekspresowej kawy wszystko chce się załatwić ekspresowo, także rozwiązanie nawet najtrudniejszych spraw. Jezus rozmawia z uczniami w drodze dość długo, bo rozgrzewa ich serca. Nie da się przywrócić nadziei bez rozgrzania serc. Jezus rozgrzewa dwóm wędrowcom serca. Podobnie jest w naszym głoszeniu: jeśli nie rozgrzejemy ludzkich serc, nie przejdziemy z nimi kawał drogi to oni nie przyjmą najgłębszej nadziei – Ewangelii nadziei – jaką daje nam Jezus. Ludzie muszą się przekonać, że nam na nich zależy, że mamy dla nich czas, muszą mieć rozgrzane serca, wtedy przyjmą nawet najtrudniejsze wymagania. Kiedy ich posłuchamy, kiedy pozwolimy im mówić, kiedy ludzie poczują nasze autentyczne zainteresowanie nimi, kiedy się przekonają, że my ich autentycznie słuchamy, wczuwamy się, podchodzimy z empatią to wtedy nas posłuchają. Mając rozgrzane serca inaczej się słucha i inaczej się głosi. Jak na zimno, bez rozgrzania serc, zaczniemy stawiać wymagania i prawo, to ludzie powiedzą: co on od nas chce, on nas nie kocha, a stawia wymagania. Do głoszenia Ewangelii nadziei potrzeba atmosfery miłości. Jeżeli uczniowie idący do Emaus byli posłuszni Nieznajomemu Towarzyszowi podróży, to nie dlatego, iż uznawali nad sobą Jego władzę. Byli posłuszni, ponieważ Nieznajomy swoim słowem rozpalił ich dusze: Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał? To miłość i życzliwość jest kanałem, po którym może płynąć słowo nadziei. Słowo homilia oznacza także rozmowę w atmosferze przyjaźni i miłości, miłującą rozmowę, przy stole, ojca z synem. A to wymaga czasu.

Prawda uczniów idących do Emaus była trudna do przyjęcia. Jezus napomina uczniów w dość przykry sposób: O, nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Przyjęcie przez słuchacza trudnej prawdy o swojej sytuacji z ust kapłana jest możliwe tylko wówczas, kiedy uczeń w pełni ufa, kiedy człowiek poczuje, że kapłan, że chrześcijanin go kocha.

Jezus opowiedział im o prorokach i co odnosiło się do Niego.
Piąte w głoszeniu nadziei jest: opowiadać, a nie przemawiać.
Jezus opowiada, nie przemawia. Jezus bardzo lubił opowiadania. Lubił nie tyle przemawiać, co opowiadać. Trzeba koniecznie w naszym głoszeniu przezwyciężyć język formuł i abstrakcji, a odzyskać język opowiadania tak typowy dla samego Jezusa – stwierdza portugalski teolog Barbosa. Opowiadanie jest formą dzielenia się przeżyciami, dzielenia się Ewangelią. Nasze głoszenie ma być bardziej dzieleniem się niż przemówieniem. Przemówienie jest skierowane do mas, a opowiadanie do pojedynczego słuchacza.
Opowiadanie jest dynamiczne, ma wydarzenia, jakąś akcję, czas, są w nim bohaterzy
i oni coś przeżywają, doświadczają, zmagają się. Taka jest natura człowieka – my od dziecka słuchamy opowiadań. Opowiadanie wciąga słuchacza. To jest najistotniejsza cecha opowiadania. Dobra Nowina opowiedziana w formie opowiadań wciąga słuchacza. Chodzi
o bardzo konkretne opowiadania, z bardzo konkretnymi ludźmi, które uderzają w uniwersalną strunę ludzkiego ducha. Szczegół jest najlepszym sposobem w dojściu do ogółu. Każdy z nas coś przeżywa, coś widzi, coś słyszy, czyli doświadcza opowiadań.
Język dogmatyczno-teoretyczny bywa dla wielu współczesnych ludzi niezrozumiały, mało interesujący i słabo budzący czy ożywiający wiarę – mówił Jan Paweł II, stąd zachęca
w „Co znaczy wierzyć?” do używania osobistego świadectwa wiary i miłości Boga, żywego języka Biblii, języka życia i doświadczenia religijnego. Łatwo można się chować za formuły w naszym głoszeniu. A opowiadanie bardziej nas odsłania, przez opowiadanie można nas bardziej poznać. Cała Biblia jest opowiadaniem o Bogu i Jego miłości do człowieka w konkretnych wydarzeniach życia. Opowiadanie jest skierowane do człowieka z myślą o jego zbawieniu.
Okazuje się, że głębokie miejsca naszego ducha – miejsca etycznego oporu
i przylgnięcia – ostatecznie nie są dosięgnięte przez abstrakcję i instrukcje. Te miejsca można dosięgnąć tylko przez opowiadanie, obrazy, metafory. Jak doświadczy się takiego człowieka, takiego rozmówcę, który słucha, kocha i skarci to nie chcę się go puścić: Zostań z nami, Panie.

Jezus zasiadł za stołem. Wziął chleb, połamał i dał im. Potem zniknął im sprzed oczu. Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go. I w tej samej godzinie wybrali się do Jerozolimy.
Szóste w głoszeniu nadziei jest: łamać chleb, czyli żyć Eucharystią. Pełną i jedyną odpowiedzią na ludzkie beznadzieje jest Zmartwychwstały, Miłosierny Chrystus obecny
w łamaniu chleba, w Eucharystii.
Ponieważ uczniowie poczuli się bardzo dobrze w towarzystwie Jezusa, nakłonili Go, aby został z nimi, choć On okazywał jakoby miał iść dalej. Jak ludzie się dobrze poczują to zmuszą nas do tego, aby z nimi zostać, aby doprowadzić ich do Eucharystii, aby wszystkie swoje troski przerzucać na Jezusa. Potrzeba nam tak łamać chleb, tak być obecnym na Eucharystii, aby zobaczyć Jezusa Zmartwychwstałego. Konieczna była interwencja Jezusa jako Kogoś nowego, innego niż dotąd. Tylko na tle beznadziei uczniów mogła się w pełni objawić całkowita nowość Zmartwychwstałego. Nie ma innej odpowiedzi na ludzkie beznadzieje niż osobiste spotkanie, czyli doświadczenie Jezusa Zmartwychwstałego. Wydarzenie paschalne, w którym Bóg oddaje życie za człowieka przywraca nadzieję, daje orientację, nadaje nowy sens. Dopiero zmartwychwstanie Jezusa porządkuje całe nasze życie. Jezus jest jedynym, który wie, co się stało w naszym życiu.

Zostań z nami. Teraz zależało uczniom na kontakcie z Jezusem. Po takim stylu, w jakim Jezus się z nimi obchodził nalegają, aby Jezus został. Uczniowie zobaczyli w Jezusie, że ma im do powiedzenia coś innego, coś, co wykraczało poza ich perspektywy życiowe. Oni sami nie byli w stanie otworzyć sobie nowych horyzontów życiowych. Ale zobaczyli, że one mogą istnieć, że ktoś może je mieć, że ktoś może zmienić ich świat. To było już poza ich możliwościami. Jezus przyjął ich zaproszenie i to zmieniło ich horyzonty.

Z towarzysza podróży stał się im bardzo bliskim. Poznali, że to On – po łamaniu chleba, po Eucharystii. Eucharystia będzie rozpoznaniem Chrystusa, kiedy rozgrzejemy serca naszych wiernych Słowem Bożym. Eucharystia sprawowana z pałającym sercem kapłana daje nadzieję. Na Eucharystii ostatecznie możemy się przekonać, że nadzieję swojego życia należy wiązać z Chrystusem. Wszystkie inne „nadzieje” są niekaloryczną iluzją, która daje pozory szczęścia. To od stylu, w jakim łamiemy chleb, uczestniczymy w Eucharystii ludzie rozpoznają, albo i nie, Zmartwychwstałego, Miłosiernego Jezusa z drogi. Przez sprawowanie Eucharystii mamy przedłużać realną obecność Chrystusa zmartwychwstałego. On jest w Eucharystii, ten sam, który dołączył się do uczniów z Emaus. Tak samo kroczy naszymi drogami i dołącza zwyczajnie jak chleb.

Najlepszą metodą na głoszenie nadziei jest zawsze żywy człowiek, który całą swoją nadzieję złożył w zmartwychwstałym Chrystusie. Chrystusie, który jest i pozostał z nami aż do skończenia świata w tajemnicy Łamania Chleba. Najlepszą metodą na głoszenie nadziei jest człowiek, który sam doświadcza Jezusa, Jezusa, który dołącza na drodze życia, który zadaje pytanie, który słucha, który nie liczy czasu, który opowiada, który łamie chleb. Najlepszą metodą na głoszenie nadziei możesz być ty.

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Możesz określić warunki przechowywania cookies na Twoim urządzeniu za pomocą ustawień przeglądarki internetowej.
Administratorem danych osobowych użytkowników Serwisu jest Katolicka Agencja Informacyjna sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (KAI). Dane osobowe przetwarzamy m.in. w celu wykonania umowy pomiędzy KAI a użytkownikiem Serwisu, wypełnienia obowiązków prawnych ciążących na Administratorze, a także w celach kontaktowych i marketingowych. Masz prawo dostępu do treści swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, wniesienia sprzeciwu, a także prawo do przenoszenia danych. Szczegóły w naszej Polityce prywatności.