Domagają się przywilejów
12 czerwca 2011 | 12:37 | ks. iw / ms Ⓒ Ⓟ
Homoseksualiści już nie tylko nie chcą być dyskryminowani, ale głośno i coraz brutalniej domagają się zrównania w prawach ich związków z małżeństwami – ocenia ks. Ireneusz Wołoszczuk, prawnik i sędzia Trybunału Arcybiskupiego w Strasburgu.
W Polsce odżyła dobrze zorganizowana batalia o uznanie przez państwo tzw. związków partnerskich, organizowana przez coraz mocniejsze – także w Polsce – lobby homoseksualne. Tymczasem koronny argument, na którym opierają oni swoje racje jest z gruntu fałszywy, bo tak zwane „prawa” dla tych związków, zupełnie nie wypływają z zasady niedyskryminacji czy równości obywateli wobec prawa, lecz są przywilejami nadanymi przez państwo rodzinie.
Zwolennicy rejestracji przez państwo związków homoseksualnych najczęściej powołują się na prawa człowieka, zasady sprawiedliwości i równości wobec prawa, a także na prawodawstwo Unii Europejskiej zakazujące Traktacie Karcie Praw Podstawowych, a także w Traktacie Amsterdamskim, wszelkiej dyskryminacji, w tym także z uwagi na orientacje seksualną. Tymczasem prawa zbliżone do tych, jakimi cieszą się małżeństwa, a których coraz głośniej domagają się teraz także polscy homoseksualiści, nie są zwykłymi prawami obywatelskimi, lecz specjalnymi przywilejami przyznanymi rodzinie w państwach nowożytnych. I jako takie wychodzą znacznie poza konstytucyjną koncepcję równości wobec prawa, sprawiedliwości społecznej, czy też praw człowieka. Ich źródłem jest przede wszystkim szczególna rola rodziny w społeczeństwie. Do takich przywilejów nie mogą aspirować np. rodzeństwa żyjące pod jednym dachem. Państwo premiuje bowiem szczególna rolę formalnego związku mężczyzny i kobiety, a także związane z nią obciążenia rodzicielskie i wychowawcze, jakie ten związek ponosi. Jako że od kondycji rodziny zależy przetrwanie społeczeństw i narodów, państwo powinno pomagać rodzinie w prawidłowym spełnianiu swoich funkcji stwarzając jej optymalne warunki egzystencji, a nawet nadając pewne przywileje. Jakież zatem inne wysiłki prospołeczne par homoseksualnych miałyby rekompensować przywileje prawne i fiskalne przyznane im przez państwo polskie?
W szczególności nie należy mylić, a w tym wypadku raczej fałszywie przedstawiać typowych przywilejów jako praw człowieka! W imię tak rozumianej sprawiedliwości, każdy obywatel mógłby domagać się np. immunitetu poselskiego, samochodu służbowego, czy wcześniejszych emerytur. Tymczasem, dopiero przy tak zinterpretowanej konstytucyjnej zasadzie równości obywateli, rewindykacje osób o orientacji homoseksualnej mogłyby być uznane za słuszne! Czy chodzi tu o skrajną nieodpowiedzialność autorów projektu, czy może o zła wolę? Żaden prawnik, a szczególnie filozof prawa, nie może zapomnieć, że w państwie demokratycznym szczególne przywileje muszą zawsze wiązać się ze szczególnymi obowiązkami. Domaganie się takich samych lub podobnych przywilejów dla związków, które z samej swojej natury nie mogą zrodzić potomstwa (bo przecież nie chodzi o przypadki niepłodności), tak jak związki homoseksualne, ze względu na równość wobec prawa lub sprawiedliwość, jest albo świadomą próbą naruszenia fundamentów państwa, albo totalnym nieporozumieniem.
Żadne decyzje polityczne, nawet te podejmowane w demokratycznym głosowaniu, nie powinny rozstrzygać o podstawowych wartościach ludzkich uzurpując sobie funkcje nadrzędne w stosunku do praw natury. Paradoksalnie, nawet sama pierwsza autorka pomysłu wprowadzenia tego kontrowersyjnego prawa w Polsce, prof. Maria Szyszkowska, w swej książce „Europejska filozofia prawa” pisała : „Prawa człowieka, inaczej podstawowe wartości, czy podstawowe prawa – te nazwy oddają wyraziście przekonanie, że w społeczeństwie dochodzą do głosu wartości nie przez państwo powołane do życia. Że są wartości wyłączone ze sfery tych międzyludzkich stosunków, które są zależne od wyników głosowania, czy innych dowolnych decyzji. Wynikają one z tak zwanego prawa natury.(…) Te zasady mają swoje źródło w rozumie człowieka, czy – jak twierdzą inni – w istocie, bądź godności człowieka.” Jak widać „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”… Bardzo źle się dzieje, gdy prawda obiektywna staje się zakładnikiem programów wyborczych tej lub innej partii i przedmiotem gry politycznej.
Zresztą zapewne tak samo działo się gdy w 1973 roku Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne wykreśliło homoseksualność z międzynarodowej listy zaburzeń psychicznych. Natomiast 17 maja 1990 roku Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), działająca na szczeblu międzynarodowym w ramach ONZ i skupiająca 193 kraje członkowskie, wykreśliła homoseksualizm z Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych. Stwierdziła również, iż żadna orientacja seksualna (w tym homoseksualna) nie powinna być przez nikogo traktowana jako zaburzenie!
Dziś znaczna części tzw. „środowisk naukowych” twierdzi, że „homoseksualność nie jest chorobą czy zaburzeniem psychicznym”, a wszelkie próby „repatologizacji homoseksualności”, a nawet tylko braku akceptacji dla postulatów tego środowiska, traktowane są jako przejaw antyspołecznych uprzedzeń i dyskryminacji nazywanych „homofobią. Co więcej jakaś część współczesnych psychoanalityków podkreśla „szkodliwość postaw homofobicznych”. Co istotne, sama „homofobia” jest pojęciem zupełnie nieostrym i bardzo nieprecyzyjnym i dlatego może być dziś z powodzeniem używana jako typowy „młot na czarownice”, z siłą rażenia podobną do tej jaką do niedawna miał tylko i wyłącznie „antysemityzm”, po to, aby taką „etykietką” skutecznie wyłączyć adwersarza z jakiejkolwiek dyskusji. Jako że w psychologii i psychiatrii fobie są rodzajem strachu, to określenie „homofobia”, jako czegoś pejoratywnego, jest pojęciem wewnętrznie niespójnym, a wręcz świadomym zniekształcaniem obrazu rzeczywistości, wyłącznie do celów ideologicznych. Oczywiście bardziej adekwatny byłby podział na „homoentuzjastow” i „homosceptykow”, ale jest jasne, że w tej nowomowie chodzi nie o obiektywne odzwierciedlanie rzeczywistości, a jedynie o rozbudzenie negatywnych emocji społecznych wobec „szkodliwych homofobów”. W taki oto sposób dla współczesnej psychologii i psychiatrii homoseksualizm stał się „inna normą”, a nową jednostką chorobową stałą się „homofobia”. Zygmunt Freud zapewne w grobie się przewraca!
Każda zresztą próba „majstrowania” przy fundamentalnych zasadach społeczeństwa i państwa jest bardzo groźna, bo jej skutki są długofalowe i dziś zupełnie nieprzewidywalne.
Lobby homoseksualne (jak na razie poza Polską) pokazało, że stopniowe zrównanie praw małżeństw i związków homoseksualnych jest dopiero pierwszym etapem walki, następnym jest adopcja dzieci.
Zaczęło się od tak zwanych „coming out” – wyjścia z szafy, czyli publicznego ujawniania własnych preferencji seksualnych. Chodziło o powiedzenie społeczeństwu: „paczcie, jesteśmy i jest nas dużo więcej niż wam się wydaje”. Rzeczywiście ta akcja polegała na tym aby „oswoić społeczeństwo z tym problemem” i rzeczywiście przekonała pewną część społeczeństwa, że osób homoseksualnych jest znacznie więcej niż w rzeczywistości.
Drugim etapem były – i są nadal – tak zwane „gay pride” – parady gejowskiej dumy – szybko przechrzczone na „marsze równości”, aby łatwiej móc je podciągnąć pod walkę o równość praw człowieka. Tyle, że jak pokazuje praktyka i stroje uczestników, że marsze mają za zadanie szokować niż wyrażać poglądy, bo pewne sprawy ze sfery intymnej, jak choćby preferencje seksualne, nie są po to, aby się z nimi obnosić publicznie. Zresztą, na tej samej zasadzie i w imię wolności słowa, można by wyobrazić sobie podobne marsze fetyszystów, masochistów lub onanistów, tylko, jest pytanie w jakim celu?
W czwartek 9 czerwca polski Sejm odrzucił w głosowaniu poprawkę Senatu do ustawy o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej, która zakazywała homoseksualistom pełnienia funkcji rodziców zastępczych i prowadzenia rodzinnych domów dziecka.
Za odrzuceniem poprawki było 231 posłów, przeciw – 170, a 11 wstrzymało się od głosu. Poprawkę zaproponował senator Piotr Kaleta (PiS). Została przyjęta wbrew negatywnym opiniom senackiego biura legislacyjnego oraz komisji. W innej poprawce Kaleta chciał, aby osoby o orientacji homoseksualnej nie mogły być asystentami rodziny, ale tej poprawki senatorowie nie poparli. W środę poprawkę negatywnie zaopiniowały także sejmowe komisje.
W ten Sposób polski Sejm w imię rzekomej niedyskryminacji par homoseksualnych, zezwolił na faktyczną dyskryminację najbardziej pokrzywdzonych przez los dzieci!
Lobby homoseksualne, teraz także w Polsce, pokazało wyraźnie, że stopniowe zrównanie praw małżeństw i związków homoseksualnych poprzez tak zwane „związki partnerskie” jest dopiero pierwszym etapem walki, następnym będą małżeństwa homoseksualne jest adopcja dzieci.
O zagrożeniu homoseksualnym dzieci niech świadczy choćby fakt, ze ponad 75% przypadków pedofilii w Kościele Katolickim było natury homoseksualnej, choć ilość homoseksualistów wśród duchownych katolickich nie przekracza średniej społecznej, nie więcej niż 5 – 10%. Tych liczb nie można zostawić bez komentarza i udawać, że nic nie znaczą. Tym bardziej, że nie jest prawdziwy często przytaczany argument, że działo się tak, z powodu łatwości kontaktu z chłopcami-ministrantami, bo jest tak jedynie w krajach Europy środkowej, zresztą dużo mniej dotkniętymi pedofilią niż Europa zachodnia i Ameryka, gdzie już od 40 lat wśród ministrantów jest dużo więcej dziewczynek niż chłopców!
Dlaczego tak się dzieje? Nie ma na to jednej odpowiedzi. Wiąże się to zapewne ze znanym zarówno psychologii jak i w teologii moralnej tak zwanym „efektem tabu”, który polega na tym, że gdy raz złamie się jedno tabu, to łamanie następnych przychodzi już dużo łatwiej. Nie można też zapomnieć o tym, że dla osób homoseksualnych sfera seksualności jest tak ważną treścią ich życia, że staje się wręcz głównym wyróżnikiem ich tożsamości. Nienormalne uprzywilejowane miejsce własnej seksualności wiąże się z długotrwałą stymulacją psychoseksualną, a ta na dłuższą metę powoduje nieuniknione przesunięcie progu bodźców. Taka sytuacja sprawia, że bodźce dotychczas nadprożowe, stają się podprogowymi, czyli że do osiągnięcia podobnych efektów są potrzebne coraz mocniejsze bodźce erotyczne.
Każdy, kto miał do czynienia z psychologia rozwojową dzieci nie ma żadnych wątpliwości, że podstawą uczenia się przez małe dzieci jest naśladowanie dorosłych i że człowiek dorosły przenosi na swoją własną rodzinę i na stosunki społeczne, które tworzy wzorce postępowania, jakich nauczy się jako dziecko. Nie chodzi tu nawet o naśladowanie orientacji seksualnej rodziców lub opiekunów, bo co do takiej możliwości zdania są podzielone, ale o naśladowanie podejścia dorosłych do norm kulturowych, społecznych i moralnych, co dla rozwijającej się psychiki dziecka i dla jego hierarchii wartości może być jeszcze bardziej destrukcyjne. Owszem, zdarza się nierzadko, że „normalna” rodzina okazuje się patologiczna, ale w żadnym razie rodzina nie może być patologiczną, lub patologenną z założenia! Dodatkowo, badania na świecie potwierdzają, że tak zwane „luźne związki”, czyli związki partnerskie i konkubinaty sprzyjają częstszemu doświadczaniu przemocy, zaś w małżeństwie zdarza się ono zdecydowanie rzadziej . Niestety odsetek Polsce ze statystyk Ministerstwa Sprawiedliwości nie dowiemy się także jaki odsetek wykrytych przestępstw przypada na konkubinaty a jaki na małżeństwa. Policja i prokuratura w trakcie swoich działań nie rozróżniają stanu cywilnego sprawców ani poszkodowanych. A może komuś zależy na tym, aby te ważne zależności nie były znane przez polskie społeczeństwo, mimo, że w innych krajach od dawna rozumie się i docenia ich wagę?
Dziś dziecko coraz częściej nie jest już podmiotem, o którego dobro państwo i społeczeństwo winno się troszczyć, a staje się przedmiotem egoistycznej chęci posiadania go – lub nie – i to za każdą cenę! Co więcej ten egoizm został nawet ubrany w ramy prawne, często przedstawiane nawet jako prawa człowieka. I tak jeśli dziecko jest niechciane, to jest na podorędziu aborcja, a jeśli jest pożądane to „in vitro” lub adopcja, także ta homoseksualna… Tymczasem w prawie nie ma i nie może być czegoś takiego jak prawo do dziecka, bo byłoby to prawo do posiadania innego człowieka! To raczej dziecko, które jako sierota jest pod szczególną opieką państwa, ma prawo oczekiwać, aby oddając go do adopcji to właśnie państwo zapewniło mu jak najbardziej „normalną” i „stabilną” rodzinę. Ze wszystkich wyżej wymienionych powodów, skutki psychologiczne i społeczne nieodpowiedzialnych rozwiązań prawnych mogą okazać się bardziej niebezpieczne, niż może się to dziś komukolwiek wydawać. Dlatego też zadekretowana prawnie możliwość homoseksualnych „in vitro” i adopcji dzieci, jest legislacyjną zbrodnią z premedytacją popełnioną na bezbronnej psychice dziecka, na jego wizji ról społecznych, na hierarchii wartości; a wręcz na podstawach istnienia państwa. W stosunku do dziecka, gorsza od tego może być tylko pedofilia!
Ostatnim wreszcie argumentem zwolenników tzw. związków partnerskich jest przykład krajów europejskich, w których takie związki mają osobowość prawna. Rzeczywiście, na przykład we Francji pary zarówno hetero jak i homoseksualne, które nie chcą lub nie mogą zawierać związku małżeńskiego mogą podpisać tzw. „PACS”. Warto przyjrzeć mu się bliżej, bo on też daje związkom nieformalnym i niestałym przywileje socjalne i fiskalne podobne do tych, jakimi cieszą się małżeństwa. Niestety, takie zrównanie prawne związków naruszyło już we Francji pozycję małżeństwa, bo otwarcie drogi do przywilejów bez obowiązków już spowodowało coraz wyraźniejsze odejście od instytucji małżeństwa i to najbardziej wśród par heteroseksualnych, których jest wśród amatorów PACS aż 96%! W roku 2010 ilośc zawartych PACS przekroczyła liczbę 195 tyś., bo corocznie zawieranych jest ponad 20 tyś nowych związków, a rozwiązywanych około 6 tyś., czyli około 30% . Co ciekawe, połowa rozwiązanych PACS jest spowodowana zawarciem małżeństwa cywilnego, w przytłaczającej większości z powodu chęci zawarcia ślubu kościelnego, który to we Francji jest niemożliwy bez ślubu cywilnego. Natomiast jeśli ilość PACS będzie nadal wzrastać w podobnym tempie – czyli corocznie o 20-30% – a ilość ślubów spadać dalej o około 3 % rocznie, to za mniej więcej pięć lat we Francji będzie więcej PACS niż ślubów cywilnych! Zdaniem socjologów głównym powodem tej sytuacji jest fakt swego rodzaju „wkalkulowania” z góry dość prawdopodobnej możliwości rozwodu (statystycznie rozpada się co drugie małżeństwo w Paryżu i co trzecie na prowincji), a rozwód jest procedurą długotrwałą i kosztowną. Dodatkowo, samo Państwo kieruje do obywateli niespójny przekaz: jednym daje przywileje i nic nie wymaga, a od innych wymaga, żadnych nowych przywilejów nie dodaje. Dodatkowo, jak się ma do zasady równości wobec prawa i sprawiedliwości społecznej, fakt, że przywileje małżeńskie są być nadawane na przykład parom heteroseksualnym, które nie mają żadnych przeszkód, a jedynie nie chcą zalegalizować formalnie ich związku jako małżeństwa, a chcą jedynie korzystać z przywilejów jednocześnie odrzucając płynące z niego obowiązki? Dlaczego całe społeczeństwo miałoby z własnych podatków fundować takim związkom na przykład przywileje fiskalne w podatkach dochodowych i spadkowych? Takie „rozdawnictwo” przywilejów byłoby swego rodzaju „cięciem gałęzi, na której samo siedzi”, czyli oficjalnym podważaniem przez Państwo własnych zasad i podstaw własnej egzystencji. Żaden rozsądny prawodawca nie może nadawać przywilejów bez obowiązków i zrównywać tzw. życie na „kocią łapę” ze społecznie uznaną instytucją rodziny!
Jedną z podstaw instytucji małżeństwa, która pozwala budować rodzinę jest jego stabilność. Choć rozwód w prawie cywilnym jest możliwy, to jednak jego procedura jest skomplikowana i długotrwała, tymczasem wszystkie związki typu „PACS” można rozwiązać natychmiast i najczęściej wystarczy do tego deklaracja jednej tylko ze stron. Na tak kruchej podstawie nie da się budować normalnej rodziny. W dobie poważnych problemów społecznych, wynikających także z kryzysu rodziny, wprowadzanie w Polsce podobnego prawa byłoby po prostu nieodpowiedzialne!
Co ważne, trzeba przypomnieć, że takie przywileje nadane przez Państwo nie walczą zupełnie pary, która zawarły jedynie tzw. „ślub konkordatowy” i świadomie zrezygnowały z zawarcia związku cywilnego!
Wiadomość z ostatniej chwili jest taka, że 9 czerwca 2011 partia socjalistyczna (PS) złożyła w Parlamencie Francuskim projekt prawa zezwalającego na małżeństwa homoseksualne i prawa do adopcji dzieci, aby jak to określił autor projektu Patrick Bloche, „nadrobić zacofanie Francji w tej dziedzinie”! Co ciekawe, to właśnie Patrick Bloche był sprawozdawcą projektu prawa które w 1999 roku wprowadziło we Francji PACS. Czyli znowu sprawdziło się stare powiedzenie: „dasz palec, to wezmą całą rękę”…
Gdy w Chorwacji, Papież Benedykt XVI wzywa Rządy do szczególnego wspierania „tradycyjnej rodziny” w systemach prawnych ich państw, PO obiecuje ustami swojego lidera Donalda Tuska poparcie inicjatywy SLD, zapewne jedynie dla doraźnej korzyści politycznej, dla kilku procent potencjalnych wyborców, albo by przyszykować grunt pod przyszłą koalicje z SLD…
Dlatego, choć jeszcze niedawno wydawało się to zupełnie nieprawdopodobne, możliwe, że w przyszłości kampania mająca na celu uznanie nietypowych zachowań seksualnych za tzw. „inną normę”, a potem prawne wymuszenie uznania ich za alternatywny, ale równorzędny, wzorzec rodziny, powiedzie się także w Polsce. Kto jednak weźmie na siebie odpowiedzialność prawną i moralną, za długofalowe skutki społeczne tak groźnych dla społeczeństwa eksperymentów? Pewnie jak zwykle winnych już będzie, tyle że prawdopodobnie wtedy na naprawienie błędów będzie już za późno…
ks. Ireneusz Wołoszczuk,
prawnik, filozof prawa i sędzia Trybunału Arcybiskupiego w Strasburgu
cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie!
Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz trudniejsze.
Dlatego prosimy Cię o wsparcie portalu eKAI.pl za pośrednictwem serwisu Patronite.
Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.