„Horyzonty Misyjne”: Pallotyńska posługa miłości w świecie
Rok: 2010
Autor: Media katolickie
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że takie sformułowanie jest przejawem pychy i megalomanii, ale tylko na pierwszy rzut oka. Zobaczmy najpierw na czym owa „megalomania” się zasadza i w czym może mieć uzasadnienie. Mamy zatem do czynienia ze Stowarzyszeniem Apostolstwa Katolickiego czyli międzynarodową wspólnotą księży i braci, założoną przez rzymskiego księdza św. Wincentego Pallottiego (1795-1850). Od nazwiska Założyciela pochodzi popularna nazwa: księża i bracia pallotyni. Stowarzyszenie zostało założone w Rzymie w 1835 r. Ma więc zaledwie 175 lat. W porównaniu z tak szacownymi zgromadzeniami jak ojcowie jezuici czy franciszkanie nie ma się czym chwalić.
W chwili obecnej do Stowarzyszenia należy ponad 2400 pallotynów na całym świecie. Członkowie Stowarzyszenia żyją w ponad 300 lokalnych wspólnotach, które są rozsiane na wszystkich kontynentach w ponad 40 krajach. Pod względem liczebności pallotyni znajdują się na 17 miejscu pośród wszystkich męskich zgromadzeń zakonnych w Kościele. Księża i bracia Stowarzyszenia pochodzą z ponad 40 narodowości. Do komunikowania używa się siedmiu oficjalnych języków: włoskiego, angielskiego, niemieckiego, portugalskiego, polskiego, hiszpańskiego i francuskiego. Warto w tym miejscu napomknąć, że prawie 1/3 stanu osobowego Stowarzyszenia stanowią Polacy – ponad 700 członków. Koniecznym jest powiedzieć, że Stowarzyszenie stanowi integralną część większej wspólnoty o nazwie Zjednoczenie Apostolstwa Katolickiego, które w myślach i marzeniach Wincentego Pallottiego ma przyczynić się do doprowadzenia do Boga całego świata.
Św. Wincenty marzył o zaangażowaniu wszystkich chrześcijan w ewangelizację świata i zjednoczeniu ich wysiłków dla pełniejszego wykonania apostolskich zadań Kościoła, a naszym zadaniem jest m.in. owo marzenie spełnić – oczywiście w miarę naszych sił i możliwości. Hasłem Stowarzyszenia są słowa św. Pawła Apostoła: „Miłość Chrystusa przynagla nas”. W duchowości nacisk położony jest na trzy zawołania Założyciela: „Ad infinitam Dei gloriam” – dla nieskończonej chwały Boga – oddać Bogu możliwie nieskończoną chwałę (pokora, prostota i radość). „Ad salvandas animas” – dla zbawienia dusz – apostolskość – każdy człowiek powinien stać się „zbawicielem dusz” (odczytywać znaki czasu).
„Ad destreundum peccatum” – dla zniszczenia grzechu – motywem najważniejszym podejmowanych działań jest miłość („Miłość Chrystusa przynagla nas”).
One, siłą rzeczy, determinują podejmowanie przez nas konkretnych działań, o których teraz będzie mowa. Ich różnorodność może zadziwiać. Podobnie jak zadziwiało spektrum aktywności św. Wincentego Pallottiego – żeby tylko w wielkim skrócie wymienić: posługa dla chorych w szpitalach, opieka nad biednymi i bezdomnymi, duszpasterstwo w więzieniach i wśród żołnierzy, prowadzenie sierocińców i domów opieki nad osobami starszymi, głoszenie rekolekcji i misji ludowych, prowadzenie konferencji dla duchownych i osób zakonnych, organizowanie obchodów liturgicznych w Oktawie Objawienia Pańskiego.
Spoglądając na tę „wyliczankę”, widzimy, że św. Wincenty Pallotti wytyczył drogi, po których stąpają jego duchowi synowie i naśladowcy. Są one kontynuacją dzieł podjętych dwa wieki temu w Rzymie, lecz dostosowane do wymogów i realiów dnia dzisiejszego w Polsce. Moim zadaniem natomiast jest ukazanie wspomnianej działalności w kontekście nieco szerszym, przekraczającym granice naszego kraju. Pozwolę sobie jednak poczynić pewne zastrzeżenie – prezentacja będzie skoncentrowana na aktywności pallotynów polskich rozsianych po świecie.
Niezbędna jest jedna konstatacja. Jedni powiedzą, że dziwnym trafem, inni – że zrządzeniem Bożej Opatrzności jest fakt, iż gdziekolwiek by nie pracowali polscy pallotyni, tam ich praca apostolska i pastoralna koncentruje się w dużej mierze na przekazywaniu orędzia miłosierdzia Bożego, świadczeniu o miłosierdziu Boga, wyznając je jako zbawczą prawdę wiary, oraz wprowadzaniu i wcielaniu go w życie.
Zacznijmy od egzotycznych Indii, o których w ostatnich czasach tyle się mówi w związku z krwawymi prześladowaniami chrześcijan. Rok 1962. W porcie w Bombaju, po długiej i wyczerpującej podróży, schodzi na ląd 48-letni skromny polski kapłan, pallotyn, ks. Adam Wiśniewski. W sercu ma jedno pragnienie – ulżyć w cierpieniu niezliczonej rzeszy trędowatych, którzy są w tym kraju. Nosi je w sobie od wczesnego dzieciństwa, od chwili przeczytania książki Ojciec Damian. Jak sam wspominał po latach: Byłem wstrząśnięty tą lekturą. Ksiądz w służbie trędowatym. Dziś po latach pracy wśród trędowatych, kiedy zastanawiam się nad genezą mego powołania, nieodparcie nasuwa się myśl, że jego korzeni trzeba szukać właśnie w lekturze tej książki.
W 1969 r. kupuje ziemię w odległości 30 km od Raipur, w miejscu gdzie dziś jest oaza dla ludzi odrzuconych przez własną społeczność. Stawia trzy namioty wojskowe. Nie bacząc na sceptyczne prognozy geologów, przystępuje do poszukiwania wody i ku ich zdumieniu w niedługim czasie wierci pierwsze studnie. Rusza rozwój ośrodka. Do Jeevodaya (świt życia), bo tak zostało nazwane to miejsce, mimo trudnych warunków, zaczynają schodzić się ludzie potrzebujący pomocy. Oprócz tego ksiądz Adam regularnie odwiedza tzw. „kolonie”, skupiska osób okaleczonych przez trąd, zwykle na obrzeżach miast, w slumsach i stamtąd przyprowadza coraz to nowe osoby do rozwijającego się ośrodka. Warto zwrócić uwagę na samą nazwę – Jeevodaya – słowo pochodzi z sanskrytu i oznacza „świt życia”. I faktycznie jest świtem nowego życia dla ludzi pokrzywdzonych dwojako: przez chorobę i ludzi. Przybywający tam chorzy na trąd dowiadują się, że okaleczenie przez chorobę nie jest równoznaczne z utratą wartości osobistej, że nie przestają być ludźmi użytecznymi, potrzebnymi, kochanymi – przez Pana Boga i bliźnich. W jednym z listów do Polski ks. Wiśniewski pisze: Jeevodaya jest domem dzieci trędowatych, a nie domem, do którego przyjmuje się dzieci trędowate. To ich dom.
Rehabilitacja w ośrodku przebiega trzytorowo. Uwzględniona jest strona medyczna, edukacyjna i socjalna. Dużą wagę przykłada się do edukacji i poprawy statusu socjalnego. Dzieci z rodzin zarażonych, ale same nawet nie dotknięte trądem, mają niewielką szansę na naukę i zmianę swojej pozycji społecznej. Wiele z nich razem z rodzicami chodziło żebrać. Są ze środowiska o ogromnym ryzyku zachorowania, dlatego izolowanie ich przez cały rok szkolny, prawidłowe odżywienie, uczenie zasad higieny osobistej i środowiska, poza samą nauką ma kolosalne znaczenie dla ich przyszłości. Ośrodek nabiera właściwego dla siebie rytmu pracy. To już nie są trzy wojskowe namioty, lecz przychodnia lekarska na miejscu i przychodnia wyjazdowa, szkoła, kilka domów mieszkalnych, kościół. Jednakże sam ks. Adam dobiega kresu swych dni. Wyniszczony chorobą nowotworową odchodzi do Pana 31 lipca 1987 roku, po 26 latach pracy wśród trędowatych, z czego 18 w Jeevodaya. Tak jak pragnął, został pochowany obok kościoła, który wybudował na terenie ośrodka.
Nader często się zdarza, że wraz ze śmiercią założyciela ginie jego dzieło. Ale nie w tym przypadku.
Od samego początku działalności w Indiach ks. Adama wspierają oddani współpracownicy, przede wszystkim p. Barbara Birczyńska, a później pani dr Helena Pyz. Od roku 1997 w prowadzenie ośrodka włączają się pallotyni indyjscy. Obecnie dyrektorem ośrodka jest ks. Abraham Thylammanal SAC. W Zarządzie zasiadają byli trędowaci, którzy z powodu swych okaleczeń nie dostaliby nigdzie pracy, a zdecydowali się zostać służyć swoim braciom. W większości tu otrzymali wykształcenie, nauczyli się wielu rzeczy. Właśnie oni organizują i są odpowiedzialni za pracę we wszystkich działach.
W ośrodku mieszka ok. 650 osób, w tym prawie 500 dzieci w wieku szkolnym. Dzięki powstaniu inicjatywy „Adopcji Serca”, o której wspomnę za chwilę przy przedstawianiu innej rzeczywistości, niemal każde dziecko w Jeevodaya ma swego opiekuna w Polsce lub w innych krajach. Większość mieszkańców to hinduiści oraz muzułmanie, zaledwie ok. 60 osób to katolicy. Na oddziały przyjmowani są pacjenci, którzy wymagają intensywnego leczenia trądu lub powikłań. Z powodu braku personelu medycznego, przyuczani są pacjenci, żeby się wzajemnie obsługiwali.
Po powrocie do domu, kolonii, będą musieli to kontynuować i pomóc innym. Leki, opatrunki, w razie konieczności odzież i jedzenie otrzymywane jest bez żadnych opłat, z prostej przyczyny – ludzi, którzy korzystają z pomocy nie stać na pójście do innego lekarza. Cały teren jest bardzo ubogi i zaniedbany – to południowo-wschodni kraniec największego stanu Indii, tzw. Chhattisgarh. Na terenie ośrodka funkcjonują dwie szkoły: podstawowa im. Mikołaja Kopernika i średnia im. Księdza Adama Wiśniewskiego.
Patrząc na ks. Adama Wiśniewskiego i dzieło, które zapoczątkował chyba nikt nie ma wątpliwości, iż mamy do czynienia z wyjątkowym kapłanem i świadkiem Miłości, tym bardziej że w Jeevodaya realizowane jest w pełnym wymiarze, czyli przez czyn, słowo i modlitwę, orędzie Miłosierdzia.
Skoro jesteśmy na kontynencie azjatyckim warto zwrócić uwagę na inny kraj, gdzie w zupełnie inny sposób pallotyni wypełniają posługę miłości. Jak wspominałem wcześniej zadaniem współczesnego kapłana jest szczególna wrażliwość na ludzi biednych materialnie, moralnie i duchowo oraz na ludzi skrzywdzonych, uzależnionych, załamanych, bezradnych. Ale też zadaniem nie mniej ważnym, a niestety często marginalizowanym i zaniedbywanym, jest umacnianie mocnych, by trwali oni w przyjaźni z Bogiem i z ludźmi. Z własnego doświadczenia doskonale wiemy, że trwanie w dobrym nie jest wcale łatwe. I pallotyni w Korei Południowej postawili sobie za jeden z celów właśnie umacnianie mocnych.
W kraju, gdzie katolicy stanowią zaledwie 8% populacji, nasi współbracia podjęli się trudnego zadania formacji duchowej grup świeckich, którzy się przygotowują do bycia „Apostołami Bożego Miłosierdzia” we współczesnym świecie. Istnieje nieformalny apostolski ruch świeckich, zrzeszający ok. 3500 osób, którego zadaniem jest dziękowanie za miłosierdzie, błaganie o miłosierdzie, czynienie i głoszenie miłosierdzia oraz praktykowanie form kultu miłosierdzia, jakie Jezus objawił siostrze Faustynie. Staraniem naszych współbraci przetłumaczony został na język koreański Dzienniczek, każdego miesiąca wysyłanych jest około 5000 egzemplarzy biuletynu „Apostoł Bożego Miłosierdzia” do koreańskich rodzin w różnych częściach świata. Ich praca zatem koncentruje się nie tyle na dziełach zewnętrznych, choć i takowe są podejmowane, jak choćby budowa ośrodka formacji i sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Yangdeogwon, ile właśnie na bezpośredniej formacji tych, którzy sami stają się apostołami Chrystusa w swoim środowisku.
Przenieśmy się teraz do Afryki. 6 kwietnia 1994 roku – stolica Rwandy, Kigali – zostaje zestrzelony samolot prezydenta, a on ginie w katastrofie. Rozpoczyna się apokalipsa – przez 100 dni ludzie uzbrojeni w karabiny i maczety mordują każdego napotkanego. Ginie około miliona ludzi. Ponad stuletni wysiłek ewangelizacyjny, w tym prawie dwudziestoletni udział w nim pallotynów, prawie zostaje pogrzebany w zgliszczach domów, kościołów i kaplic. Prawie, bowiem naprzeciw fali nienawiści i wściekłości ludzkiej stanął heroizm wielu ludzi i okazało się, że miłość i oddanie dla innych jest mocniejsze niż lęk przed śmiercią. Wojna powaśniła ludzi i pozostawiła głębokie rany duchowe (nienawiść, poczucie krzywdy, depresje po okropnych przeżyciach masowych mordów, kalectwo) oraz ruiny domów i zagród. I tu naprzeciw powaśnionym i pokrzywdzonym ludziom wychodzą świadkowie Miłości z ideą miłosierdzia i wezwaniem do przebaczenia.
Zainicjowane w Ruhango jeszcze przed wojną w 1992 roku, przez ks. Stanisława Urbaniaka, nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego nabiera teraz zupełnie nowego znaczenia. Jego główne idee to modlitwa o uzdrowienie i pojednanie – wybaczenie. Nabożeństwo skupia tysiące ludzi z całego kraju. Jest szansą na złagodzenie waśni i osiągnięcie pokoju. Ruhango można dziś bez wahania nazwać afrykańskimi Łagiewnikami. Od 1996 roku bez przerwy dzień i noc prowadzona jest wieczysta adoracja Najświętszego Sakramentu, na którą przychodzą także protestanci. Na terenie sanktuarium panuje stale atmosfera wyciszenia, nie wolno rozmawiać na głos. Chodzi o to, żeby nauczyć się ciszy. Jest to jedyne sanktuarium w Rwandzie, gdzie panuje zupełna cisza. Miejsce, gdzie można porzucić pragnienie zemsty i skierować się ku przebaczeniu i pojednaniu, które są kluczem do uzdrowienia.
Drugim takim miejscem jest Kibeho, gdzie po raz ostatni w XX wieku Maryja objawiła się ludziom. Wzywała do pokuty, nawrócenia, zapowiadała czas Sądu Ostatecznego oraz licznych prześladowań. 29 czerwca 2001 roku. Kościół oficjalnie uznał prawdziwość tych objawień. Kiedy analizuje się treść objawień jasno widać, że Dziewica Maryja nie przybyła do Kibeho, aby udzielić nowych pouczeń, lecz aby wyraźnie przypomnieć o tym, o czym zapomnieliśmy; aby nas obudzić; potrząsnąć naszymi sumieniami; ostrzec nas; przypomnieć o naszych obowiązkach dzieci Bożych; wprowadzić na właściwą drogę; nakłonić do poprawy naszego życia. Krótko – przybyła specjalnie po to, aby pracować nad naszym duchowym podniesieniem, nad naszym zbawieniem. Uświęcone obecnością Maryi Kibeho jest miejscem modlitwy i pielgrzymek. Głoszone w tym miejscu przebaczenie i pojednanie pomagają zamykać otchłanie piekła. Wciąż słychać wołanie Matki Słowa: przemieńcie swe życie.
Aby ta przemiana miała nie tylko wymiar duchowy, przy obu ośrodkach powstała Caritas Pallotyńska. Dzięki jej działalności wielu uchodźców i powracających do ojczyzny otrzymało dach nad głową, młodzież możliwość dalszego kształcenia, więźniowie pożywienie. Specjalną opieką objęto sieroty. Zainicjowano przede wszystkim akcję „Adopcja Serca”. „Adopcja Serca to pomoc” konkretnemu dziecku, to konkretna odpowiedź na potrzeby materialne, duchowe i religijne dzieci w krajach misyjnych, dzieci osieroconych, pozbawionych podstawowych środków do życia i pieniędzy na opłacenie szkoły.
W pallotyńskim wydaniu obejmuje podopiecznych z Rwandy, Demokratycznej Republiki Konga, Zambii i Brazylii, skierowana jest do wszystkich ludzi dobrej woli. Angażują się w nią osoby samotne, małżeństwa, rodziny, grupy parafialne, klasy szkolne, a nawet całe szkoły; polega na comiesięcznych wpłatach kwoty ok. 16 euro, która przekazywana jest co miesiąc misjonarzom, pomagającym konkretnemu dziecku w zakupie żywności, lekarstw, opłaceniu szkoły, przyborów szkolnych. Pomoc kierowana jest do dzieci wskazanych przez misjonarzy, którzy też wraz z komitetem parafialnym dokładnie sprawdzają warunki życia danego dziecka oraz to, czy osoba zajmująca się opieką nad dzieckiem posyła je do szkoły, czy otrzymywaną pomoc wykorzystuje zgodnie z przeznaczeniem. Przekładając powyższe stwierdzenia na język konkretnych liczb: Rwanda i Demokratyczna Republika Konga (łącznie) – obejmuje „Adopcją Serca” 4000 dzieci; Zambia – ponad 200. Dzieci objęte adopcją są w wieku od 1 do 21 roku życia (jeżeli się uczą); jest 16 dzieci dwuletnich (Rwanda i Kongo) i 10 niemowląt rocznych. Dla osób przystępujących do Adopcji ważne jest także to, że można zbudować duchową więź z dzieckiem. Angażując się w adopcję serca, dotykamy tajemnicy człowieka, który dzięki Bożej łasce i ludzkiej pomocy ma możliwość podjęcia pięknego i godnego życia.
Z podobnym fenomenem mamy do czynienia w Brazylii, z tym, że tam nosi on imię Pastoral da Crianca, czyli Duszpasterstwo Dziecka. Prowadzone jest w całym kraju. Możemy sobie wyobrazić, na czym ono polega i jak przebiega, patrząc na pracę ks. Stanisława Krajewskiego z Manaus w Amazonii. Jak sam mówi: podczas pory deszczowej woda zalewa najbiedniejsze rejony parafii i dzieci nie mają się gdzie bawić. W związku z tym otwieramy dla nich centrum parafialne i grupa ochotników opiekuje się dziećmi. Co roku w okresie od maja do końca lipca wskutek obfitych deszczy i topnienia śniegu w Andach, przepływająca przez Manaus, rzeka Negro przybiera o kilka metrów zalewając osiedla nędzy – favele, gdzie domy zbudowane są na palach, a dojść do nich można tylko przez zbudowane pomosty. Najbardziej cierpią na tym oczywiście dzieci, które w tym czasie tracą wszelkie możliwe miejsca zabaw.
Dlatego też ks. Stasio przebudował drewniany dom stojący na palach, gdyż podczas pierwszych lat działania w nim przedszkola często można było odczuć, że pełne życia dzieci wprawiają dom w ruch. Teraz murowany dom, z dobrze wyposażoną kuchnią, przyjmuje każdego dnia około 100 dzieci. W programie, oprócz zabaw, przewidziany jest posiłek. Nie może też zabraknąć modlitwy. O godzinie 15.00 wszyscy gromadzą się na Koronkę do Miłosierdzia Bożego.Przedszkole istnieje dzięki hojności parafian, którzy, mimo że sami niewiele posiadają, widzą, iż przedszkole dobrze funkcjonuje i zabiera dzieci z ulicy.
Pallotyni nie uzurpują sobie prawa do wyłączności w dziedzinie Duszpasterstwa Dzieci. Oni się tylko włączyli w działalność organizacji istniejącej od ponad 25 lat, koordynującej pracę ponad 260 tys. wolontariuszy, towarzyszących wychowaniu milionów biednych dzieci od chwili poczęcia do szóstego roku życia. Głównym zadaniem wspomnianego Duszpasterstwa jest odbudowa zdrowych stosunków społecznych oraz poprawa sytuacji życiowej najuboższych i najbardziej potrzebujących. W ramach tego dzieła pracują ochotnicy pochodzący z danego terenu. I warto zaznaczyć, że umieralność dzieci w Brazylii, która w chwili powstania Duszpasterstwa Dzieci sięgała 85 na tysiąc żywych noworodków, spadła w ciągu minionego ćwierćwiecza do 13 wśród dzieci pozostających pod opieką ruchu. W prowadzonych przez nie wspólnotach niedożywienie dzieci zmniejszyło się w tym samym czasie z 50% do 3,6%.
Dla dopełnienia nakreślonej panoramy pallotyńskiej posługi miłości koniecznym jest wspomnieć o Domu Dziecka im. Sługi Bożego Jana Pawła II w Kolumbii, który został założony z myślą o dzieciach osieroconych, półsierotach i dzieciach pochodzących z najuboższych rodzin. Podopieczni przebywają w nim od niedzieli do piątku każdego tygodnia, a w sobotę udają się do swoich rodzin, aby nie stracić łączących ich więzi. Mają zapewnioną szkołę, wyżywienie, opiekę medyczną i wszystko, czego potrzebują w swoim rozwoju fizycznym i duchowym.
Nie można pominąć działalności wolontariatu i Caritas w Woronowie na Białorusi. Naprawdę godnym uwagi jest Klub Młodzieży Wolontariackiej „Tchnij moc”. Młodzież klubu obejmuje patronatem chorych, cierpiących, upośledzonych, głównie osoby starsze. Wolontariusze odwiedzają ich domy, pomagają posprzątać mieszkania, przygotować jedzenie. Najważniejszym celem tej akcji jest okazywanie pomocy duchowej dla chorych ludzi.
Koniecznym jest napomknąć chociaż o wysiłku edukacyjnym pallotynów, którzy prowadzą ponad 60 różnych szkół, z czego 35 w samych Indiach.
Przedstawiony powyżej zarys pallotyńskiej posługi miłości w żaden sposób nie wyczerpuje zagadnienia. Jest tylko swego rodzaju próbą pokazania, że wbrew pesymistycznym wizjom świata można czynić dobro, można znajdować radość i spełnienie w jego pomnażaniu, można być świadkiem Miłości.
Ks. Adam Golec SAC
Fragmenty referatu wygłoszonego podczas Dni Czcicieli Miłosierdzia Bożego, Częstochowa 24-25.04.2010 r.