Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka | 11 listopada 2020
Rok: 2020
Autor: abp Wojciech Polak
Obchodząc 102. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości dziękujemy dziś tutaj, u stóp świętego Wojciecha, głównego Patrona Polski za naszą wolną i niepodległą Ojczyznę. Polska, skreślona z map Europy i świata, w roku 1918 zaistniała na nich z powrotem i –jak napisał w swej książce Pamięć i tożsamość święty Jan Paweł II – od tego czasu istnieje na nich ciągle. Nie zdołało bowiem zniszczyć tej obecności – dodawał jeszcze papież – nawet szaleństwo nienawiści, które wybuchło na Zachodzie i na Wschodzie w latach 1939-1945. Polska wolna i niepodległa to dobro wszystkich bez wyjątku Polaków. To dobro – idąc dalej za Janem Pawłem II – w którym zawiera się i jednocześnie wyraża jakieś głębokie sprzężenie pomiędzy tym, co duchowe, a tym, co materialne, pomiędzy kulturą a ziemią. Kochamy Polskę. Kochamy naszą Ojczyznę. Kochamy wolną i niepodległą. Patriotyzm przecież – jak nas uczył i nam przypominał święty Jan Paweł II – oznacza właśnie umiłowanie tego, co ojczyste: umiłowanie historii, tradycji, języka czy samego krajobrazu ojczystego. Jest to miłość – opisywał dalej papież – która obejmuje również dzieła rodaków i owoce ich geniuszu. Swoistą próbą dla tego właśnie umiłowania nazywał Ojciec Święty każde zagrożenie tego dobra, jakim jest Ojczyzna, i usilnie nas prosił, abyśmy pamiętali także o tych wszystkich, którzy dla zachowania tego dobra albo też właśnie dla jego odzyskania zapłacili najwyższą cenę, oddali swe życie. Kolejna rocznica odzyskania niepodległości to zawsze okazja do naszej pamięci i wdzięczności. Ale to także za każdym razem, gdy się za Polskę modlimy, budzenie w każdej i w każdym z nas wciąż od nowa tej właśnie świadomości, że Ojczyzna to przecież wielki zbiorowy obowiązek. Albowiem w chrześcijańskiej perspektywie miłość własnej ojczyzny – jak przypomnieli nam w swym liście społecznym o chrześcijańskim kształcie patriotyzmu polscy biskupi – wyraża się przede wszystkim przez postawę służby oraz troski i odpowiedzialności za potrzeby i los konkretnych ludzi, których Pan Bóg postawił na naszej drodze. Umiłowanie Ojczyzny odbija się więc w twarzach konkretnych ludzi. Zawiera się w ich niekiedy trudnych i dramatycznych losach. Wyraża się w naszej bliskości i towarzyszeniu im w ich zmaganiach i ich nadziejach. Niesie w sobie odpowiedzialność, właściwą każdej i każdemu z nas, za nasze wspólne dobro. Jest przecież dla nas ostatecznie formą solidarności i miłości, a także wezwaniem, aby świadczyć dobro tu i teraz: w konkretnych miejscach, w konkretnych warunkach, pośród konkretnych ludzi. Wszyscy wiemy, jak ten czas pandemii, czas tylu lęków i społecznych niepokojów, stawia nas wszystkich wobec tego wspólnego wyzwania. Nikt nie może się przed nim uchylić. Nikt też nie może go innym przekazać czy zlecić. Nikt nie może odsunąć go od siebie. Wszyscy jesteśmy wezwani do wzajemnej troski. Wszyscy za siebie nawzajem odpowiedzialni. Wszyscy przynagleni, by się wspierać. Wszyscy wezwani w naszym wspólnym domu, któremu na imię Polska. Wszyscy, tu i teraz.
Umiłowani w Panu Siostry i Bracia!
Słowo Boże, którego słuchaliśmy, niesie nam nadzieję. Ewangelia o uzdrowieniu dziesięciu trędowatych przypomina nam o mocy wiary. Ten, który powrócił do Jezusa, by Mu podziękować za doznane uzdrowienie, usłyszał przecież od Niego: wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła. Nie jest to żadna magiczna moc. Nie jest ona oparta na ludzkich kalkulacjach czy przewidywaniach. Nie stawia nas w jakiejś uprzywilejowanej pozycji. Nie izoluje nas i nie oddziela od codziennych zmagań. Mówi nam raczej o drodze, którą trzeba przebyć. Mówi o wysiłku, który trzeba podjąć. Mówi o konieczności działania i o takim sposobie życia, o świadectwie w tym świecie, świadectwie ludzi odkupionych i przez miłosierdzie Boże zbawionych, do którego ciągle trzeba nam wszystkim dojrzewać i dorastać. Jest to bowiem postawa wymagająca i zobowiązująca. O niej przypomniał nam dziś Apostoł Paweł. Kierując swój list do Tytusa, biskupa na Krecie, zawarł w nim konkretne wskazanie dotyczące właśnie obecności chrześcijan w ludzkiej społeczności. Przypomniał w nim o ich społecznych obowiązkach wobec władzy oraz współobywateli. Chrześcijanie bowiem jako obywatele konkretnego państwa, z taką czy inną władzą, nie mogą się uchylać od odpowiedzialności za jego kształt i jego porządek. Są przecież wezwani, aby je współtworzyć. Z jednej więc strony domaga się to od nas wszystkich współpracy dla wspólnego dobra. Musimy zatem – jak wskazuje w swym liście Tytusowi Apostoł Narodów – okazywać gotowość do wszelkiego dobrego czynu. Z drugiej zaś strony i my jesteśmy wezwani, by budować dobre relacje społeczne we własnym środowisku. Od strony negatywnej zawiera to postulat kategorycznego unikania lżenia i ubliżania jakiemukolwiek drugiemu człowiekowi oraz wykluczenia ze swego zachowania kłótliwości i wrogości. Zamiast takich właśnie zachowań powinniśmy odznaczać się łagodnością i życzliwością względem każdego człowieka i każdej ludzkiej sprawy. Prawdziwa troska o dobro wspólne domaga się bowiem od nas zarówno odważnego i twórczego zaangażowania, jak i prawdziwie chrześcijańskiej postawy. Zastanawiajmy się więc nad „polskim czynem” – zachęcają nas w swym liście o chrześcijańskim kształcie patriotyzmu polscy biskupi powtarzając wezwanie świętego Jana Pawła II – rozważajmy, czy jest podejmowany roztropnie. Czy jest systematyczny i wytrwały? Czy jest on odważny i wielkoduszny? Czy jednoczy, czy też dzieli ludzi? Czy nie uderza w kogoś nienawiścią albo pogardą? A może tego czynu miłości, polskiego, chrześcijańskiego czynu jest wciąż zbyt mało? Czy i my w ten sposób, w imię wolności, budujemy czy niszczymy; tworzymy czy rujnujemy to, co wysiłkiem pokoleń, zostało stworzone?
Drodzy Siostry i Bracia!
Dzisiejsza Ewangelii przekonuje nas, że kształtowanie dziś dojrzałych relacji społecznych wymaga przejścia konkretnej drogi. Nic tu nie jest nam dane za darmo. Nic nie rodzi się i nie wyrasta na przysłowiowym pniu. Nic też nie jest owocem jakiegoś przypadku, szczęśliwego zbiegu okoliczności, utrzymującej się dobrej koniunktury czy może nawet ślepego losu. Wszystko domaga się konkretnego wysiłku, domaga się zawierzenia Bogu i podjęcia jasnych i konkretnych decyzji. Papież Franciszek w odniesieniu do słów dzisiejszej Ewangelii wskazywał kiedyś, że na tej drodze można więc dostrzec i wyróżnić trzy bardzo konkretne etapy, wyznaczone nam przez trędowatych, którzy błagają, idą i dziękują. Świadomi swego położenia, najpierw błagają Jezusa, aby im dopomógł. Wiedzą, że potrzebują uzdrowienia. I my w naszych relacjach społecznych potrzebujemy dziś uzdrowienia. Za papieżem Franciszkiem możemy wskazać, że potrzebujemy przecież uzdrowienia z nieufności wobec samych siebie i innych, wobec życia i przyszłości; z wielu obaw; z wad, których jesteśmy niewolnikami; z wielu naszych zamknięć, uzależnień i przywiązań. Jezus, słysząc wołanie, nie zatrzymuje się na analizie rzeczywistości. Nie sprawdza, jaki jest w nas stopień lęku czy zamknięcia. On wzywa, by pójść, by wyruszyć, by nie tkwić w tym, co nas paraliżuje i wiąże. Mówi: idźcie. Oczyszczenie bowiem dokonuje się w drodze. Gdy szli – powie nam Ewangelia – zostali oczyszczeni. Papież Franciszek zwróci nam jeszcze uwagę na dwa istotne elementy tej drogi. Po pierwsze, trędowaci zostają uzdrowieni, idąc do Jerozolimy, to znaczy, idąc pod górę. Cud oczyszczenia dokonuje się więc w czasie podejmowanego wysiłku, w czasie drogi, która prowadzi pod górę. Trzeba wyjść z własnych ograniczeń i podjąć trud budowania społecznych relacji. Otworzyć się na nie i odważnie kształtować. Trzeba iść razem. Szli i zostali oczyszczeni, mówi Ewangelia. Iść razem, nigdy samotnie. A kiedy zostali uzdrowieni, dziewięciu poszło swą drogą, a tylko jeden wrócił, żeby podziękować. Gdzie jest dziewięciu? W tym pytaniu Jezusa, jak wskaże nam jeszcze papież Franciszek, rozbrzmiewa troska o innych, o tych, którzy przestali iść, którzy zagubili drogę, którzy na niej zwątpili. Wiele dziś rozgoryczenia i buntu, wiele agresji i zagubienia, wiele też egoizmu i cynizmu. Trzeba nam to wszystko uleczyć, trzeba to wszystko poskładać. Trzeba wziąć odpowiedzialność za nasze dziś, by nie wstydzić się i nie rozpaczać jutro. Wreszcie nam wierzącym trzeba nadziei i silnej wiary, że On ma moc, by nas wspólnie poprowadzić.
Umiłowani w Panu!
Doroczne święto niepodległości jest źródłem nadziei. Przypomina o odzyskanej po latach zaborów wolności. Uczy z wdzięcznością wskazanych nam dziś w Ewangelii uzdrowionych z trądu, co roku tutaj przychodzić, by chwaląc Boga doniosłym głosem, po prostu Mu dziękować. Wzywa też, by nie ustać w drodze, by mimo wszystko dalej iść razem, by razem kształtować naszą społeczną rzeczywistość, i jak ci uzdrowieni, doświadczać mocy Pana. Każe zastanowić się i nam, modlącym się dziś razem i dziękującym za Niepodległą, ile w nas wciąż jeszcze gotowości do podejmowania wspólnych trudów i wysiłków, do cierpliwego budowania i tworzenia wspólnego dobra, do przekraczania barier i podziałów, do przebaczenia i pojednania, do odważnego przypominania sobie słów Jezusa: jedni drugich brzemiona noście. Warto bowiem wciąż pamiętać o codziennym i obywatelskim wymiarze patriotyzmu. Składa się na niego choćby sam szacunek dla prawa i zasad, które porządkują i umożliwiają życie społeczne, ale także szacunek dla siebie nawzajem, dla – także inaczej myślących – współobywateli, w duchu życzliwości i odpowiedzialności, bez uproszczeń i jakiś krzywdzących porównań. Warto przecież się na nie dla Rzeczypospolitej jeszcze raz zdobyć. Amen.