Modlitwa kontemplacyjna doświadczeniem piękna Boga i naszej słabości
Rok: 2012
Autor: Benedykt XVI
Poniżej przedstawiamy tekst papieskiej katechezy w tłumaczeniu na język polski:
Drodzy bracia i siostry,
Codziennie spotkanie z Panem i uczestniczenie w sakramentach pozwalają na otwarcie naszych umysłów i serc na Jego obecność, na Jego słowa, na Jego działanie. Modlitwa jest nie tylko oddechem duszy, ale aby posłużyć się obrazem – jest również oazą spokoju, w której możemy czerpać wodę, która karmi nasze życie duchowe i przekształca naszą egzystencję. Bóg pociąga nas do siebie, pozwala nam wspinać się na górę świętości, abyśmy byli coraz bliżej Niego, dając nam na tej drodze światło i pocieszenie. Jest to doświadczenie osobiste, o którym św. Paweł wspomina w rozdziale 12 Drugiego Listu do Koryntian, na którym chciałbym się dzisiaj skupić. Wobec tych, którzy poddawali w wątpliwość jego apostolstwo, nie wymienia wspólnot, które założył, przebytych kilometrów. Nie tylko przypomina napotkane trudności i przeciwieństwa w głoszeniu Ewangelii, ale wskazuje na swoją relację z Panem, relację tak intensywną, iż charakteryzującą się także chwilami ekstazy, głębokiej kontemplacji (por. 2 Kor 12,1). Nie chlubi się więc tym, czego dokonał, swoją mocą, swoimi działaniami i sukcesami, ale działaniem Boga w nim i poprzez niego. Z wielkim wstydem mówi on o chwili w której przeżywał szczególne doświadczenie porwania do Bożego nieba. Przypomina, że czternaście lat przed wysłaniem Listu był „porwany aż do trzeciego nieba” (w. 2). Posługując się językiem i relacjonując jak ten, który opowiada o tym, czego nie powinno się mówić, św. Paweł opowiada o tym fakcie wręcz w trzeciej osobie. Stwierdza, że pewien człowiek został porwanmy do Bożego „ogrodu”, do raju. Kontemplacja jest tak głęboka i intensywna, że Apostoł nawet nie pamięta treści otrzymanego objawienia, ale dobrze zna datę i okoliczności, w których Pan pochwycił go w sposób tak totalny, pociągnął go do siebie, tak jak uczynił to na drodze do Damaszku w chwili jego nawrócenia (por. Fil 3,12).
Święty Paweł mówi dalej, że właśnie po to, aby nie popaść w pychę z powodu ogromu otrzymanych objawień, nosi w sobie „oścień” (2 Kor 12,7), pewne cierpienie i błaga z mocą Zmartwychwstałego, by został uwolniony od wysłannika szatana, od tego bolesnego ościenia w ciele. Powiada, że trzy razy żarliwie modlił się do Pana, aby oddalił od niego tę próbę. To w tej systuacji, w głębokiej kontemplacji Boga, „słyszał tajemne słowa, których się nie godzi człowiekowi powtarzać” (w. 4) otrzymuje odpowiedź na swoje błaganie. Zmartwychwstały kieruje do niego słowa jasne i pocieszające: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali” (w. 9).
Komentarz Pawła do tych słów możne nasz zadziwić, ale ukazuje jak on rozumiał, co znaczy być naprawdę apostołem Ewangelii. Woła faktycznie: „Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny” (ww. 9b-10. Nie chlubi się więc swoimi działaniami, ale działaniem Chrystusa, który działa właśnie pośród jego słabości. Zatrzymajmy się jeszcze na chwilę nad tym faktem, który miał miejsce w latach, gdy św. Paweł żył w milczeniu i kontemplacji, zanim rozpoczął przemierzanie Zachodu, by głosić Chrystusa, bo ta postawa głębokiej pokory i ufności wobec ukazywania się Boga ma podstawowe znaczenie także dla naszej modlitwy i życia, dla naszej relacji z Bogiem i naszych własnych słabości.
Przede wszystkim: o jakich słabościach mówi Apostoł, czym jest ten oścień dla ciała? Nie wiemy i Paweł nam nie mówi, ale jego postawa pozwala nam zrozumieć, że wszelkie trudności w naśladowaniu Chrystusa i w świadectwie Jego Ewangelii można pokonać otwierając się z ufnością na działanie Pana. Święty Paweł jest w pełni świadom, że jest „sługą nieużytecznym” (Łk 17,10), to nie on dokonał wielkich dzieł Pana, jest „naczyniem glinianym” ( 2 Kor 4,7), w którym Bóg składa bogactwo i moc swojej łaski. W tej chwili intensywnej modlitwy kontemplacyjnej Święty Paweł jasno rozumie, jak stawiać czoło i przeżywać każde zdarzenie, zwłaszcza cierpienie, trudności, prześladowanie: w chwili kiedy doświadczamy swojej słabości objawia się moc Boga, który nie porzuca, nie pozostawia samymi, ale staje się wsparciem i siłą. Oczywiście Paweł chciałby być uwolniony od tego ościenia, od tego cierpienia, ale Bóg powiada „nie”. Jest to dla ciebie konieczne, nie zabraknie tobie łaski, żeby się oprzeć i dokonać tego, czego powinieneś. Jest to także ważne dla nas, gdyż Pan nie uwalnia nas od zła, ale pomaga nam w dojrzewaniu, w cierpieniach, w trudnościach, w prześladowaniach. Wiara nam więc powiada, że „chociaż bowiem niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień” (2 Kor 4,16) właśnie w doświadczeniach. Apostoł przekazuje chrześcijanom Koryntu, a także i nam, że „niewielkie utrapienia naszego obecnego czasu gotują bezmiar chwały przyszłego wieku” (w. 17). Rzeczywiście po ludzku rzecz biorąc nie był lekki ciężar przeciwności – przeciwnie niezwykle ciężki, ale w porównaniu z miłością Boga, z wielkością bycia miłowanym przez Boga zdaje się lekkim, wiedząc, że będzie bezmiar chwały, Na ile wzrasta więc w nas zjednoczenie z Panem a nasza modlitwa staje się bardziej intensywna, także i my idziemy do tego, co istotne i rozumiemy, że to nie moc naszych środków, naszych cnót, naszych zdolności realizuje Królestwo Boże, lecz Bóg, który dokonuje cudów właśnie poprzez nasze słabości, naszą nieadekwatność wobec zadania. Musimy być pokorni i nie pokładać ufności w nas samych, lecz pracować, z Bożą pomocą, w winnicy Pańskiej, powierzając siebie jako kruche „naczynia gliniane” .
Święty Paweł mówi o dwóch szczególnych objawieniach, które radykalnie zmieniły jego życie. Pierwszym z nich jest wstrząsające pytanie na drodze do Damaszku: „Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?” (Dz 9, 4). Pytanie to doprowadziło go do odkrycia i spotkania Chrystusa żyjącego i obecnego oraz usłyszenia powołania, by być apostołem Ewangelii. Drugim są słowa skierowane do niego przez Pana w doświadczeniu modlitwy kontemplacyjnej, będącym przedmiotem naszej refleksji „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali”(2 Kor 12,9). Jedynie wiara, ufność w Boże działanie, w dobroć Boga, który nas nie opuszcza jest gwarancją, że praca nie będzie na marne. Tak więc Łaska Pana była siłą, która towarzyszyła Świętemu Pawłowi w ogromnych wysiłkach mających na celu szerzenie Ewangelii, a jego serce wpisało się w Serce Chrystusa, stając się zdolnym, by prowadzić innych do Tego, który dla nas umarł i zmartwychwstał.
W modlitwie otwieramy nasze serca Panu, aby On przyszedł i zamieszkał pośród naszych słabości, przekształcając je w moc dla Ewangelii. Greckie słowo, którym Paweł opisuje to zamieszkanie Pana w jego ludzkiej kruchości jest bogate znaczeniowo: Paweł używa słowa „episkenoo”, które możemy przetłumaczyć jako „rozbić swój namiot”. Pan nadal rozbija swój namiot pośród nas: jest to tajemnica Wcielenia. To Słowo Boże, które przyszło, aby zamieszkać w naszym człowieczeństwie, pragnie w nas przebywać, postawić w nas swój namiot, aby oświecić i przemienić nasze życie i świat.
Intensywna kontemplacja Boga doświadczana przez św. Pawła przypomina tę, której, doświadczali uczniowie na górze Tabor, kiedy widząc Jezusa przemienionego i jaśniejącego światłem, Piotr powiedział: „Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza” – dodaje św. Marek (Mk 9,5). Kontemplacja Pana jest doświadczeniem zarówno fascynującym jak i przerażającym. Fascynującym, ponieważ On nas pociąga do siebie i porywa nasze serce ku górze, unosząc je do swojej wzniosłości, gdzie doświadczamy pokoju, piękna Jego miłości. Przerażającym, ponieważ obnaża naszą ludzką słabość, naszą nieadekwatność, trudności w pokonaniu Złego, który zastawia pułapki w naszym życiu, ów oścień tkwiący także w naszym ciele. W modlitwie, w codziennej kontemplacji Pana otrzymujemy moc Bożej miłości i odczuwamy, że prawdziwe są słowa skierowane przez św. Pawła do chrześcijan Rzymu: „ I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce, ani co wysokie14, ani co głębokie15, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rz 8, 38-39).
W świecie, w którym grozi nam poleganie jedynie na ludzkiej skuteczności i sile środków ludzkich jesteśmy powołani do odkrycia na nowo i świadczenia o mocy Boga wyrażającej się w modlitwie, poprzez którą każdego dnia wzrastamy w upodobnieniu naszego życia do życia Chrystusa, który jak stwierdza Paweł: „został ukrzyżowany wskutek słabości, to jednak żyje dzięki mocy Bożej. I my także niemocni jesteśmy w Nim, ale żyć będziemy z Nim przez moc Bożą względem was” (2 Kor 13,4).
Drodzy przyjaciele, w ubiegłym wieku, Albert Schweitzer, teolog protestancki i laureat pokojowej nagroda Nobla, twierdził, że „Paweł jest mistykiem i wyłącznie mistykiem”, to znaczy człowiekiem naprawdę zakochanym w Chrystusie, i tak z Nim zjednoczonym, że mógł powiedzieć: Chrystus żyje we mnie. Mistyka św. Pawła ma oparcie nie tylko w przeżytych przez niego niezwykłych wydarzeniach, ale także na codziennej, intensywnej relacji z Panem, Który zawsze wspierał go Swoją łaską. Mistyka nie oddaliła go od rzeczywistości – przeciwnie dała mu moc, by żyć każdym dniem dla Chrystusa i budować Kościół aż do końca świata, aż do kresu obecnego czasu. Zjednoczenie z Bogiem nie oddala nas od świata, ale daje nam siłę, by czynić w świecie to, co należy. Także w naszym życiu modlitewnym możemy mieć chwile szczególnie intensywne, w których odczuwamy żywszą obecność Pana. Ważna jest jednak wytrwałość, wierność w relacji z Bogiem, zwłaszcza w sytuacjach oschłości, trudności, cierpienia. Tylko jeśli będziemy pochwyceni miłością Chrystusa będziemy potrafili stanąć wobec przeciwieństw, przekonani, jak Paweł, że wszystko możemy w Tym, który nas umacnia (por. Fil 4,13). Im więcej przestrzeni damy na modlitwę, tym bardziej będziemy wiedzieli, że nasze życie będzie się przekształcać i będzie ożywiane konkretną mocą Bożej miłości. Tak się działo na przykład w życiu bł. Matki Teresy z Kalkuty, która pomimo swej niepozornej postaci w kontemplacji Jezusa i właśnie w długich chwilach oschłości odnajdywała ostateczny motyw i niewiarygodną moc, aby rozpoznawać Go w ubogich i porzuconych. Kontemplacja Chrystusa w naszym życiu, jak już wspomniałem, nie wyobcowuje nas z rzeczywistości, ale czyni nas jeszcze bardziej uczestnikami ludzkich spraw, gdyż Pan, pociągając nas ku sobie w modlitwie, pozwala nam stawać się obecnymi i bliskimi wobec każdego brata w swojej miłości. Dziękuję.
tłum. st (KAI)