Tekst homilii podczas Mszy św. pogrzebowej abp. Józefa Życińskiego
Rok: 2011
Autor: Kard. Kazimierz Nycz
Pogrzeb Arcybiskupa Józefa Życińskiego
Lublin, 19 lutego 2011 roku.
I czytanie: Ez 34,11-16
II czytanie: 1 Kor 4,1-5
Ewangelia J 10,1-18
Umiłowani Bracia i Siostry,
wszyscy zebrani tu Uczestnicy pogrzebu Ś.P. Arcybiskupa Józefa Życińskiego.
Dziś w Archikatedrze Lubelskiej kończy się droga życia na ziemi Waszego pasterza, nauczyciela i profesora, naszego współbrata w Konferencji Episkopatu, ważnego myśliciela i intelektualisty, zatroskanego o Kościół, Ojczyznę, Europę i świat. Kończy się ziemska droga dobrego człowieka. I choć po ludzku jesteśmy tym zaskoczeni, zasmuceni to przecież wierzymy, że On żyje w Bogu i jest z nami, także dziś i w całej przyszłości w tajemnicy świętych obcowania, na każdej sprawowanej Eucharystii, gdy jesteśmy w łączności ze zmarłymi. Dla Arcybiskupa Józefa skończył się czas, który jako kategorię przynależną do życia ziemskiego rozważał w swojej filozofii. Jest wieczność Boga. Jest dom Ojca, do którego zmierzał całe życie, dom, w którym „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, co dobry Bóg przygotował dla tych, którzy Go miłują”. Tę prawdę o życiu i śmierci chrześcijanina przypomina nam dziś Bóg przez pogrzeb Księdza Arcybiskupa. Żyjemy na ziemi, ale żyjemy dla nieba. Chodzimy różnymi drogami życiowych powołań i zadań, ale wszystkie one schodzą się w tej jednej drodze, najważniejszej, do domu Ojca.
Znamienny jest ostatni etap drogi ziemskiej Arcybiskupa Józefa, która dziś kończy się w tej Katedrze. Zmarł w czwartek minionego tygodnia w 63 roku życia, 39 roku kapłaństwa i 21 roku biskupstwa. Zmarł w Rzymie, podczas prac w Komisji Wychowania Chrześcijańskiego. Ojciec Święty Benedykt XVI podkreślił w swoim słowie, że odszedł podczas służby Kościołowi Powszechnemu, której oddawał się i był do niej szczególnie zapraszany, zarówno przez Sługę Bożego Jana Pawła II, jak i obecnego papieża Benedykta XVI. W minionym tygodniu nieustannie trwała w Kościele modlitwa za księdza Arcybiskupa Józefa z udziałem rzeszy ludzi, którzy przychodzili na spotkanie z Nim. Była to modlitwa dziękczynna i błagalna zarazem. Dziękczynna za dar Arcybiskupa i błagalna o Boże miłosierdzie i niebo otwarte dla Niego. Drogi tej modlitwy prowadziły przez Rzym, gdzie Kościołowi powszechnemu poświęcił tyle czasu, trudu i wszystkie swoje talenty. Prowadziła przez katedrę tarnowską, gdzie przez 10 lat był biskupem diecezjalnym. Pasterze, kapłani i wierni ziemi tarnowskiej przyszli podziękować za wszystko co uczynił w ich Kościele.
Następnie droga modlitwy doprowadziła Go do Archidiecezji Lubelskiej, do Chełma, do Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, do Seminarium Duchownego i wreszcie do Matki Kościołów Lubelskich. Modlono się i dziękowano we wszystkich środowiskach polskich i zagranicznych, w których był niezwykle głęboko zakorzeniony, jako uczony, myśliciel, profesor, a nade wszystko kapłan i biskup. Na szczególne podkreślenie zasługuje modlitwa Częstochowy, diecezji rodzimej, w której się urodził i która Go ukształtowała jako kapłana. Następnym środowiskiem, w którym zakorzeniał się na wiele lat był Kraków. Tu, w 1966 roku rozpoczął Seminarium Duchowne i studia na Papieskim Wydziale Teologicznym. W Krakowie zrobił doktorat i habilitację, a następnie przez wiele lat był profesorem i dziekanem Wydziału Filozoficznego Papieskiej Akademii Teologicznej. Tam spotkał swojego pierwszego mistrza Ks. Profesora Kłósaka. Tam stworzyli, wraz z Ks. Profesorem Hellerem i Ks. Profesorem Tischnerem i innymi szkołę filozoficzną. Tam w roku 1990 został powołany do biskupstwa.
Bracia i Siostry.
Ta ostatnia droga, kończy się w Lublinie, w miejscach szczególnie ważnych dla Kościoła Lubelskiego. W Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, którego był profesorem i Wielkim Kanclerzem. W Seminarium, które tu oraz w Tarnowie było źrenicą jego biskupiego oka, a teraz w Katedrze, gdzie modlimy się i odprawiamy Mszę świętą przy tak wielkim udziale biskupów, kapłanów, sióstr zakonnych i ogromnej rzeszy wiernych świeckich . Ta droga po śmierci ma w sobie wielką symbolikę. Przecież dla nas wierzących ani czas, ani miejsce śmierci, nie są przypadkowe. Wierzymy, że Bóg w swojej Opatrzności kieruje życiem każdego z nas. A zatem, tę śmierć, przez tę ostatnią drogę z Rzymu do Lublina, przez te rzesze modlących się w różnych miejscach ludzi, chce nam coś powiedzieć, może coś, czego nie zdołaliśmy odkryć i ocenić, a także docenić za życia Ks. Arcybiskupa Józefa na ziemi. Przecież ci wszyscy, którzy przyszli dziś i w ostatnich dniach pragnęli wyrazić swoją wdzięczność i miłość do swojego biskupa, mistrza, przewodnika drogi. To jest wielki symbol ostatnich 10 dni, a symbol tak jak w filozofii Paula Riceura, daje do myślenia. Powinien dać wiele do myślenia.
Bracia i Siostry.
Wiele powiedziano i napisano w ostatnim czasie o Zmarłym Arcybiskupie Józefie. Nie można nawet, w wielkiej syntezie, powiedzieć tego dziś, zresztą nie ma takiej potrzeby. Pozostaje wdzięczność Panu Bogu za ten niezwykły dar dla Kościoła, Polski i świata. Wielki człowiek, znakomity uczony i myśliciel, gorliwy kapłan, ważny Pasterz Kościoła w Polsce. Pozostaje modlitewna wdzięczność Ś.P. Arcybiskupowi Józefowi za to kim był i za to, co po sobie pozostawił.
Jest jeszcze jedno zasadnicze pytanie. Co było i co jest kluczem do otwarcia i zrozumienia bogatej osobowości Ks. Arcybiskupa Józefa? Co było elementem integrującym i syntetyzującym to wielowymiarowe Jego człowieczeństwo. W tym momencie trzeba nam powrócić do słowa Bożego dzisiejszej liturgii.
Wszystkie czytania prowadzą nas do prawdy o Dobrym Pasterzu. W księdze Ezechiela Bóg wypowiada znamienne słowa: „Ja sam będę szukał moich owiec, sam będę je pasł, zagubioną odszukam, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłuste będę ochraniał. Będę pasł sprawiedliwie”. Człowiek może zaufać Bogu, może czuć się bezpieczny, gdyż Pan jest moim pasterzem, nie braknie mi niczego. Zapowiedź Ezechiela spełnia się w Chrystusie, który siebie nazywa i jest Pasterzem Dobrym. Dobry Pasterz, zna swoje owce, życie oddaje za owce, prowadzi do czystych źródeł wody, prowadzi na zielone pastwiska. Dobry Pasterz nieustannie ma świadomość, że są także inne owce, które nie są z tej owczarni i te trzeba szukać, znaleźć i przyprowadzić z miłością do owczarni. Chrystus, Dobry Pasterz, dzieli się z ludźmi w pełnieniu misji pasterskiej w Kościele. Poniekąd ze wszystkimi, ale szczególnie z tymi, których konsekruje na kapłanów, a zwłaszcza biskupów. Jest nieustannie niedoścignionym wzorem dla wszystkich pasterzy Kościoła. Z chwilą konsekracji biskupiej do każdego z wyświęconych odnoszą się słowa o Pasterzu Dobrym, który zna owce, kocha, szuka, troszczy się o ich zbawienie, życie daje dzień po dniu, cieszy się z każdej jednej odnalezionej dla Chrystusa. Do każdego pasterza odnoszą się też słowa przypomniane przez św. Pawła: „Dobry Pasterz to szafarz Bożych tajemnic, a zatem nie właściciel Słowa Bożego i sakramentów, ale pokorny sługa, szafujący tym, co Boże. A od szafarza już tutaj się żąda, aby każdy z nich był wierny.
W słowie dzisiejszej liturgii znajdziemy odpowiedź na pytanie o klucz do wielowymiarowej osoby Arcybiskupa Józefa. Jest tym słowem i rzeczywistością słowo Pasterz. Zatem na pytanie, kogo dziś żegnamy, najpełniej odpowiemy wtedy gdy powiemy, żegnamy pasterza dobrego, który niestrudzenie starał się w życiu, przyporządkowując wszystkie talenty i wszelką wiedzę, być pasterzem dobrym, znając owce, kochając je, szukając i prowadząc do czystych źródeł. Wszyscy, którzy Go znali jako biskupa w Tarnowie i Lublinie, zwłaszcza ci, którzy go znali bliżej, potwierdzą, co było dla Niego najważniejsze. On kochał ludzi i kochał Kościół, zależało Mu na zbawieniu wszystkich. Przez osobistą modlitwę, której było bardzo dużo w Jego życiu, przez z pasją głoszone słowo Boże, czasem ostrzejsze niż miecz obosieczny, przez posługę sakramentów i całe pasterzowanie chciał być i był na pierwszym miejscu pasterzem. Gdyby Mu postawiono pytanie, kim jest najpierw i najbardziej, człowiekiem, uczonym, filozofem czy biskupem, z pewnością odpowiedziałby – biskupem, z całą troską o formację ludzką, naukową, duchową i intelektualną, podporządkowaną temu największemu powołaniu.
Miałem okazję, a nawet szczęście być blisko kleryka, księdza, a potem biskupa Józefa przez 44 lata. Znałem wiele problemów, czasem dylematów, z którymi się dzielił do ostatnich dni. Pamiętam, jak w roku 1990 przyszedł do mnie po przyjęciu urzędu biskupa tarnowskiego. Naturalnie postawiłem Mu pytanie, jak Ty to wszystko teraz pogodzisz? To był Jego dylemat, ale tylko do momentu powiedzenia „tak” Ojcu Świętemu. W pewnym sensie sprawdziły się w jego życiu słowa Jezusa wypowiedziane do świętego Piotra po zmartwychwstaniu: Gdy byłeś młody opasywałeś się sam i chodziłeś gdzie chciałeś. Gdy się zestarzejesz wyciągniesz swoje ręce i inny cię opasze. Dał się Chrystusowi przepasać i poprowadzić. Skoro powiedziałem „tak”, mówił – wszystko inne musi być służebne wobec biskupstwa. Po kilku latach widać było, że tak jest w rzeczywistości. Płacił za to ogromną cenę, zwłaszcza swoją morderczą pracą, by być pasterzem dobrym w obu diecezjach, a równocześnie utrzymać rytm pracy naukowej, publicystycznej – co było Jego pasją. To, że jako biskup był dla swoich wiernych, a równocześnie zostawił po sobie 50 książek i kilkaset artykułów, uczestniczył w kilkuset konferencjach naukowych na całym świecie, było pewnie jedną z przyczyn Jego wczesnego odejścia. Chciał żyć intensywnie i krótko – często o tym mówił. Myślę, że często wypowiadał w modlitwie brewiarzowej słowa psalmu: „Rzekłem w połowie moich dni odejść muszę”. Odszedł spracowany po ludzku człowiek, w połowie swoich dni, a tak bardzo był potrzebny Kościołowi, Polsce i światu.
Odszedł człowiek wierny i otwarty, wierny Bogu i Kościołowi, a otwarty na współczesny świat i jego problemy, otwarty na ludzi, na świeckich w Kościele, otwarty na świat mediów. Doskonale wiedział, że Kościół nieobecny w kulturze, w nauce, w życiu społecznym i politycznym, w środkach masowego przekazu, będzie niebezpiecznie zamkniętym Wieczernikiem, niepełniącym misji Chrystusa „Idźcie na cały świat i nauczajcie wszystkie narody”. Wiedział też, że otwartość bez podstawowej wierności może prowadzić na współczesne manowce. Znał też dylemat dwu skrajnych sytuacji. Z jednej strony człowiek wpadający w ręce pseudopasterzy współczesności, często niegodziwych. Z drugiej zaś człowiek błąkający się bez pasterza.
Czasy świadomej działalności Ks. Arcybiskupa dobrze znały obydwa te niebezpieczeństwa. Pierwsze – fałszywi pasterze – bardziej było znane do roku 1989. Tamci, wykreowani pseudopasterze, mieli receptę na szczęście ludzi. Ich metodą była przemoc i wszechobecna propaganda. W tamtym czasie posługa myślenia Ks. Arcybiskupa Józefa była nieoceniona. Stawiał zdecydowanie zagadnienie prawdy, obnażał kłamstwo i absurdy systemu. Ukazywał piękno wolności. Także dziś nie brakuje niebezpiecznych pseudopasterzy.
Po roku 1989 sytuacja uległa zasadniczej zmianie. Spadła na nas wolność, a z nią dziesiątki i setki propozycji światopoglądowych i etycznych oraz wszechobecny relatywizm. Często traciliśmy orientację co do dobra i zła. Ludzie stali się często jak owce bez pasterza, bez wyraźnego kierunku, bez jednej busoli, aż po zniechęcenie i podejrzliwość wobec wolności, która jest przecież normalnym stanem człowieka. W tym czasie, zwłaszcza w latach 90-tych biskup Józef jawi się jako człowiek wielkiej wiedzy i mądrości oraz znajomości globalnego świata, demaskujący wielkie zagrożenia współczesnego świata, a równocześnie zdecydowanie krytyczny wobec postaw przeciwnych zasadom Ewangelii, zarówno w świecie jak i wewnątrz Kościoła. Ta Jego obecność w imię wierności i otwartości w dyskursie publicznym była odważna i cenna dla Kościoła i Polski, czego przykładem było mianowanie Ks. Arcybiskupa na Synod Biskupów o Europie. Równocześnie ta działalność przysparzała mu wiele krytyki wielu polemistów, a czasami zdecydowanych nieprzyjaciół. Jako człowiek niezwykle wrażliwy, nawet jeśli na zewnątrz wyglądał twardy i odporny, przeżywał te sytuacje niezwykle głęboko, płacąc za to wysoką cenę swojego zdrowia.
Ludzie wielcy, którzy wyprzedzają swoją epokę, widzą dalej i głębiej, są wielkim skarbem Kościoła i świata. Takim był Ks. Arcybiskup Józef. Biskup wielkiej wiedzy i mądrości, biskup wielkiej gorliwości i pracowitości, biskup zaangażowania ekumenicznego i międzyreligijnego. Bliski prostym ludziom podtarnowskiej wsi i uczonym z uniwersyteckiego Lublina i Krakowa. Biskup Romów z Limanowej, partner do rozmowy z młodymi z przystanku Woodstock oraz pomagający dyskretnie przychodzącym do Niego ludziom ubogim. Biskup – pasterz dobry.
Arcybiskupie Józefie, polecamy Cię Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu. Prosimy Chrystusa Zmartwychwstałego – Pasterza Dobrego, by za Twoje pasterskie prowadzenie ludzi przeprowadził Cię do krainy życia. Wybacz w niebie wszystkim, którzy Cię nie rozumieli, którzy opornie przyjmowali Twoje poglądy. Wybacz także nam, żeśmy Cię nie zdążyli poznać do końca, a zwłaszcza, że nie potrafiliśmy wykorzystać całego potencjału Twoich możliwości.
Bracia i Siostry. Miał Ks. Arcybiskup wiele zainteresowań i pasji. Wśród nich była poezja Herberta i Twardowskiego. Polecajmy miłosierdziu Bożemu Zmarłego Arcybiskupa Józefa słowami wiersza – modlitwy, napisanego przez Ks. Twardowskiego w szpitalu warszawskim, w dniu swojej śmierci 18 stycznia 2006 roku:
„Zamiast śmierci
racz z uśmiechem
przyjąć Panie
pod Twe stopy
życie moje
jak różaniec”.