Homilia abpa Józefa Górzyńskiego wygłoszona podczas „Pasterki” w katedrze olsztyńskiej | 24 grudnia 2019
Rok: 2019
Autor: abp Józef Górzyński
Drodzy Bracia i Siostry
Jakże odmienne od naszej codzienności są te usłyszane przed chwilą wydarzenia ewangeliczne. Aniołowie, pasterze, stajenka, żłóbek… A przecież słuchamy o nich ze świadomością i z nadzieją, że wydarzyły się dla nas, że to wszystko działo się z myślą o nas. Jak to możliwe i jak to pojąć? Jaki to w ogóle
ma sens, że Bóg się rodzi?
W czasie Adwentu, który przygotowywał nas na Boże Narodzenie słuchaliśmy proroka Izajasza. Zapowiadał on, jak zresztą i inni prorocy, przyjście Mesjasza. Ten mający nadejść Mesjasz różnie był opisywany, zatem i różnie wyobrażany. Nie miano jednak wątpliwości, że Jego przyjście będzie prawdziwym wydarzeniem, w którym Bóg wkroczy w naszą historię, w nasze ludzkie życie, aby dokonać swojego zbawczego dzieła. Na czym ma jednak
polegać to zbawienie przyniesione przez Boga?
Odpowiedź na to pytanie, to w istocie opis sumy ludzkich potrzeb wynikających z refleksji nad niedolą w jaką popadł człowiek i cała ludzkość, a nawet cała ziemia. Przyjście Mesjasza ma być odpowiedzią na tę niedolę. Prorok Izajasz w VIII wieku przed Chrystusem opisuje ją tak: „Żałośnie wygląda ziemia, zmarniała, świat opadł z sił, niszczeje, niebo wraz z ziemią się wyczerpały. Ziemia została splugawiona przez swoich mieszkańców, bo pogwałcili prawa, przestąpili przykazania, złamali wieczyste przymierze. Dlatego ziemię zżera przekleństwo a jej mieszkańcy pokutują” (Iz 24 4-6).
Czy był to dramat tylko tamtych czasów? Otóż, okazuje się, że ten dramatyczny opis niedoli człowieka i całej ziemi towarzyszy praktycznie wszystkim pokoleniom, aż do naszych czasów. Oto jego współczesny wyraz, jaki przed kilkoma tygodniami mogliśmy usłyszeć w noblowskim wykładzie: „Świat umiera, a my nawet tego nie zauważamy. Nie zauważamy, że świat staje się zbiorem rzeczy i wydarzeń, martwą przestrzenią, w której poruszamy się samotni i pogubieni, miotani czyimiś decyzjami, zniewoleni niezrozumiałym fatum, poczuciem bycia igraszką wielkich sił historii czy przypadku. Nasza duchowość zanika albo staje się powierzchowna i rytualna. Albo po prostu stajemy się wyznawcami prostych sił – fizycznych, społecznych, ekonomicznych, które poruszają nami jakbyśmy byli zombie. I w takim świecie rzeczywiście jesteśmy zombie” (p. 4).
Oto opisy świata i niedoli człowieka, które dzieli blisko trzy tysiące lat. Czyżby w historii człowieka i świata nic się nie zmieniało? A co z rozwojem i progresem? Czyżby nic nie wnosiły? Czy nie ma żadnej odpowiedzi na ludzką niedolę i naprawę świata? Otóż jest! Tą odpowiedzią jest Boże Narodzenie. Tak je właśnie zapowiada prorok Izajasz w dzisiejszym pierwszym czytaniu: „Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków światło zabłysło… Albowiem Dziecię nam się narodziło” (Iz 9, 1-3). Aniołowie z dzisiejszej Ewangelii nazywają już wprost to Dziecię Zbawicielem: „…narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan” (Łk 2, 11).
Prorok Izajasz, jak słyszeliśmy, nie tylko opisywał niedolę świata, ale podawał też jej przyczynę: „bo pogwałcili prawa, przestąpili przykazania, złamali wieczyste przymierze”. Przypomina najbardziej fundamentalną prawdę o świecie, że został stworzony przez Boga, i Bóg nadał mu swój boski ład i porządek. Jeśli człowiek, korona boskiego stworzenia, któremu Bóg powierzył troskę nad światem, tego boskiego ładu i boskich reguł nie przestrzega zaczyna go dewastować, poczynając od siebie. Szybko dostrzeże tego skutki, jak pierwsi rodzice w raju i pierwsi bracia. Dostrzeże swoją bezradność wobec świata i wobec siebie.
Historia człowieka, to historia radzenia sobie z tą bezradnością. Można uwierzyć, że człowiek ma w sobie samym zdolność naprawy świata. Nie potrzebuje zatem Boga i Jego przykazań. Wystarczy, że się zmobilizuje. Może trzeba znaleźć jakąś złotą regułę, zasadę, której przestrzeganie stanie się uzdrawiające dla wszystkich i wszystkiego? Może trzeba zbudować jakiś ustrój, który wszystko uporządkuje, ocali planetę i da powszechną szczęśliwość? Może nauka wszystko kiedyś rozwiąże a człowiek zrozumie jej osiągnięcia i ufnie się im podda? Tę wiarę człowieka w siebie i w swoje możliwości być może należałoby podziwiać, gdyby nie jej brzemienne skutki. Bo przecież tej wierze człowieka w siebie i w swój rozum zawdzięczamy jego arogancję wobec innych i wobec przyrody, a także wszystkie ideologie, których ofiar i szkodliwych skutków ludzkość nie jest w stanie policzyć. Jeśli coś w historii człowieka naprawdę zdumiewa, to nasza niezdolność do wyciągania wniosków. Być może jesteśmy pokoleniem, w którym ta niezdolność szczególnie się zaznacza.
Zapewne ten właśnie stan miał na myśli prorok kiedy mówił o „narodzie kroczącym w ciemnościach”. Człowiek musi uwierzyć, że nie on jest zbawicielem. Stwórcą świata jest Bóg i tylko On może być jego Naprawcą i Lekarzem, jak nazywają mającego przyjść Mesjasza prorocy. Przyczyna niedoli jest zawsze ta sama: uśmiercenie w sobie Boga. I lekarstwo jest zawsze takie samo: narodzenia w nas Boga.
Tak właśnie dramat współczesnego świata diagnozują współcześni prorocy, posłani przez Boga. Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Tysiąclecia, w orędzi na Boże Narodzenia 1980 roku przypominał, że największą krzywdą dla ludzi jest świat bez Boga, narody bez Ewangelii, Krzyża i ołtarzy. Papież Benedykt XVI wielokrotnie chorobę współczesnego świata opisywał jako uśmiercenie Boga. Dzisiaj nie uwzględnia się Jego istnienia i działania, kiedy szuka się prawdy, dąży ku dobru, czy określa piękno. A przecież to On jest źródłem tych wartości. Dzisiaj stanowi się prawa i decyduje o losach ludzi nie widząc, że wraz z uśmierceniem Boga uśmiercono też bliźniego. Drugi człowiek stał się klientem, kodem kreskowym, obiektem do wykorzystania. Przestał być bratem, bo nie ma wspólnego Ojca. Papież Franciszek podejmując tę myśl poprzednika mówi o nawrocie herezji pelagianizmu. Ten groźny dla świata neopelagianizm, to wiara współczesnego człowieka w samowystarczalność. Bóg nie jest potrzebny do urządzania tego świata. Jeśli już, to jako subiektywna potrzeba jednostki i to w wymiarze emocjonalno-sentymentalnym. Dlatego nie wypada nawet o Nim mówić, kiedy podejmujemy ważne pytania o człowieka, o świat i jego problemy.
Możemy sobie mnożyć opisy problemów świata w nieskończoność. Ekscytować się ich głębią i trafnością. Nic to nie wniesie poza poczuciem satysfakcji z zaangażowania w słusznej sprawie. Trzeba odpowiedzieć na, być może, najważniejsze dzisiaj pytanie: dlaczego współczesny człowiek nie chce usłyszeć odpowiedzi na te pytania, które z takim zapałem i troską stawia? Dlaczego nie chce przyjąć do wiadomości, że odpowiedź została mu dana? Ta najważniejsza odpowiedź została człowiekowi i światu dana w osobie Jezusa Chrystusa. Tę prawdę wręcz wykrzyczał w swoim mocnym prorockim orędzia św. Jan Paweł II na Placu Zwycięstwa w 1979 roku kiedy wołał, że „człowieka nie można zrozumieć bez Chrystusa”. Wielokrotnie przypominał, że tylko Chrystus jest kluczem do zrozumienia dziejów człowieka i świata. Odrzucenie Chrystusa pozostawi wszystkie pytania otwarte i wszystkie dramaty nierozwiązywalne.
Czy może być zatem radośniejsze przesłanie dla współczesnego świata, – tego świata, który uśmiercił Boga, – jak przesłanie tej nocy, że „Bóg się rodzi”? Czy świat jednak usłyszy to orędzie i zechce/potrafi je przyjąć? Czy nie powtórzy się dramat nocy Narodzenia Pańskiego, który opisuje kolęda: „Nie było miejsca dla Ciebie…, Nie było miejsca, choć zszedłeś jako Zbawiciel na ziemię, by wyrwać z czarta niedoli nieszczęsne Adama plemię. A dzisiaj czemu wśród ludzi tyle łez, jęków, katuszy? Bo nie ma miejsca dla Ciebie w niejednej człowieczej duszy”! Inna kolęda jeszcze bardziej lapidarnie ujmuje tę myśl: „Oddajcie Mu pokłon boski, On osłodzi wasze troski”. Z tęsknotą oczekujemy osłody naszych trosk, a co z boskim pokłonem?
Jakie stąd wypływa zadanie dla nas, uczniów Chrystusa? Winniśmy postawić sobie pytanie: czy my, którzy wierzymy w narodzenie Zbawiciela i wiarą Go przyjmujemy potrafimy dać o tym świadectwo światu tak, aby i świat w Niego uwierzył? To pytanie stawiali sobie pierwsi chrześcijanie stając małą wspólnotą ze swoją wiarą w Chrystusa jako Zbawiciela świata, naprzeciw ogromu świata pogańskiego. I dali skuteczną odpowiedź. Poszli, bowiem, drogą, którą wskazali im ówcześni prorocy, a których oni posłuchali. Wśród nich św. Paweł, który jak kiedyś do nich, tak dzisiaj i do nas mówi: „abyśmy wyrzekłszy się bezbożności i żądz światowych, rozumnie i sprawiedliwie, i pobożnie żyli na tym świecie…” Niech i nas dzisiaj poprowadzi to wskazanie!