„Horyzonty Misyjne”: Jaki duch???
Rok: 2011
Autor: Media katolickie
Trudno jednym słowem udzielić wyczerpującej odpowiedzi na postawione pytanie: jaki duch prowadzi mieszkańców Papui Nowej Gwinei, tak samo jak trudno jednoznacznie stwierdzić patrząc na szklankę po części wypełnioną wodą, czy jest ona pusta czy pełna. Pesymista rzekłby, iż jest pusta do połowy, natomiast człowiek patrzący na świat przez różowe okulary stwierdziłby, iż wciąż jest w niej woda, która ugasi pragnienie.
W pewnym momencie wszystkie teorie poznania zastosowane do rzeczywistości papuaskiej „zawieszają się” i potrzebny jest przycisk „reset”, by system poznania obecnej rzeczywistości mógł być ponownie zaaplikowany i gotów do podjęcia kolejnej próby. Która droga wydaje się tą bezpieczną? Jaką formę przyjąć? Myślę, że ta „z przymrużeniem oka” wydaje się być formą, którą, wykorzystując, można dojść najdalej.
Łatwowierność…
Ostatnio słuchałem radia papuaskiego. Tak do kolacji, by posłuchać wiadomości i informacji z prowincji, w której żyjemy i pracujemy. Co jakiś czas między muzyką a kolejną informacją o korupcji w kręgach „wielkich tego świata” pojawiają się reklamy. Śmieszne, zabawne, czasem żenujące. Jedna z nich: nasza firma, działająca od 10 lat, po wielkich badaniach i testach prezentuje państwu uniwersalny środek, panaceum na wszelkie wasze problemy. Prezentujemy państwu unikalny olej kokosowy, którego można używać w kuchni do gotowania i smażenia. Wcierany w miejsca stanów zapalnych łagodzi ból stawów. Można go również używać do piły łańcuchowej oraz do silników dwusuwowych – zmniejsza zużycie paliwa, zwiększając żywotność silnika. Jedyny, niepowtarzalny, uniwersalny. Wszystko w jednym.
Proste, prawda? Po co wydawać pieniądze na zakup oleju do smażenia, maści na bolące stawy i jeszcze dodatkowe butelki z olejem do silnika do łodzi i jeszcze innego oleju do piły łańcuchowej. Za mniejsze pieniądze można mieć wszystko w jednym. Przecież słyszałem w radiu. Silnik chodzi. Ryba się smaży… Gwarantuję, że wielu ludzi już się dało złapać. A że za miesięcy parę silnik na wzburzonym morzu odmówi posłuszeństwa, piła łańcuchowa stanie w trakcie wycinania materiału na nowy dom – o tym nikt nie wspomina.
Przechadzając się po „mieście” Wewak, można prawie na każdym kroku spotkać istnych znachorów. Ściany sklepów spożywczych, przed którymi stoją i reklamują swoje odkrycia na miarę nagrody Nobla, obwieszone są plakatami i schematami: układu krążenia, modeli narządów wewnętrznych, systemu nerwowego etc. – otoczka naukowa, medyczna jest. Stolik.
Nieodzowny element. A na nim dziesiątki butelek po coca-coli wypełnionych płynem, który samym wyglądem przyprawia o mdłości. O „zapachu” już nie wspomnę, by nie zrobiło się nam niedobrze. Otóż zawartość butelek to jakieś bliżej nieokreślone wyciągi z grzybów, roślin, które rzekomo mają leczyć wszystkie znane i nieznane choroby: katar, kaszel, przeziębienie, malarię, bóle, a, co ciekawe, nawet zaawansowanego raka i AIDS. Człowiek zażywający codziennie szklankę stanie na nogi w przeciągu tygodnia. Ale w którym świecie????
Ciekawe było sympozjum medyczne zorganizowane dla wszystkich lekarzy wykonujących swój zawód w Papui Nowej Gwinei. Sympozjum odbyło się w Wewak. Przyjechało ponad 600 lekarzy z całej Papui: obcokrajowcy i lokalni. Po tygodniu wypełnionym sesjami, dyskusjami i próbą rozwiązania medycznych problemów, spędzających sen z powiek, nadszedł czas powrotu.
Lotnisko w Wewak przypominało największe lotniska świata odprawiające miliony pasażerów. Walizki lekarzy, mimo iż dozwolona waga bagażu to 16 kg, nierzadko przekraczały wagę 30 kg. Będąc wścibskim, spojrzałem przez ramię ochroniarzowi lotniska, dokonującemu inspekcji zawartości bagażu – bagaże lekarzy wypełnione były butelkami z „cudownym specyfikiem” mającym przywracać życie i zdrowie ludziom. Jednym słowem: szok – łatwowierność lokalnych lekarzy w zapewnienia znachorów dla mnie jest co najmniej niezrozumiała. Myślę, że twórcy kolejnych odcinków „Dr. Housa” muszą się pospieszyć z nakręceniem kolejnych części serialu, gdyż niebawem owo cudowne lekarstwo z Papui rozwiąże wszelkie zagmatwane i niewyjaśnione problemy zdrowotne pacjentów, a oglądanie jak główny bohater leczy pacjentów tym samym lekiem we wszystkich odcinkach będzie co najmniej nudne.
Przemoc…
Od kilku lat jest potęgowana przez alkohol, narkotyki, a od zawsze przez… obrażoną dumę.
W pierwszych dniach grudnia z głównej kliniki/szpitala na wyspie Kairiru został skradziony nocą silnik z motorówki należącej do „Health Center”. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Jedyny policjant na wyspie starał się na wszelkie sposoby dojść, kto mógłby być sprawcą, ale wszelkie sposoby włącznie z zastraszeniem nie przynosiły rezultatów. Po kilku dniach sprawcy występku zaczęli mieć wyrzuty sumienia.
Udali się do kobiety uważanej przez niektórych za „proroka” z prośbą, by się nad nimi pomodliła, bo źle zrobili i boją się kary Bożej. Po krótkiej konwersacji wyjaśniło się, z czym do niej przyszli. Powiedziała, by wrócili do niej jutro. Wtedy da im odpowiedź. W międzyczasie owa kobieta wyciągnęła telefon komórkowy (Tak, działają w Papui. Od niedawna.) i zadzwoniła do policjanta z informacją, iż odkryła sprawców. Następnego dnia odbyły się aresztowania. Osadzeni wyszli za kaucją, gdyż policja w mieście miała zbyt dużo innych zmartwień i problemów do rozwiązania. Sprawa kradzieży mogła poczekać w ich mniemaniu.
Dwa tygodnie przed świętami odbyła się na wyspie Mushu ceremonia otwarcia buszowej przychodni medycznej, na którą zaproszeni byli liczni goście – także personel ze szpitala z Kairiru, który dopłynął łódką z odzyskanym silnikiem. Na uroczystość postanowili się wybrać również sprawcy ostatniej kradzieży. Po wygłoszonych górnolotnych przemówieniach i słowach zachęty, by wspierać pracownika przychodni, nastąpił kontakt z rzeczywistością. Sprawcy kradzieży, których duma została obrażona przez to, że ich występek został wykryty i skojarzony z ich osobami, wraz ze swoimi kolegami w liczbie dwunastu, rozpętali bójkę wśród ludzi. Walczyli maczetami, kamieniami, siekierkami – jednym słowem: czym się dało. Trzech ludzi zostało ciężko poszkodowanych: rozbita głowa, przecięta tętnica udowa i na pół odcięta dłoń. Szybki transport do głównego szpitala w mieście uratował tym ludziom życie i uchronił przed kalectwem.
Konkluzja: Nadzieja…
Są to fakty, które wydarzyły się na przestrzeni ostatnich tygodni. Są one normalnym akcentem publicznego życia w kraju zwanym Rajską Wyspą. Fakt, zło jest krzykliwe i bardziej dostrzegalne niż dobro, które jest często ciche i pokorne, mniej dostrzegalne w pierwszym kontakcie z rzeczywistością. Ale ono jest obecne i to czyni tę rzeczywistość inną, lepszą, przyjazną, kolorową.
Można patrzeć na tutejszą rzeczywistość z punktu widzenia pesymisty, ale wówczas człowiek szybko popadłby w depresję i przygnębienie. Ja staram się patrzeć przez różowe szkła, tak samo jak wielu innych, i dostrzec pośród beznadziejności choć drobne promyki ożywienia ku dobru.
W gazecie „Wantok”, papuaskim tygodniku, jest rubryka ogłoszeń „Pen Pren” (Korespondencyjny Przyjaciel), w której młodzi próbują znaleźć swojego przyjaciela. Pisząc o swoim hobby często używają takich słów: pilai soka, painim abus long bus, harim musik na ridim buk, go Lotu (gra w piłkę, polowanie, słuchanie muzyki, czytanie książek, chodzenie do kościoła). Kto miałby odwagę, umieszczając swój anons „matrymonialny” w publicznej i świeckiej gazecie napisać w rubryce hobby: chodzenie do kościoła na nabożeństwa?
Powracając do pytania: „jaki duch”? Nie wiem. Mam nadzieje, że ten ku dobru zwycięży.
Ks. Paweł Kotecki SAC